piątek, 30 grudnia 2011

Kosmiczny najeźdźca - wkręcidupek

Jaskinia (The Cave 2005), gatunek: Horror, Akcja
Grupa 7 grotołazów odnajduje tajemniczą sieć jaskiń. Jednak żaden z członków ekspedycji nie powrócił nigdy na powierzchnie. Zorganizowano grupę poszukiwawczą, która ma ustalić, co się stało z zaginionymi naukowcami. Kiedy docierają na miejsce dokonują straszliwego odkrycia. Sprawdź, kto przeżyje to nieoczekiwane spotkanie.

No i ogląda sobie człowiek tego jakże ambitnego gniota ciesząc się niczym Najwspanialsza-Z-Żon na widok sześciopaku chipsów w Makro, lampi się widz w ten monitor nie wymagając od życia niczego więcej, jak prostego filmu na którym potwór odgryza głowy, ludzie giną, a z ekranu dobywa się radosne BOJNG BOJNG BOJNG.
I zasuwa sobie ta filmowa bohaterska brać po pas w jaskiniowej rzece prężąc muskuły i ociekając zajebistością, męskością, ale co mi tam, phi! Takie podziemne zalewiska i rzeki obcymi mi nie są, co tam filmowa fikcja, jeśli sam, własnoręczne, a właściwie własnoorganizmowo przeżyłem już taką wyprawę w miejsce, gdzie nawet sam szatan miałby z przerażenia zaciśnięty odbycik do wielkości główki od szpilki?

E... No właśnie... Odbycik w wodzie... A jeśli to, co pokazują na filmie może być prawdą i w momencie, gdy po pas w wodzie zasuwałem w kopalni, jakiś kosmiczny pasożyt-wkręcidupek obrał sobie za cel życia mój własny osobisty... zadek? Co w sytuacji, gdy w moim organizmie zaczyna się rozwijać kosmita pożerający mą wątrobę, jelitko i płucko także? Wszak widziałem w lustrze - brzuch mój jakoś dziwnie ostatnimi dniami urósł, jak nic - to musi być efekt działalności kosmicznego pasożyta-wkręcidupka!!!

I nie pozostaje człowiekowi nic innego, jak zamknąć się w łazience, wejść pod prysznic z lusterkiem i zacząć dokładnie sprawdzać wszystkie, ale to WSZYSTKIE otwory swego organizmu by upewnić się, że w żadnym z nich nie zalęgło się bydlę jakieś, by w odpowiednim momencie przypuścić z rzyci 30latka atak na gatunek ludzki!
Analizuje więc człek z lusterkiem w dłoni wszystkie wloty i wyloty modląc się tylko, by Najwspanialsza-Z-Żon nie wparowała do łazienki - ciężko by było wytłumaczyć, co robię pod prysznicem z lusterkiem przy zadzie. Tego z pewnością wyjaśnić by się nie dało: "Patrzę, czy mi z dupy kosmiczny czułek nie wystaje"?

Niepewność, nieprzespane noce, nerwowo przygryzane policzki. Czułka żadnego nie było, jednak brzuch nadal rośnie. Bezsenność dobija, wykańcza obawa, że w momencie gdy będę spać - ufita wylezie przez zad i zaatakuje śpiącą w najlepsze Najwspanialszą-Z-Żon. Znając życie - moja 2ga połowa spokojnie by się z tego wybroniła wchodząc z kosmicznym, czy tam raczej odbytniczym najeźdźcą w dyskusję o sposobach korekty dosiadu odpowiednim dobraniem siodła ze zmiennym rozstawem łęku. Wkręcidupek-najeźdźca zapewne po 10 minutach rzuciłby się zagadany z okna błagając o śmierć, więc teoretycznie bylibyśmy bezpieczni, jednak wstyd na zawsze by pozostał. Już widzę te opowieści przy wigilijnym stole, które będą mieć miejsce za 50 lat: "a pamiętacie, jak dziadkowi wyszedł z dupska kosmita i chciał zjeść babcię?"...

Nie no, tak być nie może.

Emocje sięgają zenitu. Brzuch zaczyna bulgotać, coś w środku się rusza. Oto nadchodzi mój koniec - nadejszła chwila, kiedy dokonam żywota rodząc przez brzuch kosmiczne ścierwo. Żegnam się ze śpiącą Najwspanialsza-Z-Żon cmokając Ją w policzek i udaję się do łazienki, gdzie mają spocząć me nędzne, doczesne szczątki. Siadam na sedesie krzycząc w duchu "WYŁAŻ TY KOSMICZNA KURRR...."

...nie jest mi dane dokończyć. Spazm bólu rwie me ciało, przy akompaniamencie bulgotu, pluskania i kwiczących pierdnięć opuszcza me trzewia...

Ej, to nie był kosmita, to tylko śledzie które zeżarłem popijając je zimną herbatą! No kurwa no, znów uratowałem ludzkość!!!

wtorek, 27 grudnia 2011

Jak się robi prezenty?

Pasterka stajenna. Staram się przypomnieć sobie, czy jest jakaś żałoba czy coś, bo o dziwo wszyscy trzeźwi jak świnie i jeszcze nikt nie leży pod stołem. Rozmowa się toczy na poziomie cywilizowanym, zdania wielokrotnie złożone się nawet pojawiają, kutfa, ludzi nie poznaję!
Na stole to serniczek, to śledzik pobłyskuje, zapachy smakowite po socjalnym wędrują, aż pies pół podłogi zaślinił. W ramach ogólnie panującego świątecznego nasycenia dobroci dla wszystkiego co się rusza, psiur częstowany przez wszystkich zeżarł już dwa kawałki śledzia, chrupki kukurydziane, ciastko, serniczka kawałek, chlebkiem wzgardził, ale roladkę chętnie wciągnął. Zapewne w ramach świątecznego dekorowania mieszkania, ozdobi tym wszystkim za jakiś czas podłogę w pokoju. Nikt jednak się tym nie przejmuje, pies wciąga kolejnego opiekanego śledzia.

Do socjalnego wkracza dziewięciolatka, więc rozmowy przestają się kręcić wokół tematów prokreacyjno-libacyjnych i schodzą w kierunku świąt, prezentów, mikołaja etc.
- a co dostałaś od mikołaja?
- to nie mikołaj kupuje prezenty, a dostaje się je od dzieciątka, bo dziecko zawsze mówi rodzicom co chce dostać od dzieciątka i grzecznie potem idzie spać, a rodzicie idą do swojego pokoju i razem modlą się do dzieciątka o prezent...

Przed oczami staje mi obraz kładącego się do łóżka dziecka i jego rodziców, odchodzących do swojej sypialni, trzymających się za ręce, stąpających w ciszy i nabożnym skupieniu. Po chwili zza zamkniętych drzwi ich pokoju dobywają się krzyki matki:
- O BOŻE! O BOŻE!!! O BOŻEEEEEEEE!!!
i wtórujący im krzyk ojca:
- kto jest twoim tatusiem?!?! PLASK! chcesz to dostać!! wiem że to lubisz PLASK! i chcesz to dostać!!!

...i dziecko wtedy wie, że dostanie od dzieciątka wymarzony prezent.

Potężny rechot wstrząsnął socjalnym i stajnią. Chyba zniszczyłem dziecku jego niewinny świat.

Sonda, pięćsetka, blog roku

Sprawy ważne i ważniejsze:

  • Facebookowy profil trzydziestolatka ma już ponad 500 "lubiących to"!
  • Blog przeszedł do drugiego etapu w konkursie na bloga roku! W dniu 12.01.2012 o godzinie  15:00 rozpocznie się głosowanie, o czym pozwolę sobie Wam przypomnieć :) Nie ukrywam - będę liczyć na Wasze wsparcie = Wasze głosy :) O sposobie głosowania poinformuję w odpowiednim czasie.

A teraz mniej ważne - sonda. Byłem ciekaw, jaka jest średnia wieku czytelników bloga. Wyniki?

  • 20-25 lat  77 (33%)
  • 25-29 lat  48 (20%)
  • 16-19 lat  35 (15%)
  • 31-35 lat  27 (11%)
  • mam 30 lat 21 (9%) 
  • 36-40 lat  10 (4%)
  • 12-15 lat  6 (2%)
  • 61 lat i więcej  3 (1%) 
  • 41-50 lat  2 (0%)
  • 50-60 lat  1 (0%)

Zakładając te sondę, miałem zamiar wykorzystać zdobyte informacje do zdobycia władzy nad wszechświatem, jednak pomysł w którym zawierał się mój plan był tak genialny, że nie byłem w staniem ogarnąć go umysłem. I zapomniałem, co miałem z tym wszystkim zrobić.
Tak czy inaczej, zapraszam do udziału w nowej sondzie :)

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Poprzedświąteczne zaległości: Zombieland (24.12.2011)

Świąteczny nastrój na ulicach rozpłynął się wraz z resztą pośniegowego błota. Za to w marketach święta czuć pełną gębą. Wszystko przesycone jest przyjazną atmosferą jakby dobywającą się z resztek rozszarpywanych karpi, sypiących się po ziemi orzechów i testowanych przez wszystkich na potęgę perfumach. Gdyby wejść na drogerię z zapaloną fajką - mogłoby dojść do do eksplozji.

Wchodzę na pasaż. W kieszeni lista zakupów obejmujące cztery pozycje. Opłatek, tia, trzeba załatwić tradycyjny opłatek. Najlepiej kupiony w promocji za czi-cztyrdziści. Nim rozepnę kurtkę - niczym żółw nindża wyłania się spod ziemi anielica. Bliżej jej do katalogu Obsessive z sexi ciuszkami, niż do drogowskazu ukazującego drogę zbawienia. Skrzydlata podchodzi kręcąc biodrami i zerkając na mnie zalotnie skubie piórko w skrzydełkach. Z anielskich ust dobywa się:
- Reprezentuję stowarzyszenie na rzecz...
Szybko przerywam:
- Tak, potrzebne mi opłatki, jedną paczkę proszę.
- A ma Pan ochotę na sianko?
Tu mój mózg wpada na najwyższe obroty: albo za dopłatą są trzy źdźbła pod obrus, albo kogoś swędzi anielska dupa i mam rwanie. Tak czy inaczej, gdyby była tu obecna Najwspanialsza-Z-Żon, paczka siana już by była załadowana w tę część anielskiego organizmu, do której z pewnością nie dociera światłość zbawienia.
Dla pewności dopytuję drapiąc się po twarzy tak, by obrączka była dobrze widoczna:
- Takie pod obrus?
- Tak, jest gratis do opłatka.
Płacę, odchodzę. Muszę w przyszłości sprezentować Najwspanialszej-Z-Żon takie skrzydełka.

Przedzieram się przez sklep. Ogólna rozjebunda, pod rybnym trzeci szwadron emerytów ściera się z oskrzydlającymi go przepracowanymi japiszonami w walce o ostatnie dogorywające karpie. W tym samym czasie na warzywnym tłum wywiera coraz większą presję na personel, domagając się ogórków o przekroju w kształcie gwiazdki. Jednocześnie stara się opanować zamieszki na drogeryjnym spowodowane wykupieniem wszystkich świątecznych zestawów "zobacz kobieto jestem na koniu".

Zasada ruchu prawostronnego przestała obowiązywać. Zamiast poruszać się w jakiś przemyślany, sensowny sposób, kupujący snują się jak banda zombie polująca na dupsko Milli Jovovic. Na alkoholowym za to dzień zadumy. Wszyscy w skupieniu przeglądają półki pełne piw i win, zapewne zastanawiając się, jaki trunek kupić w ramach tradycyjnego, bożonarodzeniowego posiłku. Nażreć się, napierdolić, iść na pasterkę. Jutro podobnie, tyle, że bez pasterki.

Biorę sok z półki obok i kieruję się do kas chcąc po drodze odwiedzić regał z mlekiem. Przy półkach z cukrem dzieją się rzeczy piękne i niezwykłe:

Ona: i musimy wzionć czy kila cukuru!
On: drobno mielony czy zwykły?
Ona: weź drobno mielony, drobiny są mniejsze to więcej ich się mieści w paczce!
Ich dziecko: mamo, ale i tak i tak jest tylko jeden kila w torbie.
Nagle nie wiedzieć skąd nad głową dziecka pojawiły się ciemne chmury miotające błyskawice. Świąteczny nastrój prysnął jak nocny bąk przez otwarte nad ranem okno. Ona starając się niczym Meduza zamienić dziecko wzrokiem w kamień, wysyczała przez zęby do męża:
Ona: Jendrek, bier ten cieńszy!

Mam już mleko. Przedzieram się przez sklep. Pod kawami trwa walka o...
Ona: te lepszą kawę weź, bo jak szwagierka przyjdzie to potem byndzie gadać, że u nich ostatnio czibo było a u nos ino neskafe lejemy i trza jeszcze...
On: ale po co aż trzy paczki?
Ona: weź nie godej, patrz, w promocji jest, i trzi dwadzieścia zaoszczyndze!
On: ale mi ona nie smakuje!
Ona: no to na prezencie da się komuś, bier trzi.
On posłusznie ładuje trzecia paczkę do wózka, tęsknym wzrokiem sunąc w stronę półek z piwem. Ich nastoletnia córka znudzona do obrzygania, patrzy nieobecnym wzrokiem w słoik z zabielaczem, naciągając palcami prawą powiekę i puszczając ją. Systematyczne "ślurp!" trzaskającej o gałkę oczną powieki wypełnia jej otoczenie. Rodzina rusza, w oczach ojca rodzi się nadzieja - jadąc na stoisko z serami można przejechać obok stoiska monopolowego.

Gdzieś z przodu widzę kasy, idę w ich kierunku. W głośnikach rzęzi "Pójdźmy wszyscy do stajenki", zagłuszane przez ryk godny konającego bizona:
- jak to kurwa Andrzej i Mela z dziećmi przyjdą?!!?!? Na chuj żeś ich zapraszała!!! Pytałaś mnie o zdanie?!?!!?

