poniedziałek, 19 grudnia 2011

Wspomnień czar - notka z prabloga

Szukając materiałów na backupowym dysku, nadziałem się na ciekawostkę sprzed 9 lat... Chyba to jakaś forma prabloga musiała być. Na pewno dotyczy to czasów, gdy mieszkałem jeszcze z rodzicami, a przyszła Najspanialsza-Z-Żon biegała jeszcze na wino do parku, cicho snując już plany pochwycenia mnie w sidła związku ;)
Pisownia oryginalna. No, prawie oryginalna, usunąłem dwa ortografy.

*****

01-08-02 [wolna chata dzień czwarty]
głodny jestem, podchodzę do lodówki. Najpierw czujnym wzrokiem ogarniam całą kuchnię. Dobra, chyba teren bezpieczny... Łapię otwieradło z lodówki, pot perli mi się na czole. Chwila wahania - nie, raz kozie śmierć, i tak ją będę musiał kiedyś otworzyć... Uchylam drzwi, zassane powietrze z cichym sykiem dostaje się do wnętrza. Powoli spoglądam w czeluść lodówki. Nic się nie rusza, tylko kiełbasa ciekawie zerka w moją stroną. Odpycham ją kapciem kawałek dalej, sięgam po pomidora. Ładny, czerwony... wącham... kurde, to chyba było kiwi... odkładam skąd wziąłem. Kiełbasa już mną znudzona zaczyna podchodzić do sera. Sięgam po kubek z masłem. żółte, całkiem dobrze pachnie, chyba się nada. Odkładam na stół. Sięgam nieco niżej po kawałek sera do którego przytuliła się już kiełbasa. Ser chyba ok, za to kiełbasa okazuje swoje niezadowolwnie prychając głośno. Spostrzegam nagle zamrażalnik. Hmmmmm... może tam coś znajdę. Już pewniejszą ręką otwieram drzwiczki... FRRRRRRRRRRRRRRUUUUUUUUUUUU........ wylatuje coś z furgotem z zamrażalki, uchylam się, padam na ziemię, przykrywam głowę rękoma... już chyba odleciało... eeeee... mniejsze niż ja, nie ma się czego bać. W zamrażalniku spoczywają dwa kotlety zawinięte w folię, kawałek jakiegoś martwego zwierzęcia bliżej nieokreślonego gatunku, przygotowanego na późniejsze wykorzystanie. nic na teraz, o kotletach pomyślimy przy obiedzie. Nagle moją uwagę przyciągają bursztynowe oczka ciekawie zerkające na mnie z najciemniejszego kąta zamrażalnika. Przyświecam zapałkami... moim oczom ukazuje się młody pingwin w towarzystwie foki... cholera, chyba jednak nie powinienem wąchać tego sera... Zamykam część zamrażającą, swoją uwagę kieruję do części chłodzącej, nieco lepiej zaopatrzonej w jadło. kiełbasa znudzona moimi poczynaniami zaczyna dyskutować z pimidoro-kiwi na temat aktualnych wydarzeń w polityce. olewam to, szukam dalej. Na trzeciej półce znajduje się coś o obiecującym wyglądzie. słoik pełen jakiegoś czegoś o bliżej nieokreślonej konsystencji. Sięgam po to - na ten widok pomidoro-kiwi stwierdza: "lepiej zostaw, tam był kiedyś smalec, ale teraz kiełbasa zrobił sobie tam latrynę". Cholera... ten ser mi zaszkodził chyba... no nic, idę do sklepu...

-minęło 20 minut-

Siedzę najedzony i zadowolony na kuchennym stołku... poległo pół chleba i dwa opakowania serka homogenizowanego. Ser leżący na stole (towarzysz kiełbasy) najwyraźniej sobie gdzieś poszedł, życie wydaje się piękne... No, czas pozmywać. W zlewie oczekuje na mnie garnek i talerze z obiadu dnia wczorajszego. Drżącą ręką sięgam po talerz, odkładam na bok, podnoszę pokrywkę... zaczyna mi się kręcić w głowie otacza mnie ciemność miękną mi nogi zataczam się wszystko robi się białe obrazy wirują mi przed oczami...
budzę się pod stołem, otwieram okno w kuchni, biorę kilka głębszych wdechów... już lepiej. Zakładam na nos spinacz do prania a na oczy dodatkowo okulary do pływania i uzbrojony w gąbkę zaczynam szorować gar prze wtórze płaczliwego błagania organizmów zamieszkujących jego dno, ale jestem bezlitosny i już po chwili garnek można uznać za prawie czysty. Dumny z siebie zmywam jeszcze talerz, sztućce, w międzyczasie udaje mi się wypatrzeć ser, który osamotniony schował się w kącie pod rogówką. Delikatnie biorę go w dłonie i odkładam do lodówki koło pana kiełbasy, Ich radość na swój widok nie zna granic. ze wzruszenia kręci mi się łza w oku, no co, też niech mają coś z życia, no nie ? no, ale starczy już tej dobroci, czas zmarnować następny dzień przed kompem....

3 komentarze:

  1. Czy po tych 9 latach pan kiełbasa i pan ser zostali razem z Tobą czy Najwspanialsza-Z-Żon nie zgodziła się na waszą przyjaźń?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... Jak znam życie, to z czasem mnie przycisnęło i zeżarłem obie lodówkowe persony ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz dla studenta mieszkającego z innymi studentami takie coś to, że tak nazwę dzień powszedni:)

    OdpowiedzUsuń