poniedziałek, 13 maja 2013

Pół żartem, pół serio: ciach!

Rok 2011. Chyba.
Letni wieczór. Wyciągamy ze stajni gigantycznego ogiera, czarnego jak dupa szatana, silniejszego od Baby Z Radomia wyrywającej Trzy Cytryny. Ciemne chmury na niebie zapowiadają nachodzącą burzę, pomruki nawałnicy grożą całemu światu ogromną ulewą. Weterynarz podchodzi do ogiera, wstrzykuje mu tajemny wywar mający zwalić ko... mający powalić konia, gdzieś w tle pod prawie bordowymi chmurami pojawiają się błyskawice. Zrywa się wiatr - niespokojny koń rozgląda się zdezorientowany, podmuchy nadchodzącej wichury szarpią końską grzywą. Kolejna błyskawica rozświetla przerażone twarze Stajennych Niewiast, w dłoni weterynarza błyska igła następnej strzykawki pełnej mocy Morfeusza.
Ogier rży niespokojnie gdy nowa dawka leku trafia do jego krwiobiegu. Koński Szaman zdziwiony odpornością konia dziwi się, jakim sposobem bydlę jeszcze nie legło na ziemię. Najwspanialsza-Z-Żon zielona na twarzy stara się uspokoić właścicielkę ogra, której twarz przyjęła barwę szaroniebieską.
Ogier delikatnie się zatacza, lecz już po chwili ostatecznie przegrywa walkę z trzecią działką narkotyku. Obala się na ziemię, lecz jakby przeczuwając nachodzący ku niemu mrok - walczy o przytomność starając się podnieść, zerwać na cztery kopyta, wyszarpuje się spod rąk dociskających go do ziemi.
Weterynarz rozgląda się po zebranych: trzy niewiasty - jedna zaraz zwymiotuje, druga zemdleje, trzecia już beczy. Z nich pożytku nie będzie. Jego wzrok pada na mnie:
- panie, jesteś pan najcięższy, siadaj pan mu na głowie i pilnuj żeby nie wstał!
Posłusznie przyszpilam szamocącego się ogiera do ziemi swym (wtedy jeszcze) wysportowanym dupskiem. Wtedy też właśnie zaczynam pojmować, w jak niewygodnym znalazłem się położeniu: łeb jest z przodu konia, jaja są z tyłu. Jeśli mam zostać na końskim łbie, nie zobaczę jak wygląda rżnięcie końskich jaj!
Kolejne uderzenie błyskawicy oświetla weterynarza przyglądającemu się z uwagą skalpelowi trzymanemu w dłoni. Gdzieś obok w wiadrze moczą się narzędzia wyglądające na kowalskie. Kilka ruchów skalpelem, weterynarz sięga po gigantyczne szczypce i wprowadza je tam, gdzie mój wzrok nie sięga. Nie pozostaje mi nic innego jak obserwować twarze Niewiast Stajennych. Te jednocześnie płaczą, mdleją i starają się nie zwymiotować. Metaliczne 'ciach!' i drgnięcie konia pod mym dupskiem oznajmiły, że ogier... już nie jest ogierem.
A ja tego nie widziałem....

*****

W życiu każdego Prawdziwego Mężczyzny nadchodzi taki moment, gdy w imię wyższego dobra należy nieco nagiąć, a wręcz zdradzić męską solidarność. Odstawić na bok ideały, wyższe cele zamieść pod dywan, zagryźć zęby i ku chwale zdrowia urżnąć jaja przy samym pędzlu.
Dosłownie.

Po kilku latach przemyśleń, dyskusji i rozterek, doszliśmy z Najwspanialszą-Z-Żon do wniosku, że Rudy Ciul nam się starzeje, ogierzenie (znaczy się próba włażenia na wszystko co ma 4 kopyta i jakikolwiek otwór) zaczyna być dla niego niebezpieczne, a ogólnie biedak to przez te swoje jaja nie może sobie z innymi konikami biegać i zawsze taki sam jest i ogólnie ma ciężki żywot. O ile jeszcze powyższa argumentacja Najwspanialszej-Z-Żon nie do końca mnie ruszała, tak prosta, męska logika mówiła: jeśli nie może się po nich podrapać, ani moczenie kija też nie jest już przewidziane w jego przypadku, to po cholerę mu te wory pod podwoziem?

