niedziela, 27 listopada 2011

AnderGrałnt #2

Dzień dobry. Chyba jestem kłębkiem nerwów i chyba nie jest śmiesznie.
Okopałem się pod kołdrą, podłożyłem pod twarz poduszek kilka i trzęsę się jak kurczak na widok rożna.
Chyba jednak nie było dziś śmiesznie...

Mając jeszcze we łbie wspominki z sierpniowej wyprawy do jaskiń, postanowiłem się zabrać z ekipą moich ulubionych psychokretów na przechadzkę pod jednym z okolicznych miast.
Będąc świadomym trudów przeprawy, zaopatrzyłem się w odpowiedni wodoodporny (a ch*j na grób, a nie wodoodporny!) kombinezon, zapas baterii (psu w żyć takie baterie!), kanapki, batony, wodę, tylko kutfa emocjonalnego zapasu sił nie zabrałem.

Późna jesień. Prawie łyse drzewa cicho szumiały, gdy przedzieraliśmy się przez kamieniołom by dojść do wejścia pod ziemię. Wielkie merdające psisko, które przyplątało się do nas, radośnie biegało wokół węsząc po ścieżce skąpanej we wszechobecnym brązie opadłych liści i zieleni walających się dookoła puszek po piwie żubr. By sielanka na tym obrazku nie przysłoniła dramatyzmu sytuacji dodam, że pies skończywszy węszenie, podniósł ogon, wypiął zad i uwalił przed nami na drodze kupsko, którego wielkość nie powstydziłby się nawet nosorożec.
Teraz już rozumiem: to była taka delikatna sugestia Matki Natury, że pchamy się w niezłe gówno.

Mimo to szliśmy dalej. U wejścia do jaskiń przyodzialiśmy swoje sexi gumowe kombinezony, kaski, rękawice, wory, a następnie zeszliśmy gęsiego w mrok...

Nie wiem co mam napisać. Trwało to cztery, może pięć godzin. Było śmiesznie, było ciekawie, było ciężko. Nigdy wcześniej żadna wyprawa tak bardzo nie wyeksploatowała moich sił do życia.  Fantastycznym było zobaczyć tabliczkę w ścianie, gdzie data informowała, że chodnik ów powstał(?) w 1800-którymś roku, miło było zobaczyć śpiącego nietoperza, miło było obstawiać, kogo zjemy jeśli się zgubimy w tych dziesiątkach kilometrów korytarzy, ale nie, kurwa, nie było miło godzinę marszu do wyjścia uświadomić sobie, że zapasowe baterie do mojej czołówki są już w użyciu, nie było miło polecieć na mordę w wodę sięgającą do pasa, nie było miło przepychać się w miejscach, gdzie dno zacisku wyłożone było kamieniami czekającymi tylko na to, by rozpłatać mi zad na dwoje robiąc dodatkowy rów. W poprzek.

Kłamałem. Było miło.

Jestem wypalony. Zamykając oczy znów widzę zalane korytarze którymi idziemy po pas w wodzie, mając nad lustrem wody jedynie pół metra miejsca na głowę i bagaż. Widzę studnie kilkunastometrowej głębokości, zionące ciemnością, a jednocześnie mrugające do nas odbiciem naszych czołówek w tafli wody gdzieś na dnie. Bez mała czuję na nogach zatopione w wodzie belki o które potykaliśmy się brnąc przed siebie. I widzę studnię, której nie zauważyłem, którą minąłem o półtora metra, w którą mógłbym się wpierdolić gdybym chciał odsunąć się nieco od ściany by przyglądnąć się dokładniej wzorom tworzonym przez jakieś glutozaury odkładające się na ścianach.
Mógłbym sobie spaść i nie żyć. Najwspanialsza-Z-Żon chyba by mnie stamtąd wyjęła, by mnie zabić jeszcze raz. Za brak uwagi.

Wiecie jak wygląda woda stojąca pod ziemią, której od tygodnia nie zmącił żaden człowiek? Jest krystaliczna jak dusza noworodka. Jest idealna. Jest niczym wygrzany przez sen policzek ukochanej osoby. Człowiek jest niegodnym dotykania lustra tej wody.
A zarazem jest zimna. Drażliwa. W ułamku sekundy potrafi się zmącić, byś stracił orientację gdzie jest zalana studnia, by mogła polować na Twoje stopy za które pochwyci Cię by przedstawić Twą nędzną osobę największym głębokościom na jakie zeszła w swojej nieskończonej potędze.
Otula sunąc po Twych butach, by po chwili zwalać z nóg ukrytymi w jej odmętach przegniłymi kawałkami stropu polującego na ofiarę z pełnym zaangażowaniem całego ich gnijącego jestestwa.
I pięknie tańczy odbijając skrzące się drobiny skał. Sprawia wrażenie, że kopalnia zaprosiła na mszę odprawianą w chodnikach przez resztki atmosfery czasów, gdy ludzie bez pomocy zaawansowanej technologii ryli te chodniki tworząc łukowe stropy, porządkując rudę, wydobywając to, co karmiąc ich - jednocześnie zabijało.

