piątek, 30 sierpnia 2013

Czarnulka.

W życiu każdego Prawdziwego Samca bywa tak, że czasami musi zrobić swojej Kobiecie dobrze. Pal diabli, jeśli mowa tu o pomocy przy sprzątaniu, pomalowaniu przedpokoju, czy położeniu kafelek w kolorze lila-róż. Gorzej, jeśli Niewiasta wyskoczy z czymś naprawdę niecodziennym...

- pojedziesz dziś ze mną do stajni? Moglibyśmy zrobić jakiś teren - wypaliła któregoś dnia Najwspanialsza-Z-Żon.

Pomysł niespecjalnie ciekawy - teren wiąże się z tym, że muszę jechać rowerem za koniem który pierdzi, sra i ogólnie średnio reprezentacyjnie wygląda z mojej strony układu pokarmowego. Do tego zazwyczaj taki teren odbywa się w damskim gronie, a nie za bardzo mam ochotę przez godzinę wysłuchiwać, kto ma jaki kolor czapraczka i która wredna suka z której stajni spadła z konia i dobrze jej tak i szkoda że sobie tych długich zgrabnych nóg nie połamała i żeby złapała opryszczkę i pleśniawkę waginy, o!

- Wiesz co, chyba nie... Rowerem po wertepach gonić za Wami... - zaczynam się wykręcać. W tym momencie wchodzi mi w słowo Najwspanialsza-Z-Żon:

- nie na rowerze, w stajni jest fajna czarnula, taka zdrowa dwudziestka, będziesz mógł sobie na nią wejść.

Momentalnie przed oczami imaginuje mi się... zdrowa fajna czarnulką na którą wejdę. Puszczając ślinę kącikiem ust zerkam na Najwspanialszą-Z-Żon. Sądząc po Jej minie - chyba mamy co innego na myśli. Dla pewności dopytuję:

- dzie... eeeeelna klacz znaczy się?
- no, klacz - odpowiada Najwspanialsza-Z-Żon przyglądając mi się podejrzliwie - a ty myślałeś, że co?
- nie, no nic... - odpowiadam, jednocześnie czując jak obraz zdrowej czarnuli rozmywa się gdzieś w zakamarkach umysłu. Więc koń. Do tego baba, uparta, rozpieszczona półtonowa baba z którą pewnie trzeba będzie powalczyć na początku by ustalić kto ważniejszy. Z drugiej strony - każdy Prawdziwy Samiec lubi wyzwania, więc...
...a co mi tam, niech będzie, raz na ruski rok mogę się przejechać i ja!
- Dobra, jadę, ale Ty stawiasz piwo!

*****

Każdy Prawdziwy Samiec wie, że poza noszeniem ubioru, należy nosić ów obiór godnie, nie plugawić opinii o Samczej Braci zakładając coś, co jest obcisłe, podkreślające talię, czy - o zgoro - opinające. Więc jak do chuja wacława mam przejść z domu do samochodu mając na dupie bryczesy?!?! Toż to patologia, bluźnierstwo i dowód upadku!
Stoję więc przed lustrem oglądając swe wielkie, Samcze dupsko wbite w bryczesy. Psia mać, od kiedy ostatnio miałem je na dupie, to coś się strasznie zbiegły. Chyba skurczyły się od leżenia w szafie. Koszmar.
Za to Najwspanialsza-Z-Żon bawi się doskonale widząc gacie opinające się na tym, co zazwyczaj dane jest oglądać tylko mojej Drugiej Połówce.

Kilkanaście minut później siedzimy już w samochodzie. Udało mi się przemknąć przez osiedle nie rzucając się zbytnio w oczy, więc istnieje szansa, że tematem rozważań osiedlowych plotkar nie będzie w tym tygodniu "ten spod czwórki co jego żona tak czasami krzyczy i co ostatnio latał w kalesonach po ulicy".
Jeszcze tylko rozglądam się po samochodzie: Merdaty sztuk jeden jest, moje oficerki są, Najwspanialsza-Z-Żon też jest... Nadal ubawiona. Tym razem najzabawniejszą na świecie rzeczą jest jest mój brzuch, który jakimś sposobem trochę się wylał nad spodnie.
No cóż. Od początku mówiłem, że się jakoś dziwnie zbiegły.
Ruszamy do stajni.

