piątek, 30 grudnia 2011

Kosmiczny najeźdźca - wkręcidupek

Jaskinia (The Cave 2005), gatunek: Horror, Akcja
Grupa 7 grotołazów odnajduje tajemniczą sieć jaskiń. Jednak żaden z członków ekspedycji nie powrócił nigdy na powierzchnie. Zorganizowano grupę poszukiwawczą, która ma ustalić, co się stało z zaginionymi naukowcami. Kiedy docierają na miejsce dokonują straszliwego odkrycia. Sprawdź, kto przeżyje to nieoczekiwane spotkanie.

No i ogląda sobie człowiek tego jakże ambitnego gniota ciesząc się niczym Najwspanialsza-Z-Żon na widok sześciopaku chipsów w Makro, lampi się widz w ten monitor nie wymagając od życia niczego więcej, jak prostego filmu na którym potwór odgryza głowy, ludzie giną, a z ekranu dobywa się radosne BOJNG BOJNG BOJNG.
I zasuwa sobie ta filmowa bohaterska brać po pas w jaskiniowej rzece prężąc muskuły i ociekając zajebistością, męskością, ale co mi tam, phi! Takie podziemne zalewiska i rzeki obcymi mi nie są, co tam filmowa fikcja, jeśli sam, własnoręczne, a właściwie własnoorganizmowo przeżyłem już taką wyprawę w miejsce, gdzie nawet sam szatan miałby z przerażenia zaciśnięty odbycik do wielkości główki od szpilki?

E... No właśnie... Odbycik w wodzie... A jeśli to, co pokazują na filmie może być prawdą i w momencie, gdy po pas w wodzie zasuwałem w kopalni, jakiś kosmiczny pasożyt-wkręcidupek obrał sobie za cel życia mój własny osobisty... zadek? Co w sytuacji, gdy w moim organizmie zaczyna się rozwijać kosmita pożerający mą wątrobę, jelitko i płucko także? Wszak widziałem w lustrze - brzuch mój jakoś dziwnie ostatnimi dniami urósł, jak nic - to musi być efekt działalności kosmicznego pasożyta-wkręcidupka!!!

I nie pozostaje człowiekowi nic innego, jak zamknąć się w łazience, wejść pod prysznic z lusterkiem i zacząć dokładnie sprawdzać wszystkie, ale to WSZYSTKIE otwory swego organizmu by upewnić się, że w żadnym z nich nie zalęgło się bydlę jakieś, by w odpowiednim momencie przypuścić z rzyci 30latka atak na gatunek ludzki!
Analizuje więc człek z lusterkiem w dłoni wszystkie wloty i wyloty modląc się tylko, by Najwspanialsza-Z-Żon nie wparowała do łazienki - ciężko by było wytłumaczyć, co robię pod prysznicem z lusterkiem przy zadzie. Tego z pewnością wyjaśnić by się nie dało: "Patrzę, czy mi z dupy kosmiczny czułek nie wystaje"?

Niepewność, nieprzespane noce, nerwowo przygryzane policzki. Czułka żadnego nie było, jednak brzuch nadal rośnie. Bezsenność dobija, wykańcza obawa, że w momencie gdy będę spać - ufita wylezie przez zad i zaatakuje śpiącą w najlepsze Najwspanialszą-Z-Żon. Znając życie - moja 2ga połowa spokojnie by się z tego wybroniła wchodząc z kosmicznym, czy tam raczej odbytniczym najeźdźcą w dyskusję o sposobach korekty dosiadu odpowiednim dobraniem siodła ze zmiennym rozstawem łęku. Wkręcidupek-najeźdźca zapewne po 10 minutach rzuciłby się zagadany z okna błagając o śmierć, więc teoretycznie bylibyśmy bezpieczni, jednak wstyd na zawsze by pozostał. Już widzę te opowieści przy wigilijnym stole, które będą mieć miejsce za 50 lat: "a pamiętacie, jak dziadkowi wyszedł z dupska kosmita i chciał zjeść babcię?"...

Nie no, tak być nie może.

Emocje sięgają zenitu. Brzuch zaczyna bulgotać, coś w środku się rusza. Oto nadchodzi mój koniec - nadejszła chwila, kiedy dokonam żywota rodząc przez brzuch kosmiczne ścierwo. Żegnam się ze śpiącą Najwspanialsza-Z-Żon cmokając Ją w policzek i udaję się do łazienki, gdzie mają spocząć me nędzne, doczesne szczątki. Siadam na sedesie krzycząc w duchu "WYŁAŻ TY KOSMICZNA KURRR...."

...nie jest mi dane dokończyć. Spazm bólu rwie me ciało, przy akompaniamencie bulgotu, pluskania i kwiczących pierdnięć opuszcza me trzewia...

Ej, to nie był kosmita, to tylko śledzie które zeżarłem popijając je zimną herbatą! No kurwa no, znów uratowałem ludzkość!!!

wtorek, 27 grudnia 2011

Jak się robi prezenty?

Pasterka stajenna. Staram się przypomnieć sobie, czy jest jakaś żałoba czy coś, bo o dziwo wszyscy trzeźwi jak świnie i jeszcze nikt nie leży pod stołem. Rozmowa się toczy na poziomie cywilizowanym, zdania wielokrotnie złożone się nawet pojawiają, kutfa, ludzi nie poznaję!
Na stole to serniczek, to śledzik pobłyskuje, zapachy smakowite po socjalnym wędrują, aż pies pół podłogi zaślinił. W ramach ogólnie panującego świątecznego nasycenia dobroci dla wszystkiego co się rusza, psiur częstowany przez wszystkich zeżarł już dwa kawałki śledzia, chrupki kukurydziane, ciastko, serniczka kawałek, chlebkiem wzgardził, ale roladkę chętnie wciągnął. Zapewne w ramach świątecznego dekorowania mieszkania, ozdobi tym wszystkim za jakiś czas podłogę w pokoju. Nikt jednak się tym nie przejmuje, pies wciąga kolejnego opiekanego śledzia.

Do socjalnego wkracza dziewięciolatka, więc rozmowy przestają się kręcić wokół tematów prokreacyjno-libacyjnych i schodzą w kierunku świąt, prezentów, mikołaja etc.
- a co dostałaś od mikołaja?
- to nie mikołaj kupuje prezenty, a dostaje się je od dzieciątka, bo dziecko zawsze mówi rodzicom co chce dostać od dzieciątka i grzecznie potem idzie spać, a rodzicie idą do swojego pokoju i razem modlą się do dzieciątka o prezent...

Przed oczami staje mi obraz kładącego się do łóżka dziecka i jego rodziców, odchodzących do swojej sypialni, trzymających się za ręce, stąpających w ciszy i nabożnym skupieniu. Po chwili zza zamkniętych drzwi ich pokoju dobywają się krzyki matki:
- O BOŻE! O BOŻE!!! O BOŻEEEEEEEE!!!
i wtórujący im krzyk ojca:
- kto jest twoim tatusiem?!?! PLASK! chcesz to dostać!! wiem że to lubisz PLASK! i chcesz to dostać!!!

...i dziecko wtedy wie, że dostanie od dzieciątka wymarzony prezent.

Potężny rechot wstrząsnął socjalnym i stajnią. Chyba zniszczyłem dziecku jego niewinny świat.

Sonda, pięćsetka, blog roku

Sprawy ważne i ważniejsze:

  • Facebookowy profil trzydziestolatka ma już ponad 500 "lubiących to"!
  • Blog przeszedł do drugiego etapu w konkursie na bloga roku! W dniu 12.01.2012 o godzinie  15:00 rozpocznie się głosowanie, o czym pozwolę sobie Wam przypomnieć :) Nie ukrywam - będę liczyć na Wasze wsparcie = Wasze głosy :) O sposobie głosowania poinformuję w odpowiednim czasie.