Nie wiem, jak głęboko byłem dziś pod ziemią, ile kilometrów przeszliśmy. Jebie mnie to.
Wyszliśmy na powierzchnię. Dobrze było po prostu odlać się pod drzewem w przeświadczeniu, że pomimo własnej głupoty i brak doświadczenia nie dałem się zabić temu, co w mroku dyszy pod ziemią.

Miło czasami zejść pod ziemię, zmęczyć się, wystraszyć. Ciekawa rozrywka na niedzielne popołudnie. Taki dreszczyk emocji, czy jak to się tam nazywa. Atrakcja.

Gówno warte.

Chyba już ponad 10 lat temu mój Ojciec przeszedł na emeryturę. Ratownik górniczy, jeden z tych, co to w 'sile wieku' nie muszą pracować, czym powodują toczenie piany na pyskach tych, którzy najmniej wiedzą co się dzieje pod ziemią.
Nie wyobrażam sobie, jakim trzeba być człowiekiem, by złazić w walące się, płonące, czy zatapiane chodniki w celu odszukania, uratowania ludzi. To nie jest normalne. To nie jest kwestia charakteru, płacy, czy poszukiwania adrenaliny.

Siedząc pod ziemią zastanawiałem się - gdyby teraz tąpnęło. Akurat teraz, gdy pełzniemy w najpaskudniejszym zacisku. W najbardziej przerażającym, odrażającym swoją wulgarną bezlitosnością kawałku kopalni. W miejscu, przez które boję się przechodzić. Ja mógłbym może wyjść i więcej nie wrócić. Ale ludzie z SCRG by wrócili. Wracają i wracać będą, pchając się w tak okrutne gówno, że muszą zostawić za sobą zdrowy rozsądek i instynkt przetrwania. By iść do przodu i szukać tych, którzy liczą na pomoc.

*****

Zamykam oczy. Pod powiekami przeplatają mi się dwa obrazy: niekończący się, zalany wodą korytarz przez który brnę po pas w wodzie. I studnia obok której przechodzę nieświadom jej istnienia.
Kopalnia to miejsce, gdzie człowiek uczy się wiary. Wiary w to, że wszystko idzie zgodnie z planem i bezpiecznie wyjdzie na powierzchnię. Bez tego można oszaleć.
Dziś brakowało mi wiary.

czwartek, 24 listopada 2011

Kto to wszystko zaczął?

Żyjemy w idealnie zakłamanym świecie. Wszystko co nas otacza, opiera się na powszechnie akceptowalnym oszustwie. Kobiety nakładają na siebie całymi tonami jakieś magiczne gluty tynkarskie by utrzymywać nas w przekonaniu, że wyglądają tak, jak nie wyglądają, my zaś - mężczyźni - perfekcyjnie ignorujemy momenty, gdy kobiety nie wyglądają tak jak nie-wyglądają, lecz wyglądają tak jak wyglądają. Skąd to się kutfa bierze?!!?

Wczorajszy wieczór. Tuptamy przez jakiś duży sklep z misją: kupić szampon, może rękawiczki i czapkę. Plan mężczyzny - wejście - stanowisko z rękawiczkami i czapkami - stanowisko z szamponami - kasa. Tyle w teorii. Praktyka: z Najwspanialszą-Z-Żon u boku kierujemy się na teren sklepu, gdzie następuje próba szybkiego przemarszu obok stanowisk z zabawkami. Psu w dupę, a nie, że się udało...

- paaaaaaaaatrz, jakie koniki dla Barbie!!! Ej, co to jest!? Zobacz wadę postawy u tego konia, co oni zrobili mu z kopytami!!! I te oficerki na Barbie, do połowy łydki?!?!??!

...delikatnie udaje mi się odciągnąć jazgotającą na producenta lalek Najwspanialszą-Z-Żon w stronę żarcia, tam jest zawsze ciszej. Niestety, po drodze napotykamy kominek:

-o, a wiesz, że xxx też ma kominek w pokoju? ale nie taki elektryczny, tylko taki prawdziwy na drewno...

...tu płynie potok słów głownie związanych z tematem kominka, owej znajomej, jej konia. Moja uwaga zostaje ograniczona do minimum. Staram się przemanewrować szybko obok regału z chipsami, niestety nadziewamy się na słodycze. Na szczęście udaje się przejść bez zbędnych przystanków. Dwa regały dalej widzę jakiegoś biednego jegomościa, który z błagalnym wzrokiem wbitym w sufit wysłuchuje wykładu swej partnerki na temat wkładek higienicznych. W tym czasie Najwspanialsza-Z-Żon przekopuje rękawiczki. Nic nie znalazła, nie dziwię się, nic ciekawego nie było. Mija nam w sklepie piętnasta minuta.

- wiesz Kotek - zaczynam temat z uśmiechem na ustach - zawsze chce mi się śmiać jak idę z Tobą na zakupy. Ja zaliczam tylko niezbędne miejsca, Ty znów lubisz sobie pozwiedzać, dobierając ciągle coś, co akurat wpada Ci w oko...