*****

Ja rozumiem wszystko. Że niby teren to i koń musi być. Że nie każdy wygląda tak jak Rudy Ciul, że klacz też potrafi mieć linię grubą i wyraźną, ale toto co stoi obok mnie to już przesada!
Stoję na padoku. Uwiąz w ręku, koń przed nosem, szczęka na ziemi. Zdrowa czarnulka o której plecy mam się ocierać jajami przez najbliższą godzinę, wygląda jak efekt wydymania cysterny przez osła. Obchodzę klacz dookoła, a jest co obchodzić. Szacując na oko - wyższa od Rudego Ciula. I szersza. W zasadzie to wygląda tak, jakby była w stanie go zjeść. Albo już zjadła. Z przystawką w postaci trzech kucy. I taczką ziemniaków. Okraszonych owsem.
Chwytam toto za kantar - idziemy do stajni. Trzeba te gabaryty jakoś wyszorować, przecież nie pojadę w teren na czymś, co wygląda jakby się przed chwilą z gównem pobiło.

Mija trzydzieści minut. Cysterna już czysta i osiodłana. Wcale nie wygląda lepiej: wcześniej można było to zwalić na brud, teraz po prostu widać, że koń ma urok dętki od traktora.
Zbliżam się do końskiego łba, by przed wyruszeniem w teren wyjaśnić sobie ze zwierzem kilka rzeczy. Zerkam w końskie ślepia, końskie ślepia zerkają na mnie. Ściągam do siebie koński łeb i szepcę do kudłatego ucha:
- żeby było jasne: to ja tu rządzę, ja mówię gdzie jedziemy i kiedy się zatrzymujemy. Nie włazisz na inne konie i nie kłusujesz nieproszona o to, jasne?!
Koń jakby potwierdzając, włazi na mnie przydeptując mi stopę kopytem.
Nosz kurwa mać!
Oswobadzam stopę, wyłażę spod cielska i wzrokiem morderczym zerkam w końską twarz. Twarz o wyrazie niezmąconym inteligencją ani jakimikolwiek oznakami odbywających się procesów myślowych.
Najwspanialsza-Z-Żon już na Rudym Ciulu zerka z góry. Towarzyszka naszej wyprawy też już siedzi na swoim pojeździe, nie pozostaje nic innego, jak dosiąść cysterny i ruszyć w stronę zachodzącego słońca.
Ktoś mi przytrzymuje konia. Zerkam ostatni raz z poziomu ziemi na Panią Koniową. No nic, za czasów kawalerskich zdarzało się wchodzić na jeszcze mniej reprezentacyjne niewiasty.
Sadzam tyłek w siodło, łydeczka i srrrrrrrrrrrru!!! Witaj przygodooooooo!!!!

...nad okolicznymi łąkami zapadał wieczór. Kaczki pływające w pobliskim stawie leniwie ciamkały dziobami, gdzieś zaroślach drzemały sarenki, czujny zając wypatrywał czegoś na horyzoncie... Mrużąc swe zajęcze ślepia nie był pewien tego, co widzi: gdzieś w oddali dwie Niewiasty radośnie, z gracją amazonek kłusowały na swych koniach, a kilkanaście metrów za nimi jakiś jegomość latając w siodle jak pingpong w pralce darł się wniebogłosy:
- kurwaaaaaaaaaa!!!! Mówiłem nie kłusować, kurwa!!!! ONA CHCE MNIE ZABIĆ, zatrzymajcie się, kurwa stój ty cysterno jebana!!! Jak zatrzymać ten traktor?!?!!? Ja umieram!! Kurwaaaaaaa....

10 komentarzy:

  1. Zapamiętać raz na wczoraj... nie czytać w pracy... Śmieję się jak głupi a księgowa się na mnie jak na takiego patrzy >.< :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też popełniłam błąd czytając w pracy ;)
    w związku z tym uprzejmie upraszam o publikowanie postów o bardziej stosownej porze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahahaha umarłam ze śmiechu :D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. AAA !!! :D Jako "niewiasta na swoim pojeździe" i towarzyszka owej wyprawy, składam gratulacje za tak przepiękny opis, dzięki któremu nie jestem teraz w stanie pracować ;D Pójdę się pośmiać do łazienki - może będzie mnie mniej słychać? A opis kobyły... majstersztyk, tak generalnie rzecz biorąc ;D P.S. Bryczeski były ok ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniów boję się niemal tak samo bardzo jak pająków :/
    Spotkania oko w oko absolutnie nie wchodzą w grę.
    ~Andzia

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż, nie każda "czarnulka" jest filigranową Tajką ;p
    A po za tym jak się anglezować nie umie to potem trzeba okłady na żyć i klejnoty organizować.

    OdpowiedzUsuń
  7. padłam:-)jak zwykle

    OdpowiedzUsuń
  8. nie polubiła Cię, to jasne, źle wyglądałeś w bryczesach i jej się nie spodobałeś, to jasne...
    pozdr.
    K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatni dialog sprawił,że omal nie posikałam się ze śmiechu a i tak długo wstrzymywałam :p Może to co wylało się znad spodni, jakoś niezbyt obiecująco dla niej wyglądało i postanowiła ci zafundować osobisty trening:)pozdrawiam [www.nielegalna-strefa.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń