czwartek, 17 lutego 2011

30 lat - czas start.

Siedząc nad kieliszkiem wina, analizuję sobie zamknięcie trzeciej dziesiątki mojego ziemskiego żywota.

Szczerze powiedziawszy kieliszka brak, a wino pociągam z gwinta, jednak starając się wyjść na inteligentnego faceta, pominę rozwinięcie tego wątku.

Zdecydowanie nie jestem smakoszem wina. Wiem o nim tyle, żeby określić sprzedawcy mój gust:

- Ma być takie jasne, bo po czerwonym i ciężkim to mi się cofie.

Tia, zawsze miałem niezwykle wysublimowane poczucie humoru. Szczególnie przy kolejnym browarze, gdy hamulce pozostawiam gdzieś pod ścianą, zaraz obok zrzuconego nadmiaru piwa.

Amen.

Pożarłem więc kolację. Nie to, że zwykłem jadać kolację jedynie z okazji urodzin - zdarza mi się dość często spożywać pokarmy wieczorową porą. I nie to, że się chwalę. Zjadłem i tyle. Wygrałem nierówną walkę z rybą, ziemniakiem i sałatką. Ich troje na mnie. I w zasadzie jest to jedyny sukces dzisiejszego dnia. O ile ryba nie okaże się kotem, który stanie mi w poprzek w przełyku.

2 komentarze:

  1. odnoszę wrażenie, że przed wejściem na twojego bloga należy założyć umysłowe pasy bezpieczeństwa, aby się nie roztrzaskać intelektualnie na ostrych wirażach humoru.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie nie dawno trzydziestka stuknęła. Kurcze, nawet wina nie było. Kolacji chyba też nie, o ile dobrze pamiętam. Ot, kolejny dzień. Spróbuje to zmienić przy czterdziestce.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń