czwartek, 25 lipca 2013

Woodstock -> spotkanie?

Co jakiś czas pojawia się pytanie, czy będzie można mnie upolować na Woodstocku. Prawdę mówiąc nie planowałem takich atrakcji, ale w sumie - czemu nie?
Jeśli jest ktoś zainteresowany spotkaniem - proszę o sygnał w komentarzu :) W przypadku faktycznego podjęcia przez Was tematu - nie wykluczam, że moglibyśmy wspólnie obalić bronka, czy dwa.
Ewentualnie osiem ;)

wtorek, 23 lipca 2013

Kręgosłup.

Południe, wtorek.
Najwspanialsza-Z-Żon po załatwieniu kilku spraw na mieście, wpada do domu ocenić postępy remontowe. Puszę się jak kwoka po zniesieniu największego jaja we wsi - wszak dziury już połatane, gładzie położone, wszystko ładnie schnie, nawet udało mi się w międzyczasie zamalować brązowe fleje które porobiliśmy na suficie podczas malowania ścian.
Tak, malowanie po piwie to zły pomysł.

Stoimy na środku pokoju, południowe słońce grzeje nam w plecy, podziwiamy pięknie wiszący nad stołem żyrandol. Tak, to moja robota, to ja, własnoręcznie rozkułem ściany, przedłużyłem instalację, założyłem puszki, gniazdka, przeszedłem sufitem przez druty zbrojeniowe i wszystko uruchomiłem. Ja! Człowiek, któremu jeszcze niedawno kielnia i próbnik były słowami równie obcymi, co 'amarantowy', 'pistacjowy', czy 'sjena palona'.
I pomyśleć, że cały strach był w sumie bezpodstawny. Wystarczyło pierdolnąć na szybko trzy piwa - od razu przeszedł strach przed drabiną, wysokością i prądem.

Najwspanialsza-Z-Żon pod odstaniu i podziwianiu moich dzieł na tyle długo, na ile wypadało, udała się w stronę kanapy.

- Może zrobimy listę tego, co zabieramy na Woodstock?

I tak kiedyś mnie to czekało, niech będzie że teraz odwalimy etap zastanawiania się, czy lepiej zabrać kołderkę, czy materace, a może zabrać stolik? Tak, stolik. Na Woodstock, kurwa jego mać.
Rozwalam się na kapie palnikiem do góry, wyciągam się jak proboszcz na gosposi i biorę w łapę kanapową poduchę. Tak, poducha jest ok - jeśli podłożę sobie jeszcze jedną pod plecy, to będzie mi wygodniej. Moszczę się niczym kura na grzędzie, gdy nagle czuję na sobie wzrok Najwspanialszej-Z-Żon. Coś czuję, że będzie przesrane. Z miną niewiniątka zapytuję:

- taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak?
- myślałam, że to dla mnie bierzesz tę poduszkę.

Nie za bardzo wiem o co chodzi. Przecież poduszek jest dużo, Niewiasta moja spokojnie też może sobie jedną wziąć. A nawet dwie albo i trzy. Tymczasem z Jej ust płyną już wyrzuty:

- Myślałam, że o mnie dbasz i chcesz, żeby mi było wygodnie i myślałam, że dbasz o moje plecy!

Zanim zorientowałem się co robię, z ust moich pada:

- E tam, świń nie karmisz, z wiadrami pełnymi pomyj nie chodzisz, na chuj Ci plecy?

*****

Wtorek. Godzina 14:56.
Na obiad mam maślankę i drożdżówkę.

sobota, 20 lipca 2013

19.07 urlop

Piątek. Godzina 14:30.
Do urlopu pozostało 30 minut.
Zamykam na chwilę oczy - wyobraźnia podsuwa mi smakowite obrazy: Najwspanialsza-Z-Żon wygrzewająca się na plaży w skąpym bikini, w mojej dłoni zimne piwko, obok cycate panienki grają w siatkówkę skaczą zgrabnie ku uciesze plażowiczów, słoneczko ogrzewa pysk, w lodóweczce turystycznej kolejne żubrowe konserwy czekają na to, bym je wziął w swe ręce, otworzył i ssał ich zawartość niczym niemowlak podpięty do cycka... A wieczorową porą tańca wokół ognisk na plaży, gdzie nie ma komarów... I wygodne materace czekające w namiocie na to, by zaciągnąć tam Najwspanialszą-Z-Żon i pokazać Jej kilka nowych pozycji w... kolekcji znaczków pocztowych.