Zdecydowanie czuć atmosferę świąt. Przy kasach bożonarodzeniowe zamieszanie. Żadna z kasjerek ani żaden z ochroniarzy nie są w stanie zdjąć z odtwarzacza mp3 blokady antykradzieżowej. Tłum faluje szykując się do linczu niedoszłego właściciela odtwarzacza, który poza kolejką odwiedza kolejne kasy prosząc o zdjęcie blokady. Gdyby nie obstawa ochrony sklepu - pewnie już by miał problematyczne precjozo wbite w krtań.
Obok mnie następca Isaaca Newtona bada skutki prawa ciążenia: otwiera kartonik z perfumem, po czym obraca go do góry nogami. Zgodnie z wszystkimi prawidłami - butelka wypada z kartonu i roztrzaskuje się  o podłogę. Dookoła rozchodzi się drażniący zapach piżma, czy czego tam z bobrzej dupy używa się do produkcji perfum. Następca Newtona ulatnia się z miejsca zbrodni nie zwracając na siebie uwagi. Obstawiam, że stara się wywinąć z płacenia za zniszczony towar.
W tym samym czasie objawia się nowy talent przy kasie: Mistrzyni Pakowania W Jednorazówki. Lekko licząc, ciężar jej zakupów można szacować na srylion kilogramów. Mistrzyni nie zważa na to, dzielnie upychając trzeci kilogram mandarynek do torby która z założenia służy jedynie do tego, żeby się potargać. Rzucam okiem na to, co jeszcze mistrzowska ręka ma zamiar wpakować w jednorazóweczki: szczególnie dobrze rokują kanciaste dwulitrowe kartony z sokami czekające tylko na to, by przebić swoimi rogami reklamówkowe uosobienie cienkości i tandety.
Mistrzyni kończy pakowanie i odchodzi. Skupiam swoją uwagę na jegomościu za którym stoję. Facet około czterdziestki dumnie zerka na taśmę ze swoimi zakupami. Zadowolony z siebie ocenia prezenty: dla chłopaka autko, dla dziewczynki zabawkowy mixer. Wyraz oczu kupującego mówi: "bardzo dobrze, niech się od maleńkości mała franca uczy, gdzie jej miejsce".
Moje obserwacje przerywa dźwięk dartej reklamówki i huk kartonów walących o ziemię. Obstawiam, że Mistrzyni poniosła klęskę. W ogólnym hałasie nikną gdzieś przekleństwa kierowana na adres producenta "tych szmelcowatych toreb na zakupy".

Uosobienie sexizmu po zapłaceniu za zakupy odchodzi od kasy, reguluję rachunki i ja, po czym staram się wydostać jak najszybciej z tego piekła.

Idąc pasażem staram się wyprzedzić zakochaną parkę, która stara się swoim szczęściem zablokować możliwie największy kawałek podłogi. Już mam ich mijać lewą stroną, gdy nagle niewiasta rzuca się na szyję przechodzącej lewicą 2giej niewiaście:
- no czeeeeeeeeeee!!!
- czeeeeeeeee, co robicie tu kochani?!!? - zapytuje zaskoczona ta-2ga.
Dwa samczyki towarzyszące niewiastom przechodzą w tryb prężenia się przed sobą, poprawiania sznurówek na jaskrawych adidasach i ciągłego sprawdzania, czy paski równo na spodniach się układają. Chcąc widzieć swe panie z odpowiedniej perspektywy, odsuwają się o krok zajmując jeszcze więcej miejsca na pasażu, przechodząc jednocześnie w tryb piekących pach, czyli puszenia się z jak najszerzej rozstawionymi ramionami. Ostatnio widziałem takie coś w stajni - gdy kura dawała się wydymać kogutowi to podobnie ustawiała skrzydła. Niewiasty w tym czasie prowadzą ożywioną konwersację:
- no i co robisz tu, co, noooooooooooo?
"ZAKUPY KURRRWA!!!!" - mam ochotę rzucić jej w twarz
- a wieeeeeeeeeesz, kochanie moje - tu uśmiecha się do jednego z prężących się kolesi - powiedziało, że mamy mało piwów a przed świętami to wiesz, trzeba mieć, on taki troskliwy...
Troskliwy jegomość od piwów jest na krawędzi wytrzymałości ociekając męskością i zajebistością. Jeszcze jeden komplement i zesra się albo puści krew nosem.
- no wieeeeeeeeesz, kochana - nadal toczy się rozmowa niewiast - a po świętach co robicie, jakieś balety na sylwka?
Staram się ominąć te spinającą się elokwencją i męskością zbieraninę, jednak nie mogę się przecisnąć przez pasaż zatarasowany wylewającymi się z biodrówek boczkami rozmówczyń. Te kontynuują dysputę:
- a plany na nowy rok?
- a wieeeeeeeeesz, spodziewamy się z Misiem dziecka, Misio obiecał z początkiem roku poszukać pracy, a ja chyba przerwę szkołę bo w sumie i tak pojebana jest wieeeeeeeeeeeeesz...
- oooooooo, gratulujeeeeeeee, kochaaaaaaaaana, dorobiliście się!
- noooooo, wiesz kochaaaaaaana, ale nie wiem jeszcze co zrobimy dalej...

"Jak to co" - myślę prześlizgując się między zwałami tłuszczu pomiędzy którymi zrobiła się szpara - "MOPS i żerowanie na normalnych obywatelach, pierdolony pasożycie. A, wesołych świąt wytwórnio ćwierćinteligentów rodzących kolejnych ćwierćinteligentów".

Przepełniony świątecznym duchem wychodzę ze sklepu.

*****

Na deser - scenka rodzajowa, czyli Deja Vu: gdy kobieta mówi, że w rogu, to nie znaczy, że w rogu.

Najwspanialsza-Z-Żon: kupimy jeszcze ryby?
Ja: nie ma problemu, wracając podjedziemy do sklepu, przy okazji weźmiemy szampon.
NzŻ: ok :)
Tu wiadomo - od razu czuję nadchodzącą misję zabicia parszywego karpia, wykazania się swoją męskością, morderczymi instynktami, imponującym stylem posługiwania się nożem, czyli wszystkim tym, na widok czego Najwspanialsza-Z-Żon zmięknie nieco w kolanach. Wchodzimy do sklepu, zaczynam się kierować w stronę basenu z karpiami, gdy Najwspanialsza-Z-Żon nagle ciągnie mnie do zoologicznego i zwracając się do ekspedientki stojącej obok akwariów z rybkami rzecze:
NzŻ: sześć Brzanek, dwie Rozbory i dwa Danio proszę :)

No chuj bombki strzelił. Pakuję swoje mordercze instynkty do tylnej kieszeni spodni i posłusznie idę do kasy zapłacić za rybki.

czwartek, 22 grudnia 2011

Tymczasem za plecami Najwspanialszej-Z-Żon...

Najwspanialsza-Z-Żon do mnie:
- ale weź nie pisz nic o mnie, tylko ewentualnie, że zrobiłeś mi niespodziankę...

O nie nie nie nie. Wszyscy dobrze wiemy, że to tak się zakończyć nie może!

*****

Człowiek się czasami się kurde cieszy. Bo dało radę auto naprawić, to się udało skitrać trochę gotówki, a to znów pojawił się jakiś planik pt "zrobię prezent Najwspanialszej-Z-Żon". Oczywiście - jak to z Kobietami bywa - największą przeszkodą w robieniu niespodzianki Kobiecie jest sama Kobieta. Czasami wydaje mi się, że uknucie jakiegoś planu dotyczącego Najwspanialszej-Z-Żon jest pięć razy bardziej niebezpieczne od wyruchania głodnego niedźwiedzia. Bo człowiek dwoi się i troi, kolaborantów swoich rozstawia po stajni, spisek dzierga niczym sieć pajęczą i musi jedynie Kobietę do auta zaciągnąć łzwawą historią o konieczności wspólnego wyjazdu do klienta po bardzo ważne materiały, a tu dup. Sraka nietoperza: Najwspanialsza-Z-Żon do przejścia połowy miasta skąpanego w pośniegowym błocie, przychodzi zapakowana w letnie trampki. Klękajcie narody - zaraz pewnie zmarznie, stwierdzi, że chce do domu, nigdzie nie jedzie, a w ogóle to wszystko moja wina. Dobrze, że PMS już za nami, przynajmniej było mniejsze prawdopodobieństwo wykładu o niepodważalnej odpowiedzialności mężczyzn za zmniejszenie populacji Drosophili Melanogaster na zachodzie kontynentu.
Stres, stres, stres. Przewieź człowieku nudzącą się Kobietę przez korki mając świadomość, że w każdej chwili może Ona zadzwonić z nudów do największej kolaborantki, która jak znam życie - zejsra się przy słuchawce, dostanie napadu śmiechu, kaszlu, czkawki i wiadomo już będzie, że coś się dzieje...
Tia. Czasami, ale to tylko czasami z pomocą przychodzi głód. Nie ma bowiem nic bardziej zajmującego Najwspanialszą-Z-Żon, jak ssący żołądek. O klękajcie narody! Choćby tsunami niszczyło nam Gdańsk, Gdynię i Sopot - to nic. Gdyby tąpnięcie pochłonęło pół miasta, a krowy dostały skrzydeł i grypy żołądkowej jednocześnie - nic to. Nie ma rzeczy gorszej od pustego żołądka, do którego podłączony jest organizm Najwspanialszej-Z-Żon! Niech więc pochwalony będzie Orlen z hotdogami za czteri siedymdziesiont. Niech błogosławione będą hotdogi, nie tylko żołądek zapełniające ale i jamę gębową, która parówką zapchana - niezdatną będzie do prowadzenia telefonicznych rozmów! O mój planie! Jak bardzo na niepowodzenie narażonym byłeś! I pomyśleć, że kawałek zmielonego krowiego cyca z odrobiną racicy w polewie keczupowej uratowały przebieg działań, przy których atak Hitlera na Rusland w środku zimy jest niczym!

Tak jest.. My - mężczyźni narażamy swoje życie, zdrowie fizyczne i psychiczne by prezent - niespodziankę zrobić i znosimy niekończące się katusze, gdy na nasze łby sypią się razy za zbłądzenie w Dupowie Dolnym w którym mieści się cel naszej drogi. I co masz zrobić o głowo rodziny? Zadzwonić przy swej Kobiecie zapytując do słuchawki "gdzie jest Wasz sklep jeździecki"? Zapytać pierwszą lepszą niewiastę "czy wie Pani gdzie dopieszczę swojego konia" i narazić się na dwa strzały z liścia - pierwszy od niewiasty z powodu niedopowiedzenia, a drugi od Kobiety swej za fakt zaistnienia pierwszego plaskacza?

Ehhhhh... Jest jednak taki moment w życiu człowieka, gdy przedzierając się przez las natrafia nagle na logo sklepu świecące pomiędzy drzewami i na nieśmiałe pytanie Najwspanialeszej-Z-Żon "czy wpadniemy tu na chwilę gdy będziemy wracać?" w końcu może odpowiedzieć "a myślisz, że po co się tu tłukliśmy?".
I ten moment, gdy Niewiasta która przed chwilą chciała GPS`em wydrapać Ci samcze migdałki (zaczynając od strony wylotu przewodu pokarmowego), gdy ta miotająca się we wściekłości Kobieta nagle mięknie w kolanach i w końcu kurwa mać nie wie co powiedzieć - wtedy czujesz się samcze spełniony. Bo pomimo wszystkich przeciwności losu udało się na czas dowieźć tę tykającą bombę do celu drogi i możesz wypuścić Ją pomiędzy półki, by nurzała się w stertach bryczesów, czapraków, wędzideł i ostróg.

I można wtedy stanąć sobie cichutko w kącie sklepu i uśmiechnąć się do siebie widząc latającą pomiędzy półkami Najwspanialszą-Z-Żon, której radość na twarzy można przyrównać jedynie do szczęścia maleńkiego słodziutkiego warchlaczka nie mogącego się zdecydować, czy pierwej z korytka wciągnąć smakowitą pokrzywę, czy siorbnąć pomyję ozdobioną ziemniaczaną obierką.

środa, 21 grudnia 2011

Kobiecie nie dogodzisz.

Spożywam mięsiwo z mięsiwem w sosie mięsiwowym - źle. Od razu słyszę od Najspanialszej-Z-Żon, że dostanę szkorbutu, eboli, zatkają mi się żyły, uszy i będę miał osteoporozę wątroby. No to biorę się za owoce - i też źle. Moja wina, że lubię dziabnąć więcej niż jedną mandarynkę? No, a że przytargałem już do łóżka dwa kila to nie będę odnosić, co mam zbędne przebiegi po mieszkaniu robić... Oczywiście spożywanie mandarynek też grozi mi śmiercią, a do tego sprawia, że podobno brzydko zachowuję się w nocy. I znów moja wina, że jak mi się w brzuszku jakiś maleńki bączuś zaplącze, to przez sen uda mu się wymsknąć... Przecież nikt nie kontroluje takich rzeczy gdy śpi, prawda? A że bączuś zdmuchnął z nas kołdrę i rzucił nią o przeciwległą ścianę - zdarza się. Niestety, Najwspanialszej-Z-Żon tego nie wytłumaczysz.

Za oknem pierwszy śnieg. Sypie na potęgę, jakby pogoda chciała nadrobić stracony czas. Pod ZUSem emeryci i renciści niczym pijane pterodaktyle starające się kroczyć na ziemi, łapią równowagę na swoich szczudłach, laskach, kulach, czy kto na czym się porusza. Gdyby nagrać ich walkę na video i podłożyć pod to jakiś dubstepowy kawałek - byłby gotowy klip do MTV.

Chce mi się lepić bałwana. Teoretycznie mógłbym spróbować wyciągnąć wieczorem Najwspanialszą-Z-Żon przed blok i namówić Ją do ukulania jakiegoś monstrum, jednak jak znam życie - gdy wróci wymarznięta ze stajni, to na moją propozycję odpowie mi delikatną sugestią, gdzie mam sobie wsadzić bałwanka, choinkę i od razu bożonarodzeniowego króliczka.
Heh, pamiętam doskonale czasy, gdy jako dzieciaki czekaliśmy na pierwszy śnieg, by tarzać się w nim, robić bazy, bałwany, obrzucać śnieżkami, rzucać się w puch i robić orzełki. Gdy teraz pomyślę, ile psich kup znajduje się na trawnikach, które wtedy z takim zaangażowaniem polerowaliśmy własnymi organizmami - aż mam ciary na plecach. Nie wiem, jakim sposobem za młodu nie udało mi się ani razu wrócić do domu z jakąś rozmazaną brązową kredką na plecach. Chyba jakaś wróżka gówniuszka musiała czuwać nad naszą małoletnią bracią.

Święta idą - to fakt. Jakieś dwa albo trzy dni zostały. Dostaliśmy z tej okazji od znajomej podareczek: makaronowego aniołka. Ni mniej, ni więcej, tylko anioł z gitarą elektryczną zrobiony z suchych klusek. Wszystko to chlapnięte złotą farbą, prezentuje się nawet zacnie. Problem w tym, że jest to z makaronu, więc jak dla mnie - służy do zeżarcia. Niestety - gdy tylko zbliżam skrzydlatego kluskomościa do twarzy - Najwspanialsza-Z-Żon zaczyna na mnie dziwnie zerkać. No i co ja mam wtedy powiedzieć mając już aureolastego przy jamie gębowej? Jak spożyję - będzie znów, że jestem obżartek. Gdy odstawię od twarzy - moja 2ga Połowa pomyśli, że chciałem go całować czy coś, więc co ja mam kurwa zrobić, zaśpiewać mu "Jezus malusieńki"?

Święta idą, Drodzy Państwo.
Jeśli z kimś nie będę się już widzieć na 30latku - spokojnego odpoczynku życzę!


PS. Właśnie widzę, że jedna z moich współpracownic, która ma zwyczaj przynosić do pracy dziwne rzeczy spełniające u Niej rolę paszy - obrywa kwiatka. Sądząc po tym, co ostatnio jadła - nie wiem, czy nie ma w zamiarze zeżreć tego co oderwała. I niech mi ktoś powie, że to ja jestem jamochłon.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Wspomnień czar - notka z prabloga

Szukając materiałów na backupowym dysku, nadziałem się na ciekawostkę sprzed 9 lat... Chyba to jakaś forma prabloga musiała być. Na pewno dotyczy to czasów, gdy mieszkałem jeszcze z rodzicami, a przyszła Najspanialsza-Z-Żon biegała jeszcze na wino do parku, cicho snując już plany pochwycenia mnie w sidła związku ;)
Pisownia oryginalna. No, prawie oryginalna, usunąłem dwa ortografy.

*****

01-08-02 [wolna chata dzień czwarty]
głodny jestem, podchodzę do lodówki. Najpierw czujnym wzrokiem ogarniam całą kuchnię. Dobra, chyba teren bezpieczny... Łapię otwieradło z lodówki, pot perli mi się na czole. Chwila wahania - nie, raz kozie śmierć, i tak ją będę musiał kiedyś otworzyć... Uchylam drzwi, zassane powietrze z cichym sykiem dostaje się do wnętrza. Powoli spoglądam w czeluść lodówki. Nic się nie rusza, tylko kiełbasa ciekawie zerka w moją stroną. Odpycham ją kapciem kawałek dalej, sięgam po pomidora. Ładny, czerwony... wącham... kurde, to chyba było kiwi... odkładam skąd wziąłem. Kiełbasa już mną znudzona zaczyna podchodzić do sera. Sięgam po kubek z masłem. żółte, całkiem dobrze pachnie, chyba się nada. Odkładam na stół. Sięgam nieco niżej po kawałek sera do którego przytuliła się już kiełbasa. Ser chyba ok, za to kiełbasa okazuje swoje niezadowolwnie prychając głośno. Spostrzegam nagle zamrażalnik. Hmmmmm... może tam coś znajdę. Już pewniejszą ręką otwieram drzwiczki... FRRRRRRRRRRRRRRUUUUUUUUUUUU........ wylatuje coś z furgotem z zamrażalki, uchylam się, padam na ziemię, przykrywam głowę rękoma... już chyba odleciało... eeeee... mniejsze niż ja, nie ma się czego bać. W zamrażalniku spoczywają dwa kotlety zawinięte w folię, kawałek jakiegoś martwego zwierzęcia bliżej nieokreślonego gatunku, przygotowanego na późniejsze wykorzystanie. nic na teraz, o kotletach pomyślimy przy obiedzie. Nagle moją uwagę przyciągają bursztynowe oczka ciekawie zerkające na mnie z najciemniejszego kąta zamrażalnika. Przyświecam zapałkami... moim oczom ukazuje się młody pingwin w towarzystwie foki... cholera, chyba jednak nie powinienem wąchać tego sera... Zamykam część zamrażającą, swoją uwagę kieruję do części chłodzącej, nieco lepiej zaopatrzonej w jadło. kiełbasa znudzona moimi poczynaniami zaczyna dyskutować z pimidoro-kiwi na temat aktualnych wydarzeń w polityce. olewam to, szukam dalej. Na trzeciej półce znajduje się coś o obiecującym wyglądzie. słoik pełen jakiegoś czegoś o bliżej nieokreślonej konsystencji. Sięgam po to - na ten widok pomidoro-kiwi stwierdza: "lepiej zostaw, tam był kiedyś smalec, ale teraz kiełbasa zrobił sobie tam latrynę". Cholera... ten ser mi zaszkodził chyba... no nic, idę do sklepu...

-minęło 20 minut-

Siedzę najedzony i zadowolony na kuchennym stołku... poległo pół chleba i dwa opakowania serka homogenizowanego. Ser leżący na stole (towarzysz kiełbasy) najwyraźniej sobie gdzieś poszedł, życie wydaje się piękne... No, czas pozmywać. W zlewie oczekuje na mnie garnek i talerze z obiadu dnia wczorajszego. Drżącą ręką sięgam po talerz, odkładam na bok, podnoszę pokrywkę... zaczyna mi się kręcić w głowie otacza mnie ciemność miękną mi nogi zataczam się wszystko robi się białe obrazy wirują mi przed oczami...
budzę się pod stołem, otwieram okno w kuchni, biorę kilka głębszych wdechów... już lepiej. Zakładam na nos spinacz do prania a na oczy dodatkowo okulary do pływania i uzbrojony w gąbkę zaczynam szorować gar prze wtórze płaczliwego błagania organizmów zamieszkujących jego dno, ale jestem bezlitosny i już po chwili garnek można uznać za prawie czysty. Dumny z siebie zmywam jeszcze talerz, sztućce, w międzyczasie udaje mi się wypatrzeć ser, który osamotniony schował się w kącie pod rogówką. Delikatnie biorę go w dłonie i odkładam do lodówki koło pana kiełbasy, Ich radość na swój widok nie zna granic. ze wzruszenia kręci mi się łza w oku, no co, też niech mają coś z życia, no nie ? no, ale starczy już tej dobroci, czas zmarnować następny dzień przed kompem....

Eble beble.

Srylionowy raz plącze mi się przed oczami klip nieśmiertelnego last krysmes. Grupa przyjaciół udaje się na święta w góry, i ten lokaty trochę siwy jest z blondyną, ale ślini się do tej czarnej co jest z tamtym kudłatym. No i ona mizia takie coś co dostała od tego siwiejącego lokatego dając dzióbka temu kudłatemu. A to dwulicowa szmata! Później - chyba pod koniec klipu ta dwulicowa idzie za rękę z tym siwiejącym co od początku miał na nią zagięty parol. Świetnie, dwie zakłamane świnie spieprzyły święta tym, którzy przyjechali jako ich partnerzy / partnerki. I pewnie jeszcze zrzucili ich ze skał w przepaść.

Szkoda, że na koniec wszyscy nie pierdolnęli autem w kartony, byłby jakiś słowiański wątek.

*****

Siedzimy z Najwspanialszą-Z-Żon u Teściów. Moja 2ga połowa postanawia podzielić się ze swoimi rodzicami wrażeniami, których dostarczył Jej oglądany niedawno wieczorem film. Nadmienię tylko, iż porywająca akcja filmu tak mnie zainteresowała, że po dziesięciu minutach oglądałem tv dupskiem, wkręcony twarzą gdzieś pomiędzy Żonową pachę, a Jej prawy cyc.

- ...i na tym filmie grupa sześciu, albo nie, ośmiu, albo siedmiu, nie... chyba ośmiu osób popłynęła jachtem w morze i skoczyli do wody popływać, ale nie wszyscy, bo jedna kobieta bała się wody i chodziła w kapoku i miała tam dziecko takie półroczne chyba...

(myślę: o-ooooo... szykuje się opowieść...)

- ...no i jak wszyscy skoczyli popływać, to ta w kapoku nie skoczyła, nie... tzn nie wszyscy, tylko wszyscy poza tą w kapoku co się bała wody i właścicielem łodzi, który potem się okazało, że nie był właścicielem...

(myślę: o kurde, ale ten sernik na stole to nieźle wygląda, po co zeżarłem tyle buraczków, nie mam teraz miejsca na sernik!)

- ...tylko ta łódź była pożyczona, ale on tą w kapoku wrzucił do wody i wszyscy pływali, ale okazało się, że zapomnieli spuścić drabinki...

(myślę: ufffffff, teraz powie, że wszyscy utonęli i po problemie!)

- ...i tak pływali dookoła i jeden z nich miał nóż który poszedł na dno i popłynął za nim ale skończyło mu się powietrze i jak się wynurzał to walnął głową w śrubę i...

(myślę: i utonął tak jak wszyscy, a teraz witaj serniczku...)

- ...i później kolejna co pływała popłynęła za łódź...

(myślę: za łódź? Na stronę? Może robiąc kupę do wody chciała odstraszyć rekiny?)

- ...i tam została i okazało się, że potem już nie wróciła...

(myślę: no, kupa nie pomogła, widać rekin miał katar)

- ...a później jak się szarpali o jeden nóż co został, to podczas szamotaniny nóż wbił się w brzuch jednego z tych co pływał...

(myślę: dobrze, że ich z szesnastu tam nie pływało, bo by ta opowieść nie miała końca, o właśnie, podzielę się tym jakże inteligentnym komentarzem ze zgromadzonymi!)

I już mam otwierać usta by zabłysnąć w towarzystwie intelektem i wysublimowanym poczuciem humoru, kiedy to Najwspanialsza-Z-Żon widząc moją chęć wypowiedzenia się, przeczuwając co planuję, kieruje w moją stronę:

- świnia jesteś że mi przerywasz i...

(myślę: dobra, zamykam się, połowa i tak już utonęła, więc już bliżej jak dalej)

- ...no i jak zostały już tylko dwie osoby, i tak dryfowały wokół tego okrętu...

(myślę: dobra, dam radę serniczkowi, ale tylko jeden maleńki plasterek)

- ...i dryfowały, aż w końcu facet...

(myślę: wiem! wbił szybę w pokład i weszli i koniec!)

- ...co to był niby właścicielem, to okazało się, że nie jest właścicielem tylko ma tę łódź od szefa...

(myślę: ja pierrrrrrrr... retrospekcja...)

- ...i on okularkami zrobił półkę po której się wspięli ale postanowił popełnić samobójstwo i się utopić...

(myślę: wielu innych sposobów popełnienia samobójstwa nie miał mając na uwadze fakt, że pływali w morzu...)

- ...i się utopił.

(myślę: jesssssssst! a teraz sernik!)

Wyobraźmy sobie teraz, jak facet facetowi mógłby opowiedzieć ten film:

- wiesz co oglądałem? Ekipa popłynęła w morze jachtem, skoczyli do wody, ale zapomnieli spuścić sobie drabinki. Utonęli wszyscy poza jedną laską. Fajny film, laski w bikini z cyckami falującymi na wodzie. Tylko przerwy na reklamę nie było i nie można się było odlać.

Da się prościej? Da się...

środa, 14 grudnia 2011

Fap Fap Fap - Buzonga!

W firmowym bufecie wisi Mikołaj. Ma minę, jakby nie mógł się wysrać. Od razu wszystko człowiekowi lepiej smakuje, gdy widzi nad sobą napinającego się grubasa w pozycji kucającej.
Koszmar.

Biuro wpadło na genialny pomysł: ktoś wygrzebał w zakurzonych zapiskach jakiegoś chyba pradziada Światowida starą prawdę, że... od wczoraj kolejnych dwanaście dni pogodowo będzie przepowiadać 12 miesięcy roku. Tak więc cały styczeń będzie taki jak pogoda wczorajsza, luty taka jak dzisiejsza, marzec jak jutrzejsza... Czekam teraz na odprawianie w pokoju modłów do drewnianego klocka w intencji wygonienia złej Buzongi która zawiesza nam serwer, a także początku stosowania okładów z bobrzego łoju na skroniach w celu przegonienia złych duchów unoszących się w morowym powietrzu.

Wracając na chwilę do tematu przepowiadania pogody: wg moich obliczeń, w poniedziałek i wtorek (19go i 20go) będziemy mieć 28stopni. Innej możliwości nie ma - nie wyobrażam sobie lipca i sierpnia z temperaturą -4 stopnie. No chyba, że te biurowe przepowiednie są jakieś do dupy.

*****

Mam wrażenie, że prześladują mnie kubki patrzące na mą osobę z pogardą. Kawa smakowała jakoś inaczej, herbata też nie wchodzi tak dobrze jak zwykle. Wydaje mi się, że każdy kubek ma takie maleńkie oczka którymi wodzi za mną mówiąc wzrokiem: "wiemy, co zrobiłeś wczoraj naszemu kuzynowi ty perwersyjny kubkojebco!"
No ale kurcze... jak inaczej miałem zanieść materiał do badania? W dłoni czy ustach?

...a przy okazji pozdrawiam sympatyczną Panią która siedziała w gabinecie 30 cm dalej po mojej prawicy. Jej mina gdy kręciłem przezroczystym kubkiem podczas podpisywania próbki nasienia - bezcenna.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Końsko-ginekologicznie-życiowo

Jeszcze przez moment poginekologicznie - rozmowa o potencjalnym leczeniu, które mnie czeka:

- czytałam o leczeniu Ciebie, to tez leczy sie hormonami: "W leczeniu farmakologicznym niepłodności męskiej stosuje się preparaty hormonalne (testosteron, antyestrogeny, blokery prolaktyny... (ble ble ble itd))

- testosteron? o kutfa, będę jurny i umięśniony :D ej, ale ja i tak chce testosteron bez względu na wyniki! Będę miał fajne włochate plecy :D będziesz mi zaplatać warkoczyki, albo wyczesywać włosy na plecach zgrzebłem tak jak u Pinia :D i będzie mi cieplej w zimie ;D

Sądząc z reakcji Najwspanialszej-Z-Żon - testosteron mogę sobie wybić z głowy.

*****

Mija czwarty dzień posuchy sexualnej. To jest to, czego nie lubię w fazie produkcyjnej: aby coś zrobić, nie można czasami nic robić. No czasoprzestrzeń się normalnie zagina... Człapiąc o 7 rano przez miasto wszędzie widzę grzejące się niewiasty, którym co chwila coś upada. Więc schylają się wypinając zawsze kutfa w moją stronę. Dobrze, że jest teraz zima - latem pewnie każda z nich nosiła kabaretki do przykrótkiej spódniczki, albo poprawiała sobie na ulicy pas do pończoch.
Ręce opadają. Bo nic innego opaść nie chce.

Jeszcze dwa dni, nadejdzie czas kolejnego badania, a potem - parafrazując stary dowcip - Najwspanialsza-Z-Żon, popatrz przez okno, niebo pooglądaj, ptaszki na drzewach, słoneczko na niebie, bo teraz przez najbliższy czas to będziesz tylko sufit oglądała!

