czwartek, 24 listopada 2011

Kto to wszystko zaczął?

Żyjemy w idealnie zakłamanym świecie. Wszystko co nas otacza, opiera się na powszechnie akceptowalnym oszustwie. Kobiety nakładają na siebie całymi tonami jakieś magiczne gluty tynkarskie by utrzymywać nas w przekonaniu, że wyglądają tak, jak nie wyglądają, my zaś - mężczyźni - perfekcyjnie ignorujemy momenty, gdy kobiety nie wyglądają tak jak nie-wyglądają, lecz wyglądają tak jak wyglądają. Skąd to się kutfa bierze?!!?

Wczorajszy wieczór. Tuptamy przez jakiś duży sklep z misją: kupić szampon, może rękawiczki i czapkę. Plan mężczyzny - wejście - stanowisko z rękawiczkami i czapkami - stanowisko z szamponami - kasa. Tyle w teorii. Praktyka: z Najwspanialszą-Z-Żon u boku kierujemy się na teren sklepu, gdzie następuje próba szybkiego przemarszu obok stanowisk z zabawkami. Psu w dupę, a nie, że się udało...

- paaaaaaaaatrz, jakie koniki dla Barbie!!! Ej, co to jest!? Zobacz wadę postawy u tego konia, co oni zrobili mu z kopytami!!! I te oficerki na Barbie, do połowy łydki?!?!??!

...delikatnie udaje mi się odciągnąć jazgotającą na producenta lalek Najwspanialszą-Z-Żon w stronę żarcia, tam jest zawsze ciszej. Niestety, po drodze napotykamy kominek:

-o, a wiesz, że xxx też ma kominek w pokoju? ale nie taki elektryczny, tylko taki prawdziwy na drewno...

...tu płynie potok słów głownie związanych z tematem kominka, owej znajomej, jej konia. Moja uwaga zostaje ograniczona do minimum. Staram się przemanewrować szybko obok regału z chipsami, niestety nadziewamy się na słodycze. Na szczęście udaje się przejść bez zbędnych przystanków. Dwa regały dalej widzę jakiegoś biednego jegomościa, który z błagalnym wzrokiem wbitym w sufit wysłuchuje wykładu swej partnerki na temat wkładek higienicznych. W tym czasie Najwspanialsza-Z-Żon przekopuje rękawiczki. Nic nie znalazła, nie dziwię się, nic ciekawego nie było. Mija nam w sklepie piętnasta minuta.

- wiesz Kotek - zaczynam temat z uśmiechem na ustach - zawsze chce mi się śmiać jak idę z Tobą na zakupy. Ja zaliczam tylko niezbędne miejsca, Ty znów lubisz sobie pozwiedzać, dobierając ciągle coś, co akurat wpada Ci w oko...

Momentalnie przygasły światła w sklepie, zamilkła muzyka. Na zewnątrz słychać było grzmot nadchodzącej śnieżycy stulecia. Najwspanialsza-Z-Żon zerknęła na mnie wzrokiem, od którego rozpuściły się wszystkie mrożonki w zamrażarkach.

- O CO CI CHODZI?!?!!?!
- A nic, nic, tak tylko mówię, jakoś sprawniej mi samemu zakupy idą, że sam zawsze trzymam się tylko listy zakupów...
- Sugerujesz, że kupuję więcej niż... o, zobacz, jest szampon z tej firmy co farba, to może go kupimy? bo jest trochę droższy niż ten co ostatnio, ale po tamtym miałam bardziej suche włosy to może go kupmy ok? no i zobacz jest też moja farba do włosów i w zasadzie już bym mogła znów zafarbować włosy to może też wezmę, co? mogę? o, zobacz, tonik!
- ....

Udaje się nam dotrzeć do kasy. Płacimy. Już mamy wychodzić z centrum, gdy do mych uszu dochodzi dźwięk równie okrutny, co jazgot miliona wściekłych psów rozszarpujących pokutujące w piekle dusze:

- zobacz! KOLCZYKI!!! ZObaczę tylko, dobrze?!
- ...dobrze Kotek, dobrze....

Po śmierci zdecydowanie pójdę do nieba.

Może mi więc ktoś powiedzieć, kto u licha rozpoczął tę samonapędzającą się spiralę tynkarskiego zakłamania? Czy nie lepiej było zostać na etapie naturalnych niewiast przechadzających się przed jaskinią bez trzeciej tony podkładu na twarzy? Żadnych maści, tuszy, toników, wkładek, podkładek, wacików... e... hm... tak teraz pomyślałem o tych neandertalskich, owłosionych damskich łydkach. I włosach pod pachami. Resztkach mamuciego mięsa na niewieścich wąsach. Hmm... Dobra, nie było tematu. I może dam Najwspanialszej-Z-Żon dodatkowo jakiś bon do ingluta, czy jak to się nazywa ten skład budowlany...

3 komentarze:

  1. ha, dobrze Ci tak!!!.
    Nie może na świecie być tak, że tylko ja mam mieć w ten sam sposób przechlapane :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja jestem z tych szczęściarzy, których żony używają jedynie tusz do rzęs i od czasu do czasu błyszczyk :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zaś po latach współżycia wyrobilem w sobie iw drugiej połowie nawyk: ona na zakupy, ja do baru/kawiarni tudzież innej żarłodajni, z Kindlem. Wtedy te jej godziny na wybieraniu i/lub nie wybieraniu mijają w całkiem przyjemny sposób. Doszło do tego, że sam ją zapraszam na zakupy. W domu nigdy nie mam 4 godzin dla siebie...

    OdpowiedzUsuń