środa, 22 lutego 2012

Flustracyjnie

Marzy mi się. Marzy mi się zielona łąka o poranku, gdy letnie słońce zaczyna ogrzewać zaspaną twarz, chłodna rosa na przesyconych zielenią źdźbłach chłodzi stopy, gdy już rozbudzone ćwierkacze gatunku wszelakiego zaczynają swoje codzienne pogadanki drąc ryje na czubkach strzelistych drzew.
Marzy mi się spokój i cisza i sielanka tak obrana z wszelkich stresów i nerwów, że nawet pozostałość psiego procesu trawienia ulokowana w trawie przywołuje uśmiech na twarzy gdy człowiek widzi, jak radosne muchy w podzięce za tak bogaty dar pobzykują w rytm "What A Wonderful World".

Z całej tej sielanki jedyne na co można obecnie liczyć, to wspomniane gówno.

Kóń się pochorował wziął. Bezczelnie pół tony rudego ciula wzięło się i rozłożyło w przenośni i dosłownie. Ja rozumiem - jakiś katarek zimowy, kaszelek może, niech będzie nawet i Gorączka Krwotoczna Zachodniego Nilu, ale do Wuja Wacława - oba kopyta jednocześnie, a do tego wszystkiego każde boli z innego powodu? Idąc tym tropem należy przypuszczać, że gdybyśmy z Najwspanialszą-Z-Żon posiadali stonogę, to mielibyśmy 50 całkowicie odmiennych stanów chorobowych z założeniem, że leczenie każdego z nich wyklucza leczenie któregokolwiek z pozostałych. Gdyby dr House miał cycki i zobaczył to wszystko, to zdecydowanie by mu te cycki opadły.

Gdy w końcu doczekamy się potomka, nie będzie nam już straszny żaden ząbek, sraczka czy padaczka. Chyba cały zakres zaskakujących chorób przeszliśmy już z Rudym.

*****

Kobiety. Istoty, których procesów myślowych nie jest w stanie zrozumieć nikt. Istoty których gusta gastronomiczne są równie zmienne, co kierunek padania moczu gdy człowiek po siódmym piwie chce w romantycznym uniesieniu wysikać imię ukochanej na śniegu. Istoty, które potrafią wysłać mężczyznę do sklepu po dżem śliwkowy. BO TAK!!!

Idziesz więc chłopie pomiędzy tymi półkami obserwując z rozbawieniem, jak emerytki okładają się torebkami po głowach w morderczej walce o ostatni kawałek krakowskiej podsuszanej w promocji, suniesz pomiędzy stertami towaru ciesząc się, że tym razem nie musisz kupować tamponów, podpasek, czy innych akcesoriów kanalizacyjnych, przemykasz cicho przez dział drogeryjny nie zerkając nawet w kierunku regału , gdzie przez sześć metrów ciągną się pudełka z milionami odcieni, które nazwałbyś wszystkie tak samo BRĄZOWY. I docierasz w końcu tam, gdzie dotrzeć miałeś. Na PRZETWORY. Dżem. Dżem wiśniowy, dżem truskawkowy, dżem aroniowy, dżem malinowy, dżem pomarańczowy... POMARAŃCZOWY!?!? Niech będzie, że taki jest, trzeba szukać więc dalej...
...jagodowy, agrestowy, morelowy, nosz kurwa mać może jeszcze ŁONOWY!??!!?? A dżemu śliwkowego - ni chuja. Kwadrans później po trzecim Tour De Półka człek tocząc pianę z pyska bierze słoik POWIDEŁ śliwkowych i obiecuje sobie, że gdy mu kobieta zwróci mu uwagę na zakup powideł zamiast dżemu - wsadzi jej zawartość słoika w miejsce, gdzie będzie go mogła trawić z pominięciem gryzienia.
Oczywiście nie można do kasy podejść ot tak, zapłacić, wyjść, bo emerytki które wcześniej szturmem zdobyły mięsny, teraz okupują wszystkie kasy skrupulatnie zapisując w swoich maleńkich notesikach dokładną kwotę zakupu każdej paczuszki zawierającej dziesięć plastereczków szyneczki, których to paczuszek na każdą bereciarę przypada srylion i ciut. Trzeba więc odstać swoje w oparach naftaliny i jazgocie przekrzykujących się babć spierających się tym razem o to, który z księży ładniejsze kazanie ostatnio pierdolnął z ambony, albo który to członek żydomasonerii jest groźniejszy dla bezpieczeństwa finansowego naszego kraju - a co za tym idzie - którego z członków należy najbardziej potępiać. Pomińmy fakt, że wszystkie te rozmowy toczą się przy kasie sklepu na którym zarabia jakże polsko brzmiący twór rynkowy Schwarz Group.