A teraz mniej ważne - sonda. Byłem ciekaw, jaka jest średnia wieku czytelników bloga. Wyniki?

  • 20-25 lat  77 (33%)
  • 25-29 lat  48 (20%)
  • 16-19 lat  35 (15%)
  • 31-35 lat  27 (11%)
  • mam 30 lat 21 (9%) 
  • 36-40 lat  10 (4%)
  • 12-15 lat  6 (2%)
  • 61 lat i więcej  3 (1%) 
  • 41-50 lat  2 (0%)
  • 50-60 lat  1 (0%)

Zakładając te sondę, miałem zamiar wykorzystać zdobyte informacje do zdobycia władzy nad wszechświatem, jednak pomysł w którym zawierał się mój plan był tak genialny, że nie byłem w staniem ogarnąć go umysłem. I zapomniałem, co miałem z tym wszystkim zrobić.
Tak czy inaczej, zapraszam do udziału w nowej sondzie :)

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Poprzedświąteczne zaległości: Zombieland (24.12.2011)

Świąteczny nastrój na ulicach rozpłynął się wraz z resztą pośniegowego błota. Za to w marketach święta czuć pełną gębą. Wszystko przesycone jest przyjazną atmosferą jakby dobywającą się z resztek rozszarpywanych karpi, sypiących się po ziemi orzechów i testowanych przez wszystkich na potęgę perfumach. Gdyby wejść na drogerię z zapaloną fajką - mogłoby dojść do do eksplozji.

Wchodzę na pasaż. W kieszeni lista zakupów obejmujące cztery pozycje. Opłatek, tia, trzeba załatwić tradycyjny opłatek. Najlepiej kupiony w promocji za czi-cztyrdziści. Nim rozepnę kurtkę - niczym żółw nindża wyłania się spod ziemi anielica. Bliżej jej do katalogu Obsessive z sexi ciuszkami, niż do drogowskazu ukazującego drogę zbawienia. Skrzydlata podchodzi kręcąc biodrami i zerkając na mnie zalotnie skubie piórko w skrzydełkach. Z anielskich ust dobywa się:
- Reprezentuję stowarzyszenie na rzecz...
Szybko przerywam:
- Tak, potrzebne mi opłatki, jedną paczkę proszę.
- A ma Pan ochotę na sianko?
Tu mój mózg wpada na najwyższe obroty: albo za dopłatą są trzy źdźbła pod obrus, albo kogoś swędzi anielska dupa i mam rwanie. Tak czy inaczej, gdyby była tu obecna Najwspanialsza-Z-Żon, paczka siana już by była załadowana w tę część anielskiego organizmu, do której z pewnością nie dociera światłość zbawienia.
Dla pewności dopytuję drapiąc się po twarzy tak, by obrączka była dobrze widoczna:
- Takie pod obrus?
- Tak, jest gratis do opłatka.
Płacę, odchodzę. Muszę w przyszłości sprezentować Najwspanialszej-Z-Żon takie skrzydełka.

Przedzieram się przez sklep. Ogólna rozjebunda, pod rybnym trzeci szwadron emerytów ściera się z oskrzydlającymi go przepracowanymi japiszonami w walce o ostatnie dogorywające karpie. W tym samym czasie na warzywnym tłum wywiera coraz większą presję na personel, domagając się ogórków o przekroju w kształcie gwiazdki. Jednocześnie stara się opanować zamieszki na drogeryjnym spowodowane wykupieniem wszystkich świątecznych zestawów "zobacz kobieto jestem na koniu".

Zasada ruchu prawostronnego przestała obowiązywać. Zamiast poruszać się w jakiś przemyślany, sensowny sposób, kupujący snują się jak banda zombie polująca na dupsko Milli Jovovic. Na alkoholowym za to dzień zadumy. Wszyscy w skupieniu przeglądają półki pełne piw i win, zapewne zastanawiając się, jaki trunek kupić w ramach tradycyjnego, bożonarodzeniowego posiłku. Nażreć się, napierdolić, iść na pasterkę. Jutro podobnie, tyle, że bez pasterki.

Biorę sok z półki obok i kieruję się do kas chcąc po drodze odwiedzić regał z mlekiem. Przy półkach z cukrem dzieją się rzeczy piękne i niezwykłe:

Ona: i musimy wzionć czy kila cukuru!
On: drobno mielony czy zwykły?
Ona: weź drobno mielony, drobiny są mniejsze to więcej ich się mieści w paczce!
Ich dziecko: mamo, ale i tak i tak jest tylko jeden kila w torbie.
Nagle nie wiedzieć skąd nad głową dziecka pojawiły się ciemne chmury miotające błyskawice. Świąteczny nastrój prysnął jak nocny bąk przez otwarte nad ranem okno. Ona starając się niczym Meduza zamienić dziecko wzrokiem w kamień, wysyczała przez zęby do męża:
Ona: Jendrek, bier ten cieńszy!

Mam już mleko. Przedzieram się przez sklep. Pod kawami trwa walka o...
Ona: te lepszą kawę weź, bo jak szwagierka przyjdzie to potem byndzie gadać, że u nich ostatnio czibo było a u nos ino neskafe lejemy i trza jeszcze...
On: ale po co aż trzy paczki?
Ona: weź nie godej, patrz, w promocji jest, i trzi dwadzieścia zaoszczyndze!
On: ale mi ona nie smakuje!
Ona: no to na prezencie da się komuś, bier trzi.
On posłusznie ładuje trzecia paczkę do wózka, tęsknym wzrokiem sunąc w stronę półek z piwem. Ich nastoletnia córka znudzona do obrzygania, patrzy nieobecnym wzrokiem w słoik z zabielaczem, naciągając palcami prawą powiekę i puszczając ją. Systematyczne "ślurp!" trzaskającej o gałkę oczną powieki wypełnia jej otoczenie. Rodzina rusza, w oczach ojca rodzi się nadzieja - jadąc na stoisko z serami można przejechać obok stoiska monopolowego.

Gdzieś z przodu widzę kasy, idę w ich kierunku. W głośnikach rzęzi "Pójdźmy wszyscy do stajenki", zagłuszane przez ryk godny konającego bizona:
- jak to kurwa Andrzej i Mela z dziećmi przyjdą?!!?!? Na chuj żeś ich zapraszała!!! Pytałaś mnie o zdanie?!?!!?

Zdecydowanie czuć atmosferę świąt. Przy kasach bożonarodzeniowe zamieszanie. Żadna z kasjerek ani żaden z ochroniarzy nie są w stanie zdjąć z odtwarzacza mp3 blokady antykradzieżowej. Tłum faluje szykując się do linczu niedoszłego właściciela odtwarzacza, który poza kolejką odwiedza kolejne kasy prosząc o zdjęcie blokady. Gdyby nie obstawa ochrony sklepu - pewnie już by miał problematyczne precjozo wbite w krtań.
Obok mnie następca Isaaca Newtona bada skutki prawa ciążenia: otwiera kartonik z perfumem, po czym obraca go do góry nogami. Zgodnie z wszystkimi prawidłami - butelka wypada z kartonu i roztrzaskuje się  o podłogę. Dookoła rozchodzi się drażniący zapach piżma, czy czego tam z bobrzej dupy używa się do produkcji perfum. Następca Newtona ulatnia się z miejsca zbrodni nie zwracając na siebie uwagi. Obstawiam, że stara się wywinąć z płacenia za zniszczony towar.
W tym samym czasie objawia się nowy talent przy kasie: Mistrzyni Pakowania W Jednorazówki. Lekko licząc, ciężar jej zakupów można szacować na srylion kilogramów. Mistrzyni nie zważa na to, dzielnie upychając trzeci kilogram mandarynek do torby która z założenia służy jedynie do tego, żeby się potargać. Rzucam okiem na to, co jeszcze mistrzowska ręka ma zamiar wpakować w jednorazóweczki: szczególnie dobrze rokują kanciaste dwulitrowe kartony z sokami czekające tylko na to, by przebić swoimi rogami reklamówkowe uosobienie cienkości i tandety.
Mistrzyni kończy pakowanie i odchodzi. Skupiam swoją uwagę na jegomościu za którym stoję. Facet około czterdziestki dumnie zerka na taśmę ze swoimi zakupami. Zadowolony z siebie ocenia prezenty: dla chłopaka autko, dla dziewczynki zabawkowy mixer. Wyraz oczu kupującego mówi: "bardzo dobrze, niech się od maleńkości mała franca uczy, gdzie jej miejsce".
Moje obserwacje przerywa dźwięk dartej reklamówki i huk kartonów walących o ziemię. Obstawiam, że Mistrzyni poniosła klęskę. W ogólnym hałasie nikną gdzieś przekleństwa kierowana na adres producenta "tych szmelcowatych toreb na zakupy".

Uosobienie sexizmu po zapłaceniu za zakupy odchodzi od kasy, reguluję rachunki i ja, po czym staram się wydostać jak najszybciej z tego piekła.

Idąc pasażem staram się wyprzedzić zakochaną parkę, która stara się swoim szczęściem zablokować możliwie największy kawałek podłogi. Już mam ich mijać lewą stroną, gdy nagle niewiasta rzuca się na szyję przechodzącej lewicą 2giej niewiaście:
- no czeeeeeeeeeee!!!
- czeeeeeeeee, co robicie tu kochani?!!? - zapytuje zaskoczona ta-2ga.
Dwa samczyki towarzyszące niewiastom przechodzą w tryb prężenia się przed sobą, poprawiania sznurówek na jaskrawych adidasach i ciągłego sprawdzania, czy paski równo na spodniach się układają. Chcąc widzieć swe panie z odpowiedniej perspektywy, odsuwają się o krok zajmując jeszcze więcej miejsca na pasażu, przechodząc jednocześnie w tryb piekących pach, czyli puszenia się z jak najszerzej rozstawionymi ramionami. Ostatnio widziałem takie coś w stajni - gdy kura dawała się wydymać kogutowi to podobnie ustawiała skrzydła. Niewiasty w tym czasie prowadzą ożywioną konwersację:
- no i co robisz tu, co, noooooooooooo?
"ZAKUPY KURRRWA!!!!" - mam ochotę rzucić jej w twarz
- a wieeeeeeeeeesz, kochanie moje - tu uśmiecha się do jednego z prężących się kolesi - powiedziało, że mamy mało piwów a przed świętami to wiesz, trzeba mieć, on taki troskliwy...
Troskliwy jegomość od piwów jest na krawędzi wytrzymałości ociekając męskością i zajebistością. Jeszcze jeden komplement i zesra się albo puści krew nosem.
- no wieeeeeeeeesz, kochana - nadal toczy się rozmowa niewiast - a po świętach co robicie, jakieś balety na sylwka?
Staram się ominąć te spinającą się elokwencją i męskością zbieraninę, jednak nie mogę się przecisnąć przez pasaż zatarasowany wylewającymi się z biodrówek boczkami rozmówczyń. Te kontynuują dysputę:
- a plany na nowy rok?
- a wieeeeeeeeesz, spodziewamy się z Misiem dziecka, Misio obiecał z początkiem roku poszukać pracy, a ja chyba przerwę szkołę bo w sumie i tak pojebana jest wieeeeeeeeeeeeesz...
- oooooooo, gratulujeeeeeeee, kochaaaaaaaaana, dorobiliście się!
- noooooo, wiesz kochaaaaaaana, ale nie wiem jeszcze co zrobimy dalej...

"Jak to co" - myślę prześlizgując się między zwałami tłuszczu pomiędzy którymi zrobiła się szpara - "MOPS i żerowanie na normalnych obywatelach, pierdolony pasożycie. A, wesołych świąt wytwórnio ćwierćinteligentów rodzących kolejnych ćwierćinteligentów".

Przepełniony świątecznym duchem wychodzę ze sklepu.

*****

Na deser - scenka rodzajowa, czyli Deja Vu: gdy kobieta mówi, że w rogu, to nie znaczy, że w rogu.

Najwspanialsza-Z-Żon: kupimy jeszcze ryby?
Ja: nie ma problemu, wracając podjedziemy do sklepu, przy okazji weźmiemy szampon.
NzŻ: ok :)
Tu wiadomo - od razu czuję nadchodzącą misję zabicia parszywego karpia, wykazania się swoją męskością, morderczymi instynktami, imponującym stylem posługiwania się nożem, czyli wszystkim tym, na widok czego Najwspanialsza-Z-Żon zmięknie nieco w kolanach. Wchodzimy do sklepu, zaczynam się kierować w stronę basenu z karpiami, gdy Najwspanialsza-Z-Żon nagle ciągnie mnie do zoologicznego i zwracając się do ekspedientki stojącej obok akwariów z rybkami rzecze:
NzŻ: sześć Brzanek, dwie Rozbory i dwa Danio proszę :)

No chuj bombki strzelił. Pakuję swoje mordercze instynkty do tylnej kieszeni spodni i posłusznie idę do kasy zapłacić za rybki.

czwartek, 22 grudnia 2011

Tymczasem za plecami Najwspanialszej-Z-Żon...

Najwspanialsza-Z-Żon do mnie:
- ale weź nie pisz nic o mnie, tylko ewentualnie, że zrobiłeś mi niespodziankę...

O nie nie nie nie. Wszyscy dobrze wiemy, że to tak się zakończyć nie może!

*****

Człowiek się czasami się kurde cieszy. Bo dało radę auto naprawić, to się udało skitrać trochę gotówki, a to znów pojawił się jakiś planik pt "zrobię prezent Najwspanialszej-Z-Żon". Oczywiście - jak to z Kobietami bywa - największą przeszkodą w robieniu niespodzianki Kobiecie jest sama Kobieta. Czasami wydaje mi się, że uknucie jakiegoś planu dotyczącego Najwspanialszej-Z-Żon jest pięć razy bardziej niebezpieczne od wyruchania głodnego niedźwiedzia. Bo człowiek dwoi się i troi, kolaborantów swoich rozstawia po stajni, spisek dzierga niczym sieć pajęczą i musi jedynie Kobietę do auta zaciągnąć łzwawą historią o konieczności wspólnego wyjazdu do klienta po bardzo ważne materiały, a tu dup. Sraka nietoperza: Najwspanialsza-Z-Żon do przejścia połowy miasta skąpanego w pośniegowym błocie, przychodzi zapakowana w letnie trampki. Klękajcie narody - zaraz pewnie zmarznie, stwierdzi, że chce do domu, nigdzie nie jedzie, a w ogóle to wszystko moja wina. Dobrze, że PMS już za nami, przynajmniej było mniejsze prawdopodobieństwo wykładu o niepodważalnej odpowiedzialności mężczyzn za zmniejszenie populacji Drosophili Melanogaster na zachodzie kontynentu.
Stres, stres, stres. Przewieź człowieku nudzącą się Kobietę przez korki mając świadomość, że w każdej chwili może Ona zadzwonić z nudów do największej kolaborantki, która jak znam życie - zejsra się przy słuchawce, dostanie napadu śmiechu, kaszlu, czkawki i wiadomo już będzie, że coś się dzieje...
Tia. Czasami, ale to tylko czasami z pomocą przychodzi głód. Nie ma bowiem nic bardziej zajmującego Najwspanialszą-Z-Żon, jak ssący żołądek. O klękajcie narody! Choćby tsunami niszczyło nam Gdańsk, Gdynię i Sopot - to nic. Gdyby tąpnięcie pochłonęło pół miasta, a krowy dostały skrzydeł i grypy żołądkowej jednocześnie - nic to. Nie ma rzeczy gorszej od pustego żołądka, do którego podłączony jest organizm Najwspanialszej-Z-Żon! Niech więc pochwalony będzie Orlen z hotdogami za czteri siedymdziesiont. Niech błogosławione będą hotdogi, nie tylko żołądek zapełniające ale i jamę gębową, która parówką zapchana - niezdatną będzie do prowadzenia telefonicznych rozmów! O mój planie! Jak bardzo na niepowodzenie narażonym byłeś! I pomyśleć, że kawałek zmielonego krowiego cyca z odrobiną racicy w polewie keczupowej uratowały przebieg działań, przy których atak Hitlera na Rusland w środku zimy jest niczym!