Momentalnie przygasły światła w sklepie, zamilkła muzyka. Na zewnątrz słychać było grzmot nadchodzącej śnieżycy stulecia. Najwspanialsza-Z-Żon zerknęła na mnie wzrokiem, od którego rozpuściły się wszystkie mrożonki w zamrażarkach.

- O CO CI CHODZI?!?!!?!
- A nic, nic, tak tylko mówię, jakoś sprawniej mi samemu zakupy idą, że sam zawsze trzymam się tylko listy zakupów...
- Sugerujesz, że kupuję więcej niż... o, zobacz, jest szampon z tej firmy co farba, to może go kupimy? bo jest trochę droższy niż ten co ostatnio, ale po tamtym miałam bardziej suche włosy to może go kupmy ok? no i zobacz jest też moja farba do włosów i w zasadzie już bym mogła znów zafarbować włosy to może też wezmę, co? mogę? o, zobacz, tonik!
- ....

Udaje się nam dotrzeć do kasy. Płacimy. Już mamy wychodzić z centrum, gdy do mych uszu dochodzi dźwięk równie okrutny, co jazgot miliona wściekłych psów rozszarpujących pokutujące w piekle dusze:

- zobacz! KOLCZYKI!!! ZObaczę tylko, dobrze?!
- ...dobrze Kotek, dobrze....

Po śmierci zdecydowanie pójdę do nieba.

Może mi więc ktoś powiedzieć, kto u licha rozpoczął tę samonapędzającą się spiralę tynkarskiego zakłamania? Czy nie lepiej było zostać na etapie naturalnych niewiast przechadzających się przed jaskinią bez trzeciej tony podkładu na twarzy? Żadnych maści, tuszy, toników, wkładek, podkładek, wacików... e... hm... tak teraz pomyślałem o tych neandertalskich, owłosionych damskich łydkach. I włosach pod pachami. Resztkach mamuciego mięsa na niewieścich wąsach. Hmm... Dobra, nie było tematu. I może dam Najwspanialszej-Z-Żon dodatkowo jakiś bon do ingluta, czy jak to się nazywa ten skład budowlany...

Konkurs Orange - wpisy 30latka

Zgodnie z obietnicą - poniżej linki do ostatnich (a w zasadzie by był porządek - wszystkich) wpisów w ramach konkursu Orange.

Zainteresowanych zapraszam ;)


  • po mojemu: DOKŁADNIE testujemy dotykowy ekran
  • egzaminacyjnie
  • ale o co cho?
  • dyndające bobiki, czyli dalsze wyrzuty - tym razem muzyczne
  • dyndające bobiki, czyli wieszamy psy
  • konursowo
  • filmowo i hardcorowo
  • videorecenzja - podejście 1
  • muzycznie
  • zaległości - czyli pierwsze wrażenia sprzed kilku dni

Informacyjnie: wpisy są ułożone od najnowszego do najstarszego.

[aktualizacja 11.01.2011]

Orange przeniosło bloga, wszystkie linki stały się nieaktualne. Bloga można zobaczyć teraz pod adresem: http://testuj.orange.pl/Mozart/30latek

Sonda

By formalnie zamknąć temat sondy dotyczącej mojej radosnej twórczości w ramach konkursu Orange - teoretycznie większość z Was nie miała nic przeciwko, bym wrzucał tu informacje o nowych postach.
W praktyce postanowiłem rozwiązać sprawę nieco inaczej: co jakiś czas będę zbiorczo wrzucać tu linki do wpisów konkursowy za jakiś tam okres. W ten sposób zainteresowani będą mieli dojście do konkursowej twórczości, a osoby niezainteresowane nie będą irytowane drażniącą je treścią :)

Przy okazji - jeszcze dziś nowa sonda. Tym razem normalna, czyli jakaś mniej normalna ;)

wtorek, 22 listopada 2011

Kolacji nie będzie.

Naukowcy CERNA przekroczyli prędkość światła podważając teorię względności. Einstein przewraca się w grobie. I po cholerę to wszystko? Nie mogli się panowie CERNiści zająć czymś praktyczniejszym? Np zrozumieć, o co chodzi kobiecie?

Z 2giej strony patrząc realnie na świat... Chyba jednak łatwiej było przekroczyć prędkość światła. Tym bardziej, że pewnie po zrozumieniu Jej potrzeb - ta by zmieniła zdanie.

*****

Zbliżają się urodziny Najwspanialszej-Z-Żon. Jestem organizacyjnym wrakiem, nie ogarniam już planu obchodów tej jakże radosnej imprezy, z której radość może równać się jedynie z agresją budzoną przez przypomnienie, KTÓRE to urodziny.

Starzejemy się niestety. Nawet pies zrobił się jakby bardziej siwy na pysku. O szczurach nie wspominam - te zdążyły kompleksowo odwalić kitę.


*****

Ja: kurcze, ja to siwieję, co?
NzŻ: ano siwiejesz
NzŻ: a ja mam obwisłe cycki
Ja: przynajmniej w kolana będzie Ci ciepło... a ja przestaję wygladac jak 23latek ;/
Ja: halo....
Ja: Hekhem... jesteś tam?
Ja: halo...

Coś czuję, że dziś kolacji nie będzie.

środa, 16 listopada 2011

Sonda! Tym razem bez żartów.

