czwartek, 11 sierpnia 2011

Sprawa kota.

Dziś w pracy jest dobry dzień na przeciąganie się. Słoneczko odbija się w kubku pełnym aromatycznej kawy, ptaszki za oknem ćwierkają wydzierając sobie z dziobów kawałek drożdżówki, wszyscy okoliczni żule położyli się już spać i jedynie subtelna woń sfermentowanego moczu świadczy o tym, że jeszcze przed chwilą zaburzali ten sielski obrazek swoimi organizmami. To zdecydowanie dobry poranek na to, żeby się przeciągać. Tylko trzeba uważać, by przez przypadek w trakcie przeciągania nie pryknąć.

*****

Pomiędzy mną a Najwspanialszą-Z-Żon stanęła ością w gardle sprawa kota. Otóż Najwspanialsza-Z-Żon twierdzi, że kota mamy i mieć będziemy, natomiast ja się upieram, że po co nam kot, skoro jest zimny i martwy. Na co znów Najwspanialsza-Z-Żon rzuca stwierdzeniem, że kot jeszcze żyje! Z czym oczywiście ja się zgadzam. JESZCZE żyje. I tak w kółko.

Moje delikatne sugestie rzucane w kierunku bydlęcia miałkatego, w stylu 'zgnijesz w schronisku mlekochlejny pomiocie', czy 'zabiorę cię ka koncert Feela' jakoś nie robią na skurczybyku wrażenia. Siedzi toto dalej na parapecie i tylko patrzy tymi kaprawymi ślepiami, co mam najbardziej wartościowego na biurku co da się zrzucić.
Miłość aż czuć w powietrzu.

I teoretycznie dałoby się rozwiązać jakoś w miarę szybko koci problem. Już nie będę się upierać przy blenderze, piekarniku, ba, nawet odpuszczę rozwiązanie z przetykaczem do zlewów, niech tylko ten miałcząco-pyrkający zjeb genetyczny odwali się od mojej osoby i moich rzeczy! No jak mam do jasnej cholery delikatnie pieścić opuszkami palców klawiaturę w nowym laptopie jeśli wiem, że te pięć kilogramów miałczącej wredoty siedziało przed chwilą na wspomnianej klawiaturze dotykając jej swoim wielki, oślizgłym, wilgotnym, pomarszczonym odbytem! Jak mam do licha położyć twarz na poduszce, na której kilka minut wcześniej miałkościerw lizał sobie to, czego ja nie mogę sobie polizać!

Wściec się idzie.

Najwspanialsza-Z-Żon doszła do wniosku, że przekaże kota, a jak! Jest tylko jeden warunek: kot musi mieć GODNE warunki. Zapewne pod tymi 'godnymi' warunkami kryje się 30 metrów kwadratowych własnej, prywatnej, kociej przestrzeni, własne łoże 3 razy dłuższe niż organizm, karmienie 3x dziennie, wygodne miejsce na parapecie, drapanie za uszami, po brzuchu i częste pieszczoto-zabawy. Nie wiem, czy istnieje takie miejsce, ale jeśli tak - pieprzyć kota, sam się tam wyprowadzam!

Kot. Gdy braliśmy go ze schroniska, byłem święcie przekonany, że koty to tak trochę jak szczury: dwa - trzy, no, max 4 lata i do piachu! O jakże naiwny byłem! Jestem skazany na dziesięcioletnią koegzystencję ze stworzeniem, dla którego najlepszą zabawą jest trącanie łapą dryfującego klocka w sedesie!

*****

Najlepsze jest to, że bydlę i tak z nami zostanie. I pewnie będziemy się z tego cieszyć.

2 komentarze:

  1. Jestem wielkim fanem twoich produkcji literackich. Cos pieknego. :) Koty zyja 20 lat na oko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałem najpierw przeczytać wszystkie Twoje blogo-posty zanim cokolwiek napisze. Zacząłem od najstarszych wiec nie wiem czy kot jeszcze dycha ale mój brat rozwiązał kwestie kota wsadzając go do zamrażarki na 30 min.
    Od tamtej pory kot unika wszelkiego kontaktu z ludźmi, a zwłaszcza z "czułym" właścicielem. najlepiej mu jest w wannie lub za kanapą tak że go cały dzień i noc nie widać ;]
    PS zazdroszczę poczucia humoru.

    OdpowiedzUsuń