wtorek, 3 maja 2011

Czfarta czydzieści.

Czwarta trzydzieści.
Lewy bok. Prawy bok. Teraz na pleckach. Teraz łapsko pod zadek. I teraz znów atak na boczek lewy.
Nie, to nie prace nad nową pozycją sexualną. To prowadzone od 30 minut próby zaśnięcia.

Kot siedzi obok na fotelu, patrzy na mnie i pewnie szydzi w myślach. Bydlę najpierw przeczeka aż przysnę, a następnie sprawdzi jak bardzo z rana przepełnia mnie agresja. Testy wykona przy pomocy powolneeeeeeeeeego przekopywania kuwety, dokładneeeeeeeeeeeeeego gryzienia karmy, a następnie dla kontrastu - szybkiego przebiegnięcia z kuchni do pokoju zaczepiając po drodze dupą o szafkę, futrynę, fotel i śpiącego psa.
Pies oczywiście nawet nie zareaguje. Być może pierdnie chcąc dać znać, że żyje.

Piąta-zero-zero.
Kot nie wiem skąd, ale wyciągnął z jakieś swojej tajemnej kociej skrytki bębenek, tamburynko, a teraz łazi po pokoju i napierdala tym o każdy znaleziony mebel. Zakładam okulary by dokładnie sprawdzić, co tym razem miałczący kretyn wykombinował. Bębenek - no tak, z kartonika po soku sobie zrobił. Ciekawe jak ściągnął 2listrowy karton ze stołu. Tamburynko? Kutfa, jeśli to są zapięcia z mojego plecaka za apara...

Piąta-zero-cztery.
Kot spierdolił pod szafkę. Chyba załapał, gdzie chcę mu wsadzić ten 2litrowy karton po soku. Chwila spokoju.

Piąta-zero-dziwięć.
Po prawie 40 minutach w końcu chwila spokoju. Najwspanialsza Z Żon obok coś cicho mamra przez sen. Za oknem jakiś ptak informuje całą wieś, jaki to jest zajbisty. Czekam, aż bydlę ochrypnie i zamknie dziób.

Piąta-jedenaście.
Dziobaty sonofdebicz za oknem nie milknie, zaczynam zastanawiać się, czy oby jednak nie wykorzystać dziś kartonu po soku jako wszczep analny.

Piąta-czternaście.
Sonofdebicz dziobaty odleciał. Cisza. Wszyscy śpią, kot śpi, pies śpi, kompletna cisza...

Piąta-piętnaście.
Chce mi się srać.

Prawie po godzinie walki o sen nie pozostaje mi nic innego, jak naciągnięcie na grzbiet 2 warstw spodni, 3 bluzy, kurtę, czapkę, załadowanie się w cieplejsze buty i wyprawienie się na zewnątrz w stronę malowniczego kibelka za obórką. Najgorsze jest to, że nie zasnę już. Nie ma szans. Wystawienie dupska po godzinie piątej na chłód, który ścina biało w gałkach ocznych nie sprzyja utrzymaniu senności. Siedzę więc teraz w namiocie na kawałku starej kanapy owinięty w kocyk wyglądający z grubsza tak, jak ja się czuję.
Miałczące bydlę pewnie zajęło moje miejsce w łóżku i teraz chrapie cicho korzystając z ciepełka, które ja swym własnym organizmem wygenerowałem... Ot, sprawiedliwość.

Chce ktoś kota? Dorzucam kuwetę i zapas karmy na rok.

2 komentarze: