poniedziałek, 25 maja 2015

Puł żartem, Puł serio: bulesne decyzje.

Niedziela. Popołudnie.
Drepczę w stronę szkoły, na terenie której mam skreślić swój jakże ważny "X" przy nazwisku któregoś z kandydatów. Czuję się jak wegetarianin, który ma zdecydować co zeżreć: schabowego, czy mielonego. Ogólnie padaka, kiła, bagno. I tak na zmiany trzeba będzie poczekać do wyborów parlamentarnych. Tam faktycznie można mieć realny wpływ na kształt polityki. Ale nic to...

...więc idę do lokalu wyborczego, mieląc pod czaszką wyborcze rozważania. Gdzieś z przodu po lewej, pod starą jak ropa naftowa wierzbą, siedzi na ławeczce stadko sympatycznych starowinek równie wiekowych co drzewo. Babcie jak to babcie: dyskutują o czymś żywiołowo, jedna poprawia sobie zęby, druga głaszcze swojego zapasionego jamnika, trzecia po tym, jak potężnie kichnęła, próbuje zerknąć na swój tyłek. Pewnie stara się sprawdzić, czy zwieracz jej nie puścił.
Zbliżam się do babć rzucając w ich kierunku uśmiech i mijam starowinki starając się nie wdepnąć w rozlanego na chodniku jamnika. Nagle do moich uszu docierają strzępy babcinych rozmów:

- bo pani wie, pani moja kochana, ja naprawdę, tak od serca na niego głosowałam, bo teraz to będą wsadzać do więźnia na dwa lata za te płody co to usuwajum z vivitro!

Zatkało mnie. Aż przystanąłem. Udając, że szukam czegoś po kieszeniach, gram na czas chcąc uszczknąć coś jeszcze z dyskusji seniorek.

- no! I tego vivitro powinni zabronić, bo proszę ja pani, pani moja kochana, do czego to dojdzie, że pedały z tego korzystać bedum! TFU!

"Tfu!". Dobrze powiedziane: "Tfu!". Ruszam przed siebie, starając się jak najszybciej oddalić od źródła babcinych mądrości. Szkoda, że nie mam przy sobie chusteczek higienicznych, usiadłbym na następnej ławce, by zapłakać nad tymi straconymi głosami.

*****

Poranek, dnia następnego. Świat się nie zawalił. Krzyżami miasta nie obwiesili. Jeszcze. Lotne brygady moherów nadal nie zaganiają ludzi do kościoła na szóstą rano. Chyba będzie normalnie.
Siadam przed komputerem z kubkiem kawy, odpalam onet by sprawdzić, jak tam nastroje po wyborach. Pierwsze co rzuca mi się w oczy - gęba Macierewicza na zdjęciu.
O, wybory skończone to i go wypuścili. W końcu chłopina będzie mógł się wysikać.

czwartek, 7 maja 2015

Pół żartem, pół serio: wiosna!

Popołudnie. Nażarty jak koń po udanym skoku na taczkę pełną musli, toczę się przez miasto. Słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają, można powiedzieć, że przyszła wiosna. A wraz z nią to, co najlepsze: lachony wyplątują się ze sweterków!

Poprawiam okulary na licu, uprzednio uczciwie je czyszcząc, by nie umknęło mi nic z niewieścich cudów stąpających ulicami miasta. O, to to to, po prawej sunie niewiasta, widać na pierwszy rzut oka, prawdziwa dama: torebeczka gustowna, włos zadbany, bucik też pewnie wart więcej niż połowa Czarnej Dziury, no ale dla takiej raciczki to i bucik odpowiedni być musi!
Kawałek dalej, nieco bardziej roztrzepane, dwie sikorki z przejęciem dzielą się wrażeniami. Sądząc po wypiekach na twarzy tej, która więcej mówi, to właśnie opowiada o nowej wielkiej miłości, albo przyznaje się do problemów z hemoroidami.
Bardziej w stronę parku przechadza się kolejna dziewoja. Widać, że sportsmenka: pstrokate buty do biegania, obcisłe spodnie wyglądając jak jeansy... jak to się one nazywały... tregginsy!!! O właśnie! Tregginsy opinają tyłek, włos krótko ścięty fantazyjnie zaczesany do góry, obstawiam, że ułożenie tej fryzury zajmuje jakieś 40 minut i najpewniej niesie ze sobą samojebkową relację online na Insta. Tak czy inaczej, sporto... a... nie, moment. To nie sportsmenka. To jakiś pizduś w rurkach.
Cholera, co za czasy, nawet własnym oczom nie można wierzyć... Fuj!

Tak czy inaczej, wiosna! Tuptam przed siebie, ciesząc się promieniami wiosennego słońca. Przyspieszając kroku, mijam grupkę złożoną z kilku chłopaczków, średnia ich wieku to może z 17-19 lat. Kolesie śliniąc się niemiłosiernie, komplementują stojące kawałek dalej niewiasty:
- tyyyyyyyy, ale ta to ma oddech, nie?
- no, i wydech, aleeeeeeeeeeee bym ładował jak węgiel do piwnicy!
- no brałbym jak rolnik dopłatę!
- no, ta jedna to pewnie wali się jak stare kamienice w Bytomiu!

...i tak dalej. Gdyby obiekty uwielbienia chłopaków słyszały te potoki miodu lejące się w ocenach ich fizjonomii, pewnie wyzwałyby swoich absztyfikantów od chamów, prostaków, bydlaków... A ci z kolei by to olali, aby ostatecznie w pokoju i zgodzie udać się z niewiastami do pobliskiej bramy, celem obalenia jakiegoś gleborzuta. Ach, ta miniona młodość i jej uroki.

Kilka kroków dalej zerkam w witrynę sklepową i nadziewam się na odbicie ulicy. Oto ja. Idę. Gdzieś z tyłu wspomniane niewiasty i ta męska część przyszłości naszego narodu. I tak zerkam na to odbicie. Na nich, na siebie, na nich, na siebie. Tia. Coś jakby różnica wieku rzuca się już w oczy. Tia.. Oni za swoje komentarze zostaliby nazwani chamami i prostakami i w nagrodę poszliby na wino. A ja co najwyżej usłyszałbym, że jestem starym zboczeńcem i mam sobie poszukać kogoś w swoim wieku.
Starym, kutfa!
Tfu!

*****

Wiosna.
Tak dużo się dzieje, tak mało czasu. Badania zrobione, konsylium po przeanalizowaniu sterty papierów doszło do wniosku, że mogę schodzić w dół. I wchodzić do góry. Dobrze, że mi o tym powiedzieli, bo bałbym się poruszać po schodach. A, nie, przecież mieszkam na parterze.

Pies wyczesany w połowie. Wcześniej wyglądał jak tritutl, teraz wygląda, jak efekt gwałtu tritutla na mopie.

I po szeregu wykonanych doświadczeń zaczynam przekonywać się do teorii, wg której równie łatwo można zrobić kobiecie dobrze kabanosem, co kwiatami.