piątek, 28 czerwca 2013

Matematyczno-egzystencjalnie.

Szybka matematyka: jeśli nie będę miał praktycznie żadnej emerytury, to wypadałoby nabzykać potomstwa. Ok - nad tym pracuję. Teraz by wypadało zapewnić jakieś metry do trzymania stadka: lekko licząc 4 pokoje minimum żeby się nie pozabijać w mieszkaniu, lub mały domek, żeby letnią porą wyganiać stado na popas pod chmurką.
Biorąc pod uwage to co się dzieje pod blokiem - lepiej dla zdrowia (fizycznego i psychicznego) trzymać dzieciaki na pastuchu elektrycznym obok obory, niż wpuścić je w gromadę Rycerzy Ortalionu.
Lecimy dalej: po sprzedaży mieszkania i uwzględnieniu dochodów, oszacowaniu potencjalnych kosztów na zabezpieczenie przyszłych niezbędnych remontów własnego domku, wychodzi na to, że:

- przy uśrednionej cenie 1zł/1kg ziemniaka, jedząc przez prawie 9 lat same ziemniaki i sprzedając wszystko co mam - uzbieram na domek.

- biorąc kredyt na zakup domku, spłacam dwa domki. Plusy: domek mam od razu. Minusy - przez 35 lat będzie można jeść same ziemniaki przy założeniu, że nie podrożeją powyżej 1,20zł.

- sprzedając w USA nerkę Najwspanialszej-Z-Żon i sprzedając wszystko co mam w kraju, domek będę miał prawie od ręki.

- sprzedając w USA nerkę swoją i Najwspanialszej-Z-Żon, mamy domek i kasę na potencjalne remonty. Sprzedając do tego wszystko co mam w kraju, pozostaje jeszcze sporo gotówki na koks, dziwki i gorzałę.

Pomijam tu koszty utrzymania i wychowania dzieci: jeśli dopiero za 35 lat miałbym mieć wolną gotówkę po spłacie domu, to... będę wtedy miał lat 67. Jedyne co mi w tym wieku stanie, to serce, więc potomstwa nie nastukam.

Pozostałe opcje: kupić samą ziemię (nieużytki) za kilkanaście tysięcy, pojechać z Najwspanialszą-Z-Żon do Tunezji, gdzie przy dobrych układach zamienię Ją na 3-4 wielbłądy i kozę. Po powrocie do Polski zamieszkam na ugorze w lepiance wybudowanej z wielbłądziego gówna i zakładając, że będę mógł do pracy dojeżdżać na śmierdzielu - będę posiadaczem własnego domu/lepianki, 3 pojazdów/wielbłądów, kochanki/kozy. Dodatkowo zostanie sporo kasy na dziwki, koks i wódę, z pewnością uda też się coś zaoszczędzić na emeryturę.
Sprawa Najwspanialszej-Z-Żon też się sama rozwiąże - żaden Arab, Beduin, czy inny ichniejszy autochton nie wytrzyma z Nią więcej jak 2 m-ce, więc odeśle NzŻ do mnie nie prosząc nawet o zwrot wielbłądów.

Kurde, to jest jakiś plan...
...tylko skąd wziąć pieniądze na wycieczkę do Tunezji?

*****

Dla znudzonych wpisem, dorzucam rozkoszną stopę wielbłąda...
...if you know what i mean ;)


(zdjęcie pochodzi z: http://blogs.crikey.com.au/northern/2010/11/22/how-to-eat-a-camel-peter-warburton/ )

6 komentarzy:

  1. Jesteś moim Mistrzem - Rycerze Ortalionu, leżę i wyję :)))))))

    Pozdrawiam - rówieśnik

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie kupujesz takie tanie ziemniaki ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tą stopą wielbłąda to pojechałeś i przypuszczam, że wiem co masz na myśli :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli co roku odłożysz kasę z wycieczki do Tunezji to kiedy już przejdziesz na zwykłą emeryturę będziesz mógł wyprowadzić się na Florydę i wozić pomarszczony zadek fotelikiem na kółkach i bez gromadki własnych "klonów" ;)

    OdpowiedzUsuń