*****

Święta nadchodzą. W sklepach straszą choinki, mikołaje, wszyscy się robią za-je-biś-cie-mi-li i do granic obrzygania przesyceni świąteczną atmosferą. Tia, przez cały rok ludziska skaczą sobie do oczu, by później w trakcie jednego dnia rzucać się w objęcia, ściskać prawicę, w lewicy za plecami trzymając na wszelki wypadek nóż/topór/tasak. Niepotrzebne skreślić.
Prezenty, prezenty, prezenty, wszyscy ganiają jak wściekli za prezentami. Babcie prześcigają się w licytacjach co która kupiła swojemu ulubionemu wnuczkowi, dzieci odciągane od stert zabawek drą się w sklepach na potęgę, rodzice wkurwiają się na dzieci, sprzedawcy wkurwiają się na wszystkich i tylko karpie mają na to wszystko wyjebane. Wiedzą, że i tak zginą.

Zdecydowanie lubię gapić się na to całe szalone mrowisko. Na ludzi dopychających do koszyka jeszcze jedno pudełko zestawu perfum-żel-szampon, jeszcze półtora kila szynki bo jest w promocji za dwanaście pindziesiąt, a wujek Tadek jak przyjdzie to lubi pojeść, jeszcze jedną książkę tego Poła Kohelno, jest modny to chyba dobry, niech się córka rozwija, to i jeszcze dwie figurki mikołajów z parszywej czekolady.

A ja tylko zerkam na Najwspanialszą-Z-Żon w odbiciu szyby i śmieję się w duchu. I nic nie widzę, nic nie słyszę, gdy w stajni po raz kolejny wspomina o takich fajnych bryczesach z pełnym lejem, i nawet nie jestem ani ciut ciut świadom, że w momencie, gdy kolejny raz nie słyszałem luźno rzuconej uwagi, próbuje mnie moja 2ga Połowa prześwietlić spojrzeniem by upewnić się, czy faktycznie jeszcze nie załapałem, czy może już zamówiłem?



Hoł hoł hoł, dzyń dzyń dzyń.

Tylko w stajni w miarę normalnie - o ile tam kiedykolwiek normalnie było. Nawet starałem się ostatnio zrobić przyjemność Najwspanialszej-Z-Żon i skomplementować naszego konia:

- zobacz Kotek, jak nam Pinio ładnie przytył na zimę! Ma na sobie tyle tłuszczyku, że jak się schyla po marchewkę, to robią mu się na szyi takie fałdki jak u Ciebie na brzuszku.

No psu w dupę, z komplementu nie wiedzieć czemu nic nie wyszło. I weź tu się chłopie staraj... Najlepiej się nie odzywać, siedzieć cicho z boku i nie wtrącać się. I szydzić cicho dostrzegając, jak zmieniają się tematy dziewczynom w stajni. Już są w momencie, gdy wymieniają się opiniami na temat swoich chorób. Kolejny, zbliżający się nieubłaganie  etap to rozmowy gdzie po ile mjenso w promocji było. Na koniec zostaną im już tylko dysputy kto ostatnio umarł. Hm, sądząc z ilości wydawanych przez nie syków podczas obgadywania wszystkich dookoła, mógłbym się nawet pokusić o stworzenie listy osób, których zejście z tego świata jest najbardziej oczekiwane.

Tia. Starzejemy się. Nawet piosenki z lat 90ych są już wydawane na składankach oldies.

piątek, 9 grudnia 2011

Ginekologicznie

Słowem wstępu do notki:

- Co ma wspólnego ginekolog-krótkowidz i miś koala?
- Wilgotny nosek.

Tak, będzie dziś ginekologicznie.
Jako, że staramy się powielić nasze geny z Najwspanialszą-Z-Żon, jesteśmy zmuszeni chodzić na Jej okresowe przeglądy podwozia. Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje za zamkniętymi drzwiami gabinetu lekarskiego, lecz NA PEWNO jest to niczym w porównaniu z tym, co przeżywa mężczyzna (znaczy się ja) w poczekalni otoczony przez patrzące nań z wyrzutem niewiasty, których wzrok mówi:

- "patrz, co narobiłeś zboczeńcu tym swoim fajfusem, siedzisz tu sobie neandertalczyku na krześle niczym na tronie, a ta biedna twoja kobieta, jedna z nas wielu - ofiar waszych męskich zboczonych zapędów cierpi na fotelu przechodząc wszelkie te okrutne zbrodnicze badania ktorych bolesność może być porównana jedynie z łamaniem na kole! Ty świnio, ty samcze, jesteś jak każdy facet źródłem wszystkich naszych cierpień i problemów z tym swoim"...

...itd itd, etc. Riposta? Prosta: popatrzeć na lico rzucającej wzrokiem oskarżenia, następnie na jej brzuszek i pokiwać głową mówiąc samczymi ślepiami: "wiem, co robiłaś, świnko!". Działa w 100%

Nigdy nie rozumiem, dlaczego mężczyzna w poczekalni gabinetu ginekologicznego jest takim nietypowym zjawiskiem. Ile razy tam byłem, tak widziałem może z 3 facetów. Nie wiem... Może bijące z każdej ściany schematy wagin są dla niektórych przytłaczające? Na pewno jesteśmy - my, mężczyźni - osaczeni. Osaczeni przez oczekujące na badanie niewiasty, osaczeni przez walające się wszędzie w poczekalni BABSKIE pisemka, osaczeni przez pielęgniarki w rejestracji, które najchętniej by nas rozerwały na strzępy za samo wchodzenie do tej Świątyni Niewieściego Kapcia.
I tak jak już kiedyś pisałem (może nawet i na tym blogu) spróbuj samcze jeden oddać w ręce pielęgniarki kubeczek z próbką nasienia! O bogowie na Olimpie! Lepiej od razu rzucić się z okna, niż zaburzać swą nędzną osobą spokój i ciszę panującą w rejestracji gabinetu! A jeśli spróbujesz samcze oddać kubeczek - wtedy dopiero rozpęta się piekło! Obrażona na cały świat pielęgniarka z wyrazem obrzydzenia na twarzy popatrzy na Ciebie, na pojemnik w ręku trzymany, rękawiczkę ostentacyjnie założy by podkreślić swoje obrzydzenie próbką trzymaną przez Ciebie w dłoni, a następnie wzrokiem mówiącym "wiem co robileś z tym biednym pojemniczkiem ty zboczony kubkojebco" łaskaaaaaaaawie przejmnie od Ciebie efekt samczych robótek ręcznych.
Ożesz Ty pielęgniaro jedna, a żebyś się potknęła podczas badania i żeby Ci sie to wszystko wylało i chlapnęło na twarz!

I powiedzcie mi, że to Kobieta ma na sobie głowny ciężar noszenia i rodzenia dziecka. A guzik prawda! O nas - mężczyznach nikt nie pamięta! To odpowiednią paszę dostarczyć, to do apteki skoczyć, to znów w gabinecie swoje odcierpieć... Wszyscy dookoła tylko czekają, dopytując się, kiedy będzie berbeć. Tia, robić nie ma komu, a bawić dzidzię to chcą kurna wszyscy! I nikt na końcu o nas - wołach robczych - nie pamięta!

Apteka.
Stoję z receptą chcąc wykupić Najwspanialszej-Z-Żon magiczne coś, co się wkłada tam, gdzie słonce nie trafia. Sympatyczna pani magister przyjmuje z moich rąk receptę, zezuje to na zapiski lekarza, to na mnie, w końcu zapytuje nieśmiało:
- przepraszam, to dla pana?
- obawiam się, że nie posiadam odpowiedniego osprzętu, żeby zaaplikowac sobie to lekarstwo, a do mojego wylotu to chyba nie do końca pasuje. To dla żony.
- ufffffffff, taką też miałam nadzieję, bo niewyraźnie trochę tu było napisane...
Nie wiem co takiego powiedziałem, ale stojąca obok starowinka omal nie dostała zawału, wylewu i chyba od razu wniebowstąpienia. Aż jej się berecik z antenką przekrzywił.
Po wyjściu z apteki dzielę się wrażeniami z Najwspanialszą-Z-Żon. Zaciekawiona zerka na pudełko, później na receptę i zdziwiona zapytuje:
- to kosztowało tylko 1,80zł????
- dokładnie, chyba jakiś refundowany lek to musi być...
- ale tylko 1,8 zł???? lekarz mnie chyba nie szanuje!!!
- może stwierdził, że masz już za duży przebieg i nie warto inwestować...

Tia.. zdecydowanie nie załapała tego żartu.

Sonda

Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dzisiejszy trzydziestolatkowie już za czasów młodości mieli słabość do worów, których zawartość sympatycznie przelewała się w dłoni, worów, które można było wsadzić sobie do twarzy i ssać, ssać, ssać...

"WSPOMINAMY! MŁODOŚĆ 30LATKÓW, TO..."

Oranżada w workach! Głosów 43 (58%)

Jak już człowiek popije, to i by pojadł, więc na drugim miejscu znajduje się:

smak zjadanej owocowej pasty do zębów, głosów 25 (33%)

A dalej odpowiednio:
gruźliczanka (woda sprzedawana na ulicy z saturatora) - głosów 13 (17%)
zapach zmazywacza do piór 17 - głosów (22%)
śpiewanie piosenek na lekcjach j. rosyjskiego - głosów 11 (14%)

Wniosek: jako dzieci byliśmy byliśmy zorientowani na pożeranie i spijanie, zaś wąchanie i śpiewy nie były w kręgu naszych zainteresowań ;) Dziękuję wszystkim 74 osobom za udział w sondzie i zapraszam do uczestnictwa w kolejnej :)

czwartek, 8 grudnia 2011

O chędożeniu słów kilka

Odnoszę wrażenie, że ktoś stara się upolowac moje dupsko. Posiąść je w jednym tylko celu: by mnie wyruchać.
Chodząc po sklepach z Najwspanialszą-Z-Żon w poszukiwaniu zimowego wdzianka, natrafiamy na coraz to bardziej odpowiadające nam modele, kroje, czyli na ciuchy, których wspaniałości może dorównać jedynie... cena?
No ja bardzo przepraszam, ale jeśli dziś mam dać za bluzę 160 zeta, która to bluza - dokładnie ta sama - będzie za pół roku kosztować 5 dych, to już nie cieszę się nawet z faktu, że za miesięcy sześć będę przy odrobinie szczęścia jej szczęśliwym posiadaczem. Dziś zaczynam się najnormalniej w świecie po staropolsku wk.. irytować.
Sklep po sklepie widząc metki czuję, że ktoś mnie chce brutalnie przecwelić bez wazeliny, wpychając towar za który miałbym 2-3krotnie przepłacić.

A kij Wam wszystkim w oko! Nie kupię w takiej cenie! Co to do cholery ma znaczyć, czy bluza za pół roku będzie brzydsza? Może jedwabniki które wypyrkiwały swoimi dupkami materiał na nici są dziś więcej warte niż będą za pół roku? No nie mogę no, najnormalniej w świecie chcą mnie wyruchać na swetrach!

...a kij im w oko po raz 2gi! Jeszcze trochę i sam będę sobie szyć czadowe ciuchy! Tak jest, 30latek w końcu miał chwilę czasu, by siąść przy maszynie do szycia i sprawdzić, jak to jest prowadzić materiał przez dziabiąco - pikające trzewia dziergające maszynerii. Ubaw przedni!
By wyrazić swą wdzięczność Najwspanialszej-Z-Żon, uszyłem specjalnie dla Niej przytulastą maskotkę wypchaną mięciutką gąbeczkę. Nie rozumiem tylko, dlaczego Moja 2ga Połowa nie chce się do niej przytulać...

*****

Grudzień. Święta za pasem. Koniec miesiąca zapowiada się przednio: tygodniowy urlop pomiędzy świętami a sylwestrem. Jakoś podświadomie właśnie ten okres wybrałem jako czas urlopu. Zastanawiałem się długo, dlaczego akurat te dni zaryły mi się w pamięci jako odpowiedni termin... Myślałem początkowo, że chodzi o spasowanie mojego urlopu z urlopem Najwspanialszej-Z-Żon, jednak zastanawiając się nad tym dziś nieco dokładniej, udało mi się zgłębić powód takiego a nie innego ulokowania dni wolnych: z końcem roku mooooooooooooooooooże wyjdzie Diablo3 ;)

Oczywiście oficjalnie trzymamy się wersji o wspólnych planach na poświąteczny czas ;)

*****

Scenka rodzajowa:

Kasa w makro, dialog pomiędzy mną o Kasjerką podczas podawania pieniędzy:
K: ale pan ma ciepłe ręce...
J: gdyby pani wiedziała gdzie je grzałem, to by się tak pani nie cieszyła.
K: a może i ja też bym zagrzała?
Ja wskazując na Najwspanialszą-Z-Żon:
J: obawiam się, że żona miałaby coś przeciwko.

Sądząc po minie Najwspanialszej-Z-Żon zgniatającej w dłoni puszkę kociej karmy - dobrze czułem.

środa, 7 grudnia 2011

Biologia-zmęczenie-erotyzm

Biologia

Stojąc którejś nocy pod prysznicem, szukałem na swoim ciele jakiegoś punktu, którego ucisk mógłby spowodować mniejsze odczuwanie zmęczenia. Zastanawiałem się, ile prawdy jest w masażach stóp, które przekładają się na lepszą pracę organów wewnętrznych; czy jest ziarno prawdy w stwierdzeniu, że każda część ludzkiego ciała połączona jest z inną... Zaiste, okazało się, że faktycznie tak jest! Macając swymi dłońmi w okolicach zada natrafiłem na lewym półdupku na małego, ale takiego tycityci syfka którego ścisnąłem... efektem czego nastąpiło wydarzenie podobne do wybuchu kilograma trotylu w szambie, ciałem mym targnął spazm bólu, zaś z oka pociekła łza. Ocierając ją z policzka myślałem: jakie to dziwne, żeby policzek był z półdupkiem połączony...
Strach pomyśleć, co jeszcze z czym się wiąże.

Zmęczenie.
Powoli dochodzę do siebie po zakończeniu solidnego kawałka pracy. Moje życie towarzyskie leży w gruzach, zaległości w szkole mam większe niż satanista w wydarzeniach parafialnych, o capoeirze nie wspomnę - pewnie padnę trupem po 10 minutach treningu. Jednak powoli, systematycznie wracam do normalnego życia dziwiąc się, jak bardzo zbliżyliśmy się do świąt. Chyba pora pomyśleć, czym by tu zaskoczyć Najwspanialszą-Z-Żon... Chociaż sądząc z częstotliwości nadsyłania mi przez nią linków do stron ze zdjęciami bryczesów - chyba wiem czym chciałaby zostać zaskoczona. Forma delikatnej kobiecej sugestii potrafi być zaskakująca....