Tak jest.. My - mężczyźni narażamy swoje życie, zdrowie fizyczne i psychiczne by prezent - niespodziankę zrobić i znosimy niekończące się katusze, gdy na nasze łby sypią się razy za zbłądzenie w Dupowie Dolnym w którym mieści się cel naszej drogi. I co masz zrobić o głowo rodziny? Zadzwonić przy swej Kobiecie zapytując do słuchawki "gdzie jest Wasz sklep jeździecki"? Zapytać pierwszą lepszą niewiastę "czy wie Pani gdzie dopieszczę swojego konia" i narazić się na dwa strzały z liścia - pierwszy od niewiasty z powodu niedopowiedzenia, a drugi od Kobiety swej za fakt zaistnienia pierwszego plaskacza?

Ehhhhh... Jest jednak taki moment w życiu człowieka, gdy przedzierając się przez las natrafia nagle na logo sklepu świecące pomiędzy drzewami i na nieśmiałe pytanie Najwspanialeszej-Z-Żon "czy wpadniemy tu na chwilę gdy będziemy wracać?" w końcu może odpowiedzieć "a myślisz, że po co się tu tłukliśmy?".
I ten moment, gdy Niewiasta która przed chwilą chciała GPS`em wydrapać Ci samcze migdałki (zaczynając od strony wylotu przewodu pokarmowego), gdy ta miotająca się we wściekłości Kobieta nagle mięknie w kolanach i w końcu kurwa mać nie wie co powiedzieć - wtedy czujesz się samcze spełniony. Bo pomimo wszystkich przeciwności losu udało się na czas dowieźć tę tykającą bombę do celu drogi i możesz wypuścić Ją pomiędzy półki, by nurzała się w stertach bryczesów, czapraków, wędzideł i ostróg.

I można wtedy stanąć sobie cichutko w kącie sklepu i uśmiechnąć się do siebie widząc latającą pomiędzy półkami Najwspanialszą-Z-Żon, której radość na twarzy można przyrównać jedynie do szczęścia maleńkiego słodziutkiego warchlaczka nie mogącego się zdecydować, czy pierwej z korytka wciągnąć smakowitą pokrzywę, czy siorbnąć pomyję ozdobioną ziemniaczaną obierką.

środa, 21 grudnia 2011

Kobiecie nie dogodzisz.

Spożywam mięsiwo z mięsiwem w sosie mięsiwowym - źle. Od razu słyszę od Najspanialszej-Z-Żon, że dostanę szkorbutu, eboli, zatkają mi się żyły, uszy i będę miał osteoporozę wątroby. No to biorę się za owoce - i też źle. Moja wina, że lubię dziabnąć więcej niż jedną mandarynkę? No, a że przytargałem już do łóżka dwa kila to nie będę odnosić, co mam zbędne przebiegi po mieszkaniu robić... Oczywiście spożywanie mandarynek też grozi mi śmiercią, a do tego sprawia, że podobno brzydko zachowuję się w nocy. I znów moja wina, że jak mi się w brzuszku jakiś maleńki bączuś zaplącze, to przez sen uda mu się wymsknąć... Przecież nikt nie kontroluje takich rzeczy gdy śpi, prawda? A że bączuś zdmuchnął z nas kołdrę i rzucił nią o przeciwległą ścianę - zdarza się. Niestety, Najwspanialszej-Z-Żon tego nie wytłumaczysz.

Za oknem pierwszy śnieg. Sypie na potęgę, jakby pogoda chciała nadrobić stracony czas. Pod ZUSem emeryci i renciści niczym pijane pterodaktyle starające się kroczyć na ziemi, łapią równowagę na swoich szczudłach, laskach, kulach, czy kto na czym się porusza. Gdyby nagrać ich walkę na video i podłożyć pod to jakiś dubstepowy kawałek - byłby gotowy klip do MTV.

Chce mi się lepić bałwana. Teoretycznie mógłbym spróbować wyciągnąć wieczorem Najwspanialszą-Z-Żon przed blok i namówić Ją do ukulania jakiegoś monstrum, jednak jak znam życie - gdy wróci wymarznięta ze stajni, to na moją propozycję odpowie mi delikatną sugestią, gdzie mam sobie wsadzić bałwanka, choinkę i od razu bożonarodzeniowego króliczka.
Heh, pamiętam doskonale czasy, gdy jako dzieciaki czekaliśmy na pierwszy śnieg, by tarzać się w nim, robić bazy, bałwany, obrzucać śnieżkami, rzucać się w puch i robić orzełki. Gdy teraz pomyślę, ile psich kup znajduje się na trawnikach, które wtedy z takim zaangażowaniem polerowaliśmy własnymi organizmami - aż mam ciary na plecach. Nie wiem, jakim sposobem za młodu nie udało mi się ani razu wrócić do domu z jakąś rozmazaną brązową kredką na plecach. Chyba jakaś wróżka gówniuszka musiała czuwać nad naszą małoletnią bracią.

Święta idą - to fakt. Jakieś dwa albo trzy dni zostały. Dostaliśmy z tej okazji od znajomej podareczek: makaronowego aniołka. Ni mniej, ni więcej, tylko anioł z gitarą elektryczną zrobiony z suchych klusek. Wszystko to chlapnięte złotą farbą, prezentuje się nawet zacnie. Problem w tym, że jest to z makaronu, więc jak dla mnie - służy do zeżarcia. Niestety - gdy tylko zbliżam skrzydlatego kluskomościa do twarzy - Najwspanialsza-Z-Żon zaczyna na mnie dziwnie zerkać. No i co ja mam wtedy powiedzieć mając już aureolastego przy jamie gębowej? Jak spożyję - będzie znów, że jestem obżartek. Gdy odstawię od twarzy - moja 2ga Połowa pomyśli, że chciałem go całować czy coś, więc co ja mam kurwa zrobić, zaśpiewać mu "Jezus malusieńki"?

Święta idą, Drodzy Państwo.
Jeśli z kimś nie będę się już widzieć na 30latku - spokojnego odpoczynku życzę!


PS. Właśnie widzę, że jedna z moich współpracownic, która ma zwyczaj przynosić do pracy dziwne rzeczy spełniające u Niej rolę paszy - obrywa kwiatka. Sądząc po tym, co ostatnio jadła - nie wiem, czy nie ma w zamiarze zeżreć tego co oderwała. I niech mi ktoś powie, że to ja jestem jamochłon.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Wspomnień czar - notka z prabloga

Szukając materiałów na backupowym dysku, nadziałem się na ciekawostkę sprzed 9 lat... Chyba to jakaś forma prabloga musiała być. Na pewno dotyczy to czasów, gdy mieszkałem jeszcze z rodzicami, a przyszła Najspanialsza-Z-Żon biegała jeszcze na wino do parku, cicho snując już plany pochwycenia mnie w sidła związku ;)
Pisownia oryginalna. No, prawie oryginalna, usunąłem dwa ortografy.

