środa, 21 marca 2012

Cośtam cośtam.

Bo w życiu to jest tak: pogoda piękna, słoneczko wychodzi więc serce się raduje, człowiek susząc zęby podziwia okoliczności przyrody i już rusza wjeżdżając na skrzyżowanie by podróż kontynuować, a tu nagle się okazuje, że człek przeoczył jeden drobny szczegół. O ile rozpędzona półtoratonowa audica może zostać określona mianem drobnego szczegółu...

JEB!

Zastanawiam się jaki to musiał być widok dla kogoś z zewnątrz: kawałki samochodów w końcu opadają na asfalt, Najwspanialsza-Z-Żon z miną srającego kota stara się mnie zabić wzrokiem - wszak bez kawałka tyłu ciężko nam będzie dojechać do stajni, ja w szoku latam po skrzyżowaniu zastanawiając się, dlaczego stoimy pod prąd nie na tym pasie co trzeba i nie w tym kierunku co trzeba, zaś poszkodowani pierwsze co robią, to wygrzebują się spod poduszek powietrznych i zaczynają biegać wokół swojego samochodu...

- kurwa, panie kochany, ja dopiero co ponad 600 euro za nowe alumy dałem!!!

Jakoś umknął wspomnianemu fakt, że ich auto straciło część przodu. Najważniejsze, że alumy są całe.

Tak oto pewnego niedzielnego przedpołudnia na własne życzenie stałem się sprawcą. Zredukowałem się do poziomu plugawego kryminalisty, dla którego życie ludzkie i bezpieczeństwo na drodze nie mają żadnej wartości. Żebym jeszcze cholera był synem jakiegoś prezydenta, albo przynajmniej sołtysa - może by przeszedł patent z pomrocznością jasną, a tak... dupa. Teraz czeka mnie już tylko potępienie przez społeczeństwo, następnie krzesło elektryczne, a na koniec piekielna czeluść.

Zdecydowanie nie lubię mieć wypadków. Nie chodzi już nawet o to, że najpewniej zgniję w więzieniu modląc się, by Najwspanialsza-Z-Żon przyniosła następnym razem mydło W PŁYNIE, nie chodzi o to, że potencjalny dwustukilowy współwięzień o jakże wiele mówiącej ksywie 'troskliwy Buba' wyceni mój zadek na dwie sztangi fajek, nawet nie chodzi o wszelkie paskudne wpisy w aktach. Chodzi o to, że przez swoją nieuwagę mogłem zrobić wielką krzywdę osobom postronnym, a co gorsze - osobie Najważniejszej.
Lekcja pokory została przyjęta.

Trzeba więc czekać: na wycenę szkód, na opinię rzeczoznawców, na wyniki badań biegłych. Jeszcze mandat lub sprawa, naprawa lub kasacja samochodu. A gdzieś w trakcie tego wszystkiego okazało się, że jest wiosna.

5 komentarzy:

  1. No tym razem zaszalałeś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to dupa zbita, czyli dziewictwo wypadkowe poszło się je... bujać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. tak coś czułem, że Twoja blogowa absencja spowodowana jest jakimś nieprzyjemnym, nieplanowanym zdarzeniem. Nie łam się chłopie, blachy się połata, wgniecenia wyklepie, ważne że Wam się nic nie stało!!!

    OdpowiedzUsuń