Dobiegła końca kolejna sonda - oto i wyniki:

NAJSTRASZLIWSZA RZECZ, KTÓRA MOŻE CIĘ SPOTKAĆ, TO...

  1. Zimna deska sedesowa: 58 głosów
  2. Twoja 2ga połowa która chce NAPRAWDĘ POWAŻNIE porozmawiać w momencie, gdy w tv leci dobry film: 28 głosów
  3. Potrójna impotencja (pęknięta miednica, odgryziony język i połamane palce): 26 głosów
  4. Sąsiadka w postaci 14letniej fanki Tomasza Niecika posiadającej nowy zestaw stereo: 20 głosów

Wniosek? Od zbyt gadatliwej niewiasty u boku gorszy jest jedynie ziębiący w zadek sedes ;)

A teraz na poważnie - kolejna sonda dotyczy wcześniejszej notki: czy wg Ciebie dobrym pomysłem jest wrzucanie na 30latka odnośników do radosnej twórczości publikowanej w ramach konkursu Orange?

Zanim odpowiesz - sugeruję zapoznać się z konkursowymi wpisami  ;)

Telefoniczny skrót.

Dowcip dnia:
- kiedy 30latek pomimo całej swojej życiowej mądrości nie wie co odpisać?
- gdy trener capo po zapoznaniu się z treścią bloga zapytuje: kogo miałeś na myśli pisząc o "połączeniu krasnala i ośmiornicy?"

*****

Fani na FaceBoooku już wiedzą: udało mi się zakwalifikować jako tester telefonu z Orange. Dotarł do mnie telefon, są już zadania do wykonania, jest też moja radosna twórczość na mojej stronie testera: http://testuj.orange.pl/30latek/

Nie wiem, czy dobrze zrobiłem startując w konkursie. Kiedyś gdy Najwspanialsza-Z-Żon zagadywała o wielkim wściekłym ptaku, wróżyło to upojną noc. Dziś oznacza, że domaga się smartfona z AngryBirds na pokładzie.
Wygląda na to, że w najbliższym czasie ładowanie ptakiem w prosiaczka nie będzie oznaczało tego, co bym sobie życzył...

niedziela, 13 listopada 2011

Małe-Duże zmiany na blogu

Na blogu wieje od dziś ascezą - zniknęły oszałamiające zdjęcia zielska w tle, zrobiło się trochę jakby ciemniej. Zmieniła się też ilość wyświetlanych wpisów na stronie - od dziś będą to tylko dwie ostatnie notki.
Po co to wszytko? Zauważyłem, że na słabszych komputerach blog przy większej ilości zdjęć i tekstu nieco się przycinał, jego przewijanie nie było płynne. Dodatkowo obserwując bloga z pokładu telefonu komórkowego, byliście narażeni na większe koszty wynikającej z ilości pobranych danych. Teraz mamy mniej obrazków, czyli mniej piniendzy pita Wam z portfela ;)
Wyleciała także wtyczka twittera i powiadomienia mailowe - nie widziałem byście korzystali z tych usług. Oczywiście pozostaje niezastąpiony FB ;)

Macie jeszcze jakieś życzenia co do czytelności bloga, zmian na nim, pomysły może jakieś macie, sugestie? :)

sobota, 12 listopada 2011

Hubertus 2011

Jesień zawitała na pola i łąki. A w zasadzie nawet zima.
Konie z obrzydzeniem patrzą pod kopyta krzywiąc się na zmarzniętą trawę, puszczają grubszą sierść upodabniając się do przerośniętych bohaterów ulicy sezamkowej. Nawet utuczone prosiaki trochę smutniej pokwikując jakby przeczuwając nadchodzące święta w których wezmą udział nie tak, jakby chciały.
Ostatnie liście spadają z drzew okrywając swoimi płaszczami przymarznięte psie kupy.

Wraz z późną jesienią, nadszedł czas Hubertusów. Najwspanialsza-Z-Żon plącze się po domu zła jak osa z PMS`em, co chwila marudząc, że nie ma w co ubrać się na gonitwę (norma, przywykłem), z pewnością będzie zła pogoda (pewnie to będzie to moja wina), a ogólnie to czego tak siedzę patrząc jak szpak na srającego zająca. Najlepiej to powinienem też zacząć się przejmować Hubertusem!
A co ja mam do licha wspólnego z tą imprezą? Na czym to ja mam uczestniczyć w gonitwie? Na składaku?

W tym roku pojawił się nowy wątek podczas ogólnego przedhubertusowego szału. Otóż poza pogodą i ciuchami, Najwspanialsza-Z-Żon natrafiła na okrutny problem organizacyjny: w co ubrać konia?
No ja jebie... Jak dla mnie, to możemy go przebrać w nasz zielony namiot, dodatkowo przymocuje się półtorametrowy rulon do siodła i będzie można udawać, że w gonitwie bierze udział czołg.
Skąd ja mam u licha wiedzieć, w co ubrać konia? W pompony jakieś? Frędzle czy coś? Obklejmy go podpaskami ze skrzydełkami - będzie pegaz, może zacznie latać, albo polejmy go dodatkowo keczupem robiąc z niego Konio-Wampira o zainteresowaniach ginekologicznych, załatwi się od razu karnawałowy bal przebierańców i przyszłoroczne Haloween, które jak znam życie też pewnie poskutkuje przebieraniem koni w jakieś dziwne stworzenia. Byle nie w koniki morskie, bo ni cholery nie mam pojęcia skąd zorganizowac takie duże akwarium, żeby koń sie w nim zmieścił. Dobra, zostawmy już ten temat...

