czwartek, 14 czerwca 2012

Plum!

Czasami bywa tak, że udaje się Prawdziwemu Mężczyźnie wyrwać na chwilę z domu, by mógł Mężczyzna w Męskim Gronie spędzić kilkadziesiąt przyjemnych minut w środowisku wodnym. Nie, nie chodzi tu o gwintowanie pierdziawki pod prysznicem, jeno o kulturalną wizytę na basenie miejskim.

*****

Nie ukrywam, basen stanowi dla mnie pewnego rodzaju problem. Nie chodzi tu o obecność pląsających wokół, skąpo ubranych niewiast prezentujących swoje wdzięki - na to jestem już odczulony (czymże jest bowiem gapienie się na jędrny półdupek, tudzież smakowity cycek niewiasty, wobec warzyw na obiad w ramach kary za wspomniany zerkanie?). Większy problem to fakt, że to co mam przed oczami podczas wizyty na basenie, przypomina oglądanie gejowskiego porno ze sceną pojedynku na czterdzieści mieczy. Znaczy się, że muszę zdjąć na basenie okulary, przez co chuja widzę!
Idzie człowiek się fizycznie nieco odprężyć, popływać, a tu jeb - taka zdrada. Stoisz przed drzwiami mrużąc ślepia i zastanawiając się, czy znaczek na drzwiach to symbol przebieralni damskiej, czy męskiej? Męska - wiadomo, będzie ok. Ale damska? Nie dość, że człowieka po ryju wystrzelają, to jeszcze człek sobie nie poogląda - wszak okulary zdjęte.
No i gdzie tu sprawiedliwość dziejowa?

Lecimy dalej: zakładamy, że już przebrany etc staram się dotrzeć z szatni na część z wodą. Ślepota szykuje kolejną pułapkę: zamiast do brodzika służącego jako myjka do stóp, można po skręceniu w nie tą stronę co trzeba, nadziać się na pisuar. Pół biedy, jeśli wali uryną - to da nam znać, że coś z lokalizacją się popieprzyło. A jeśli kibelek jest bezzapachowy? Jak wytłumaczyć Podejrzliwie Zerkającej Pani Sprzątaczce, że pomyliłem brodzik z pisuarem, lub co bardziej prawdopodobne - z sedesem? I jaki widok musi budzić człowiek, nurzający z uwielbieniem swą stopę w miejscu, gdzie przed chwilą zniknęło w czeluściach rury coś, czego istnienia wolałby człowiek nie być świadom?

Pułapki powiadam, wszędzie pułapki.
Jeśli uda już się dotrzeć do brzegu basenu - znów problem. Można pogilać dla pewności w wodzie stopą by się upewnić, że przed nami jest woda a nie np schody na parkingu (co by sygnalizowało, że znów pomerdała nam się droga), można nasłuchiwać wrzasku dzieci, plusku wody, co daje odrobinę pewności, że jesteśmy w odpowiednim miejscu, można więc... teoretycznie wskoczyć do wody.
Teoretycznie.

W praktyce należy powooooooooli zejść przy pomocy wymacanej gdzieś drabinki, delikatnie stąpając w celu zbadania głębokości zbiornika. Dlaczego? Cóż, chyba łatwo wyobrazić sobie efekt skoku na główkę do odnalezionego zbiornika wodnego, który okazałby się 30centymetrowym brodzikiem dla przedszkolaków?
O ile jeszcze człowiek by sobie poradził z kolejną porcją poniżenia wynikającą ze ślepoty własnej, tak już dzieciakom mogłoby być trudno żyć dalej po tym, jak przed ich oczami 30kilkulatek wyrżnął podobizną w dno basenu. Oczywiście to w wersji optymistycznej. W pesymistycznej - któryś z dzieciaków mógłby zostać dodatkowo rozdeptany lub przywalony trzydziestoletnim cielskiem...

*****

Pływamy więc z Najwspanialszym-Z-Bliźniaków dysząc i krztusząc się obficie, wspominając lata, gdy człowiek miał jeszcze formę i zdrowie. Zapierdzielają wokół te wszystkie nastoletnie foczki w skąpych strojach kąpielowych, ocierając się czasami o człeka przypadkiem to nóżką, to rączką, ale co mi z tego, jeśli nie dość, że będąc bez okularów korekcyjnych, to jeszcze w dodatku w okularach do pływania, nie odróżniłbym grzejącej się Niecnotki-Wydymki od niedopompowanego materaca!? Pół biedy, jeśli byłby to materac, gorzej, jeśli owłosiony jegomość, który podczas swej kariery w okolicznych aresztach śledczych miał ksywę TroskliwyRoman?

Tfu!

Dryfuję więc sobie w stronę brzegu udając, że mój bezruch wynika z chęci odprężenia się w wodzie, a nie stanu przedzawałowego, gdy dociera do mnie głos Najwspanialszego-Z-Bliźniaków:
- widziałeś jaki ta laska ma fajny tatuaż za uchem?
Tak kurwa, widziałem... ledwie odróżniam czepek na łbie od majt na dupie, a ten mi o tatuażu za uszami...
-...takie dwie fajne nutki miała wydziarane.
Sekundę później coś z głośnym pluskiem wali się z brzegu do basenu, znikając pod wodą. Na powierzchni obok mnie unosi się kolory kawałek materiału będący własnością skaczącej osoby. Najwspanialszy-Z-Bliźniaków chwyta dryfujący materiał i oddaje komuś poza zasięgiem mojego wzroku. Pytam więc:
- co to było?
- czepek tamtego dzieciaka.
- a ja miałem nadzieję, że majtki tej od tatuażu...

Pierdolę, wychodzę i idę do domu.

6 komentarzy:

  1. Czy to znaczy, że znów nas kochasz i będziesz pisał regularnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obym miał na to czas i wolne zasoby myślowe ;) Wtedy - nie wykluczam ;)

      Usuń
  2. Jak jak Cię rozumiem! Nie dość, że dobijająca jest konieczność chodzenia w okularach zawsze i wszędzie, to jeszcze własna, rodzona siostra wbija mi nóż w serce. Mówi mi kiedyś: O! zobacz ile muszek owocówek koło kosza lata! Taa... Kosz stał jakieś 3 metry od nas, a ja z wadą -2 dioptrie bez okularów... Ledwo kosz widziałam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Okularki pływackie korekcyjne do nabycia w każdym GieeSie sportowym. Używam, polecam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam z wyboru wolę nie widzieć tego co pływa w wodzie na basenie :/

    OdpowiedzUsuń
  5. dla okularników, też swietna sprawa przeciw słoneczne typu npp accent onyx z montażem do szkieł korekcyjnych. Albo uvexy, też z montażem. Ratuje oczyska.

    OdpowiedzUsuń