Zaskoczenie.
Zaskoczenie tygodnia? Wracając w środku nocy z pracy zastaję Najwspanialszą-Z-Żon w towarzystwie opustoszałej butli wina (alszzzzzzz zapeffffffffne wyprarowacz musziało HIK!) oraz naszej znajomej po 2giej stronie gg. I nie to spowodowało moje zdziwienie, lecz stwierdzenie Najwspanialszej-Z-Żon, która dumna z siebie niczym berbeć z pierwszej kupy zrobionej do nocnika, stwierdziła:
- feszłśmy na czat we dfjem, i HIK uuuu... uuuudało nam siem nammmófić HIK! jakiegoś kolesia, szeby rosbrał sie przt kamerkom HIK! Jsssssteś z-mnie dumny?
Tia, nic tak nie podbudowuje jak świadomość, że podczas mojej nieobecności w domu spowodowanej pracą, Najwspanialsza-Z-Żon poszerza swoją wiedzę i intelektualne horyzonty namawiając na czatach obcych kolesi do krecenia śmigłem przed kamera.

Erotyzm.
Stwierdzam z całą stanowczością, że ludzie nie powinni kupować sexi bielizny osobom, których nie widziały nago. Najwspanialsza-Z-Żon otrzymała w ramach prezentu urodzinowego zestaw trzech sznurków i kawałka czarnej firanki, który po naciągnięciu na niewiastę w odpowiedni sposób, miał stanowić chyba jakąś formę erotycznej bielizny. Z tego co wygooglałem i wyczytałem z opakowania, całość powinna prezentować się z grubsza tak: 


Tyle w teorii. Nie wiem jakich rozmiarów była sympatyczna modelka na zdjęciu, oraz w które jej proporcje zostały zaburzone podczas wielce prawdopodobnego dopieszczania jej Photoshopem, ale w rzeczywistości łaszki prezentowały się trochę... jakby inaczej nieco... tak jakby bardziej...


To był zdecydowanie trudny widok. Całe szczęście, że koronkowo-sznurkowa konstrukcja dała się dość szybko zdemontować z organizmu Najwspanialszej-Z-Żon...

Czekam.
Pod koniec grudnia będzie urlop.

*****

Zagadka dnia:
- co to jest: ma 200mm, wisi 15 metrów nad ziemią i ryczy?
- 30latek próbujący zrobić zdjęcie imprezy z podwieszanego rusztowania.

*****

zdjęcia pochodzą z:
http://www.koronka.pl/obsessive-julia-black-koszulkastringi.html
http://mamabela.blox.pl/html

niedziela, 27 listopada 2011

AnderGrałnt #2

Dzień dobry. Chyba jestem kłębkiem nerwów i chyba nie jest śmiesznie.
Okopałem się pod kołdrą, podłożyłem pod twarz poduszek kilka i trzęsę się jak kurczak na widok rożna.
Chyba jednak nie było dziś śmiesznie...

Mając jeszcze we łbie wspominki z sierpniowej wyprawy do jaskiń, postanowiłem się zabrać z ekipą moich ulubionych psychokretów na przechadzkę pod jednym z okolicznych miast.
Będąc świadomym trudów przeprawy, zaopatrzyłem się w odpowiedni wodoodporny (a ch*j na grób, a nie wodoodporny!) kombinezon, zapas baterii (psu w żyć takie baterie!), kanapki, batony, wodę, tylko kutfa emocjonalnego zapasu sił nie zabrałem.

Późna jesień. Prawie łyse drzewa cicho szumiały, gdy przedzieraliśmy się przez kamieniołom by dojść do wejścia pod ziemię. Wielkie merdające psisko, które przyplątało się do nas, radośnie biegało wokół węsząc po ścieżce skąpanej we wszechobecnym brązie opadłych liści i zieleni walających się dookoła puszek po piwie żubr. By sielanka na tym obrazku nie przysłoniła dramatyzmu sytuacji dodam, że pies skończywszy węszenie, podniósł ogon, wypiął zad i uwalił przed nami na drodze kupsko, którego wielkość nie powstydziłby się nawet nosorożec.
Teraz już rozumiem: to była taka delikatna sugestia Matki Natury, że pchamy się w niezłe gówno.

Mimo to szliśmy dalej. U wejścia do jaskiń przyodzialiśmy swoje sexi gumowe kombinezony, kaski, rękawice, wory, a następnie zeszliśmy gęsiego w mrok...

Nie wiem co mam napisać. Trwało to cztery, może pięć godzin. Było śmiesznie, było ciekawie, było ciężko. Nigdy wcześniej żadna wyprawa tak bardzo nie wyeksploatowała moich sił do życia.  Fantastycznym było zobaczyć tabliczkę w ścianie, gdzie data informowała, że chodnik ów powstał(?) w 1800-którymś roku, miło było zobaczyć śpiącego nietoperza, miło było obstawiać, kogo zjemy jeśli się zgubimy w tych dziesiątkach kilometrów korytarzy, ale nie, kurwa, nie było miło godzinę marszu do wyjścia uświadomić sobie, że zapasowe baterie do mojej czołówki są już w użyciu, nie było miło polecieć na mordę w wodę sięgającą do pasa, nie było miło przepychać się w miejscach, gdzie dno zacisku wyłożone było kamieniami czekającymi tylko na to, by rozpłatać mi zad na dwoje robiąc dodatkowy rów. W poprzek.

Kłamałem. Było miło.

Jestem wypalony. Zamykając oczy znów widzę zalane korytarze którymi idziemy po pas w wodzie, mając nad lustrem wody jedynie pół metra miejsca na głowę i bagaż. Widzę studnie kilkunastometrowej głębokości, zionące ciemnością, a jednocześnie mrugające do nas odbiciem naszych czołówek w tafli wody gdzieś na dnie. Bez mała czuję na nogach zatopione w wodzie belki o które potykaliśmy się brnąc przed siebie. I widzę studnię, której nie zauważyłem, którą minąłem o półtora metra, w którą mógłbym się wpierdolić gdybym chciał odsunąć się nieco od ściany by przyglądnąć się dokładniej wzorom tworzonym przez jakieś glutozaury odkładające się na ścianach.
Mógłbym sobie spaść i nie żyć. Najwspanialsza-Z-Żon chyba by mnie stamtąd wyjęła, by mnie zabić jeszcze raz. Za brak uwagi.

Wiecie jak wygląda woda stojąca pod ziemią, której od tygodnia nie zmącił żaden człowiek? Jest krystaliczna jak dusza noworodka. Jest idealna. Jest niczym wygrzany przez sen policzek ukochanej osoby. Człowiek jest niegodnym dotykania lustra tej wody.
A zarazem jest zimna. Drażliwa. W ułamku sekundy potrafi się zmącić, byś stracił orientację gdzie jest zalana studnia, by mogła polować na Twoje stopy za które pochwyci Cię by przedstawić Twą nędzną osobę największym głębokościom na jakie zeszła w swojej nieskończonej potędze.
Otula sunąc po Twych butach, by po chwili zwalać z nóg ukrytymi w jej odmętach przegniłymi kawałkami stropu polującego na ofiarę z pełnym zaangażowaniem całego ich gnijącego jestestwa.
I pięknie tańczy odbijając skrzące się drobiny skał. Sprawia wrażenie, że kopalnia zaprosiła na mszę odprawianą w chodnikach przez resztki atmosfery czasów, gdy ludzie bez pomocy zaawansowanej technologii ryli te chodniki tworząc łukowe stropy, porządkując rudę, wydobywając to, co karmiąc ich - jednocześnie zabijało.

Nie wiem, jak głęboko byłem dziś pod ziemią, ile kilometrów przeszliśmy. Jebie mnie to.
Wyszliśmy na powierzchnię. Dobrze było po prostu odlać się pod drzewem w przeświadczeniu, że pomimo własnej głupoty i brak doświadczenia nie dałem się zabić temu, co w mroku dyszy pod ziemią.

Miło czasami zejść pod ziemię, zmęczyć się, wystraszyć. Ciekawa rozrywka na niedzielne popołudnie. Taki dreszczyk emocji, czy jak to się tam nazywa. Atrakcja.

Gówno warte.

Chyba już ponad 10 lat temu mój Ojciec przeszedł na emeryturę. Ratownik górniczy, jeden z tych, co to w 'sile wieku' nie muszą pracować, czym powodują toczenie piany na pyskach tych, którzy najmniej wiedzą co się dzieje pod ziemią.
Nie wyobrażam sobie, jakim trzeba być człowiekiem, by złazić w walące się, płonące, czy zatapiane chodniki w celu odszukania, uratowania ludzi. To nie jest normalne. To nie jest kwestia charakteru, płacy, czy poszukiwania adrenaliny.

Siedząc pod ziemią zastanawiałem się - gdyby teraz tąpnęło. Akurat teraz, gdy pełzniemy w najpaskudniejszym zacisku. W najbardziej przerażającym, odrażającym swoją wulgarną bezlitosnością kawałku kopalni. W miejscu, przez które boję się przechodzić. Ja mógłbym może wyjść i więcej nie wrócić. Ale ludzie z SCRG by wrócili. Wracają i wracać będą, pchając się w tak okrutne gówno, że muszą zostawić za sobą zdrowy rozsądek i instynkt przetrwania. By iść do przodu i szukać tych, którzy liczą na pomoc.

*****

Zamykam oczy. Pod powiekami przeplatają mi się dwa obrazy: niekończący się, zalany wodą korytarz przez który brnę po pas w wodzie. I studnia obok której przechodzę nieświadom jej istnienia.
Kopalnia to miejsce, gdzie człowiek uczy się wiary. Wiary w to, że wszystko idzie zgodnie z planem i bezpiecznie wyjdzie na powierzchnię. Bez tego można oszaleć.
Dziś brakowało mi wiary.

czwartek, 24 listopada 2011

Kto to wszystko zaczął?

Żyjemy w idealnie zakłamanym świecie. Wszystko co nas otacza, opiera się na powszechnie akceptowalnym oszustwie. Kobiety nakładają na siebie całymi tonami jakieś magiczne gluty tynkarskie by utrzymywać nas w przekonaniu, że wyglądają tak, jak nie wyglądają, my zaś - mężczyźni - perfekcyjnie ignorujemy momenty, gdy kobiety nie wyglądają tak jak nie-wyglądają, lecz wyglądają tak jak wyglądają. Skąd to się kutfa bierze?!!?

Wczorajszy wieczór. Tuptamy przez jakiś duży sklep z misją: kupić szampon, może rękawiczki i czapkę. Plan mężczyzny - wejście - stanowisko z rękawiczkami i czapkami - stanowisko z szamponami - kasa. Tyle w teorii. Praktyka: z Najwspanialszą-Z-Żon u boku kierujemy się na teren sklepu, gdzie następuje próba szybkiego przemarszu obok stanowisk z zabawkami. Psu w dupę, a nie, że się udało...

- paaaaaaaaatrz, jakie koniki dla Barbie!!! Ej, co to jest!? Zobacz wadę postawy u tego konia, co oni zrobili mu z kopytami!!! I te oficerki na Barbie, do połowy łydki?!?!??!

...delikatnie udaje mi się odciągnąć jazgotającą na producenta lalek Najwspanialszą-Z-Żon w stronę żarcia, tam jest zawsze ciszej. Niestety, po drodze napotykamy kominek:

-o, a wiesz, że xxx też ma kominek w pokoju? ale nie taki elektryczny, tylko taki prawdziwy na drewno...

...tu płynie potok słów głownie związanych z tematem kominka, owej znajomej, jej konia. Moja uwaga zostaje ograniczona do minimum. Staram się przemanewrować szybko obok regału z chipsami, niestety nadziewamy się na słodycze. Na szczęście udaje się przejść bez zbędnych przystanków. Dwa regały dalej widzę jakiegoś biednego jegomościa, który z błagalnym wzrokiem wbitym w sufit wysłuchuje wykładu swej partnerki na temat wkładek higienicznych. W tym czasie Najwspanialsza-Z-Żon przekopuje rękawiczki. Nic nie znalazła, nie dziwię się, nic ciekawego nie było. Mija nam w sklepie piętnasta minuta.

- wiesz Kotek - zaczynam temat z uśmiechem na ustach - zawsze chce mi się śmiać jak idę z Tobą na zakupy. Ja zaliczam tylko niezbędne miejsca, Ty znów lubisz sobie pozwiedzać, dobierając ciągle coś, co akurat wpada Ci w oko...

Momentalnie przygasły światła w sklepie, zamilkła muzyka. Na zewnątrz słychać było grzmot nadchodzącej śnieżycy stulecia. Najwspanialsza-Z-Żon zerknęła na mnie wzrokiem, od którego rozpuściły się wszystkie mrożonki w zamrażarkach.

- O CO CI CHODZI?!?!!?!
- A nic, nic, tak tylko mówię, jakoś sprawniej mi samemu zakupy idą, że sam zawsze trzymam się tylko listy zakupów...
- Sugerujesz, że kupuję więcej niż... o, zobacz, jest szampon z tej firmy co farba, to może go kupimy? bo jest trochę droższy niż ten co ostatnio, ale po tamtym miałam bardziej suche włosy to może go kupmy ok? no i zobacz jest też moja farba do włosów i w zasadzie już bym mogła znów zafarbować włosy to może też wezmę, co? mogę? o, zobacz, tonik!
- ....

Udaje się nam dotrzeć do kasy. Płacimy. Już mamy wychodzić z centrum, gdy do mych uszu dochodzi dźwięk równie okrutny, co jazgot miliona wściekłych psów rozszarpujących pokutujące w piekle dusze:

- zobacz! KOLCZYKI!!! ZObaczę tylko, dobrze?!
- ...dobrze Kotek, dobrze....

Po śmierci zdecydowanie pójdę do nieba.

Może mi więc ktoś powiedzieć, kto u licha rozpoczął tę samonapędzającą się spiralę tynkarskiego zakłamania? Czy nie lepiej było zostać na etapie naturalnych niewiast przechadzających się przed jaskinią bez trzeciej tony podkładu na twarzy? Żadnych maści, tuszy, toników, wkładek, podkładek, wacików... e... hm... tak teraz pomyślałem o tych neandertalskich, owłosionych damskich łydkach. I włosach pod pachami. Resztkach mamuciego mięsa na niewieścich wąsach. Hmm... Dobra, nie było tematu. I może dam Najwspanialszej-Z-Żon dodatkowo jakiś bon do ingluta, czy jak to się nazywa ten skład budowlany...

Konkurs Orange - wpisy 30latka

Zgodnie z obietnicą - poniżej linki do ostatnich (a w zasadzie by był porządek - wszystkich) wpisów w ramach konkursu Orange.

Zainteresowanych zapraszam ;)


  • po mojemu: DOKŁADNIE testujemy dotykowy ekran
  • egzaminacyjnie
  • ale o co cho?
  • dyndające bobiki, czyli dalsze wyrzuty - tym razem muzyczne
  • dyndające bobiki, czyli wieszamy psy
  • konursowo
  • filmowo i hardcorowo
  • videorecenzja - podejście 1
  • muzycznie
  • zaległości - czyli pierwsze wrażenia sprzed kilku dni

Informacyjnie: wpisy są ułożone od najnowszego do najstarszego.

[aktualizacja 11.01.2011]

Orange przeniosło bloga, wszystkie linki stały się nieaktualne. Bloga można zobaczyć teraz pod adresem: http://testuj.orange.pl/Mozart/30latek

Sonda

By formalnie zamknąć temat sondy dotyczącej mojej radosnej twórczości w ramach konkursu Orange - teoretycznie większość z Was nie miała nic przeciwko, bym wrzucał tu informacje o nowych postach.
W praktyce postanowiłem rozwiązać sprawę nieco inaczej: co jakiś czas będę zbiorczo wrzucać tu linki do wpisów konkursowy za jakiś tam okres. W ten sposób zainteresowani będą mieli dojście do konkursowej twórczości, a osoby niezainteresowane nie będą irytowane drażniącą je treścią :)

Przy okazji - jeszcze dziś nowa sonda. Tym razem normalna, czyli jakaś mniej normalna ;)

wtorek, 22 listopada 2011

Kolacji nie będzie.

Naukowcy CERNA przekroczyli prędkość światła podważając teorię względności. Einstein przewraca się w grobie. I po cholerę to wszystko? Nie mogli się panowie CERNiści zająć czymś praktyczniejszym? Np zrozumieć, o co chodzi kobiecie?

Z 2giej strony patrząc realnie na świat... Chyba jednak łatwiej było przekroczyć prędkość światła. Tym bardziej, że pewnie po zrozumieniu Jej potrzeb - ta by zmieniła zdanie.

*****

Zbliżają się urodziny Najwspanialszej-Z-Żon. Jestem organizacyjnym wrakiem, nie ogarniam już planu obchodów tej jakże radosnej imprezy, z której radość może równać się jedynie z agresją budzoną przez przypomnienie, KTÓRE to urodziny.

Starzejemy się niestety. Nawet pies zrobił się jakby bardziej siwy na pysku. O szczurach nie wspominam - te zdążyły kompleksowo odwalić kitę.


*****

Ja: kurcze, ja to siwieję, co?
NzŻ: ano siwiejesz
NzŻ: a ja mam obwisłe cycki
Ja: przynajmniej w kolana będzie Ci ciepło... a ja przestaję wygladac jak 23latek ;/
Ja: halo....
Ja: Hekhem... jesteś tam?
Ja: halo...

Coś czuję, że dziś kolacji nie będzie.

środa, 16 listopada 2011

Sonda! Tym razem bez żartów.

Dobiegła końca kolejna sonda - oto i wyniki:

NAJSTRASZLIWSZA RZECZ, KTÓRA MOŻE CIĘ SPOTKAĆ, TO...

  1. Zimna deska sedesowa: 58 głosów
  2. Twoja 2ga połowa która chce NAPRAWDĘ POWAŻNIE porozmawiać w momencie, gdy w tv leci dobry film: 28 głosów
  3. Potrójna impotencja (pęknięta miednica, odgryziony język i połamane palce): 26 głosów
  4. Sąsiadka w postaci 14letniej fanki Tomasza Niecika posiadającej nowy zestaw stereo: 20 głosów

Wniosek? Od zbyt gadatliwej niewiasty u boku gorszy jest jedynie ziębiący w zadek sedes ;)

A teraz na poważnie - kolejna sonda dotyczy wcześniejszej notki: czy wg Ciebie dobrym pomysłem jest wrzucanie na 30latka odnośników do radosnej twórczości publikowanej w ramach konkursu Orange?

Zanim odpowiesz - sugeruję zapoznać się z konkursowymi wpisami  ;)

Telefoniczny skrót.

Dowcip dnia:
- kiedy 30latek pomimo całej swojej życiowej mądrości nie wie co odpisać?
- gdy trener capo po zapoznaniu się z treścią bloga zapytuje: kogo miałeś na myśli pisząc o "połączeniu krasnala i ośmiornicy?"

*****

Fani na FaceBoooku już wiedzą: udało mi się zakwalifikować jako tester telefonu z Orange. Dotarł do mnie telefon, są już zadania do wykonania, jest też moja radosna twórczość na mojej stronie testera: http://testuj.orange.pl/30latek/

Nie wiem, czy dobrze zrobiłem startując w konkursie. Kiedyś gdy Najwspanialsza-Z-Żon zagadywała o wielkim wściekłym ptaku, wróżyło to upojną noc. Dziś oznacza, że domaga się smartfona z AngryBirds na pokładzie.
Wygląda na to, że w najbliższym czasie ładowanie ptakiem w prosiaczka nie będzie oznaczało tego, co bym sobie życzył...

niedziela, 13 listopada 2011

Małe-Duże zmiany na blogu

Na blogu wieje od dziś ascezą - zniknęły oszałamiające zdjęcia zielska w tle, zrobiło się trochę jakby ciemniej. Zmieniła się też ilość wyświetlanych wpisów na stronie - od dziś będą to tylko dwie ostatnie notki.
Po co to wszytko? Zauważyłem, że na słabszych komputerach blog przy większej ilości zdjęć i tekstu nieco się przycinał, jego przewijanie nie było płynne. Dodatkowo obserwując bloga z pokładu telefonu komórkowego, byliście narażeni na większe koszty wynikającej z ilości pobranych danych. Teraz mamy mniej obrazków, czyli mniej piniendzy pita Wam z portfela ;)
Wyleciała także wtyczka twittera i powiadomienia mailowe - nie widziałem byście korzystali z tych usług. Oczywiście pozostaje niezastąpiony FB ;)

Macie jeszcze jakieś życzenia co do czytelności bloga, zmian na nim, pomysły może jakieś macie, sugestie? :)

sobota, 12 listopada 2011

Hubertus 2011

Jesień zawitała na pola i łąki. A w zasadzie nawet zima.
Konie z obrzydzeniem patrzą pod kopyta krzywiąc się na zmarzniętą trawę, puszczają grubszą sierść upodabniając się do przerośniętych bohaterów ulicy sezamkowej. Nawet utuczone prosiaki trochę smutniej pokwikując jakby przeczuwając nadchodzące święta w których wezmą udział nie tak, jakby chciały.
Ostatnie liście spadają z drzew okrywając swoimi płaszczami przymarznięte psie kupy.

Wraz z późną jesienią, nadszedł czas Hubertusów. Najwspanialsza-Z-Żon plącze się po domu zła jak osa z PMS`em, co chwila marudząc, że nie ma w co ubrać się na gonitwę (norma, przywykłem), z pewnością będzie zła pogoda (pewnie to będzie to moja wina), a ogólnie to czego tak siedzę patrząc jak szpak na srającego zająca. Najlepiej to powinienem też zacząć się przejmować Hubertusem!
A co ja mam do licha wspólnego z tą imprezą? Na czym to ja mam uczestniczyć w gonitwie? Na składaku?

W tym roku pojawił się nowy wątek podczas ogólnego przedhubertusowego szału. Otóż poza pogodą i ciuchami, Najwspanialsza-Z-Żon natrafiła na okrutny problem organizacyjny: w co ubrać konia?
No ja jebie... Jak dla mnie, to możemy go przebrać w nasz zielony namiot, dodatkowo przymocuje się półtorametrowy rulon do siodła i będzie można udawać, że w gonitwie bierze udział czołg.
Skąd ja mam u licha wiedzieć, w co ubrać konia? W pompony jakieś? Frędzle czy coś? Obklejmy go podpaskami ze skrzydełkami - będzie pegaz, może zacznie latać, albo polejmy go dodatkowo keczupem robiąc z niego Konio-Wampira o zainteresowaniach ginekologicznych, załatwi się od razu karnawałowy bal przebierańców i przyszłoroczne Haloween, które jak znam życie też pewnie poskutkuje przebieraniem koni w jakieś dziwne stworzenia. Byle nie w koniki morskie, bo ni cholery nie mam pojęcia skąd zorganizowac takie duże akwarium, żeby koń sie w nim zmieścił. Dobra, zostawmy już ten temat...

Tak czy inaczej nie pozostaje nic innego człowiekowi, jak znosić to wszystko starając się nie wchodzić w drogę Ucieleśnieniu-Szału-Przedgonitwowego.

Strasznie ciekawym zjawiskiem jest poruszenie w samej stajni tuż przed gonitwą. Ganiające bez ładu i składu niewiasty starają się robić wszystko jednocześnie, czyszczą więc zad zaplatając koreczki na grzywie, jednocześnie zakładając siodło, pijąc kawę, klnąc na swoich mężów (o my biedni!), paląc papierosa za papierosem, poprawiając koreczki na grzywie jednocześnie czyszcząc kawę, siodłając konia taboretem,  starając się od razu rozczesać papierosa poprawiając ogłowie założone na koński zad i mocując obrócone na lewą stronę siodło pod koński ogon.
Jeno konie jak oazy spokoju nieruchliwie stoją znosząc wszystko cierpliwie. Czasami tylko któryś w akcie zemsty za wszelkie cierpienia i zniewagi, podniesie ogon i walnie od serca kupą opryskując dopiero co założone owijki, ogłowie które gdzieś tam leżało, nogi właścicielki i pokrowiec na siodło. I zaczyna się od nowa: zdejmujemy owijki i koreczki bo nie pod kolor, zakręcamy koreczki na nogach i owijki na grzywie, siodło trzeba zdjąć bo czaprak nie do kompletu, trzeba rozczesać teraz futro bo się pogniotło pod czaprakiem, a czaprak ma plamkę a owijka była skręcona na lewą stronę...

Tia.. Tak będzie wyglądać w piekle. Wszyscy ludzie będą kobietami siodłającymi swoje konie na Hubertusa.

Dla ludzi, którzy nie znają tematu krótka informacja: czym jest Hubertus? Otóż (pomijając wszelkie natchnione tłumaczenia z rozbudowaną ideologią) chodzi o to, że jeden człowiek ma do organizmu przyczepiony lisi ogon, a reszta ludzi goni go starając się zerwać kitę. Dla utrudnienia ci co gonią - są na wspomnianych wcześniej koniach. Żeby ten co ucieka nie był pozbawiony szans na przeżycie - też ma konia na którym może uciekać. No i tak się gonią po jakimś wyznaczonym terenie.
Żeby nikt nie padł na zawał (zarówno jeździec jak i koń), jest coś takiego jak lisia nora, czyli teren, na którym nie można gonić lisa. Lis (czyli człowiek z kitą jadący na koniu) wjeżdża sobie na ten teren pokazując goniącym go uczestnikom zabawy fuckery, wypięta dupę, język, ewentualnie inne ogólnie przyjęte formy pozdrawiania się zdalnego, chwilę odpoczywa wraz z koniem, po czym znów wyjeżdża na teren polowania starając się tak jechać, by nikt nie dał rady zerwać lisiej kity.
W sumie sympatyczne zabawa, ja bym osobiście dorzucił do niej możliwość korzystania z broni palnej, ewentualnie proc lub łuków - zdecydowanie by to podniosło dramatyzm i atrakcyjność całej imprezy.
Wracają do tematu: osoba, która złapie ogon lisa - zostaje za rok lisem. Czyli będzie spieprzać na koniu podczas gdy pozostali będą starali się złapać jej ogon, by za rok zostać lisem, by spieprzać na koniu podczas gdy pozostali będą starali się złapac jej ogon... Taka samonapędzająca się spirala śmierci. Uroboros jeździecki - chce się powiedzieć ;)

Zastanawia mnie jedna rzecz: skąd się wziął w tym wszystkim lisi ogon? Jeśli cały czas ktoś od kogoś przejmuje kitę, to wychodzi na to, że ktoś kiedyś w przeszłości jako pierwszy musiał ją wyrwać z lisiej rzyci!
Ała....

Hubertus...
...czas gonitw i czas natchnionych rozmów o swych kopytnych maskotkach, czas analiz, który z nich ma ruch ładniejszy, brzydszy, lżejszy, który żre marchewkę na sposób plebejski obśliniając dookoła wszystko łącznie z koniem w boksie obok, który koń wciąga owies sposobem szlacheckim w paszczękę, a który niczym ćpun zasysa go nozdrzem.
...czas gonitw i czas tradycyjnej zabawy przy ognisku. Czas masakrycznie smacznego żurku spożywanego z megawielkiego gara, czas tańców...

...czas śpiewów-czy-jak-to-tam-nazwać, cytuję:
- mmmm.. mmm-osze dam Ci kredki, HIK! bo jsz tyle wypiłaś, że jsz z pyfnośom HIK! lepiej idzie Ci rysowanie niż śpieffffanie...

...czas rozmów od serca, cytuję:
- ...bo nikt mnie nie lubi i nie kocha i nie szanuje i gdzie są kurwa moje fajki!??!?!

...czas rozważań na temat związków, cytuję:
- ...ale że aż z takim starym? Dobrze, że impreza jest daleko od cmentarza, bo by jeszcze sobie kogoś wykopała!

...czas rozważań o swojej własnej godności i różnicy wieku w związku, cytuję:
- ...ale naprffffdę nigdy nie byyy-yłam taka HIK! pjana, szeby brać się za prehistoryczne swierzęta!

...czas rozmów o miejscu kobiety w towarzystwie po jej zamążpójściu, cytuję:
- ...ej, to, szze mam męęęłża fffffffffff.. fffcale HJIK! nie znaczy, szzze jestem trędowata!

...ale przede wszystkim czas, kiedy można na chwilę siąść na dupie, miło spędzić czas bawiąc się do upadłego, wygadać za wszystkie czasy, a wszystko to bez żadnego pośpiechu i żalu, nawet jeśli na maskę czyjegoś samochodu wróci zjedzony kilka godzin wcześniej, wspomniany gdzieś wyżej żurek.

