poniedziałek, 22 sierpnia 2011

AnderGrałnt

Mój Brat Bliźniak (tak tak, mam takiego), zaprosił mnie na spacerek po jaskiniach Jury. Oczywiście zapewniał, że to będą bardzo proste szlaki wycieczkowe, gdzie zabiera się nawet małoletnie dzieci. Argumentował:
- Nawet mój syn z nami jedzie!
- Tak, ale Twoje pięcioletnie dziecko jest równie popieprzone jak Ty i jest gotowe zejść w miejsca, gdzie bym się bał spuścić nawet wzrok, a co dopiero własny organizm.
Mając jednak na uwadze, że spacerek faktycznie może być przechadzką opartą na podróży od budki z piwem do budki z zapiekankami, z lekkim przejściem jakiejś jaskini gdzie kupuje się bilety i gdzie są ławeczki do siedzenia - postanowiłem pójść.
I to był kurwa błąd.
Mój niepokój powinna już wzbudzić sugestia Bliźniaka, bym wziął coś, w czym można położyć się w błocie i czołgać. "Taka przenośnia zapewne" - pomyślałem. I to był drugi błąd. Jeszcze jedna rzecz powinna mnie mocno zaniepokoić: prośba o zabranie zapasu akumulatorów. No jasna cholera, no na co mogły nam być potrzebne akumulatory? No chyba, że nie na pokaz wibratorów! Tak, chodziło o latarki. Dużo latarek do dużej ilości pomarańczowych kasków które szyderczo zerkały na mnie z bagażnika czołówkami, szydząc z mego zdenerwowania...
Dojechaliśmy na miejsce. Cuda powiadam, cuda. Jechaliśmy na północ, a znaleźliśmy się w górach. No jak w ryj strzelił - góry. Z jednej nawet odstawały kawałki jakiegoś zamku. Ładna musiała być impreza - myślę - jeśli udało się zepsuć zamczysko. Widać też kupowali ten bimber na Polibudzie co i ja. Niezła po tym wynalazku była korba, człowiek mógł po nim unieść nawet Kalisza, ale żeby zamek rozpierdzielić?
My w każdym razie bez bimbru, za to z dużą ilością plecaków i innych przeszkadzaczy zaczęliśmy się wspinać w stronę czegoś, co wyglądało jak wielkie, jedenastopiętrowe, ususzone na biało psie kupsko w trawie. I właśnie dokładnie w to gówno przyszło nam się załadować.
Na umówiony sygnał wszyscy przyodziali swe przebranka. Prezentowaliśmy się stado plemników oranżogłowych. Plemników chyba jakichś mutacyjnych, bo z latarkami na czołach.
Wpakował się więc ten nasz plemnikopodobny twór do niszy pod skałą. Ludzie stojący przed moim skromnym organizmem zaczęli znikać w ciemności. Przyszła kolej i na mnie.
Podchodzę do ciemności, zapalam latarkę, zapalam czołówkę, świecę - no Jaskinia Łokietka to na pewno nie jest. Mokro jakoś i ślisko. Hm. Budki z piwem też nie widać...