*****

01-08-02 [wolna chata dzień czwarty]
głodny jestem, podchodzę do lodówki. Najpierw czujnym wzrokiem ogarniam całą kuchnię. Dobra, chyba teren bezpieczny... Łapię otwieradło z lodówki, pot perli mi się na czole. Chwila wahania - nie, raz kozie śmierć, i tak ją będę musiał kiedyś otworzyć... Uchylam drzwi, zassane powietrze z cichym sykiem dostaje się do wnętrza. Powoli spoglądam w czeluść lodówki. Nic się nie rusza, tylko kiełbasa ciekawie zerka w moją stroną. Odpycham ją kapciem kawałek dalej, sięgam po pomidora. Ładny, czerwony... wącham... kurde, to chyba było kiwi... odkładam skąd wziąłem. Kiełbasa już mną znudzona zaczyna podchodzić do sera. Sięgam po kubek z masłem. żółte, całkiem dobrze pachnie, chyba się nada. Odkładam na stół. Sięgam nieco niżej po kawałek sera do którego przytuliła się już kiełbasa. Ser chyba ok, za to kiełbasa okazuje swoje niezadowolwnie prychając głośno. Spostrzegam nagle zamrażalnik. Hmmmmm... może tam coś znajdę. Już pewniejszą ręką otwieram drzwiczki... FRRRRRRRRRRRRRRUUUUUUUUUUUU........ wylatuje coś z furgotem z zamrażalki, uchylam się, padam na ziemię, przykrywam głowę rękoma... już chyba odleciało... eeeee... mniejsze niż ja, nie ma się czego bać. W zamrażalniku spoczywają dwa kotlety zawinięte w folię, kawałek jakiegoś martwego zwierzęcia bliżej nieokreślonego gatunku, przygotowanego na późniejsze wykorzystanie. nic na teraz, o kotletach pomyślimy przy obiedzie. Nagle moją uwagę przyciągają bursztynowe oczka ciekawie zerkające na mnie z najciemniejszego kąta zamrażalnika. Przyświecam zapałkami... moim oczom ukazuje się młody pingwin w towarzystwie foki... cholera, chyba jednak nie powinienem wąchać tego sera... Zamykam część zamrażającą, swoją uwagę kieruję do części chłodzącej, nieco lepiej zaopatrzonej w jadło. kiełbasa znudzona moimi poczynaniami zaczyna dyskutować z pimidoro-kiwi na temat aktualnych wydarzeń w polityce. olewam to, szukam dalej. Na trzeciej półce znajduje się coś o obiecującym wyglądzie. słoik pełen jakiegoś czegoś o bliżej nieokreślonej konsystencji. Sięgam po to - na ten widok pomidoro-kiwi stwierdza: "lepiej zostaw, tam był kiedyś smalec, ale teraz kiełbasa zrobił sobie tam latrynę". Cholera... ten ser mi zaszkodził chyba... no nic, idę do sklepu...

-minęło 20 minut-

Siedzę najedzony i zadowolony na kuchennym stołku... poległo pół chleba i dwa opakowania serka homogenizowanego. Ser leżący na stole (towarzysz kiełbasy) najwyraźniej sobie gdzieś poszedł, życie wydaje się piękne... No, czas pozmywać. W zlewie oczekuje na mnie garnek i talerze z obiadu dnia wczorajszego. Drżącą ręką sięgam po talerz, odkładam na bok, podnoszę pokrywkę... zaczyna mi się kręcić w głowie otacza mnie ciemność miękną mi nogi zataczam się wszystko robi się białe obrazy wirują mi przed oczami...
budzę się pod stołem, otwieram okno w kuchni, biorę kilka głębszych wdechów... już lepiej. Zakładam na nos spinacz do prania a na oczy dodatkowo okulary do pływania i uzbrojony w gąbkę zaczynam szorować gar prze wtórze płaczliwego błagania organizmów zamieszkujących jego dno, ale jestem bezlitosny i już po chwili garnek można uznać za prawie czysty. Dumny z siebie zmywam jeszcze talerz, sztućce, w międzyczasie udaje mi się wypatrzeć ser, który osamotniony schował się w kącie pod rogówką. Delikatnie biorę go w dłonie i odkładam do lodówki koło pana kiełbasy, Ich radość na swój widok nie zna granic. ze wzruszenia kręci mi się łza w oku, no co, też niech mają coś z życia, no nie ? no, ale starczy już tej dobroci, czas zmarnować następny dzień przed kompem....

Eble beble.

Srylionowy raz plącze mi się przed oczami klip nieśmiertelnego last krysmes. Grupa przyjaciół udaje się na święta w góry, i ten lokaty trochę siwy jest z blondyną, ale ślini się do tej czarnej co jest z tamtym kudłatym. No i ona mizia takie coś co dostała od tego siwiejącego lokatego dając dzióbka temu kudłatemu. A to dwulicowa szmata! Później - chyba pod koniec klipu ta dwulicowa idzie za rękę z tym siwiejącym co od początku miał na nią zagięty parol. Świetnie, dwie zakłamane świnie spieprzyły święta tym, którzy przyjechali jako ich partnerzy / partnerki. I pewnie jeszcze zrzucili ich ze skał w przepaść.

Szkoda, że na koniec wszyscy nie pierdolnęli autem w kartony, byłby jakiś słowiański wątek.

*****

Siedzimy z Najwspanialszą-Z-Żon u Teściów. Moja 2ga połowa postanawia podzielić się ze swoimi rodzicami wrażeniami, których dostarczył Jej oglądany niedawno wieczorem film. Nadmienię tylko, iż porywająca akcja filmu tak mnie zainteresowała, że po dziesięciu minutach oglądałem tv dupskiem, wkręcony twarzą gdzieś pomiędzy Żonową pachę, a Jej prawy cyc.

- ...i na tym filmie grupa sześciu, albo nie, ośmiu, albo siedmiu, nie... chyba ośmiu osób popłynęła jachtem w morze i skoczyli do wody popływać, ale nie wszyscy, bo jedna kobieta bała się wody i chodziła w kapoku i miała tam dziecko takie półroczne chyba...

(myślę: o-ooooo... szykuje się opowieść...)

- ...no i jak wszyscy skoczyli popływać, to ta w kapoku nie skoczyła, nie... tzn nie wszyscy, tylko wszyscy poza tą w kapoku co się bała wody i właścicielem łodzi, który potem się okazało, że nie był właścicielem...

(myślę: o kurde, ale ten sernik na stole to nieźle wygląda, po co zeżarłem tyle buraczków, nie mam teraz miejsca na sernik!)

- ...tylko ta łódź była pożyczona, ale on tą w kapoku wrzucił do wody i wszyscy pływali, ale okazało się, że zapomnieli spuścić drabinki...

(myślę: ufffffff, teraz powie, że wszyscy utonęli i po problemie!)

- ...i tak pływali dookoła i jeden z nich miał nóż który poszedł na dno i popłynął za nim ale skończyło mu się powietrze i jak się wynurzał to walnął głową w śrubę i...

(myślę: i utonął tak jak wszyscy, a teraz witaj serniczku...)

- ...i później kolejna co pływała popłynęła za łódź...

(myślę: za łódź? Na stronę? Może robiąc kupę do wody chciała odstraszyć rekiny?)

- ...i tam została i okazało się, że potem już nie wróciła...

(myślę: no, kupa nie pomogła, widać rekin miał katar)

- ...a później jak się szarpali o jeden nóż co został, to podczas szamotaniny nóż wbił się w brzuch jednego z tych co pływał...

(myślę: dobrze, że ich z szesnastu tam nie pływało, bo by ta opowieść nie miała końca, o właśnie, podzielę się tym jakże inteligentnym komentarzem ze zgromadzonymi!)

I już mam otwierać usta by zabłysnąć w towarzystwie intelektem i wysublimowanym poczuciem humoru, kiedy to Najwspanialsza-Z-Żon widząc moją chęć wypowiedzenia się, przeczuwając co planuję, kieruje w moją stronę:

- świnia jesteś że mi przerywasz i...

(myślę: dobra, zamykam się, połowa i tak już utonęła, więc już bliżej jak dalej)

- ...no i jak zostały już tylko dwie osoby, i tak dryfowały wokół tego okrętu...

(myślę: dobra, dam radę serniczkowi, ale tylko jeden maleńki plasterek)

- ...i dryfowały, aż w końcu facet...

(myślę: wiem! wbił szybę w pokład i weszli i koniec!)

- ...co to był niby właścicielem, to okazało się, że nie jest właścicielem tylko ma tę łódź od szefa...

(myślę: ja pierrrrrrrr... retrospekcja...)

- ...i on okularkami zrobił półkę po której się wspięli ale postanowił popełnić samobójstwo i się utopić...

(myślę: wielu innych sposobów popełnienia samobójstwa nie miał mając na uwadze fakt, że pływali w morzu...)

- ...i się utopił.

(myślę: jesssssssst! a teraz sernik!)

Wyobraźmy sobie teraz, jak facet facetowi mógłby opowiedzieć ten film:

- wiesz co oglądałem? Ekipa popłynęła w morze jachtem, skoczyli do wody, ale zapomnieli spuścić sobie drabinki. Utonęli wszyscy poza jedną laską. Fajny film, laski w bikini z cyckami falującymi na wodzie. Tylko przerwy na reklamę nie było i nie można się było odlać.

Da się prościej? Da się...

środa, 14 grudnia 2011

Fap Fap Fap - Buzonga!

W firmowym bufecie wisi Mikołaj. Ma minę, jakby nie mógł się wysrać. Od razu wszystko człowiekowi lepiej smakuje, gdy widzi nad sobą napinającego się grubasa w pozycji kucającej.
Koszmar.

Biuro wpadło na genialny pomysł: ktoś wygrzebał w zakurzonych zapiskach jakiegoś chyba pradziada Światowida starą prawdę, że... od wczoraj kolejnych dwanaście dni pogodowo będzie przepowiadać 12 miesięcy roku. Tak więc cały styczeń będzie taki jak pogoda wczorajsza, luty taka jak dzisiejsza, marzec jak jutrzejsza... Czekam teraz na odprawianie w pokoju modłów do drewnianego klocka w intencji wygonienia złej Buzongi która zawiesza nam serwer, a także początku stosowania okładów z bobrzego łoju na skroniach w celu przegonienia złych duchów unoszących się w morowym powietrzu.

Wracając na chwilę do tematu przepowiadania pogody: wg moich obliczeń, w poniedziałek i wtorek (19go i 20go) będziemy mieć 28stopni. Innej możliwości nie ma - nie wyobrażam sobie lipca i sierpnia z temperaturą -4 stopnie. No chyba, że te biurowe przepowiednie są jakieś do dupy.

*****

Mam wrażenie, że prześladują mnie kubki patrzące na mą osobę z pogardą. Kawa smakowała jakoś inaczej, herbata też nie wchodzi tak dobrze jak zwykle. Wydaje mi się, że każdy kubek ma takie maleńkie oczka którymi wodzi za mną mówiąc wzrokiem: "wiemy, co zrobiłeś wczoraj naszemu kuzynowi ty perwersyjny kubkojebco!"
No ale kurcze... jak inaczej miałem zanieść materiał do badania? W dłoni czy ustach?

...a przy okazji pozdrawiam sympatyczną Panią która siedziała w gabinecie 30 cm dalej po mojej prawicy. Jej mina gdy kręciłem przezroczystym kubkiem podczas podpisywania próbki nasienia - bezcenna.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Końsko-ginekologicznie-życiowo

Jeszcze przez moment poginekologicznie - rozmowa o potencjalnym leczeniu, które mnie czeka:

- czytałam o leczeniu Ciebie, to tez leczy sie hormonami: "W leczeniu farmakologicznym niepłodności męskiej stosuje się preparaty hormonalne (testosteron, antyestrogeny, blokery prolaktyny... (ble ble ble itd))

- testosteron? o kutfa, będę jurny i umięśniony :D ej, ale ja i tak chce testosteron bez względu na wyniki! Będę miał fajne włochate plecy :D będziesz mi zaplatać warkoczyki, albo wyczesywać włosy na plecach zgrzebłem tak jak u Pinia :D i będzie mi cieplej w zimie ;D

Sądząc z reakcji Najwspanialszej-Z-Żon - testosteron mogę sobie wybić z głowy.

*****

Mija czwarty dzień posuchy sexualnej. To jest to, czego nie lubię w fazie produkcyjnej: aby coś zrobić, nie można czasami nic robić. No czasoprzestrzeń się normalnie zagina... Człapiąc o 7 rano przez miasto wszędzie widzę grzejące się niewiasty, którym co chwila coś upada. Więc schylają się wypinając zawsze kutfa w moją stronę. Dobrze, że jest teraz zima - latem pewnie każda z nich nosiła kabaretki do przykrótkiej spódniczki, albo poprawiała sobie na ulicy pas do pończoch.
Ręce opadają. Bo nic innego opaść nie chce.

Jeszcze dwa dni, nadejdzie czas kolejnego badania, a potem - parafrazując stary dowcip - Najwspanialsza-Z-Żon, popatrz przez okno, niebo pooglądaj, ptaszki na drzewach, słoneczko na niebie, bo teraz przez najbliższy czas to będziesz tylko sufit oglądała!

*****

Święta nadchodzą. W sklepach straszą choinki, mikołaje, wszyscy się robią za-je-biś-cie-mi-li i do granic obrzygania przesyceni świąteczną atmosferą. Tia, przez cały rok ludziska skaczą sobie do oczu, by później w trakcie jednego dnia rzucać się w objęcia, ściskać prawicę, w lewicy za plecami trzymając na wszelki wypadek nóż/topór/tasak. Niepotrzebne skreślić.
Prezenty, prezenty, prezenty, wszyscy ganiają jak wściekli za prezentami. Babcie prześcigają się w licytacjach co która kupiła swojemu ulubionemu wnuczkowi, dzieci odciągane od stert zabawek drą się w sklepach na potęgę, rodzice wkurwiają się na dzieci, sprzedawcy wkurwiają się na wszystkich i tylko karpie mają na to wszystko wyjebane. Wiedzą, że i tak zginą.

Zdecydowanie lubię gapić się na to całe szalone mrowisko. Na ludzi dopychających do koszyka jeszcze jedno pudełko zestawu perfum-żel-szampon, jeszcze półtora kila szynki bo jest w promocji za dwanaście pindziesiąt, a wujek Tadek jak przyjdzie to lubi pojeść, jeszcze jedną książkę tego Poła Kohelno, jest modny to chyba dobry, niech się córka rozwija, to i jeszcze dwie figurki mikołajów z parszywej czekolady.

A ja tylko zerkam na Najwspanialszą-Z-Żon w odbiciu szyby i śmieję się w duchu. I nic nie widzę, nic nie słyszę, gdy w stajni po raz kolejny wspomina o takich fajnych bryczesach z pełnym lejem, i nawet nie jestem ani ciut ciut świadom, że w momencie, gdy kolejny raz nie słyszałem luźno rzuconej uwagi, próbuje mnie moja 2ga Połowa prześwietlić spojrzeniem by upewnić się, czy faktycznie jeszcze nie załapałem, czy może już zamówiłem?



Hoł hoł hoł, dzyń dzyń dzyń.

Tylko w stajni w miarę normalnie - o ile tam kiedykolwiek normalnie było. Nawet starałem się ostatnio zrobić przyjemność Najwspanialszej-Z-Żon i skomplementować naszego konia:

- zobacz Kotek, jak nam Pinio ładnie przytył na zimę! Ma na sobie tyle tłuszczyku, że jak się schyla po marchewkę, to robią mu się na szyi takie fałdki jak u Ciebie na brzuszku.

No psu w dupę, z komplementu nie wiedzieć czemu nic nie wyszło. I weź tu się chłopie staraj... Najlepiej się nie odzywać, siedzieć cicho z boku i nie wtrącać się. I szydzić cicho dostrzegając, jak zmieniają się tematy dziewczynom w stajni. Już są w momencie, gdy wymieniają się opiniami na temat swoich chorób. Kolejny, zbliżający się nieubłaganie  etap to rozmowy gdzie po ile mjenso w promocji było. Na koniec zostaną im już tylko dysputy kto ostatnio umarł. Hm, sądząc z ilości wydawanych przez nie syków podczas obgadywania wszystkich dookoła, mógłbym się nawet pokusić o stworzenie listy osób, których zejście z tego świata jest najbardziej oczekiwane.

Tia. Starzejemy się. Nawet piosenki z lat 90ych są już wydawane na składankach oldies.

piątek, 9 grudnia 2011

Ginekologicznie

Słowem wstępu do notki:

- Co ma wspólnego ginekolog-krótkowidz i miś koala?
- Wilgotny nosek.

Tak, będzie dziś ginekologicznie.
Jako, że staramy się powielić nasze geny z Najwspanialszą-Z-Żon, jesteśmy zmuszeni chodzić na Jej okresowe przeglądy podwozia. Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje za zamkniętymi drzwiami gabinetu lekarskiego, lecz NA PEWNO jest to niczym w porównaniu z tym, co przeżywa mężczyzna (znaczy się ja) w poczekalni otoczony przez patrzące nań z wyrzutem niewiasty, których wzrok mówi:

- "patrz, co narobiłeś zboczeńcu tym swoim fajfusem, siedzisz tu sobie neandertalczyku na krześle niczym na tronie, a ta biedna twoja kobieta, jedna z nas wielu - ofiar waszych męskich zboczonych zapędów cierpi na fotelu przechodząc wszelkie te okrutne zbrodnicze badania ktorych bolesność może być porównana jedynie z łamaniem na kole! Ty świnio, ty samcze, jesteś jak każdy facet źródłem wszystkich naszych cierpień i problemów z tym swoim"...

...itd itd, etc. Riposta? Prosta: popatrzeć na lico rzucającej wzrokiem oskarżenia, następnie na jej brzuszek i pokiwać głową mówiąc samczymi ślepiami: "wiem, co robiłaś, świnko!". Działa w 100%

Nigdy nie rozumiem, dlaczego mężczyzna w poczekalni gabinetu ginekologicznego jest takim nietypowym zjawiskiem. Ile razy tam byłem, tak widziałem może z 3 facetów. Nie wiem... Może bijące z każdej ściany schematy wagin są dla niektórych przytłaczające? Na pewno jesteśmy - my, mężczyźni - osaczeni. Osaczeni przez oczekujące na badanie niewiasty, osaczeni przez walające się wszędzie w poczekalni BABSKIE pisemka, osaczeni przez pielęgniarki w rejestracji, które najchętniej by nas rozerwały na strzępy za samo wchodzenie do tej Świątyni Niewieściego Kapcia.
I tak jak już kiedyś pisałem (może nawet i na tym blogu) spróbuj samcze jeden oddać w ręce pielęgniarki kubeczek z próbką nasienia! O bogowie na Olimpie! Lepiej od razu rzucić się z okna, niż zaburzać swą nędzną osobą spokój i ciszę panującą w rejestracji gabinetu! A jeśli spróbujesz samcze oddać kubeczek - wtedy dopiero rozpęta się piekło! Obrażona na cały świat pielęgniarka z wyrazem obrzydzenia na twarzy popatrzy na Ciebie, na pojemnik w ręku trzymany, rękawiczkę ostentacyjnie założy by podkreślić swoje obrzydzenie próbką trzymaną przez Ciebie w dłoni, a następnie wzrokiem mówiącym "wiem co robileś z tym biednym pojemniczkiem ty zboczony kubkojebco" łaskaaaaaaaawie przejmnie od Ciebie efekt samczych robótek ręcznych.
Ożesz Ty pielęgniaro jedna, a żebyś się potknęła podczas badania i żeby Ci sie to wszystko wylało i chlapnęło na twarz!

I powiedzcie mi, że to Kobieta ma na sobie głowny ciężar noszenia i rodzenia dziecka. A guzik prawda! O nas - mężczyznach nikt nie pamięta! To odpowiednią paszę dostarczyć, to do apteki skoczyć, to znów w gabinecie swoje odcierpieć... Wszyscy dookoła tylko czekają, dopytując się, kiedy będzie berbeć. Tia, robić nie ma komu, a bawić dzidzię to chcą kurna wszyscy! I nikt na końcu o nas - wołach robczych - nie pamięta!

Apteka.
Stoję z receptą chcąc wykupić Najwspanialszej-Z-Żon magiczne coś, co się wkłada tam, gdzie słonce nie trafia. Sympatyczna pani magister przyjmuje z moich rąk receptę, zezuje to na zapiski lekarza, to na mnie, w końcu zapytuje nieśmiało:
- przepraszam, to dla pana?
- obawiam się, że nie posiadam odpowiedniego osprzętu, żeby zaaplikowac sobie to lekarstwo, a do mojego wylotu to chyba nie do końca pasuje. To dla żony.
- ufffffffff, taką też miałam nadzieję, bo niewyraźnie trochę tu było napisane...
Nie wiem co takiego powiedziałem, ale stojąca obok starowinka omal nie dostała zawału, wylewu i chyba od razu wniebowstąpienia. Aż jej się berecik z antenką przekrzywił.
Po wyjściu z apteki dzielę się wrażeniami z Najwspanialszą-Z-Żon. Zaciekawiona zerka na pudełko, później na receptę i zdziwiona zapytuje:
- to kosztowało tylko 1,80zł????
- dokładnie, chyba jakiś refundowany lek to musi być...
- ale tylko 1,8 zł???? lekarz mnie chyba nie szanuje!!!
- może stwierdził, że masz już za duży przebieg i nie warto inwestować...

Tia.. zdecydowanie nie załapała tego żartu.

Sonda

Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dzisiejszy trzydziestolatkowie już za czasów młodości mieli słabość do worów, których zawartość sympatycznie przelewała się w dłoni, worów, które można było wsadzić sobie do twarzy i ssać, ssać, ssać...

"WSPOMINAMY! MŁODOŚĆ 30LATKÓW, TO..."