Mija kolejnych kilkanaście minut. Wracasz człeku do samochodu gdzie czeka kobieta twoja. Najbardziej parlementarnie jak się da, informujesz ją o zakupie POWIDEŁ śliwkowych, bo DŻEMU nie było.

- Dżem? Powiedziałam dżem? To musiałam się pomylić, bo nie ma śliwkowego dżemu w ogóle, ze śliwek robi się tylko powidła.
- ....

piątek, 17 lutego 2012

31.

Dziękuję wszystkim za rok spędzony razem.
Cieszę się, że być może czasami udało mi się poprawić komuś humor. Żałujmy tych, którzy nie dorośli by ogarnąć umysłem tworu, z którym mieliśmy wszyscy do czynienia ;)
 To był dobry rok, nowy będzie jeszcze lepszy.

Ciekawostki: udało się nam wszystkim wypracować 531 obserwatorów na FaceBooku, 41 subskrybentów na blogspocie. Wszystko to poskutkowało ponad 97 tysiącami odsłon bloga w ciągu ostatniego roku.
Ale to tylko liczby.

Największym sukcesem jest to, że komuś chciało się mnie czytać, za co dziękuję.
Amen.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Andergrałnt 3

Kto na starość nie zmądrzeje, tego... Nie, nie tak... Komu jajka za młodu nasiąkły... Nie, też nie tak. Hm... Kto się mądrym nie urodził ten nie... A chuj z tym.

Teoretycznie notka miała się rozpocząć od jakiejś światłej myśli której zadaniem było podkreślenie mojej intelektualnej zajebistości, jednak jak widać - nic z tego nie wyszło. Chyba jeszcze za mocno trzęsę się po ostatniej sobocie czyli dniu, kiedy znów jako Prawdziwy-Mężczyzna, zignorowałem wszelkie śmiertelne niebezpieczeństwa, podstawowe instynkty przetrwania, zdrowy rozsądek, a to wszystko tylko w jednym celu: a wezmę wsadzę kawałek siebie tam, gdzie inni nie wsadzają!

Nie, nie byłem w Norze Rozkoszy U Gorącej Lolity, tym razem jako odpowiedzialny człek udałem się w miejsce, gdzie jedynym grzybem jakiego można złapać, jest pleśń na starych kanapkach pozostawionych w zakamarkach jaskini. Tia, znów byłem pod ziemią.

Tą razą obyło się bez zagrożenia ze strony Kosmicznego-Najeźdźcy-Wkręcidupka, tym razem było prawie sucho i prawie ciepło. Prawie.

