czwartek, 1 listopada 2012

Idzie zima.

Wstęp w stylu: okiem 30latka

Niedziela. Siódma rano. Albo ósma. Chyba jakieś przesunięcie czasu było, czy coś w tym stylu...
Najwspanialsza-Z-Żon posapuje przez sen, ja kręcę się z boku na bok starając się wywinąć ze splotu wijących się wszędzie kończyn. Czasami wydaje mi się, że śpimy w 10 osób: wszędzie jakieś ręce, nogi, oczy, uszy, nie da się wejść do łóżka bez przydeptywania czyjejś racicy...
Wykonuję nurka pod kołdrę i przeciskając się pomiędzy wszędobylskimi stawami i porannymi bąkami, wypełzam z łózka na zimną podłogę...
Zimno w stopy. Kapcie nie do zlokalizowania. Pewnie Merdaty podpierdzielił. Nie wiem po kiego grzyba mu moje kapcie, nosi je w nocy i przegląda się w lustrze, czy jak?
Krótka wizyta pod prysznicem, szybkie przygotowanie kawy i oto jestem ja: poranny 30latek.

Wstęp w stylu: okiem Najwspanialszej-Z-Żon

- Ja pierdziele, nie możesz nawet w niedzielę dłużej spać? Tylko będziesz mi się teraz po mieszkaniu kręcić i hałasować!

Wstęp w stylu: okiem Merdatego

- O, wstał, pewnie zaraz mnie nakarmi, tak tak tak nakarmi mnie, nakarm mnie nakarm nakarm, o wiem, pokażę mu jak potrafię sobie ładnie wylizać odbyt!

Wstęp w stylu: wszystkie gimnazjalistki piszczą:

Niedzielny poranek przywitał mnie kubkiem gorącej, aromatycznej kawy. Zbliżyłem się do okna - z parapetu uśmiechały się do mnie płatki pierwszego śniegu. Otuliłem się się mocniej kocem i w towarzystwie wiernego psiska  siadłem do klawiatury. Delikatny szum wiatru za oknem pieścił uszy, sunące płatki przywodziły  na myśl jakiś natchniony taniec tysięcy skrzących się w porannym słońcu istot.

Wstęp w stylu: a jak było naprawdę?

Budzi mnie cisnący klocek. Tak, zdecydowanie chce mi się srać. Wystawiam spod kołdry lewą gałkę oczną oceniając sytuację. Może uda się skoczyć na szybką kupkę i wrócić do łóżka.
A taki ch*j!
Siądź człowieku nad ranem gołym dupskiem na zimną deskę - budzi lepiej niż litr kawy. Oczywiście do posiedzenia najlepsza jest komórka - zwierzęta w grze same się nie nakarmią.
Gdy po kilkunastu minutach kaczki są nakarmione, krowa wydojona, owcze runo sprzedane, a zad tak zdrętwiały, że można go przypalać rozżarzonym piętnem nie obawiając się bólu. Pora udać się pod prysznic.

*****

Nie, poranki nie mają w sobie nic poetyckiego, natchnionego, pierwszy rzut okiem za okno nie przywodzi na myśl epickich porównań, wspomnień z widzianych kiedyś śnieżnych krain. Pierwszą, najprawdziwszą myślą na widok białego miasta, jest:
- ale śniegu najebało!
Nie ma tu miejsca na owijanie się kocem i nostalgiczne siorbanie kawy przy oknie. Trzeba zamiast tego jakimś sposobem wypchnąć Merdatego z domu na poranny spacer pilnując, by cwane bydle nie ułatwiło sobie życia i zamiast dzielnie brnąc przez śniegi w stronę osiedlowego sralnika - nie walnęło kloca obok wyjścia z klatki schodowej.
Bo w łapy zimno i chodzić dalej się nie chce.

O odśnieżaniu samochodu już nic nie napiszę. Za brzydkie słowa cisną mi się na klawiaturę...

Tia... Nadchodzi zima.

16 komentarzy:

  1. oj boski...czy Ty się kiedyś zmienisz???
    Nie zmieniaj się ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny wpis :) W sam raz na poranek z...kawą w łóżku ;)
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wrocil, wrocil, wrocil! (chor piskow gimnazjalistek w tle)
    z hipochondrycznego zajmowania sie swoim przyrodzeniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiego hipochondrycznego? Ja wcale nie czuję się lepiej, kiedy czuję się gorzej ;)

      Usuń
    2. ale lepiej sie czujesz, jak piszesz, ze gorzej sie czujesz, to wystarcza az nadto

      Usuń
    3. Eeeeeeee tam, coś mi tu śmierdzi nadinterpretacją ;P Poza tym jak nie patrzeć - ja zamknąłem ze swojej strony temat atrybutów, to Ty się jakoś jego uczepiłeś oplatając wszystko sugerowaną mi hipohondrią ;P ;)

      Usuń
    4. ale fakty sa takie, ze tych odcinkow jest ze czterdziesci i sam powiedz, co sie w nich glownie miesci (zart, zart!)

      Usuń
    5. Powiedz wprost, że notki z czasów okołoszpitalnych były wg Ciebie do dupy i będzie od razu wiadomo, o co chodzi :D

      Usuń
    6. nie byly, tylko duzo ich bylo i monotematycznie, a swiat tak ci roztacza uroki swe, ze pelna garscia brac

      Usuń
  4. Nie wiem do jakiej grupy wstępów ja się zapisuję, kiedy tylko ujrzawszy śnieżek zaczynam podskakiwać i piszczeć tak głośno, że z mojego czwartego piętra to mnie chyba na parterze słyszą :P Pal lichą, że mój mąż z lekkim przerażeniem na twarzy otworzył (nie wiedzieć czemu - nagle ) oba oczy ze zirytowanym "śnieg?" :P Cóż... I tak zostałam społecznym wyrzutkiem :P

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha! Idealnie opisany poranek w życiu realnym :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zajebiste! uśmiałam się do łez :)

    OdpowiedzUsuń
  7. no ale co z tymi kapciami ? Agares w nich chodził czy po prostu je pożarł ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. czyli zemsta zza światów - tak myślałem, to pewnie zemsta za karmienie ryżem ;)

    OdpowiedzUsuń