piątek, 27 listopada 2015

Tablica.

Czasami bywa tak, że trzeba się wykazać jako Samiec Alfa. No bo wiadomo, wzrok sokoli, pierś wypięta, postawa dumna szybko się niewieście opatrzą, więc warto niekiedy wyskoczyć z czymś nowym. Szczególnie, gdy pojawia się nagła okazja wykazania się jako ten, któremu młotek niestraszny, a i z łomem w razie potrzeby pociągnie.

No i właśnie.

Przychodzi sobie Ajax i nęcąc swym kocim wzrokiem zaczyna czarować okręcając na palcach swe blond włosie. To może oznaczać jedno: czegoś chce. Pomyślmy: nakarmiona już jest, wyprzytulana także, nawet zdążyła wessać kawę. Wychodzi na to, że czeka mnie jakiś nowy quest.

- ...bo wiesz - zaczyna - ja to bym potrzebowała tablicę korkową na ścianie. Tablica już jest i czeka na powieszenie, brakuje tylko mi kogoś, kto mógłby wziąć ją w swe silne, męskie dłonie i powiesić tak, bym miała do niej wygodny dostęp z biurka. Bo wiesz, dużo karteczek przy magisterce jest i trzeba je jakoś poukładać...

Nie do końca ogarniam o co chodzi z tym układaniem karteczek - ja tam swoimi sieję gdziekolwiek, czy to podłoga, czy ściana i też się jakoś w tym odnajduję. No ale - Niewiasta chce, to Samiec Alfa działa! Będzie miała tablicę na ścianie!

Tym oto sposobem, któregoś dnia chwytam młot, gwoździe, do kompletu waserwagę by wyglądać bardziej PRO i podchodzę do ściany.

- gdzie dokładnie ma toto wisieć?
- no tutaj tak na prawo, o, teraz na lewo bardziej i trochę w dół, o tak, teraz do góry bo zsunęła się z lewej, więc daj do prawej i do góry, żeby było tak, jak zanim przesunąłeś w dół i do prawe... nie, nie tak, tak jak było wcześniej było idealnie tylko trochę mocniej w lewo i ciut do dołu...

...po szesnastej korekcie położenia o czterdziestą część milimetra, zaczynam się zastanawiać, czy my tu wieszamy tablicę, czy może przeprowadzamy operację na otwartym mózgu.

- ...no prawie idealnie, a teraz ciut w prawo i w dół i będzie ok.. jest!

Ha! Tablica dopasowana! Magicznym gwoździkiem oznaczam na ścianie gdzie wbić gwóźdź właściwy-konstrukcyjny, odstawiam tablicę i biorę w ręce młot. Od razu dostaję bonus +10 do męskości i +12 do "zagrożenie dla otoczenia". Chwytam gwoździa, kilka puknięć - gwóźdź nie wchodzi krzywiąc się niemiłosiernie, więc biorę trochę grubszego gwoździora, kilka puknięć młotkiem no i proszę! Tak ładnie wbity gwóźdź, to jest naprawdę bardzo ładnie wbity gwóźdź! Nie pozostaje nic innego, jak powiesić tablicę! Chwytam listewkowo-korkowy twór, zaczepiam o ulokowany w ścianie element konstrukcyjny, puszczam - wisi! Nie spadło! Ściana się nie przewróciła. No teraz to już tylko czekać na lawinę zachwytów, komplementów, brawa, owacje na stojąco i jakieś odznaczenie!
Zza moich pleców dobiega mnie głos Ajaxa:

- ...krzywo coś.

No ale jak i zaraz i niemożliwe, przecież linijką wyznaczyliśmy dokładnie środek tablicy w który został wkręcony gwoździk z oczkiem do powieszenia na gwoździu konstrukcyjnym, gwóźdź konstrukcyjny jest jeden, więc tablica sama powinna się wypoziomować! Robię krok w tył - faktycznie, coś jakby prawa strona leci trochę w dół.
Dobra, jeszcze raz: zaczep jest na środku, wisi na prostym gwoździu, ale prosto nie wisi. Mrużę ślepia wpatrując się w efekt wielogodzinnej pracy próbując rozgryźć, jakim sposobem u licha...a, wiem! Ten gwoździk z dziurką do wieszania - to on jest wszystkiemu winny! Bo oczko nie jest idealnie na środku gwoździka który jest wbity w środek tablicy, więc przesuwa się w lewo od środka więc prawa strona tablicy idzie w dół! Ha!
Chwytam buntownicze oczko i delikatnie przeginam je w prawo, by środek oczka i jego średnica biegnąc prostopadle do linii podłogi pokryły się z linią gwoździka do oczka. No, bingo! Wieszam tablicę.

- ...dalej krzywo.

Hem. Tu następuje taka niezręczna cisza. Przykładam waserwagę - no fakt, krzywo, widać to nawet bez poziomicy. Dziwne, ściana prosta, gwoździk prosty, aaaaaaaaa... wiem!
Zdejmuję tablicę i znów modyfikuję oczko od gwoździka na środku tablicy. Pół milimetra w prawo bo okrąg oczka nie jest idealny, dwie dziesiąte milimetra do tyłu by uwzględnić deklinację magnetyczną, dorzucam pierwiastek-n-tego-stopnia-odległości-tablicy-do-najbliższego-morza milimetrów pochylenia gwoździa uwzględniając pływy morskie, a na koniec obracam całość gwoździka z oczkiem o osiem setnych stopnia by wykluczyć negatywny wpływ żyły wodnej przebiegającej w pobliżu. No teraz będzie ok! Wieszam!