Sobota. Dzień, w którym zrozumiałem tę mroczniejszą stronę Kobiet. Zarówno tych które nam towarzyszyły w wyprawie, jak i Tej-Jedynej-Właściwej, znaczy się Najwspanialszej-Z-Żon. Jak nam wiadomo - niewiasty czynią rzeczy charakterystyczne dla nich samych: malują się, pryskają jakimiś wydzielinami z pachy tapira czy innego fiołka, nakładają te podkłady, pomadki i farby jakby chciały startować w konkursie na okładkę Przeglądu Tynkarskiego. Są jednak pewne momenty, gdy cała ta budowlano-remontowa ideologia odchodzi w zapomnienie, by dać ujście jakże przerażającym, samiczno-higieniczno-destrukcyjnym instynktom spod znaku estrogenu. W przypadku Najwspanialszej-Z-Żon miejscem gdzie dzieją się wszelkie okrutne rzeczy, jest stajnia. Nie dostrzegałem jakoś do tej pory, jak ważne jest to miejsce dla Niewiast Stajennych. W dni powszednie: odmalowane i ubrane tak, że na ich widok nie czyni nikt znaku krzyża plując przez lewe ramię, weekendami zamieniają się w tajemne istoty zamieszkujące najodleglejsze zakamarki stajennych czeluści, snując się wieczorami pomiędzy grillem a sianem w tych swoich bryczesach, sztylpach, niosą za sobą zapach zgrzanego konia. A wiedzieć trzeba - koń antyperspirantu nie używa, łatwo więc sobie wyobrazić woń o którą odbijają się nawet sygnały echolokacyjne Gacka Brunatnego.

Dostrzegłem to wszystko w sobotnie przedpołudnie, gdy towarzyszące nam niewiasty z radością przeskoczyły z cywilizowanych ciuchów we wszelkiej maści kombinezony, rybaczki i kaski, by po chwili rzucić się z radością w pokłady podziemnego błota i czołgać się, przeciskać, pocić, kląć i łamać paznokcie na ścianach...

Stojąc u wylotu jakiejś dziury obserwowałem, jak wypełza z niej niczym dżdżownica ze śliwki istota, która jeszcze kilkadziesiąt minut temu mogła uchodzić za pracownicę szanowanej instytucji finansowej, natomiast teraz ufaflana w czymś czego nawet nie potrafię nazwać, cieszy się niczym... Najwspanialsza-Z-Żon z faktu, że Najwspanialszy-Z-Koni obejsrał sobie jakimś sposobem przednie owijki nawet nie opryskując tylnych.

Kobiety, Damy, natchnienie poetów, sens życia (i czasami powód targnięcia się na nie), istoty idealne - potrzebują się wziąć i najnormalniej w świecie uciorać! A-fe!

Teraz już za każdym razem, gdy moją uwagę zwróci jakaś niewiasta bujająca biodrami (tzn przypadkiem zwróci uwagę, nie to, że się oglądam!) podczas przechadzki przez miasto, pierwsza myśl która zawita w mej głowie, zabrzmi:
- a ty w czym lubisz się wytarzać - świnko?

*****

Teraz zaleci ambicją: sporty ekstremalne. No dobra, niby czasami sadzam zadek na koniu, który chce mnie zabić, niby czasami porywam się na coś niebezpieczniejszego, np kupowanie butów z Najwspanialszą-Z-Żon, czasem nawet w akcie uniesienia zaryzykuję życie i w momencie gdy przepełnia mnie Ostateczna-Odwaga powiem najwspanialszej-Z-Żon, że ta bluzka nie pasuje do tych spodni, niby... niby jakieś ekstrema są. Ale kutfa, przeglądając na FB zdjęcia ludzi szalejących na tyrolce której nie uniosłem emocjonalnie, zerkając na foty ze ścianek wspinaczkowych, czy skoków z mostu - myślę sobie: tego jeszcze nie było. Chcę tego spróbować póki jeszcze zdrowie pozwoli.

Nie mam na tyle pieniędzy, by kupić sobie czerwone Porsche (ofc Cabrio) w ramach nadchodzącego kryzysu wieku średniego, nie będę mógł więc opowiadać wnukom, jak w wieku iluśtam lat dziadek rwał na brykę nastki pod gimnazjum i jak Najwspanialsza-Z-Babć widząc to - rzucała w dziadka słoikami pełnymi ogórków kiszonych, niech więc przynajmniej będę mógł snuć opowieść o tym, jak to dziadek skoczył z mostu na linie i tak się zejsrał ze strachu, że poszło mu nogawkami.

Amen.

czwartek, 9 lutego 2012

Sonda stara, sonda nowa.

Nie ma co roztrząsać tematu, praktycznie jednogłośnie stwierdziliście, że..