Poniedziałkowe popołudnie. Stajenna hala. Na hali Najwspanialsza-Z-Żon, Rudy Ciul, ja, Weterynarz, pies.
Merdaty jakby przeczuwając co się święci, oblizuje się tajemniczo. Moja Druga Połowa głownie zmienia kolory na twarzy starając się nie rozbeczeć, ja ustawiam sprzęt do nagrywania udając, że nie mam sraczki z nerwów. Jedynie Weterynarz ze stoickim spokojem podaje Rudemu dożylnie jakieś magiczne wywary. Widząc to, co się dzieje z Ogrem, zastanawiam się czy nie poprosić o działkę dla siebie - na imprezę będzie jak znalazł.
Chemia w krwiobiegu Jeszcze-Ogiera chyba już działa: pół tony mięsa chwieje się na kopytach i  zatacza. Nie wiem czy Najwspanialsza-Z-Żon też czegoś nie wzięła - teraz udaje chyba bobra przegryzając z nerwów deski w bandach. Pies nadal się oblizuje.
Koń w końcu poddaje się i postanawia zaliczyć glebę. Oczywiście nie może tego uczynić w jakkolwiek cywilizowany, dostojny sposób: pomimo, że początkowo skład się ładnie jak trasformer, tak pod koniec traci jakimś sposobem równowagę i zwala się mordą do przodu ryjąc licem w halowym gruncie. Kurwa, przez jego opcję 'glebogryzarka' mamy teraz piękny ubytek w uzębieniu - konisko ukruszyło sobie kawałek zęba. Jak znam życie - Najwspanialsza-Z-Żon będzie chciała wprawić mu licówki.
Póki co bierzemy się do roboty: Merdaty siada bliżej końskiej dupy, Weterynarz pęta kopyta, Najwspanialsza-Z-Żon głaszcze nieprzytomnego konia, ja staram się nie rozbeczeć, a Rudy Ciul postanawia zaskoczyć nas wszystkich:
HARLEM SHAKE!!!!
Na wszystko byłem gotowy, ale na drgawki u konia! Rudy leżąc drży i podskakuje jak ja na klopie dzień po zjedzeniu ostrego kebaba, weterynarz dopytuje przerażoną Najwspanialszą-Z-Żon o jakieś piloty, koń wgryza się ryjem w grunt, pies liże sobie jaja, ja trzymam konia, koń nadal skacze, Najwspanialsza-Z-Żon skacze razem z jego głową, pies zjada końską kupę, Weterynarz chyba coś podaje, ja nie wiem co robić, koń charczy, Niewiasta moja prawie beczy, pies wącha sobie dupę, a Koński Szaman ze stoickim spokojem stwierdza: bo wszystkie konie po Pilocie tak reagują.
Zajebiście. Przez dziadka Rudego Ciula chyba będę musiał wyprać spodnie.
Jeszcze-Ogier uspokaja się nieco. Weterynarz przysuwa narzędzia, w dłoni błyska skalpel. Po końskim licu spływa łza. Najwspanialsza-Z-Zon solidarnie łzawi razem z koniem. Skalpel zagłębia się w mosznie, przecina tkankę, odwracam wzrok, Merdaty ślini się jak ja na widok mielonego z ziemniakami i buraczkami.
No nie no. Ostatnio nie widziałem kastracji, miękkim nie byłem robiony, trzeba zobaczyć jak to wygląda! Spoglądam na końskie krocze nadal przytrzymując konia: Szamańskie dłonie wyciągają jądra, chwytają szczypce i zaciskają je na takich sinoczerwonych żyłkach... o kurwa, chyba będę rzygał!
Ciach! Ciach! Koń drgnął jeno.