Hubertus 2011 za nami. Dziękuję wszystkim za wspaniałą zabawę, było wyśmienicie, jednak nadal będę się upierać, że należy Was wszystkich wyegzorcyzmować, a Wasze konie zjeść! ;)

czwartek, 10 listopada 2011

Pracowniczo i damsko-męsko

Scenka rodzajowa: siedzimy przed monitorami, w ręku kubek kolejnej kawy, pod oczami wory, ślina powoli ścieka z kącika ust. Z czyjejś paszczy padają słowa:
- to jest bardzo długi dzień...
Ktoś inny wychodząc już do przodu myślami, starając się ogarnąć stertę gówna którą będziemy mieć jutro do przemielenia przez klawiaturę, zauważa:
- jutro, to dopiero będzie długi dzień.
Wiecznie czuwający w najmroczniejszym kącie pokoju najradośniejszy z pracowników patrząc w przyszłość przez pryzmat czekających nas w ciągu najbliższych 4 dni wdrożeń, stwierdza:
- Nie, długi dzień jest dziś. A jutro... jutro, to już będzie przpierdolone.

Z pozdrowieniami dla wszystkich, ktorzy maja przed soba wolny dlugi weekend.

*****

Zastanawiałem się kiedyś, skąd się bierze zwyczaj trzymania kobiety za rękę. Nie mogłem dojść, co oznacza ten gest, który - jak nie patrzeć - czasami jest kłopotliwy. Zimą marzną łapska, w lecie się pocą, w deszczu mokną. Zrozumiałem to wczoraj w jednym z centrów handlowych. Puszczenie dłoni Najwspanialszej-Z-Żon skutkuje Jej natychmiastowym oddaleniem się w stronę KFC lub 'bluzeczek w promocji'.
Tak więc od wczoraj w centrach handlowych jestem zdecydowanym romantykiem.

W ramach romantycznej wycieczki wraz z Najwspanialszą-Z-Żon wpłynęliśmy na szeroki bezmiar centrum handlowego. Po lewicy kuszą nas obniżki, po prawicy nęcą swą wonią gofry z owocami kandyzowanymi, zaś środkiem dumnie prężą się najdziwniejsze zwierzaki na biegunach. To konik, to krówka, to jednorożec, a pośród całego tego kudłatego, ociekającego pluszem i różem raju zoofilistycznego, dumnie wypina pierś świnia na biegunach. Autentyczna różowa pluszowa świnia na biegunach.
Patrzymy na toto zaskoczeni, z ust Najwspanialszej-Z-Żon pada pytanie:
- chciałbyś jeździć na prosiaczku?
zanim się zorientwałem co mi grozi, najsłodziej jak tylko mogę zażartowałem:
- jeżdżę na prosiaczku.
Najwspanialsza-Z-Żon chyba nie załapała. Na kolację miałem płatki kukurydziane z mlekiem.

*****

O jakże złośliwy jest los po trzydziestce... Nie dość, że w temacie pluszowej świnki walnąłem jak Mostowiakowa w kartony, to w dodatku nabiłem się sam na jedną z najokrutniejszych odpowiedzi w aktualnej sondzie:
Słodycz leje się wprost w me serce z ekranu telewizyjnego - mumia oderwała głowę jakiemuś kolesiowi, cycata, wydekoltowana partnerka bohatera biegnie przez ulicę, a sam bohater prawie przecina na pół swoją szabelką jakiegoś zbira. No nic lepszego na wieczorny seans filmowy... wtem... obok mnie spod kołdy wyłania się zaspane lico Najwspanialszej-Z-Żon. Pierwsza myśl: "oby tylko chciała się napić i poszła spać dalej". Oczywiście nie mam na tyle szczęścia:
- rozmawiałam dzisiaj z XYZ...
(jest źle, jest bardzo źle, zanosi się na jakąś rozmowę o życiu)
- ...i tak rozmawiałyśmy sobie i odpowiedz mi...
(jest bardzo źle, zanosi się na pytanie, więc pewnie trzeba będzie udzielić jakieś odpowiedzi)
- ...dlaczego wy, faceci...
(no ja jebie, mumia porwała cycatą a ta mi zaraz wyjedzie, że faceci są źli bo nie mają okresu)
- ...wy faceci jesteście...
(o-oooooooo... leci jakieś oskarżenie, pewnie będzie, że świnie, zboczeńce, albo niewierne bydlaki. Zaraz zaraz, ale o co chodzi, przecież nie mam nic na sumieniu!)
- ...jesteście tacy beznadziejni?
(????? jacy?? kurwa, mumia wiezie cycatą na wozie po nierównej drodze, ale fajnie podskakują, hehehe, bojng, bojng, bojng hehehe)
- no pytam się ciebie o coś!
(cholera, szkoda, że dekolt nie jest ciut głębszy, bojng bojng bojng hehehehe)
- no właśnie Kotek myśle nad odpowiedzią dla Ciebie...
- a nad czym tu myśleć, jesteście beznadziejni!
(ok, skoro doszliśmy wspólnie do wniosku, że jesteśmy beznadziejni to chyba koniec rozmo...ooo..ooooooooo, ale cycata walnęła z woza, wpadła w kałużę! no teraz ma jeszcze mokry podkoszulek! BIEGNIJ, BIEGNIJ ALBO PODSKAKUJ!!!)
- ...czy ty mnie wogóle słuchasz??!!??!?!? Rozmawiam z Tobą na poważne tematy!
- no słucham, ale co się stało?
(przerwa na reklamę, można poświęcić rozmowie nieco więcej uwagi)
- a w sumie jesteście beznadziejni i tyle...
...i odwróciwszy się na 2gi bok - chyba znów zasnęła.
I co ja mam teraz kutfa robić, oglądać reklamę kleju do protez zębowych?

poniedziałek, 7 listopada 2011

Zaległości - sonda!

Nadrabiając zaległości - poniżej wyniki naszej ostatniej, patriotycznej sony!


CO W MIESZKANIU KAŻDEGO PRAWDZIWEGO POLAKA ZNAJDUJE SIĘ W SZAFCE POD ZLEWOZMYWAKIEM?

kosz na śmieci  76 (65%)
zakamuflowana opcja niemiecka 14 (12%)
jo tam mom zmyworka, bo mie stać! 9 (7%)
zwłoki babci, na którą nadal można pobierać emeryturę 7 (6%)
letni zestaw sandałów ze skarpetami 5 (4%)
szkielet zapomnianego kochanka 5 (4%)

W sumie oddaliście 116 głosów.

Zapraszam do uczestniczenia w nowej sondzie ;)

sobota, 5 listopada 2011

Rozmowy niekontrolowane

Samcze rozmowy niekontrolowane:
- Próbuję czytać Harrego Pottera, ale jakoś nie potrafię się przekonać. Na filmie też zawsze zasypiam.
- Ja początkowo też zawsze zasypiałem, ale to tylko do trzeciej części. Od czwartej Hermionie urosły cycki i zawsze czekam na ujęcie jak będzie biegać.

******

Zdecydowanie się zestarzałem. Zdecydowanie rozpuściło mi się dupsko. Pięć lat temu nie straszne mi były parszywe sedesy kolejowych kibli, byłem gotów pić z muszli straszącej w wc osobówki jadącej do Dupowa Dolnego, spałem na łącznikach pomiędzy wagonami, Wars był mi nieosiągalną, n-gwiazdkową restauracją.
A dziś? Wchodząc do pociągu czułem niesmak. I nie chodziło wcale o stado dzieciaków wycierających sobą wszystkie zakamarki wagonu, ani o ich babcie sunące przez wagon bezszelestnie, bez butów, w samych, sztywnych od brudu i potu skarpetach które już niewiele mają wspólnego z bielą. Nawet nie chodziło o to, że nie przywitała mnie w drzwiach uśmiechnięta niewiasta w granatowym mundurku prosząc o bilet i wskazując kierunek, gdzie znajduje się mój przedział. I nie chodziło o to, że mogła się schylić, albo mógłbym ją poprosić o pomoc słowami 'czy zaopiekuje się Pani moimi torbami?'.
Chodziło o to, że nie mam swojego własnego miejsca oznaczonego miejscówką, przypisanym mi numerem siedzenia, gdzie tylko ja mogę pierdnąć w fotelik, nakruszyć kanapką i nikt, ale to nikt nie ma prawa wkroczyć w moją przestrzeń jakimś dzieckiem, czy aromatem zdechłej w zeszłym tygodniu ryby, unoszącym się ze skarpety która przegrała starcie z czerniejącym pazurem zdobionym odpryśniętym lakierem.

*****

Godzina +/- 15.30.
Trasa Kraków - Katowice.
Do tej pory siedziałem w przedziale sam. Słuchawki w uszach, książka w dłoni, snickers w twarzy. Pełnia szczęścia. Nagle otwierają się drzwi przedziału, do jego wnętrza wsuwa się niewieścia głowa pytając:
- czy te miejsca są wolne?
rzuciwszy okiem na facjatę stwierdzam, że może obejść się bez torby i egzorcysty. Mamram więc od niechcenia:
- proszzzzzzzzz...
Do przedziału wkracza reszta niewieściego organizmu zdobiona apaszką czy jak tam się nazywa to ciulstwo pod szyją. Za apaszkowym organizmem wkracza 2gi organizm, także niewieści, tym razem sweterkowo-kozaczkowy. Pal diabli, że na dworze prawie 15 stopni, z jej butów musi walić jak z murzyńskiej chaty, ale jej sprawa. Byle nie ścigała buciorów w przedziale.
Obie niewiasty zamiast się rozsiąść i rozpocząć porywającą dysputę na temat tuszu do rzęs, słodkich szczeniaczków, getrów w panterkę - czy o czym tam dziś niewiasty rozmawiają - czekają na coś. Zerkam w stronę drzwi. Po chwili do przedziału wkracza wspomniane.. Hm.
Pierwsza myśl:
- jak mi coś spadnie, to się nie schylę. I byle nie siadł obok mnie, byle nie siadł obok mnie, byle nie siadł.. kurwa, siadł obok. I nie to, że po tej samej stronie, lecz na 2gim końcu kanapy, nie. Siadł zaraz obok, bez mała muskając mnie tym swoim nieokreślonym orientacyjnie dupskiem. Kurwa! Przysuwam się bliżej okna, ustawiam głośniej muzykę w słuchawkach, wracam do lektury.
Niewiasta od apaszki intensywnie gestykulując stara się coś wytłumaczyć reszcie. Śmiesznie to wygląda gdy nie słyszę dźwięków dobywających się z niewieścich ust. Z jej gestykulacją trochę to wygląda jakby ktoś aksolotlowi podłączył akumulator na jaja. 2ga niewiasta nie daje oznak dobywania dźwięków z otworu paszczowego, za to mój sąsiad jakby się ożywił. Na wszelki wypadek rozdzielam nas torbą, jednocześnie praktycznie wyciszając do zera muzykę w słuchawkach. Zaczynam bezczelnie podsłuchiwać współtowarzyszy. Akurat persona obok przemawia swoim falsecikiem:
- no i wtedy proszę ja ciebie jestem u tego klienta i chcę go strzyc i sama rozumiesz, kochana, mam ze sobą swoje nożyczki i ogólnie cały sprzęt i w ogóle, bo wiadomo, że najlepiej ze swoim sprzętem, bo ja to proszę ja ciebie kochana wiesz, mam takie swoje nożyczki takie ulubione proszę ja ciebie, takie czwóreczki które ideaaaaaaaaaalnie mi w ręku leżą i proszę ja ciebie już mam je wyciągać, a ten klient mi mówi, że proszę ja ciebie on ma swoje i chce, żebym ciął jego nożyczkami, więc proszę ja ciebie zgadzam się bo co mam zrobić proszę ja ciebie, ja patrzę, a on mi daje takie kurwa duże nożyczki jak sekatory i proszę ja ciebie zezłościłem się, bo co ja mam takimi kurwa nożycami, owce mam mu golić? no i się zdenerwowałem... pro-szę ja cie-bie...

Nie, nie wierzę, to nie może się dziać w rzeczywistości. Zerkam przerażony na jegomościa po lewej: idealnie ufryzowane włosy, spodnie rurki, buty jak u myszki Miki, obcisły sweterek, wypielęgnowane dłonie. Szkoda, że nie kapie mu z twarzy botoks, byłby idealny krewniak Ibisza.
Tymczasem rozmowa nadal kręci się wokół tematów fryzjerskich. Ibiszopodobny opowiada:
- no i wtedy proszę ja ciebie pracuję tą prostownicą bo wiadomo, idealnie bez prostownicy nie zrobisz i proszę ja ciebie użyłem tej odżywki na keratynie co mi poleciłaś bo faktycznie warto było pomimo, że droga, ale użyłem jej i prostuję te włosy i nagle proszę ja ciebie puffffffff!
W tym momencie niewiasty w przedziale skąpane w grozie tej jakże porywającej sytuacji płynącej z opowieści zapytały jak jeden:
- i co się stało!?!??
- no jak to co, proszę ja ciebie... prostownica mi się zjebała.

Nie wiem, może powinienem mu dać jakieś kwiatki i złożyć kondolencje? Albo może lepiej nie. Jeszcze mógłby to zrozumieć od strony dupy. W przenośni i dosłownie.

*****

Dostałem potwierdzenie zakwalifikowania się do grupy testerów Orange. Niedługo powinien przyjść telefon. Miło. Najwspanialsza-Z-Żon też się cieszy:
- Kotek, popatrz, dostałem się, będę miał telefon do testów, zadania do wykonania, może uda mi się wygrać ten sprzęt.
- O, fajnie, a dobre kręci filmy?
- Nawet bardzo dobrze sądząc po opisie.
- Super, to będziesz mi kręcić materiał jak jeżdżę na koniu.
- ...

Chyba na wszelki wypadek zakleję kamerkę gumą do żucia.

niedziela, 30 października 2011

NiedzieRlne kakało.

Dobrze czasami zostać samemu w domu. Przemęczyć organizm niekończącą się torturą nicnierobienia. Wynudzić się bardziej, niż Kalisz w kościele, oglądać najdurniejsze niskobudżetowe produkcje telewizyjne Science Fiction. Czasami dobrze wbrew sobie samemu odrzucić wszelkie myśli galopujące w stronę projektów, kodu, postępu realizacji które może i nie zagwarantują mi spiżowego pomnika, ale przynajmniej pozwolą kupić mniej szorstki papier do dupy.
Fajnie czasami zrobić sobie kakao, popić nim parówki z serem, wrzucić na to ostudzoną herbatę i tajemne ciastko, które zostało albo z poprzednich świąt, albo jeszcze po poprzednim właścicielu mieszkania.

*****

Gdybym był poetą - może bym napisał:

..i czas który za mną został, ten przebrzmiały,
i ten moment kawałkami pamiętany, choć cały
niegdyś w życiu moim trwał i cieszył oko,
dziś w dorzeczu nicości,
z przeszłością rozmył się szeroko.

I liczyć mogę czas powiek mrugnięciami,
godziną, miesiącem, może sekundami,
na nic to przydatne gdy w moim pobliżu
nikt po mnie nie wystawi pomnika ze spiżu.

