czwartek, 10 lipca 2014

Pół żartem, pół serio: Benek

Nie miała baba problemu, kupiła sobie prosiaka.
Nie miałem wystarczająco dużo zmartwień, sprowadziłem do domu Benka.

Benek jest jeszcze mały, ma pięć kończyn, nie ma oczu, mieszka na parapecie i dziwnie patrzy w niebo. Nie, Benek nie jest efektem wydymania kosmity ani spółkowania ze spiruliną, Benek jest kwiatkiem. No bo czego może brakować samotnie mieszkającemu facetowi, jak nie kwiatka?


No i stoi toto dziadostwo w szklance, moczy dupę w wodzie. I tak patrzę na toto czekając, aż łaskawie korzenia puści albo zdechnie. Ale ani korzenia, ani zgonu... Nawet postawienie zielska w pełnym słońcu średnio pomaga. Może to wina szyb, które są tak ujebane, że czasami ciężko sprawdzić czy jest dzień czy noc?
W każdym razie Benek wprowadził się na kwadrat. Jako człek odpowiedzialny, dbający o istoty żywe etc etc pierdu pierdu, szarpnąłem się i wpadłem na pomysł, by zaopatrzyć chwasta w jakąś wyprawkę. Najodpowiedniejsze wydawać by się mogło pół litra i ćwierć kilo śledzia, ale z tego co wiem to kwiatki raczej średnio tolerują wódę, a i śledziem zazwyczaj gardzą. Na co mi samemu pół litra? Pić tego w samotności nie będę, jeszcze Benek to zobaczy i straci cały szacunek do mnie. A śledzie... cóż... A gdybym tak zostawił kilka sztuk przy otwartym oknie, niech się niesie radosny, morski aromat... Może sąsiedzi pomyślą, że już wróciłem z Woodstocku z jakąś nową niewiastą. Mieliby o czym gadać.

Więc Benek dostał wyprawkę...
Wchodzę do ogrodniczego. Po lewej łopaty, grabie, taczka i betoniarka. A, nie, przepraszam, to nie betoniarka - obchodzę szerokim łukiem ubraną na pomarańczowo miłośniczkę łopat i kieruję się na prawo. Za ladą pamiętającą czasy PRL`u stoi Sympatyczna Pani pamiętająca co najmniej czasy Aleksandra Wielkiego. Przyglądam się chwilę kobiecie upewniając się, że to ekspedientka a nie jakaś wystawowa mumia, a następnie zaczynam przemowę...
- dzień dobry, bo widzi pani, dostałem taką szczypo... szczepio... szczap...
- szczypkę?
- tak! Dostałem szczypkę czegoś na co wołają Beniaminek no i to mi nie zdechło więc chyba muszę to teraz do jakiejś doniczki wsadzić, podlać czy coś. No i chyba potrzebuję doniczki i ziemi i ja wiem... jakiś nawóz do tego? Ślimaka albo dżdżownicę może...?
- myślę, że na początek wystarczy mała doniczka i ziemia.. Duża ta szczypka?
Jakoś nie lubię, gdy kobieta pyta mnie o rozmiar, szczególnie gdy prawdopodobnie pamięta czasy pierwszych chrześcijan. Na wszelki wypadek odsuwam się kawałek i pokazuję:
- o, taka.
- no to proponuję taką doniczkę i taką podstawkę i... jaka ma być do tego ziemia?
Zerkam na kobietę jak tapir malajski w kręcące się koło fortuny, kompletnie nie wiedząc o co jej chodzi.
- no ziemia, jaka ma być - pada ponownie pytanie - kwaśna? zasadowa? z domieszką jakąś?
A skąd ja mam kurwa wiedzieć jaka ma być ziemia? Jak dla mnie - niech będzie nawet święta albo i udeptana stopami Egipcjan budujących piramidę, wali mnie to, byle mi zielsko nie zdechło jak już mam się wykosztować krocie na tą całą cholerną wyprawkę.
- no wie pani... - próbuję jakoś dojść do porozumienia - no taka do kwiatka, tego Benka...
- a no tak, beniaminek, racja mówił pan.
Dup! Ląduje mi przed licem woreczek ziemi, doniczka i spodek. Jakaś dziwnie mała ta doniczusia, w 2004 chlaliśmy na Wood spirol z większych pojemników, ale niech będzie. Ja tam się na doniczkach nie znam.
- dać panu do tego jakąś odżywkę?
- a niech będzie - rzucam ogarniając bezmiar zakupów - jak już szaleję to niech ma to zielsko coś z życia. Jakąś najprostszą w użyciu proszę.
- ta będzie najprostsza i najtańsza - stwierdza sprzedawczyni - dwie nakrętki odżywki na litr wody.
Płacę prawie 12 zeta, zbieram zakupy, dziękuję, wychodzę.

Szukam samochodu, bo oczywiście znów nie pamiętam gdzie zaparkowałem. Zerkam na reklamówkę z zakupami. Pięknie - myślę sobie - trafił mi się kwiatek, który zamiast jak na faceta przystało, chlać czystą, to jakieś drinki z odżywką musi mieć. Niech jeszcze się okaże, że Benek na piwo źle reaguje, to jak wezmę do kibla krzaka zaniosę, jak te liście wykorzystam to nawet w najgorszych wizjach Benkowi takie coś się nie przyśniło! No! A i zużycie papieru wtedy przez jakiś czas spadnie!

10 komentarzy:

  1. No to teraz jesteś niczym Leon Zawodowiec :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej ! :P Ale okna byś mógł przelecieć szmatką.. jedną bądź dwoma ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. a toto jest wkurzajaco delikatne, nie wynos tego przypadkiem na dwor. Ja wynioslem jak mialo poskrecane w warkocz lodyzki i okolo metra wysokosci i po jednej kapieli slonecznej zdechlo nieodwolalnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja pindole jakie usyfione okna :) pokażę mamie, mówi że moje są brudne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny tekścior..pozdrawiam..Ja

    OdpowiedzUsuń
  6. zlituj się i przetrzyj te okna

    OdpowiedzUsuń
  7. Trzymam kciuki, za Benka. Niech żyje :-P

    OdpowiedzUsuń
  8. co za profesjonalne i odpowiedzialne podejście, nie musisz zaczynać z poziomu tamagiczi ;)

    OdpowiedzUsuń