Tak czy inaczej nie pozostaje nic innego człowiekowi, jak znosić to wszystko starając się nie wchodzić w drogę Ucieleśnieniu-Szału-Przedgonitwowego.

Strasznie ciekawym zjawiskiem jest poruszenie w samej stajni tuż przed gonitwą. Ganiające bez ładu i składu niewiasty starają się robić wszystko jednocześnie, czyszczą więc zad zaplatając koreczki na grzywie, jednocześnie zakładając siodło, pijąc kawę, klnąc na swoich mężów (o my biedni!), paląc papierosa za papierosem, poprawiając koreczki na grzywie jednocześnie czyszcząc kawę, siodłając konia taboretem,  starając się od razu rozczesać papierosa poprawiając ogłowie założone na koński zad i mocując obrócone na lewą stronę siodło pod koński ogon.
Jeno konie jak oazy spokoju nieruchliwie stoją znosząc wszystko cierpliwie. Czasami tylko któryś w akcie zemsty za wszelkie cierpienia i zniewagi, podniesie ogon i walnie od serca kupą opryskując dopiero co założone owijki, ogłowie które gdzieś tam leżało, nogi właścicielki i pokrowiec na siodło. I zaczyna się od nowa: zdejmujemy owijki i koreczki bo nie pod kolor, zakręcamy koreczki na nogach i owijki na grzywie, siodło trzeba zdjąć bo czaprak nie do kompletu, trzeba rozczesać teraz futro bo się pogniotło pod czaprakiem, a czaprak ma plamkę a owijka była skręcona na lewą stronę...

Tia.. Tak będzie wyglądać w piekle. Wszyscy ludzie będą kobietami siodłającymi swoje konie na Hubertusa.

Dla ludzi, którzy nie znają tematu krótka informacja: czym jest Hubertus? Otóż (pomijając wszelkie natchnione tłumaczenia z rozbudowaną ideologią) chodzi o to, że jeden człowiek ma do organizmu przyczepiony lisi ogon, a reszta ludzi goni go starając się zerwać kitę. Dla utrudnienia ci co gonią - są na wspomnianych wcześniej koniach. Żeby ten co ucieka nie był pozbawiony szans na przeżycie - też ma konia na którym może uciekać. No i tak się gonią po jakimś wyznaczonym terenie.
Żeby nikt nie padł na zawał (zarówno jeździec jak i koń), jest coś takiego jak lisia nora, czyli teren, na którym nie można gonić lisa. Lis (czyli człowiek z kitą jadący na koniu) wjeżdża sobie na ten teren pokazując goniącym go uczestnikom zabawy fuckery, wypięta dupę, język, ewentualnie inne ogólnie przyjęte formy pozdrawiania się zdalnego, chwilę odpoczywa wraz z koniem, po czym znów wyjeżdża na teren polowania starając się tak jechać, by nikt nie dał rady zerwać lisiej kity.
W sumie sympatyczne zabawa, ja bym osobiście dorzucił do niej możliwość korzystania z broni palnej, ewentualnie proc lub łuków - zdecydowanie by to podniosło dramatyzm i atrakcyjność całej imprezy.
Wracają do tematu: osoba, która złapie ogon lisa - zostaje za rok lisem. Czyli będzie spieprzać na koniu podczas gdy pozostali będą starali się złapać jej ogon, by za rok zostać lisem, by spieprzać na koniu podczas gdy pozostali będą starali się złapac jej ogon... Taka samonapędzająca się spirala śmierci. Uroboros jeździecki - chce się powiedzieć ;)

Zastanawia mnie jedna rzecz: skąd się wziął w tym wszystkim lisi ogon? Jeśli cały czas ktoś od kogoś przejmuje kitę, to wychodzi na to, że ktoś kiedyś w przeszłości jako pierwszy musiał ją wyrwać z lisiej rzyci!
Ała....

Hubertus...
...czas gonitw i czas natchnionych rozmów o swych kopytnych maskotkach, czas analiz, który z nich ma ruch ładniejszy, brzydszy, lżejszy, który żre marchewkę na sposób plebejski obśliniając dookoła wszystko łącznie z koniem w boksie obok, który koń wciąga owies sposobem szlacheckim w paszczękę, a który niczym ćpun zasysa go nozdrzem.
...czas gonitw i czas tradycyjnej zabawy przy ognisku. Czas masakrycznie smacznego żurku spożywanego z megawielkiego gara, czas tańców...

...czas śpiewów-czy-jak-to-tam-nazwać, cytuję:
- mmmm.. mmm-osze dam Ci kredki, HIK! bo jsz tyle wypiłaś, że jsz z pyfnośom HIK! lepiej idzie Ci rysowanie niż śpieffffanie...

...czas rozmów od serca, cytuję:
- ...bo nikt mnie nie lubi i nie kocha i nie szanuje i gdzie są kurwa moje fajki!??!?!

...czas rozważań na temat związków, cytuję:
- ...ale że aż z takim starym? Dobrze, że impreza jest daleko od cmentarza, bo by jeszcze sobie kogoś wykopała!

...czas rozważań o swojej własnej godności i różnicy wieku w związku, cytuję:
- ...ale naprffffdę nigdy nie byyy-yłam taka HIK! pjana, szeby brać się za prehistoryczne swierzęta!

...czas rozmów o miejscu kobiety w towarzystwie po jej zamążpójściu, cytuję:
- ...ej, to, szze mam męęęłża fffffffffff.. fffcale HJIK! nie znaczy, szzze jestem trędowata!

...ale przede wszystkim czas, kiedy można na chwilę siąść na dupie, miło spędzić czas bawiąc się do upadłego, wygadać za wszystkie czasy, a wszystko to bez żadnego pośpiechu i żalu, nawet jeśli na maskę czyjegoś samochodu wróci zjedzony kilka godzin wcześniej, wspomniany gdzieś wyżej żurek.

Hubertus 2011 za nami. Dziękuję wszystkim za wspaniałą zabawę, było wyśmienicie, jednak nadal będę się upierać, że należy Was wszystkich wyegzorcyzmować, a Wasze konie zjeść! ;)

czwartek, 10 listopada 2011

Pracowniczo i damsko-męsko

Scenka rodzajowa: siedzimy przed monitorami, w ręku kubek kolejnej kawy, pod oczami wory, ślina powoli ścieka z kącika ust. Z czyjejś paszczy padają słowa:
- to jest bardzo długi dzień...
Ktoś inny wychodząc już do przodu myślami, starając się ogarnąć stertę gówna którą będziemy mieć jutro do przemielenia przez klawiaturę, zauważa:
- jutro, to dopiero będzie długi dzień.
Wiecznie czuwający w najmroczniejszym kącie pokoju najradośniejszy z pracowników patrząc w przyszłość przez pryzmat czekających nas w ciągu najbliższych 4 dni wdrożeń, stwierdza:
- Nie, długi dzień jest dziś. A jutro... jutro, to już będzie przpierdolone.

Z pozdrowieniami dla wszystkich, ktorzy maja przed soba wolny dlugi weekend.

*****

Zastanawiałem się kiedyś, skąd się bierze zwyczaj trzymania kobiety za rękę. Nie mogłem dojść, co oznacza ten gest, który - jak nie patrzeć - czasami jest kłopotliwy. Zimą marzną łapska, w lecie się pocą, w deszczu mokną. Zrozumiałem to wczoraj w jednym z centrów handlowych. Puszczenie dłoni Najwspanialszej-Z-Żon skutkuje Jej natychmiastowym oddaleniem się w stronę KFC lub 'bluzeczek w promocji'.
Tak więc od wczoraj w centrach handlowych jestem zdecydowanym romantykiem.

W ramach romantycznej wycieczki wraz z Najwspanialszą-Z-Żon wpłynęliśmy na szeroki bezmiar centrum handlowego. Po lewicy kuszą nas obniżki, po prawicy nęcą swą wonią gofry z owocami kandyzowanymi, zaś środkiem dumnie prężą się najdziwniejsze zwierzaki na biegunach. To konik, to krówka, to jednorożec, a pośród całego tego kudłatego, ociekającego pluszem i różem raju zoofilistycznego, dumnie wypina pierś świnia na biegunach. Autentyczna różowa pluszowa świnia na biegunach.
Patrzymy na toto zaskoczeni, z ust Najwspanialszej-Z-Żon pada pytanie:
- chciałbyś jeździć na prosiaczku?
zanim się zorientwałem co mi grozi, najsłodziej jak tylko mogę zażartowałem:
- jeżdżę na prosiaczku.
Najwspanialsza-Z-Żon chyba nie załapała. Na kolację miałem płatki kukurydziane z mlekiem.