- ...dalej krzywo.

Zaraz zaraz. A co ja podstawiłem za "n" pierwiastkując? Może użyłem systemu imperialnego zamiast metrycznego? No nie wiem. Zrezygnowany siadam obok Ajaxa szukając pomysłu na krzywiącą się tablicę. Rozwiązanie problemu jest równie bolesne co i oczywiste.

- ...wiesz - zwracam się do Niewiasty - być może krzywienie się tablicy ma związek z tym, że na jej prawej stronie mamy wbite całe stado pinesek które przeciążają całość na prawą stronę?

Tak, jestem idiotą.

czwartek, 19 listopada 2015

flush_brain()

No i świat się rozgalopował. Pędzi przed siebie niczym pies do grzejącej się suki.
Jęzor wywalony, włos rozwiany, uszy klapiące w rytm kolejnych susów sprawiają, że piesoświat wydaje się równie komiczny, co zdeterminowany. Szkoda tylko, że smycz taka krótka.

I tym pędzącym sposobem urwał się kolejny tydzień z kalendarza. Na magicznej, korkowej tablicy znów pojawiają się inne kartki niż te z planami jaskiń, terminarz zapełnił się datami zjazdów, po nocach śnią się światłowody, zera z jedynkami i wielkie kudłate kanapy w samochodzie pięknym jak sen.
Zmieniła się wizytówka, zmienił się nr kierunkowy, tylko Poznań w tym wszystkim jakiś taki nie do końca ładny. Jakby był efektem wyruchania Gliwic przez Tarnowskie Góry.

I zrobiła nam się jesień. Wszechogarniająca, wszechobecna, z tymi wszystkimi jesiennymi przypadłościami: mokrym listowiem pod kołami, obleśnym deszczykiem, ziąbem bezczelnie wlewającym się za kołnierz. Najgorsza z możliwych pór roku.
Ale nic to, trzeba to przespać, przeczekać trzeba. Tia. Szkoda tylko, że poza brązem sypiącym się na drzewa, coraz więcej siwizny sypie się na mój łeb. Już nawet nie ma tego jak wycinać. Chyba niedługo trzeba będzie golić do zera. I zostanę wtedy prywatnym detektywem. Tylko będę musiał kupić sobie dużo Chupa Chupsów.

W tym wszystkim zaczyna mi brakować słów. Zupełnie, jakby mój mózg zapchał się jakimś zbędnym szumem, jakbym przyjął nadmiar kompletnie zbędnych informacji, które teraz wypierają słowa, zdania frazy. Zacząłem w mowie i piśmie ograniczać się do ekstremalnie prostych form przekazu. Kolejny raz słuchając wykładów, prelekcji, wsłuchując się w słowa pamiętnika niezwykłego człowieka którego nie znałem i już nie poznam - zachwycam się. Bogactwem słów. Kulturą wypowiedzi. Bez zbędnych upiększeń, bez ozdobniczego wodolejstwa. Aż mnie boli świadomość, że zamiast rozwijać swój język, jakimś sposobem go uprościłem. Coś nie pykło.
Najgorsze jest to, że cały ten proces toczył się całkowicie nieświadomie. Nikt nie zwracał uwagi na fakt, że z przebogatej palety słów wykorzystujemy jedynie te, które w swojej formie nie wymagają zbyt wiele uwagi od odbiorcy. Od nadawcy.
Jeśli czegoś z tym nie zrobię, niedługo dojdę do etapu, w których każdy z komunikatów będę mógł przekazać przy użyciu chrząknięć, mruknięć i warknięć. I pierdnięć - w ramach dorzucenia czegoś śmiesznego.

Tia, chyba przestałem się dogadywać z klawiaturą. Tęsknię do niej, a jednocześnie nie potrafię się z nią porozumieć.  Nie wiem w jaki sposób posmyrać który z klawiszy, by całość ustrojstwa zechciała przyssać do siebie moje palce. Żeby znów poczuć pod nimi chęć przyjmowania wszystkiego, co we mnie się rodzi. Zamiast tego - wciąż się rozjeżdżamy. Klawisze trzeszczą, palce ześlizgują się nie tam, gdzie trzeba, mózg wykręca się na lewą stronę.
Może tak to już jest, że jesień, że marazm, że za dużo wszystkiego, że przytłacza, że nawał spraw wyciska chęć do życia i blokują się wszelkie procesu twórcze.
Pozostaje jedynie wierne stanie na posterunku i czekania na pierwszy śnieg. Na słupek rtęci poniżej zera który uświadomi, że wymraża się całe dziadostwo, że zaraz spadnie śnieg i znów będzie biało i człek przebrnął przez czas, który jest bardziej pod górę niż pion i bardziej w dupie niż tasiemiec.

wtorek, 17 listopada 2015

HD

Dostałem nowy dekoder. Taki nowoczesny, super-mega-HD. Że wszystko niby teraz będzie wyraźniejsze, ostrzejsze, że obraz będzie cud miód i malina. No to podłączam to ustrojstwo, uruchamiam TV...

 Pierwsze co mi się wyświetliło w ultramegasuperjakości HD, to Krystyna Pawłowicz...