sobota, 12 marca 2011

Sraczka-wers: dalsze losy. [nie polecam osobom o słabych nerwach!]

Dni parę minęło od strasznego starcia
mojego z atakiem sraczki, mdłości, parcia...
Dziś jako wygrany zerkam w tamte czasy
ze świadomością osiągnięcia fest wysokiej klasy
w walce z przypadłością, co wzgardzana taka
była jest i będzie. A zwą toto - sraka.

Gdy umęczon z klopa tych dni kilka temu
do łóżka się udałem, by rozwiazanie problemu
przyszło do mnie pod kołdrą i ku mej radości
oczyściło z bólu całe me wnętrzności,
zamiast setek pomysłów na sraczki zwalczanie
spadło na łeb mój niezdrowe, płytkie spanie...

Pół godziny później jak balon nabrzmiały
do wc pognałem, bowiem brzuch mój cały
przepełniały szaleńcze tsunami cierpienia
powodując kolejne ataki pierdzenia.

I kiedy tak siedziałem w skupienia komnacie
patrząc czy jeszcze czyste mam na sobie gacie,
myśli mi gdzieś trzasnęła niczym błysk piorunów:
zwalczymy wszystkie mdłości herbatką z piołunu!

Wiedzieć Wam trzeba, że piołun to rzecz taka,
że gdy męczy Wasz organizm mdłość, zgaga, czy sraka,
jedna szklaneczka ziela dobrze sparzonego
pozbawi Was bolączki źródła dowolnego,
gdyż piołunek wywoła tak potworne mdłości,
że wyrzygacie wszystko, do dna, bez litości!

Zaparzyłem więc kubek z tym magicznym zielem,
zacząłem wykonywać przygotowań wiele,
bowiem jak już ruszy piołunu działanie,
to wiele rzeczy jednocześnie się z człowiekiem stanie:
wyleci wszystko ustami, mdłość, bolączka, zgaga,
śniadanie z poniedziałku, z komunii oranżada,
czasem guma do żucia, albo klocek lego,
wypite kiedyś mleko z cyca matczynego,
i długo by wymieniać co jeszcze wypadnie,
lecz poza tym krew z nochala trysnąć może ładnie,
a gdy człek przy pawiu pocisnąć się postara
to wypłynie uszami też istota szara.

Obłożon ręcznikami, w tampon uzbrojony,
w kubku miałem przy ustach piołun zaparzony,
schyliłem się na klopem, wziąłem łyk wywaru
i to był początek walki. Początek koszmaru.

Rozwarły się niebiosa, ziemia się skruszyła,
zamarzło piekło, niebo spadło, psiarnia wokół wyła...
Ryknąłem niczym mamut w przepaść spadający,
wydałem z siebie gulgot tak przerażający,
że Cerber zamiast Styksu brzegu upilnować
każdym łeb w inną stronę chciał ewkuować
szukając schronienia przed rykiem mego organizmu,
który ryk to był gorszy i od komunizmu,
i od bezrobocia, i wojen przyczyny,
Feela, Dody, Stachurskyego, śpiewu Mandaryny!

I ruszyły w górę przełyku kanałami:
obiad z wczoraj, śniadanie, hamburger z frytkami,
zupka z dzisiaj, dwa ciastka, i nie wiem co jeszcze
wtedy wyleciało, wiem tylko, że kleszcze
torsji tak wycisnęły mnie na lewą stronnicę,
że przypominałem ryb zdechłych ławicę...

Obtarłem z ust resztki skrajem od ręcznika,
przeszedł ból, przeszły mdłości, przeszła i panika
że w momencie gdy torsji fala się przetoczy,
nie tylko rzyg wyleci, lecz pępkną mi też oczy.

Minut kilka później, już czując poprawę,
postanowiłem, że warto kontynuować sprawę
walki ze sraką metodą, co jest wszystkim znana:
nic tak dupy nie zatka, jak mąka ziemniaczana!
Zrobiłem więc szklanicę z wodą do połowy,
sypnąłem do środka mąki i glut ten gotowy
do ustów swych chlustnąłem, przełknąłem zawiesinę,
przepiłem, odbeknąłem, zrobiłem smutną minę,
zagryzłem wafelkiem by zabić mąki smaka
i pomyślałem: to kres Twój! Zginisze mości Sraka!

I jak zawsze było, ta było w tym przypadku,
zatkała mąka wszystko wewnątrz mego zadku,
zaś po wcześniejszym rzygnięciu nic nie pozostało,
co by jeszcze mdłości powodować miało.

I oto drodzy Państwo koniec opowieści
o człowieku, co zwracał z trzewi swoich treści
górą dołem i prawie do tego bokami,
koniec historii o walce ze sraki objawami!

1 komentarz: