czwartek, 19 listopada 2015

flush_brain()

No i świat się rozgalopował. Pędzi przed siebie niczym pies do grzejącej się suki.
Jęzor wywalony, włos rozwiany, uszy klapiące w rytm kolejnych susów sprawiają, że piesoświat wydaje się równie komiczny, co zdeterminowany. Szkoda tylko, że smycz taka krótka.

I tym pędzącym sposobem urwał się kolejny tydzień z kalendarza. Na magicznej, korkowej tablicy znów pojawiają się inne kartki niż te z planami jaskiń, terminarz zapełnił się datami zjazdów, po nocach śnią się światłowody, zera z jedynkami i wielkie kudłate kanapy w samochodzie pięknym jak sen.
Zmieniła się wizytówka, zmienił się nr kierunkowy, tylko Poznań w tym wszystkim jakiś taki nie do końca ładny. Jakby był efektem wyruchania Gliwic przez Tarnowskie Góry.

I zrobiła nam się jesień. Wszechogarniająca, wszechobecna, z tymi wszystkimi jesiennymi przypadłościami: mokrym listowiem pod kołami, obleśnym deszczykiem, ziąbem bezczelnie wlewającym się za kołnierz. Najgorsza z możliwych pór roku.
Ale nic to, trzeba to przespać, przeczekać trzeba. Tia. Szkoda tylko, że poza brązem sypiącym się na drzewa, coraz więcej siwizny sypie się na mój łeb. Już nawet nie ma tego jak wycinać. Chyba niedługo trzeba będzie golić do zera. I zostanę wtedy prywatnym detektywem. Tylko będę musiał kupić sobie dużo Chupa Chupsów.

W tym wszystkim zaczyna mi brakować słów. Zupełnie, jakby mój mózg zapchał się jakimś zbędnym szumem, jakbym przyjął nadmiar kompletnie zbędnych informacji, które teraz wypierają słowa, zdania frazy. Zacząłem w mowie i piśmie ograniczać się do ekstremalnie prostych form przekazu. Kolejny raz słuchając wykładów, prelekcji, wsłuchując się w słowa pamiętnika niezwykłego człowieka którego nie znałem i już nie poznam - zachwycam się. Bogactwem słów. Kulturą wypowiedzi. Bez zbędnych upiększeń, bez ozdobniczego wodolejstwa. Aż mnie boli świadomość, że zamiast rozwijać swój język, jakimś sposobem go uprościłem. Coś nie pykło.
Najgorsze jest to, że cały ten proces toczył się całkowicie nieświadomie. Nikt nie zwracał uwagi na fakt, że z przebogatej palety słów wykorzystujemy jedynie te, które w swojej formie nie wymagają zbyt wiele uwagi od odbiorcy. Od nadawcy.
Jeśli czegoś z tym nie zrobię, niedługo dojdę do etapu, w których każdy z komunikatów będę mógł przekazać przy użyciu chrząknięć, mruknięć i warknięć. I pierdnięć - w ramach dorzucenia czegoś śmiesznego.

Tia, chyba przestałem się dogadywać z klawiaturą. Tęsknię do niej, a jednocześnie nie potrafię się z nią porozumieć.  Nie wiem w jaki sposób posmyrać który z klawiszy, by całość ustrojstwa zechciała przyssać do siebie moje palce. Żeby znów poczuć pod nimi chęć przyjmowania wszystkiego, co we mnie się rodzi. Zamiast tego - wciąż się rozjeżdżamy. Klawisze trzeszczą, palce ześlizgują się nie tam, gdzie trzeba, mózg wykręca się na lewą stronę.
Może tak to już jest, że jesień, że marazm, że za dużo wszystkiego, że przytłacza, że nawał spraw wyciska chęć do życia i blokują się wszelkie procesu twórcze.
Pozostaje jedynie wierne stanie na posterunku i czekania na pierwszy śnieg. Na słupek rtęci poniżej zera który uświadomi, że wymraża się całe dziadostwo, że zaraz spadnie śnieg i znów będzie biało i człek przebrnął przez czas, który jest bardziej pod górę niż pion i bardziej w dupie niż tasiemiec.

3 komentarze:

  1. hmm
    nareszcie, choć to trochę smutne bardziej niż zwykle

    zawsze myślałem żeś ty z śląska a nie poznania

    a zima to ZUO. pada to białe gówno co to zaraz w szare gówno się zamienia. błe , i jeszcze piździ jak w kieleckim

    ale live is brutal and full of zasackas ;/

    pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. Z krainy pstrowskim i cyganem płynącej, jak przypuszczam.

    Zazdroszczę przeprowadzki...

    OdpowiedzUsuń