WCZASY, WYCIECZKI, KOLONIE, ZIELONE LEKCJE, TO:

  • bitwa o to, kto siądzie z tyłu autobusu 136 głosów
Dalsze miejsca:
  • zapach jajka na twardo obieranego w autokarze  18  głosów
  • zapach Paprykarza Szczecińskiego  9  głosów
  • smak kanapki ze schabowym  9  głosów
  • niezapomniany widok: wszyscy wycieczkowicze w dresie 8 głosów
Czy to oznacza, że tylko ja na wycieczkach myślałem o żarciu?
Tak czy inaczej: mamy nową sondę. Proszę nie krzyczeć i nie bulwersować się, tylko odpowiadać ;)

niedziela, 5 lutego 2012

Baby są jakieś dziwne.

Czasami jest taki dzień, że człowiek zamiast robić zdjęcia, powinien kopać rowy melioracyjne na pustyni, albo układać psie kupy wg rozmiaru i koloru. A najlepiej to w ogóle położyć się i nie żyć.

*****

To, że niewiasta jest istotą dziwną, każdy z nas - prawdziwych mężczyzn - wie od dawna. Już na etapie przedszkola instynktownie unikaliśmy kontaktu z... fuuuuuuuuuuuj, dziewczyną! Trzymaniem za rękę Oli z grupy Radosnych Pieczarek, można było się narazić w podwórkowej piaskownicy na strzał łopatką w lico, a buziak groził co najmniej napluciem przez kolegów do zupy mlecznej. Nie wiedzieć czemu, z czasem te naturalne i jak najbardziej poprawne odruchy anty-Olowe zagasły w nas - mężczyznach. Zostały one zagłuszone przez widok rosnących u znienawidzonej Oli Bardzo-Interesujących-Cycków, a ostatecznie zostały instynkty owe zabite na śmierć przez świadomość istnienia rzeczy takich, jak wagina, prokreacja, orgazm.

I tu zaczyna się nasz dramat - Drodzy Panowie.  Ktoś kiedyś zdefiniował kobietę, jako złośliwą narośl wokół pochwy - ja tak daleko się nie posunę. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że te dziwne istoty pod przykryciem Piersi, Wagin, Szpilek i litra Perfum po trzysta zł za 100ml, kryje się jakaś mroczna moc Istot, które - inaczej być nie może - planują zdobycie władzy nad nami - Prawdziwymi Mężczyznami.

Uświadomiłem sobie ten fakt wczorajszego wieczoru gdy dowiedziałem się, że stajenne niewiasty postanowiły  założyć super-hiper-tajną grupę na FaceBooku, która będzie poświęcona tylko i wyłącznie plotom, plotom i.. plotom. No niby rzecz normalna - Kobita bez ploty jest jak poranna kupa bez przeglądu prasy. Jednak.. Przecież One do jasnej cholery spędzają cały dzień w stajni na plotach, więc jakim niby sposobem mają mieć jeszcze materiał do obgadania online?
Ha! Rozgryzłem Je! One coś planują i z pewnością będzie to coś mrocznego, morderczego, wręcz wulgarnego i wyuzdanego! Ona planują nas - mężczyzn - zdominować!