Sobota rano.
Pierwszy dzień urlopu. Najwspanialsza-Z-Żon jeszcze pomrukuje coś przez sen wkręcona pod moją pachę. Ogarnia myślami plan dnia i jakoś nie odnajduję w tym wszystkim słoneczka. Plaży. Cycatych panienek od siatkówki. Jest za to ściana do rozkucia, instalacja do pociągnięcia, a jedyne na czym się położę w celach kopulacyjnych, to panele, z listwami do których pewnie będę się pierdolił pół dnia.

Kurwa, coś poszło nie tak, jak powinno.

*****


*****

Cytat dnia:

- Hej, a ty z żoną na Woodstock jedziesz? Bo to połowa rozrywki, a dwa razy tyle kasy przepierdolisz...

...to kto jeszcze chce mnie dobić?

piątek, 19 lipca 2013

A po drodze szybkie zakupy.

Praca. Dom. Monter z kablówki. Obiad. Stajnia. Castorama. Firma.
Kursujemy z miejsca w miejsce jak Woodstockowicz ze sraczką po obiedzie w Pokojowej Wiosce Kriszny. Pół dnia w samochodzie za kierownica, boli mnie dupa, bolą mnie plecy, chce mi się ciszy i spokoju i niech wszyscy wokół wezmą i umrą.

Pędzę przez miasto starając się w złości nie rozjechać stada bab, które na trzy-czte-ry próbują mi się wpakować pod maskę. Po mojej prawicy Najwspanialsza-Z-Żon przeżuwa leniwie kolejną krówkę. Przynajmniej jest cisza. Szperam w pamięci - mamy do zaliczenia jeszcze jeden sklep. Spożywczy. Na szybkie zakupy - ale takie dosłownie małe.
Tia, taki chuj.

Sklep. Małe szybkie zakupy zaczynają się wysypywać z wózka. Udaje się jakoś ominąć regały z czipsami, czekoladami, prawie sukces. Prawie. Przypomina mi się, że płyn do płukania jest na wykończeniu. Całe szczęście, że mamy już ulubione płyny - wystarczy odnaleźć odpowiednią butelkę. By nie wprowadzać do tego poukładanego, prawie idealnego planu elementów niestabilnych, pozbywam się Najwspanialszej-Z-Żon:
- o, zobacz Kotek, jakie ładne kolorowe kulki, ciekawe do czego służą!
Niewiasta moja rzuca się w regał jak Merdaty na kiełbachę zwalającą się z grilla - mam teraz chwilę spokoju. Podchodzę do półek z płynami i szukam: biała butelka, ponad dwa litry, zapach taki jak mydło u babci - jest! Wyciągam rękę po butelkę i... coś mnie pika w plecy. To Najwspanialsza-Z-Żon stara się zabić mnie wzrokiem, przewiercając nim na wylot. Już szykuję się do kąpieli w wyrzutach, gdy nagle Niewiasta moja dostrzega butle z płynem.
Jest kurwa źle.
Staram się ratować sytuację:
- no, płyn wziąłem ten co ostatnio, bo nam się kończy, a ten ostatnio ładnie pachniał i mówiłaś, że podoba Ci się ten zapach i mi też się podoba, więc go wziąłem.
Całość przemowy wykańczam rozkosznym uśmiechem, na widok którego dziecko dostałoby kolki i sraczki jednocześnie.
- to ja powącham jeszcze ten obok - stwierdza Najwspanialsza-Z-Żon sięgając po butelkę na prawo od wybranej. Zerkam na regał - cztery piętra po osiem butelek w rzędzie, 32 flaszki do obwąchania, nie wyjdziemy stąd do godziny 22. Opieram się o pobliski regał rozglądając się zrezygnowany: ani żadnych cycków do pooglądania, ani gazety do poczytania, mogę jedynie zapoznać się ze składem proszków do prania, wybielaczy, ewentualnie płynów do płukania. Tych, które Najwspanialsza-Z-Żon kolejno obwąchuje:

- fuj, ten śmierdzi, fuj, ten pachnie jak kwiaty na nagrobku, bleeeee, ten jak perfumy starej baby, nooooo, ten nieźle, ale butelka ma brzydki kolor...