...a że jestem sobą napiszę:

...i to co szlag już trafił, co w pizdu minęło,
te momenty wszelkie, co je diabli wzięło
choć pamiętam jak żyliśmy w ludzi wielkiej kupie,
co dziś jest już dojrzała i ma wszystko w dupie.

...patrzę na zegarek - wiem czas zapierdala,
pomnika ni chuja nie ma, a kustucha z dala
pozdrawia mnie swoimi chudymi łapami.
Odliczam czas z nią spotkania
zbieranymi w kiszeni wyciętymi odciskami.

*****

Pora ruszać zad i udać się w stronę Świątyni Zdobionej Znakiem Węża Owiniętego Wokół Jakiegoś Konusa. Wszak nic tak nie podnosi na duchu, jak wieczorna dawka woni Lizolu i popierdujących nieświadomie pacjentów neurologii.

*****

Odkryłem dziś, że nie skończę książki, jeśli jej nie zacznę.

wtorek, 18 października 2011

Złamanejra muzykejra.

Do dziś nie mogłem wpaść na to, po jaką cholerę podczas treningu cały czas brzdękoli z radia coś, co określa się mianem podkładu muzycznego do ćwiczeń. Przez ponad miesiąc czasu nie udało mi się odkryć jakiegokolwiek związku pomiędzy rytmem, muzyką, a śpiewem. Lejące się z głośników dźwięki przywodziły mi zawsze na myśl dwa kopulujące na bębnie koty z przywiązanymi do ogonów puszkami.
No sorry, chyba nie jestem wykształcony muzycznie w tę stronę..

Dziś nastąpiło objawienie. Wszystko nabrało sensu, a kakofonia dźwięków gwałcących me uszy nabrała znaczenia, wartości, a nawet Celu przez duże "C". Objawienie spłynęło na mnie podczas przekładania sobie lewej nogi prawą stroną przez głowę z jednoczesnym obracaniem się na lewej ręce wokół prawej stopy.
Słowem uzupełnienia trzeba nadmienić, że dzień dzisiejszy był dniem trudnym. Powodem zmartwień był jogurt, który to nierozważnie zeżarłem godzinę przed treningiem. Nie pomyślałem, że pół litra mlecznej paciajki, owoców i bakterii może sprawić, że żołądek zamieni się w wytwórnię metanu będącą w stanie zasilić sporych rozmiarów silnik odrzutowy. No właśnie. Dziś nauczyłem się jednego: muzyka na treningach jest po to, by człowiek mógł sobie siarczyście pierdnąć nie obawiając się wykrycia przez współtowarzyszy niedoli...
O muzyko moja kochana płynąca z głośników! Pomimo, żeś jest niezrozumiała dla mnie to wiem, że uratowałaś dziś mnie przez rozerwaniem na dwoje! Nie jest ważne dla mnie na chwilę obecną, czy Capoeira nabiera jakiegoś specjalnego znaczenia dzięki muzyce, nie liczą się dla mnie duchowne doznania w dniu dzisiejszym. Muzyko moja! Tyś wyrazista, głośna i zagłuszająca niczym pędząca lokomotywa i startujący F16 razem wzięte, nikt Cie nie pokona, nikt ponad Cię się nie wzniesie, i choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów i choćby nawet nie wiem jak się naprężał, to Cię nie zagłuszą. Taki Twej muzycznej mocy ciężar!
Amen!

Zostaje jeszcze do rozwiązania jeszcze jeden problem: jak pozbyć się woni rodem spod pozalepianej pachy spoconego bizona który przebiegł w duszny dzień cały maraton... Bo okien na sali to otworzyć się nie da..

*****

Capoeira. Udało jej się zastąpić siatkówkę. Stała się czasem i miejscem, gdzie mogę wypocić z siebie wszystkie stresy naniesione na moje barki przez niezliczone zastępy ćwierćinteligentnych użytkowniczek posiadających maksymalnie dwa do trzech zwojów mózgowych: jeden do kontrolni zwieracza by się nie zesrać, 2gi odpowiedzialny za oddychanie, trzeci opcjonalny odpowiada za obsługę Naszej Klasy.

Szkoda jeno stóp. Te cierpią niezmiennie tracąc skórę płatami. Zastanawiam się czasami, czy nie zacząć zbierać odpadów skórnych i nie zanieść do rymarza - będzie jak znalazł materiał na portfel...

A propos: okazało się, że odcisk to nie to samo co kurzajka. Jedno można potraktować zębami, a 2go ponoć lepiej nie tykać siekaczem. Nie wiem kompletnie o co chodzi, bo ani noga mi nie uschła, ani ryja nie urwało...

wtorek, 11 października 2011

Najwspanialsza-Z-Żon.

Uwielbiam budzić się obok Najwspanialszej-Z-Żon. Idąc spać, nigdy nie mogę przewidzieć, w jakiej pozycji obudzi się moje 2ga połowa. Zastanawiam się nawet czasami, czy Ona aby w nocy nie lunatykuje... Przecież przyjęcie części póz w których ma zwyczaj się budzić, już na etapie przyjmowania pozy z pewnością wymaga wsparcia się jakimś rysunkiem technicznym, czy szkicem anatomicznym ludzkiego organizmu...



...jeśli się tak jednak zastanowić - lunatykowanie odpada. Po pierwsze - kot z psem leżące przy nogach łóżka w przypadku nadepnięcia wszczęłyby okropny jazgot (a nie wdepnąć w nie się nie da), a po 2gie - mamy za daleko do stajni - nie da się tam dojść pieszo przed wschodem słońca, więc główny cel podróży odpada.
No, chyba, że jeszcze lodówka zostaje. Hm, nie, bez sensu. Jajecznicy studenckiej w nocy nikt nie robi...

Najwspanialsza-Z-Żon. Lubię czasami Jej się przyglądać. Tak ot - gapić się jak kot na kiszonego ogórka. Patrzeć, rejestrować obraz i informacje o Niej, zapamiętywać. Mogę wtedy po latach wracać do myśli jak do zdjęć i porównywać, jak się zmienia, jak dojrzewa.
Mogę się uśmiechnąć do siebie w myślach na wspomnienie nastoletniej kozy, która upierała się, że nie, zdecydowanie nie nadaje się do związków. Mogę nawet parsknąć radośnie wspominając nasze pierwsze wspólne posiłki, podczas przygotowywania których orientowałem się, że pies ma więcej żarcia w lodówce niż ja, zaś to co określałem jako doniczka z bujnym kwiatkiem, okazywało się zapleśniałym kubkiem po kawie (którego szukałem dobre 2 tygodnie).
Czas mija. Ja mam coraz większe zakola (co oczywiście jest oznaką i zarazem efektem rosnącej inteligencji), zaś Najwspanialsza-Z-Żon dzień po dniu dojrzewa, stając się powoli opiekunką domowego ogniska.
Ktoś kiedyś powiedział - "Kobieta powinna być kuchtą w kuchni, damą w salonie i dziwką w sypialni". Podobno jest źle, gdy kobieta staje się damą w kuchni, dziwką w salonie i kuchtą w sypialni.
Co w takim razie jest najpiękniejsze? Myślę, że moment, kiedy człowiek zasypiając...
Tu miałem wpisać jakąś genialną myśl chwytającą za serce, od której być może nawet komuś by się łza w oku zakręciła, lecz do sypialni właśnie wkroczyła Najwspanialsza-Z-Żon i stwierdziła, że mam gdzieś obok ucha takiego jednego syfka którego koniecznie musi wycisnąć.
No i moje natchnienie odgalopowało w pizdu.

Tia, to jest właśnie miłość.

ps. gif śpiącego Sida nie jest mojego autorstwa. Latało toto po necie i jakoś tak mi się skojarzyło... ;)

poniedziałek, 10 października 2011

Nocno-pesymistycznie

Bywa taki czas, że jest do dupy, ale bez radości i sexu. Bywają chwilę, kiedy nie Clan of Xymox, lecz Anathema. Albo nawet i A Covenant of Thorns.
Jesień, świat pachnie nadchodzącym chłodem i wszechprzejmującą chujnią odbierającą człowiekowi chęć do życia. Nawet pierdzenie na psa nie cieszy tak jak kiedyś. Nawet chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym mają taki jakiś... jałowszy smak.
Nie pozostaje człowiekowi nic innego, jak siąść na dupie i bezmyślnie obserwować przelewający się na ekranie czas, jedyne z czym posuwając się do przodu - to z siwieniem. Zawsze jest nadzieja, że na wiosnę odrobina siwizny doda człowiekowi urody.
Tia, każdy się usprawiedliwia i okłamuje jak tylko potrafi.

*****

Wybory. Wrzucając kartę do urny pomyślałem - "obym tego nie żałował".
Cóż, czasami trzeba zaryzykować.

*****

Zastanawiam się czasami, ile trwa wykształcenie mądrej głowy, by ta stała się architektem. Jak wiele czasu i uwagi należy zainwestować w człowieka, by ten w pocie czoła mógł zgłębiać tajniki fizyki, materiałoznawstwa, estetyki i jeszcze wielu przedmiotów o których istnieniu nawet nie mam pojęcia. Zastanawiam się, ile czasu ze swojego cennego życia, od samej szkoły podstawowej, przez technikum, liceum, czy co tam kończy, aż do studiów, staży i praktyk musi poświęcić przyszły architekt, by ze spokojnym sumieniem odchodząc od deski kreślarskiej, od starty tabelek, wzorów, linijek, kreseczek, by mógł powiedzieć, przyznać sam przed sobą: "stary, zrobiłeś coś naprawdę dobrego, pożytecznego i praktycznego".
Zauważcie, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na barkach takiej persony, wszak projektuje i być może nadzoruje budowę naszych/Waszych przyszłych domostw, gniazd, miejsc, gdzie wracacie zmęczeni by dać odpocząć wyeksploatowanym organizmom...
Wiem jedno. Wiem to bez kończenia specjalistycznych szkół, studiów architektonicznych, bez setek godzin nad deską. Wiem, że trzeba być skończonym debilem, by zaprojektować kabinę prysznicową narożną o boku 80cm. Człowieku który zaprojektowałeś to ścierwo, czy jesteś świadom, że przy wzroście 186cm próba schylenia się po cokolwiek leżące na dnie kabiny skutkuje nieuniknionym dotknięciem tyłkiem zimnego szkła kabiny?!?! Czy jesteś świadom ty architektoniczny pomiocie spod deski kreślarskiej, jakie nieprzyjemne jest zetknięcie rozgrzanej od wody skóry na dupsku z taflą zimnego szkła?!
Człowiek który to projektował, musiał być albo skończonym kretynem, albo osobą o wzroście parszywym i gabarytach ujmujących. Do tego na 100% musiał to być singiel z problemami w kontaktach z płcią przeciwną, jeśli nie przewidział, że pod prysznic może mają ochotę wejść dwie osoby!

...i cierpi teraz ten przeciętny zjadacz chleba, cierpi z powodu jakiegoś, za przeproszeniem, architektorzyny... i aż życie się człowiekowi momentami wali, gdy niechcący wyrwie mu się podczas kąpieli z żoną w odpowiedzi na pytanie:
- a Ty co się tak do mnie przytulasz?
stwierdzenie:
- a bo mi w dupę zimno jak nią drzwi dotykam.

*****

Do kompletu - dziś wyjątkowo piosenka.

sobota, 8 października 2011

Sonda!

No i mamy za sobą kolejną sondę. Wasze serca bezwzględnie podbiło Bydlę Miałkate zdobywając ponad połowę głosów. Najwspanialsza-Z-Żon musiała podzielić się niższymi stopniami podium razem z Ektoplazmą. Już widzę tego nadchodzącego focha, mam teraz przez Was przewalone :P
Oficjalne wyniki:

TWOJA ULUBIONA POSTAĆ WSPOMINANA NA BLOGU TO:
Kot, czyli bydlę miałkate 71 (57%)
Najspanialsza-Z-Żon 40 (32%)
Ektoplazma z której nie da się ulepić ludzika 13 (10%)
Liczba głosów: 124

Zapraszam do udziału w nowej sondzie ;)

czwartek, 6 października 2011

Sprawa Bydlęcia Miałkatego

Mam do Was prośbę w temacie Bydlęcia Miałkatego.
Czeka nas z Najwspanialszą-Z-Żon kilka ważnych zmian w życiu, z dość trudnym i długim leczeniem łącznie. W związku z całym zdrowotnym zamieszaniem, mamy niepodważalny nakaz od lekarza, by pozbyć się kota z domu. Do końca miesiąca Akhmed musi nas opuścić.

W związku z powyższym, szukamy nowego domu dla kota. Akhmed jest wykastrowanym kocurem, mamy go w domu prawie 2 lata. Wzięliśmy Miałkatego ze schroniska - był po paskudnym wypadku, podczas którego okazało się, że samochód jest bardziej wytrzymały na uderzenie, niż kot. Miałkaty przypłacił potrącenie połamaniem zadniej łapy i amputacją ogona. Oczywiście łapa jest już wyleczona. Ogon nie odrósł, ale to podobno normalne u kotów, że kończyny nie odrastają.
Kot korzysta z kuwety, żre wszystko jak leci (a w zasadzie jest w stanie jeść non-stop, jednak ograniczamy mu koryto by się nie roztył), jest przyzwyczajony do innych zwierząt - mamy w domu psa, z którym doskonale się dogaduje, bawi, i któremu notorycznie pcha pysk do miski. O ciągłym atakowaniu psiego ogona nie wspomnę.

Akhmed z tego co zaobserwowaliśmy, jest kotem wybitnie mieszkaniowym, podczas wakacji na wsi świat zewnętrzny wolał poznawać z parapetu, niż organoleptycznie. Kot większość dnia spędza na parapecie gapiąc się za okno, natomiast rano i wieczorem włącza moduł poranno-wieczornej fazy na głaskanie, mruczenie, łaszenie się itd.

Tak jak pisałem - kot nadaje się do mieszkania, z uroków domku na wsi nie korzystał - wolał parapet. Nie chcemy oddawać Miałkatego do schroniska, nie bierzemy pod uwagę takiej opcji, musimy więc mu zorganizować nowy dom.

Jeśli jesteście z terenu Śląska i macie sygnał o osobie chętnej na przyjęcie kota - będę wdzięczny za sygnał.




Wszelkie pytania proszę kierować na nr telefonu 502 322 737 po godzinie 19:00 (wcześniej też można próbować - jednak nie gwarantuję, że będę miał możliwość swobodnej rozmowy)

[edit 2011-10-10] z dniem dzisiejszym wyłączam możliwość komentowania tego wpisu. Osoby zainteresowane kotem proszone są o kontakt z podanym wyżej numerem telefonicznym.