Potrzebujecie uzasadnienia? Oto ono: nowy stajenny który przybył do nas. Lat dwadzieście-kilka, z pyska nawet cywilizowany, jednak lekko zarośnięty, wysłowić się potrafi, ba, nawet zdania wielokrotnie złożone stosuje! Do tego pachnący - co jest ważne po tym, jak jego poprzednik roznosił wokół siebie woń przerażonego skunksa rozerwanego granatem. Co planują w tym momencie niewiasty stajenne? Ano niby nic.. Niby tak ot to oczkiem mrugnie, to tyłkiem o futrynę drzwi mieszkania stajennego się obetrze, to znów skoczy do kibelka niby za potrzebą - a zapewne jakimś feromonikiem siknie w ręcznik pracownika.
No dobra, niby mamy w tej stajni dwie baby co grzeją się jak dwie piętnastki na widok Justina Biebera, ale - cholera jasna - ich zachowanie odbiega od normy! Gdyby były sobą, już dawno każda z nich ogłuszyłaby przybysza, a następnie zaciągnęła do paszarni na stertę worków z ziemniakami, by wyssać ze szczęśliwca (czy tam nieszczęśliwca) ostatnie soki. To by było jak najbardziej naturalne - oczywiście w skali niewiast stajennych.
Zamiast tego - siedzą wokół stoła niby przy kawie, to oczko puszczają, to odkaszlną znacząco, a jednocześnie zostawiają za sobą mokre ślady na każdym sprzęcie, o który oprą tyłek. Toż to musi być jakiś spisek! I niech mi nikt nie wmawia, że FaceBookowa super-mega-tajna-grupa to tylko i wyłącznie platforma od obgadywania wszystkich dookoła! Coś się szykuje, powiadam, coś się szykuje...

Oczywiście jest jeszcze jedna teoria, jednak jakaś taka trochę mniej... realna.
Niewiasty stajenne - w tym Najwspanialsza-Z-Żon - chcąc ukryć się przed samczym wzrokiem, stworzyły grupę by poświęcać na niej czas rozprawom o tym, co też która z nich mogłaby zrobić z przybyszem, na jaki sposób, ile razy... Ewentualnie mogą tam spokojnie dyskutować o tym, czy poprawniejsze jest lizanie męskiego torsu z dołu do góry, czy też z góry na dół.
A kij im w oko, jak chcą - niech sobie gadają. Tylko niech potem któraś z nich się nie zdziwi, gdy jadąc ozorem po torsie stajennego, zaplącze się zębami o kudłate włochy rosnące bujnie na klacie.

Tak czy inaczej - coś się szykuje. Co gorsza, uczestniczy w tym wszystkim Najwspanialsza-Z-Żon. Kompletnie nie rozumiem tego faktu, wszak Ona jest porządnie ułożona, nawet nie śmie rozmawiać - jako mężatka - o innym mężczyźnie niż mąż, a co dopiero rozważać sposobów na uprawianie jakichś bezeceństw w stajni!

...no dobra, kogo ja okłamuję. Przecież Ona to stary zboczuch jest. Całe szczęście, że krowa która dużo muczy - daje mało mleka!

czwartek, 2 lutego 2012

Stajenna spierdolina, czyli Czas Wojny.

Popatrzcie, coś frunie nad frontem! Czy to rakieta? Nie! Czy to samolot? Nie! Czy to szczątki sapera który pierdnął podczas rozbrajania miny przeciwczołgowej? Nie! To Latający Wojenny SuperKoń!

Nie straszna mu czołgu armata,
gdyż nad czołgiem dzielnie przelata,
nie straszne mu niemieckie zasieki,
na których giną wszystkie człowieki!

To SuperKoń - kule go mijają,
na sam jego widok wrogowie uciekają
i choć granat mu urwie dupę do połowy
to na koniec filmu i tak będzie zdrowy!

No ja pierdolę, klękajcie narody...

W życiu każdego mężczyzny nadchodzi taki moment, gdy musi wyprowadzić swoją kobietę do kina na coś, co nie ma nic wspólnego ze skaczącymi cyckami, lub odgryzaniem głów przez stada kosmicznych potworów. W przypadku Najwspanialszej-Z-Żon kwestia wyprawy sama się rozwiązała, bowiem to właśnie Ona zaproponowała wypad do kina wspaniałomyślnie stwierdzając, że przejdzie się ze stajennymi niewiastami. Jak widać - moja obecność nie jest wymagana. Baby nie chcą by z nimi gdzieś iść? No oczywiście, że poszedłem!


I to był błąd.

Jak wiadomo, w kinie należy zakupić bilet, po czym zaopatrzyć się w pobliskim sklepie w jadło i pitło by nie przepłacać w kinowej knajpie. Ostatni etap, to powrót do sali kinowej w celu kontemplacji czyjejś radosnej twórczości.

Tyle w teorii.

Jak pokazała praktyka, naszej wyprawie od samego początku przyświecało hasło "bardziej spierdolić się nie da". Środy z Orange może w założeniu i były dobrym pomysłem, lecz rzeczywistość przywodziła na myśl stary dobry dowcip, wg którego "był taki ścisk, że gdyby nie ta lalunia obok, to by nie było gdzie palca wsadzić".
Organizacyjna rozjebunda przypominała sceny rodem z Reala, gdy pojawia się tam boczek po sześć pindziesiont: ludzie nie panowali nad sobą, obsługa nad ludźmi, a sądząc po zapachu który unosił się nad kłębowiskiem - cześć osób nie panowała także nad swoimi zwieraczami. No chyba, że wszyscy przed wyprawą do kina jedli cebulę, jajka na twardo i ser z czosnkiem.

Cierp samcze, cierp, kina się chciało. Niewiasty stajenne jak zwykle zaprezentowały idealną organizację, przybywając na losową godzinę, zbierając się w losowych miejscach, ustalając kto ma zniżki - w sposób losowy. Chcąc do tego pomóc sympatycznej kasjerce w zliczeniu naszego grona, na pięć prób przeliczenia stadka otrzymały siedem różnych wyników, z czego dwa były ujemne. Jeszcze ciekawsze było zamawiania paszy przez Najspanialsze-Z-Bryczesiar: po zliczeniu gastronomicznych zamiarów, podzieleniu tego przez ilość osób, uwzględnieniu gustów i chwilowych zachcianek, zarządały wydania takiej kombinacji dań i napojów, że równie dobrze mogły poprosić kasjerkę o zamontowanie wodomierza w rowerze.
Tia, doskonała komunikacja to połowa sukcesu naszego gatunku.

Nie się co dziwić, że w takich warunkach prawdziwy samiec - czyli ja - podejmuje jedyną poprawną decyzję: udaje się do pobliskiego sklepu po kilka browarów. Wszak na trzeźwo tego wszystkiego ogarnąć się nie da...

Koniec końców - udało nam się dotrzeć do odpowiedniej sali, przemycić jadło i pitło, a nawet siąść na przypisanych nam miejscach. Zgasło światło, w kinie zapadła cisza przerywana jedynie pochrumkiwaniem ukontentowanej Najwspanialszej-Z-Żon nurkującej licem w wiaderku z popcornem.

Film: do połowy pierwszego piwa po łące biega koń. Niby mijają 2 lata. Przez dwa lata koń nie sra. Sąsiad właściciela konia przez 24 miesiące obserwuje przyszłego Super-Konia-Wojennego ze wzrokiem pedofila spacerującego po przedszkolu. Po 24 miesiącach koń jest już dorosły, oraz - jak to zauważyła Najwspanialsza-Z-Żon - "on ma kurwa jakieś inne skarpetki"...
Otwieram 2gie piwo. Przyszły Super-Koń-Wojenny będący kopytnym odpowiednikiem wątłego geja, w pocie czoła orze kamieniste pole. Pod górkę. Nadal ani razu nie srał.
W połowie 2go piwa Przyszły Super-Koń-Wojenny jest już Super-Koniem-Wojennym, czyli mamy wojnę. Zaczyna się część Science-fiction: sześćdziesięciu wyposzczonych, niemieckich wojaków nie gwałci jurnej, bezbronnej dziewoi, konie fruwają nad gniazdami CKMów, Super-Koń-Wojenny ratuje swojego końskiego przyjaciela ciągnąc mu armatę (jakkolwiek to nie brzmi), a w finale - bohaterski patataj otoczony z 3 stron zasiekami a z 4tej będąc atakowanym przez czołg - przefruwa nad czołgiem niczym półnaga nimfa nad bagienkiem.
Aha, nasz kopyciak nawet prawie-rozjechany-przez-czołg też nie sra. Normalnie zwieracz roku.