Uwolniony z pętów Już-Nie-Ogier nadal leży dochodząc powoli do siebie. Najwspanialsza-Z-Żon odzyskuje naturalne kolory. Pies przygląda się jądrom nie będąc pewnym czy jeść, czy wymiotować. Ostatecznie w ramach męskiej solidarności nie zjada jajec.
Mija 10 minut. Koń próbuje powoli podnieść się na kopyta. Zataczając się, nieprzytomnym wzrokiem próbuje ogarnąć otoczenie, krwawiąc nieco z mordy. Obwisła warga mlaszcząco kłapie puszczając bokiem ślinę, ciężkie sapanie niesie się po hali. Nagła myśl pojawia się w mojej głowie:

- ej, on wygląda jak ja po ostatniej Barbórce!

Koń jakby rozumiejąc do jakiego zjawiska został porównany, decyduje się z pomocą Weterynarza wstać.
Po chwili zaczynamy z nim powoli spacerować.
Tak, teraz mamy wałacha.

*****

Grubo po północy, tego samego dnia.
Wykończeni nadmiarem wrażeń próbujemy zasnąć z Najwspanialszą-Z-Żon.
Zanim całkiem padnę w objęcia Morfeusza, jeszcze jedna myśl pojawia się w mojej głowie: pozwoliłem na to, by obcy facet na oczach Najwspanialszej-Z-Żon zwalił mi konia na środku hali.
Ojapierdolę. Dobranoc.

15 komentarzy:

  1. biedny Rudzielec [*]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rudzielec żyje. Jego jajka nie zyją.
      Najwspanialnasza-z-żon

      Usuń
  2. Oglądałam w swoim życiu kilkanaście kastracji i nie robiło to na mnie wrażenia. Ba, jaja dwójki moich podopiecznych skończyły na moim talerzu w postaci gulaszu (w życiu nie jadłam nic tak pysznego i delikatnego - nawet krowie wymię wymięka). Ale kiedy przyszło do cięcia mojego Mastodonta skapitulowałam. Pojechał do kliniki. Bo jeśli chodzi o mojego prywatnego Bydlaka to nawet piłowanie zębów wywołuje u mnie histerię i omdlenia. Pozdro dla Rudzielca - życie wałacha jest fajniejsze

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacna historia. A jak Rudy dziś się czuje, bo to było 2011 tak?
    Nie powiem, na zdjęcie zerkałem jednym okiem z obrzydzenia, więc wy to dopiero musieliście mieć atrakcje na żywo.

    PS. Czy u kogoś w Chrome też pionowy po lewej stronie element stronki zawieszał przeglądarkę na krótkie chwile i drgał? Musiałem go potraktować adblockiem bo dziwy się działy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W 2011 była kastracja której nie widziałem siedząc na końskim łbie, Rudego Ciula ciachnęliśmy tydzień temu.

      Co do Chrome - ciekawe. Też korzystam z niej, ale nie zauważyłem problemów...

      Usuń
  4. Pozdrowienia dla Rudego! :) A jak tam jego ząbek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbieramy na licówki bo to 3 górna ;)
      Najwspanialsza-z-Żon

      Usuń
  5. nie mogłabym patrzeć na takie cierpienie konia. poryczałabym się. Rudy - bądź zdrów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rudy zdrowy. Braku jajek nie zauważył ;)
      Najwspanialsza z żon

      Usuń
  6. Rachu, ciachu i po strachu :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałem siedząc na kiblu - wreszcie mogłem Sie swobodnie posikać ze miechu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahahahaha przechodzisz samego siebie, bracie :D

    OdpowiedzUsuń
  9. nieco to przerażające... jak koń sobie poradził z tą stratą? ( i czy utrata zęba bardzo go bolała? :O ).

    OdpowiedzUsuń
  10. Przy pierwszej kastracji jakoś nie wpadłam, żeby kulinarnie zutylizować jądra. Ale przy następnej już się nie zmarnują. Też słyszałam i czytałam, że to delikates. Nie zapomnijcie o diamenciku w ząbku.

    OdpowiedzUsuń
  11. Po tytule myślałem że będzie to tekst związany z ostatnią akcją "Ciach" w Tesco... a tu takie jajca!:)

    OdpowiedzUsuń