Oranżada w workach! Głosów 43 (58%)

Jak już człowiek popije, to i by pojadł, więc na drugim miejscu znajduje się:

smak zjadanej owocowej pasty do zębów, głosów 25 (33%)

A dalej odpowiednio:
gruźliczanka (woda sprzedawana na ulicy z saturatora) - głosów 13 (17%)
zapach zmazywacza do piór 17 - głosów (22%)
śpiewanie piosenek na lekcjach j. rosyjskiego - głosów 11 (14%)

Wniosek: jako dzieci byliśmy byliśmy zorientowani na pożeranie i spijanie, zaś wąchanie i śpiewy nie były w kręgu naszych zainteresowań ;) Dziękuję wszystkim 74 osobom za udział w sondzie i zapraszam do uczestnictwa w kolejnej :)

czwartek, 8 grudnia 2011

O chędożeniu słów kilka

Odnoszę wrażenie, że ktoś stara się upolowac moje dupsko. Posiąść je w jednym tylko celu: by mnie wyruchać.
Chodząc po sklepach z Najwspanialszą-Z-Żon w poszukiwaniu zimowego wdzianka, natrafiamy na coraz to bardziej odpowiadające nam modele, kroje, czyli na ciuchy, których wspaniałości może dorównać jedynie... cena?
No ja bardzo przepraszam, ale jeśli dziś mam dać za bluzę 160 zeta, która to bluza - dokładnie ta sama - będzie za pół roku kosztować 5 dych, to już nie cieszę się nawet z faktu, że za miesięcy sześć będę przy odrobinie szczęścia jej szczęśliwym posiadaczem. Dziś zaczynam się najnormalniej w świecie po staropolsku wk.. irytować.
Sklep po sklepie widząc metki czuję, że ktoś mnie chce brutalnie przecwelić bez wazeliny, wpychając towar za który miałbym 2-3krotnie przepłacić.

A kij Wam wszystkim w oko! Nie kupię w takiej cenie! Co to do cholery ma znaczyć, czy bluza za pół roku będzie brzydsza? Może jedwabniki które wypyrkiwały swoimi dupkami materiał na nici są dziś więcej warte niż będą za pół roku? No nie mogę no, najnormalniej w świecie chcą mnie wyruchać na swetrach!

...a kij im w oko po raz 2gi! Jeszcze trochę i sam będę sobie szyć czadowe ciuchy! Tak jest, 30latek w końcu miał chwilę czasu, by siąść przy maszynie do szycia i sprawdzić, jak to jest prowadzić materiał przez dziabiąco - pikające trzewia dziergające maszynerii. Ubaw przedni!
By wyrazić swą wdzięczność Najwspanialszej-Z-Żon, uszyłem specjalnie dla Niej przytulastą maskotkę wypchaną mięciutką gąbeczkę. Nie rozumiem tylko, dlaczego Moja 2ga Połowa nie chce się do niej przytulać...

*****

Grudzień. Święta za pasem. Koniec miesiąca zapowiada się przednio: tygodniowy urlop pomiędzy świętami a sylwestrem. Jakoś podświadomie właśnie ten okres wybrałem jako czas urlopu. Zastanawiałem się długo, dlaczego akurat te dni zaryły mi się w pamięci jako odpowiedni termin... Myślałem początkowo, że chodzi o spasowanie mojego urlopu z urlopem Najwspanialszej-Z-Żon, jednak zastanawiając się nad tym dziś nieco dokładniej, udało mi się zgłębić powód takiego a nie innego ulokowania dni wolnych: z końcem roku mooooooooooooooooooże wyjdzie Diablo3 ;)

Oczywiście oficjalnie trzymamy się wersji o wspólnych planach na poświąteczny czas ;)

*****

Scenka rodzajowa:

Kasa w makro, dialog pomiędzy mną o Kasjerką podczas podawania pieniędzy:
K: ale pan ma ciepłe ręce...
J: gdyby pani wiedziała gdzie je grzałem, to by się tak pani nie cieszyła.
K: a może i ja też bym zagrzała?
Ja wskazując na Najwspanialszą-Z-Żon:
J: obawiam się, że żona miałaby coś przeciwko.

Sądząc po minie Najwspanialszej-Z-Żon zgniatającej w dłoni puszkę kociej karmy - dobrze czułem.

środa, 7 grudnia 2011

Biologia-zmęczenie-erotyzm

Biologia

Stojąc którejś nocy pod prysznicem, szukałem na swoim ciele jakiegoś punktu, którego ucisk mógłby spowodować mniejsze odczuwanie zmęczenia. Zastanawiałem się, ile prawdy jest w masażach stóp, które przekładają się na lepszą pracę organów wewnętrznych; czy jest ziarno prawdy w stwierdzeniu, że każda część ludzkiego ciała połączona jest z inną... Zaiste, okazało się, że faktycznie tak jest! Macając swymi dłońmi w okolicach zada natrafiłem na lewym półdupku na małego, ale takiego tycityci syfka którego ścisnąłem... efektem czego nastąpiło wydarzenie podobne do wybuchu kilograma trotylu w szambie, ciałem mym targnął spazm bólu, zaś z oka pociekła łza. Ocierając ją z policzka myślałem: jakie to dziwne, żeby policzek był z półdupkiem połączony...
Strach pomyśleć, co jeszcze z czym się wiąże.

Zmęczenie.
Powoli dochodzę do siebie po zakończeniu solidnego kawałka pracy. Moje życie towarzyskie leży w gruzach, zaległości w szkole mam większe niż satanista w wydarzeniach parafialnych, o capoeirze nie wspomnę - pewnie padnę trupem po 10 minutach treningu. Jednak powoli, systematycznie wracam do normalnego życia dziwiąc się, jak bardzo zbliżyliśmy się do świąt. Chyba pora pomyśleć, czym by tu zaskoczyć Najwspanialszą-Z-Żon... Chociaż sądząc z częstotliwości nadsyłania mi przez nią linków do stron ze zdjęciami bryczesów - chyba wiem czym chciałaby zostać zaskoczona. Forma delikatnej kobiecej sugestii potrafi być zaskakująca....

Zaskoczenie.
Zaskoczenie tygodnia? Wracając w środku nocy z pracy zastaję Najwspanialszą-Z-Żon w towarzystwie opustoszałej butli wina (alszzzzzzz zapeffffffffne wyprarowacz musziało HIK!) oraz naszej znajomej po 2giej stronie gg. I nie to spowodowało moje zdziwienie, lecz stwierdzenie Najwspanialszej-Z-Żon, która dumna z siebie niczym berbeć z pierwszej kupy zrobionej do nocnika, stwierdziła:
- feszłśmy na czat we dfjem, i HIK uuuu... uuuudało nam siem nammmófić HIK! jakiegoś kolesia, szeby rosbrał sie przt kamerkom HIK! Jsssssteś z-mnie dumny?
Tia, nic tak nie podbudowuje jak świadomość, że podczas mojej nieobecności w domu spowodowanej pracą, Najwspanialsza-Z-Żon poszerza swoją wiedzę i intelektualne horyzonty namawiając na czatach obcych kolesi do krecenia śmigłem przed kamera.

Erotyzm.
Stwierdzam z całą stanowczością, że ludzie nie powinni kupować sexi bielizny osobom, których nie widziały nago. Najwspanialsza-Z-Żon otrzymała w ramach prezentu urodzinowego zestaw trzech sznurków i kawałka czarnej firanki, który po naciągnięciu na niewiastę w odpowiedni sposób, miał stanowić chyba jakąś formę erotycznej bielizny. Z tego co wygooglałem i wyczytałem z opakowania, całość powinna prezentować się z grubsza tak: 


Tyle w teorii. Nie wiem jakich rozmiarów była sympatyczna modelka na zdjęciu, oraz w które jej proporcje zostały zaburzone podczas wielce prawdopodobnego dopieszczania jej Photoshopem, ale w rzeczywistości łaszki prezentowały się trochę... jakby inaczej nieco... tak jakby bardziej...


To był zdecydowanie trudny widok. Całe szczęście, że koronkowo-sznurkowa konstrukcja dała się dość szybko zdemontować z organizmu Najwspanialszej-Z-Żon...

Czekam.
Pod koniec grudnia będzie urlop.

*****

Zagadka dnia:
- co to jest: ma 200mm, wisi 15 metrów nad ziemią i ryczy?
- 30latek próbujący zrobić zdjęcie imprezy z podwieszanego rusztowania.

*****

zdjęcia pochodzą z:
http://www.koronka.pl/obsessive-julia-black-koszulkastringi.html
http://mamabela.blox.pl/html