*****

O jakże złośliwy jest los po trzydziestce... Nie dość, że w temacie pluszowej świnki walnąłem jak Mostowiakowa w kartony, to w dodatku nabiłem się sam na jedną z najokrutniejszych odpowiedzi w aktualnej sondzie:
Słodycz leje się wprost w me serce z ekranu telewizyjnego - mumia oderwała głowę jakiemuś kolesiowi, cycata, wydekoltowana partnerka bohatera biegnie przez ulicę, a sam bohater prawie przecina na pół swoją szabelką jakiegoś zbira. No nic lepszego na wieczorny seans filmowy... wtem... obok mnie spod kołdy wyłania się zaspane lico Najwspanialszej-Z-Żon. Pierwsza myśl: "oby tylko chciała się napić i poszła spać dalej". Oczywiście nie mam na tyle szczęścia:
- rozmawiałam dzisiaj z XYZ...
(jest źle, jest bardzo źle, zanosi się na jakąś rozmowę o życiu)
- ...i tak rozmawiałyśmy sobie i odpowiedz mi...
(jest bardzo źle, zanosi się na pytanie, więc pewnie trzeba będzie udzielić jakieś odpowiedzi)
- ...dlaczego wy, faceci...
(no ja jebie, mumia porwała cycatą a ta mi zaraz wyjedzie, że faceci są źli bo nie mają okresu)
- ...wy faceci jesteście...
(o-oooooooo... leci jakieś oskarżenie, pewnie będzie, że świnie, zboczeńce, albo niewierne bydlaki. Zaraz zaraz, ale o co chodzi, przecież nie mam nic na sumieniu!)
- ...jesteście tacy beznadziejni?
(????? jacy?? kurwa, mumia wiezie cycatą na wozie po nierównej drodze, ale fajnie podskakują, hehehe, bojng, bojng, bojng hehehe)
- no pytam się ciebie o coś!
(cholera, szkoda, że dekolt nie jest ciut głębszy, bojng bojng bojng hehehehe)
- no właśnie Kotek myśle nad odpowiedzią dla Ciebie...
- a nad czym tu myśleć, jesteście beznadziejni!
(ok, skoro doszliśmy wspólnie do wniosku, że jesteśmy beznadziejni to chyba koniec rozmo...ooo..ooooooooo, ale cycata walnęła z woza, wpadła w kałużę! no teraz ma jeszcze mokry podkoszulek! BIEGNIJ, BIEGNIJ ALBO PODSKAKUJ!!!)
- ...czy ty mnie wogóle słuchasz??!!??!?!? Rozmawiam z Tobą na poważne tematy!
- no słucham, ale co się stało?
(przerwa na reklamę, można poświęcić rozmowie nieco więcej uwagi)
- a w sumie jesteście beznadziejni i tyle...
...i odwróciwszy się na 2gi bok - chyba znów zasnęła.
I co ja mam teraz kutfa robić, oglądać reklamę kleju do protez zębowych?

poniedziałek, 7 listopada 2011

Zaległości - sonda!

Nadrabiając zaległości - poniżej wyniki naszej ostatniej, patriotycznej sony!


CO W MIESZKANIU KAŻDEGO PRAWDZIWEGO POLAKA ZNAJDUJE SIĘ W SZAFCE POD ZLEWOZMYWAKIEM?

kosz na śmieci  76 (65%)
zakamuflowana opcja niemiecka 14 (12%)
jo tam mom zmyworka, bo mie stać! 9 (7%)
zwłoki babci, na którą nadal można pobierać emeryturę 7 (6%)
letni zestaw sandałów ze skarpetami 5 (4%)
szkielet zapomnianego kochanka 5 (4%)

W sumie oddaliście 116 głosów.

Zapraszam do uczestniczenia w nowej sondzie ;)

sobota, 5 listopada 2011

Rozmowy niekontrolowane

Samcze rozmowy niekontrolowane:
- Próbuję czytać Harrego Pottera, ale jakoś nie potrafię się przekonać. Na filmie też zawsze zasypiam.
- Ja początkowo też zawsze zasypiałem, ale to tylko do trzeciej części. Od czwartej Hermionie urosły cycki i zawsze czekam na ujęcie jak będzie biegać.

******

Zdecydowanie się zestarzałem. Zdecydowanie rozpuściło mi się dupsko. Pięć lat temu nie straszne mi były parszywe sedesy kolejowych kibli, byłem gotów pić z muszli straszącej w wc osobówki jadącej do Dupowa Dolnego, spałem na łącznikach pomiędzy wagonami, Wars był mi nieosiągalną, n-gwiazdkową restauracją.
A dziś? Wchodząc do pociągu czułem niesmak. I nie chodziło wcale o stado dzieciaków wycierających sobą wszystkie zakamarki wagonu, ani o ich babcie sunące przez wagon bezszelestnie, bez butów, w samych, sztywnych od brudu i potu skarpetach które już niewiele mają wspólnego z bielą. Nawet nie chodziło o to, że nie przywitała mnie w drzwiach uśmiechnięta niewiasta w granatowym mundurku prosząc o bilet i wskazując kierunek, gdzie znajduje się mój przedział. I nie chodziło o to, że mogła się schylić, albo mógłbym ją poprosić o pomoc słowami 'czy zaopiekuje się Pani moimi torbami?'.
Chodziło o to, że nie mam swojego własnego miejsca oznaczonego miejscówką, przypisanym mi numerem siedzenia, gdzie tylko ja mogę pierdnąć w fotelik, nakruszyć kanapką i nikt, ale to nikt nie ma prawa wkroczyć w moją przestrzeń jakimś dzieckiem, czy aromatem zdechłej w zeszłym tygodniu ryby, unoszącym się ze skarpety która przegrała starcie z czerniejącym pazurem zdobionym odpryśniętym lakierem.