Kończy się 2gie piwo, w filmie zaczyna się etap horroru. Koń postanawia robić na drutach, zamiast włóczki używając drutu kolczastego z zasieków, a zamiast drutów do robótek - własnego organizmu. Prawie mu wyszła czapka, niestety nieco się w druciki zaplątał. Nadal nie sra. Zaczynam się zastanawiać, czy w finale nie zginie rozsadzony przez nadmiar ładunku zgromadzony w końskiej dupie.

Lecimy dalej: albo... nie lecimy. Nie chcę Wam psuć przyjemności oglądania tego arcydzieła. Jedna dobra rada dla Panów: walnijcie przed filmem z dwa bronki, będzie Wam się lepiej spać. A jeśli nawet nie przyśniecie - piwo cisnące na pęcherz będzie doskonałym powodem, by co chwila wychodzić z sali. Ulotki nad pisuarami w WC są ciekawsze niż to, co dzieje się na ekranie...

*****

Koniec filmu. Bryczesiary wylały się z kina, odpalają fajki. Cisza. Brak słów. W końcu ktoś się odzywa podsumowując całe kinomatograficzne wydarzenie:
- ja pierdolę...

I nic więcej dodać nie trzeba.

*****

Wyprawa do kina zakończyła się grzecznie. Żadnych ekscesów, zamieszek, jeno bardzo ważna nauka płynąca z faktu, że to Niewiasty podjęły decyzję o wyborze filmu: teraz już rozumiem, dlaczego tak długo kobiety nie miały praw wyborczych. Kolejny raz gdy zarządzą wymarsz do kina - pozostanę w domu wybierając coś z klasyki niemieckiej filmoteki przyrodniczej -  scenariusz w niskobudżetowym porno z włochatą gorącą pięćdziesiątką w roli głównej, będzie zapewne ciekawszy niż to, co samiczna brać wybierze.

Poniedziałki bywają ekscytujące

Poniedziałki bywają ekscytujące, wtorki i środy też. W piątek zapewne będę posiadaczem wielkiej chęci na wbicie komuś noża w krtań.

Póki co mamy czwartek. I zimę pełną gębą. A niech mrozi na potęgę, może wyzdycha całe komarze i muszkowe dziadostwo uprzykrzające człowiekowi życie letnią porą, gdy człek nawet nie może się kulturalnie przespać w rowie bez narażenia się na pokąsanie przez wszystko, co ma więcej niż dwie nogi.

A niech marzną bydlaki. Na śmierć.

Zima pełną gębą. Na dworcach koksiaki, w domu cieplejsze bluzy, na ulicach nawet najbardziej uparte lachony zaplątały się w sweterki. Chyba inteligentna inaczej okołogimnazjalna brać uznała, że jest już ciut za zimno na lans przelewającym się przez biodrówki fecikiem zdobionym rozkosznym rozstępem. I dobrze. Im to na zdrowie wyjdzie, a i ludziom przykrego widoku zaoszczędzi.

Tak więc opięte, wąskie jeansy ustąpiły miejsca czemuś, pod co można założyć wszystko co się da i co ogrzeje przemarzniętą kuciapę.

Nie pozostaje nam - prawdziwym samcom - nic, tylko stać i obserwować schylające się niewiasty. Takiego festiwalu wystających zza pasa patentów dawno nie było. Standardowe stringi wypędzone przez mróz, ustąpiły miejsca babcinym rajstopom, getrom, legginsom, a pies to srał jak nazwiemy wszelkie kalesonopodobne produkty straszące na fałdce. Można teraz stać, obserwować najbardziej zmanierowane lampucery i obstawiać, jakiej barwy i jakiego rodzaju osłona zdobi jej rzyć. Nic tak nie zaskakuje, jak kilo tapety, tipsy na 5cm i szpile, uzupełniane przez wystające zza pasa ineksprymable w kolorze sprawnego świńskiego różu.

Ale dobrze, bardzo dobrze... Nie marznijcie Drogie Panie... Kto nam będzie gotow... eeeeee... do kogo będziemy się mieli przytulić, gdy Was zabraknie?