*****

Czołgając się, czy też idąc na czworakach, waląc głową w ściany, zastanawiałem się co też mi do tego pustego łba strzeliło, żeby wchodzić tam, gdzie słońce nie dochodzi. To było gorsze, niż palec w dupie, to był cały człowiek w życi! Jednak brnąłem dzielnie do przodu. Po lewej - ściana. Po prawej - ściana. Pod nogami jakieś błoto. Ja na czterech staram się nie iść za szybko by nie wjechać kaskiem komuś w zadek. Za wolno też nie mogę, bo mogę mieć zaimputowaną w dupsku głowę kogoś, kto pełznie za mną. Ścisk, mało powietrza, cieszę się, że nikt nie jadł cebuli ani fasoli na śniadanie. Na szczęście dochodzimy do jakiejś salki. pięć na pięć metrów, można się wyprostować. Chwila odpoczynku. Doszliśmy do końca pierwszej, najłatwiejszej jaskini. Wszyscy zaczynają rozglądać się po ziemi i wypatrywać czegoś pośród kamieni i błota.
Obserwuję poszukiwania zastanawiając się, co może by być w ziemi ciekawego. Bursztyny? Cholera, chyba nie to. Po chwili ktoś znajduje to, czego wszyscy szukają: kawałek kła jakiegoś zwierzaka. Chyba niedźwiedzia. Super! Ja też zaczynam grzebać. Znajduję piękne zielonkawe coś. Kształtem ni to ząb, ni to żebro, pytam więc Bliźniaka:
- co to?
- koprolit.
- co?
- gówno.
A byłem święcie przekonany, że znalazłem jakiś jaskiniowy szmaragd, czy coś...
Każdy coś sobie odkopał, to kawałek szczęki, to ząbek, a ja jedyne na co trafiłem, to skamieniała kupa. W dodatku za mocno ją ścisnąłem i mi się zepsuła. Z zepsutej kupy Najwspanialsza-Z-Żon nie będzie zadowolona, wyrzucam więc znalezisko...

*****

Jednego grotołazom nie można odmówić - mogą oglądać naprawdę przepiękne twory przeznaczone dla oczu nielicznych. Żaden TV Full HD nie odda piękna lśniących w świetle latarki drobin takiego czegoś co świeci i co wygląda jak wbite w tamto inne coś, co ścieka z tego czegoś na górze. I ta cisza... Człowiek bez mała słyszy, jak jego bakterie jelitowe produkują witaminę K.

*****

Dobrnęliśmy do drugiej jaskini. Padło krótkie ostrzeżenie: "teraz będzie trudniej, będzie czołganie w błocie".
 - Błoto? Pfffffffffff, ja tego nie przejdę? Ja? Ten, który zaliczył już jedną jaskinię nie zaliczę kolejnej?
Tak myślałem do czasu, gdy moim oczom ukazał się otwór w który miałem wpełznąć. Już bardziej prawdopodobne było, że uda mi się przejść przez sedes niż przez ten lufcik u moich stóp, w którym znikały kolejne osoby...
Nigdy bym nie pomyślał, że znajdę się kiedykolwiek w takim miejscu, jak zwężenie którym się czołgaliśmy... Ciasnota była tak potworna, że można było obrócić głowy. Broda wadziła mi o ziemię, a kask o sufit. Nie mogłem odpychać się nogami - gdy zginałem je w kolanach - waliłem nimi o ściany po bokach. Nawet jednego stalaktycika nie mogłem zobaczyć brnąc twarzoczaszką w błocie! Było brudno, było mokro, było twardo i zimno. Czułem się jak gość honorowy na nekrofil-party!
Syf, wilgoć, zimno.
I to było wspaniałe! Ostatni raz na czworaka nachodziłem się tyle wracając z koncertu Maleńczuka w Bytomiu kilka ładnych lat temu... Zdecydowanie trzeba to wszystko zaliczyć jeszcze raz. Tzn jaskinie, nie czasy kawalerskie.

Do dzisiejszego dnia nie doszło jeszcze do mnie gdzie byłem, przez co przechodziłem, w czym się babrałem. Trzeba jeszcze tylko Rodziców uprzedzić o nowych pomysłach synka, by nie zdziwili się kiedyś, gdy pochwalę się przed nimi, że 'zaliczyłem Czarną od tyłu'.

13 komentarzy:

  1. ale to tak na poważnie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No a jak! Wszak tu wszystkie notki są poważne i traktują o bardzo ważnych sprawach w życiu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy - jak sama nazwa wskazuje - jest anonimowy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzisz, ludzie boją się przyznać, że czytają twojego bloga :]

    OdpowiedzUsuń
  5. Tia, może nawet ktoś ważny się łączy ze mną w Bulu i Nadzieji na lepsze czasy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. http://jacwing.salon24.pl/288184,komorowski-laczy-sie-w-bulu-i-nadzieji-gw-poprawia-bledy

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje postrzeganie życia jest naprawdę interesujące

    OdpowiedzUsuń