*****

Godzina +/- 15.30.
Trasa Kraków - Katowice.
Do tej pory siedziałem w przedziale sam. Słuchawki w uszach, książka w dłoni, snickers w twarzy. Pełnia szczęścia. Nagle otwierają się drzwi przedziału, do jego wnętrza wsuwa się niewieścia głowa pytając:
- czy te miejsca są wolne?
rzuciwszy okiem na facjatę stwierdzam, że może obejść się bez torby i egzorcysty. Mamram więc od niechcenia:
- proszzzzzzzzz...
Do przedziału wkracza reszta niewieściego organizmu zdobiona apaszką czy jak tam się nazywa to ciulstwo pod szyją. Za apaszkowym organizmem wkracza 2gi organizm, także niewieści, tym razem sweterkowo-kozaczkowy. Pal diabli, że na dworze prawie 15 stopni, z jej butów musi walić jak z murzyńskiej chaty, ale jej sprawa. Byle nie ścigała buciorów w przedziale.
Obie niewiasty zamiast się rozsiąść i rozpocząć porywającą dysputę na temat tuszu do rzęs, słodkich szczeniaczków, getrów w panterkę - czy o czym tam dziś niewiasty rozmawiają - czekają na coś. Zerkam w stronę drzwi. Po chwili do przedziału wkracza wspomniane.. Hm.
Pierwsza myśl:
- jak mi coś spadnie, to się nie schylę. I byle nie siadł obok mnie, byle nie siadł obok mnie, byle nie siadł.. kurwa, siadł obok. I nie to, że po tej samej stronie, lecz na 2gim końcu kanapy, nie. Siadł zaraz obok, bez mała muskając mnie tym swoim nieokreślonym orientacyjnie dupskiem. Kurwa! Przysuwam się bliżej okna, ustawiam głośniej muzykę w słuchawkach, wracam do lektury.
Niewiasta od apaszki intensywnie gestykulując stara się coś wytłumaczyć reszcie. Śmiesznie to wygląda gdy nie słyszę dźwięków dobywających się z niewieścich ust. Z jej gestykulacją trochę to wygląda jakby ktoś aksolotlowi podłączył akumulator na jaja. 2ga niewiasta nie daje oznak dobywania dźwięków z otworu paszczowego, za to mój sąsiad jakby się ożywił. Na wszelki wypadek rozdzielam nas torbą, jednocześnie praktycznie wyciszając do zera muzykę w słuchawkach. Zaczynam bezczelnie podsłuchiwać współtowarzyszy. Akurat persona obok przemawia swoim falsecikiem:
- no i wtedy proszę ja ciebie jestem u tego klienta i chcę go strzyc i sama rozumiesz, kochana, mam ze sobą swoje nożyczki i ogólnie cały sprzęt i w ogóle, bo wiadomo, że najlepiej ze swoim sprzętem, bo ja to proszę ja ciebie kochana wiesz, mam takie swoje nożyczki takie ulubione proszę ja ciebie, takie czwóreczki które ideaaaaaaaaaalnie mi w ręku leżą i proszę ja ciebie już mam je wyciągać, a ten klient mi mówi, że proszę ja ciebie on ma swoje i chce, żebym ciął jego nożyczkami, więc proszę ja ciebie zgadzam się bo co mam zrobić proszę ja ciebie, ja patrzę, a on mi daje takie kurwa duże nożyczki jak sekatory i proszę ja ciebie zezłościłem się, bo co ja mam takimi kurwa nożycami, owce mam mu golić? no i się zdenerwowałem... pro-szę ja cie-bie...

Nie, nie wierzę, to nie może się dziać w rzeczywistości. Zerkam przerażony na jegomościa po lewej: idealnie ufryzowane włosy, spodnie rurki, buty jak u myszki Miki, obcisły sweterek, wypielęgnowane dłonie. Szkoda, że nie kapie mu z twarzy botoks, byłby idealny krewniak Ibisza.
Tymczasem rozmowa nadal kręci się wokół tematów fryzjerskich. Ibiszopodobny opowiada:
- no i wtedy proszę ja ciebie pracuję tą prostownicą bo wiadomo, idealnie bez prostownicy nie zrobisz i proszę ja ciebie użyłem tej odżywki na keratynie co mi poleciłaś bo faktycznie warto było pomimo, że droga, ale użyłem jej i prostuję te włosy i nagle proszę ja ciebie puffffffff!
W tym momencie niewiasty w przedziale skąpane w grozie tej jakże porywającej sytuacji płynącej z opowieści zapytały jak jeden:
- i co się stało!?!??
- no jak to co, proszę ja ciebie... prostownica mi się zjebała.

Nie wiem, może powinienem mu dać jakieś kwiatki i złożyć kondolencje? Albo może lepiej nie. Jeszcze mógłby to zrozumieć od strony dupy. W przenośni i dosłownie.

*****

Dostałem potwierdzenie zakwalifikowania się do grupy testerów Orange. Niedługo powinien przyjść telefon. Miło. Najwspanialsza-Z-Żon też się cieszy:
- Kotek, popatrz, dostałem się, będę miał telefon do testów, zadania do wykonania, może uda mi się wygrać ten sprzęt.
- O, fajnie, a dobre kręci filmy?
- Nawet bardzo dobrze sądząc po opisie.
- Super, to będziesz mi kręcić materiał jak jeżdżę na koniu.
- ...

Chyba na wszelki wypadek zakleję kamerkę gumą do żucia.