...jaki znów kurwa brzydki kolor?! Co to jest, jakieś kiblowe Feng shui?!? Jak płyn nie będzie pasował wizualnie do kafelek to nie będzie się można wysrać, czy jak?!!?!?

- ...ten też bardzo ładnie pachnie ale mieliśmy już go kiedyś i brzydko pachniał, ten za intensywny, ten za lekki...

...Najwspanialsza-Z-Żon dzielnie brnie przez półkę wąchając coraz to nowe butelki. Chyba nie zauważyła, że skończyły się płyny do płukania i teraz wącha płyny do prania. Zaczynam się zastanawiać, czy jakbym dostawił Domestos, to by się zorientowała. Tak, Domestos i ocet...

- jest!- wyrywa mnie z zamyślenia - znalazłam, całkiem inny, ten pachnie bardzo ładnie! Możemy go spróbować!

Zerkam z politowaniem na swoją Niewiastę. Ta uradowana tuli do piersi wybrany płyn. Ten Jeden, Jedyny, Wybrany i Wyjątkowy. Ten sam, który znalazłem na początku i ten sam, którego używamy od miesiąca. Opadają mi ręce, opadają mi uszy, w gaciach nawet jaja dyndają nieco smętniej. Nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć:

- dobrze Kotek, weźmiemy ten płyn i wypróbujemy go. Sam jestem ciekaw jak będzie pachniało po nim pranie...

...małżeństwo... trzeba było iść do seminarium.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Pół żartem, pół serio: Tościk

Godzina 23:30.
Oglądamy z Najwspanialszą-Z-Żon bzdurny program w TV. Na ekranie jakieś spasione babsko opowiada o tym, jaka krzywda stała się jej spasionej miniaturce - córeczka nie wygrała konkursu piękności.
Oceniając szybkim rzutem oka - młoda już bardziej powinna startować w regionalnym konkursie trzody chlewnej, niż w wyborach miss nastolatek.
Głupoty to wszystko, głupoty...
Zsuwam się nieco niżej pod kołdrę tak, by Najwspanialsza-Z-Żon nie zorientowała się, ze coś kombinuję. Okopany po czubek nosa przygotowują się do bezczelnego, tajniackiego przycięcia komara.
...mijają dwie minuty. Balansując na krawędzi snu i jawy staram się nie chrapnąć, nie pierdnąć, nie oddychać zbyt głęboko - najważniejsze to nie zdradzić się...

...na łączce górskiej, strumyczkiem przecinanej, na łączce górskiej w słońcu skąpanej, cycata pastereczka owieczek pilnuje. Spragniona niewiasta unosi do ust dzban pełen mleka i zaczyna powoli pić. Niesforny strumyk mleka umyka od ust pastereczki i zaczyna spływać po brodzie, szyi i dekolcie w stronę wielgachnych, olbrzymich, dumnie sterczących cy...

- CHCESZ TOSTA?

...wyrywa mnie ze snu. Kurwa! Prawie zawału dostałem. Otwieram oczy nie wiedząc za bardzo gdzie jestem i co robię. Zamiast łąki - na podłodze kudłaty dywan. Zamiast owieczki - Merdaty liżący sobie jaja. Pastereczka też się zdematerializowała, jest za to Najwspanialsza-Z-Żon zerkająca na mnie podejrzliwie z kuchni.

- Spałeś?
- Nie, zamyśliłem się.
- To chcesz tego tosta?
- Tak, mleko.
- Co?
- Tak, tosta.

Najwspanialsza-Z-Żon znika w kuchni, chyba się udało. Poprawiam się w łóżku, moszczę łeb na poduszce w taki sposób, by twarz była skierowana w stronę telewizora. Zamykam na sekundę lewe oko.

...na łączce górskiej, strumyczkiem przecinanej pastereczka o piersiach potężnych jak Dzwon Zygmunta, dogląda swoich owieczek. Ostatnie kropelki mleka perlą się na jej dekolcie, owieczki pobekują cicho w tle, delikatny podmuch wiatru bawi się kosmykiem jej włosów. Pastereczka zauważa mnie i wstaje. Poprawia spódnicę strzepując jakiś listek, rusza w moją stronę. Bujne piersi delikatnie kołyszą się w rytm kroków i ruchu bioder, kosmyk włosów opada na twarz. Pastereczka siada u moich stóp zalotnie zerkając z dołu, jej pełne usta rozchylają się by już za moment szepnąć do mnie...

- No trzymaj tego tosta!

Ja pierdolę! Zrywam się ze snu próbując złapać pastereczkę za cyca, zamiast tego - łapię Merdatego za dupę. Wyrwany ze snu pies zrywa się i ucieka do przedpokoju prawie zabijając się o drzwi. Otwieram szerzej oczy próbując ocenić sytuację: w połowie leżę na łóżku, w połowie z niego zwisam. W lewej dłoni mam jeszcze kilka kłaków z psiego dupska, prawą podpieram się by nie zlecieć z wyra. Nade mną stoi Najwspanialsza-Z-Żon z talerzem pełnym tostów, zza jej nóg zerka Merdaty zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi.
Kurwa, no z tego to już się nie wytłumaczę. Na szybko staram się wydumać jakąś ściemę. Jedyne co przychodzi mi do głowy to...

- butelki wody szukam, gdzieś tu stała?

Najwspanialsza-Z-Żon nadal zerka nieufnie na mnie z góry.

- i szukałeś tej wody pod psią dupą?
- bo bez okularów nie widzę. Pomyliłem psa z butelką.
- okulary masz na nosie.

Kurwa. Jestem w dupie. Zaraz padnie TO stwierdzenie:

- spałeś!
- nie spałem, zamyśliłem się!
- tak? To co było w TV zanim zaczęły się reklamy?!?
- no dobra, spałem...

Mijają minuty. Przeżuwamy leniwie tosty. Najwspanialsza-Z-Żon zerka na mnie co chwilę, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś.

- to co Ci się śniło?
- eeeeeee, nic, nie wiem, nie pamiętam - dukam wspominając z łezką w oku słoneczną łączkę.
- jakieś dupy Ci się śniły, co?
- a gdzieeeeeeeeeee, tam - ściemniam nadal, wymazując z pamięci obraz mleka lejącego się po niewieścim cycu.
- to ten namiot po co postawiłeś?

No tak, nie da się ukryć. W połowie drogi pomiędzy moim łbem a stopami, stoi pokaźnej wielkości pałatka. I z pewnością nie są to nagromadzone pod kołderką bączusie.
Odchrząkam, obniżam głos, przysuwam się bliżej Najwspanialszej-Z-Żon. Ta zerka na mnie nieufnie, gdy delikatnie sunę palcem wskazującym po obrzeżach Jej tosta. Zbliżam usta do niewieściego uszka i wyszeptuję:

- wiesz, jak już mamy ten namiot, to chyba szkoda, żeby się zmarnował, prawda?

...jakiś czas później przyśnięcie zostało wybaczone...

środa, 3 lipca 2013

...bonus. Ze serem.

...a do gównianych butów, dołączyła koszulka ze serem. Najwspanialsza-Z-Żon wyraźnie zaczyna się obawiać moich kolejnych pomysłów.



Oznaki podziwu i zachwytu mile widziane :>

Wulgarnie ciut: wąchando

Każdy Prawdziwy samiec ma czasami taki dzień, gdy produktywność jego jest równa zero, zapał do pracy jest prawie równy produktywności, a chęć do zrobienia czegokolwiek poza drapaniem się po dupie, stanowi ledwie trzecią cześć sumy dwóch poprzednich.

*****

Piątkowe południe. Kawa leniwie paruje, po monitorze smętnie przesuwają się dowody miałkości umysłów podległych Użytkowników, za oknem gołąb leniwie zerka z latarni w dół. Pewnie duma, na kogo by tu się skasztanić.

Brnąc przez niezbadane zakamarki Internetu, trafiam na...



...ale jak to?!?!?
Przecież ogólnie wiadomo, że jednym z ważniejszych elementów układu pokarmowego jest... nos! To on powoduje, że samczy pysk ślini się obficie, to doznania węchowe sprawiają, że mamy ochotę siorbać, mlaskać i przygryzać! Jak to, nie można wąchać?!?!

Od dawien dawna, jak sięgam pamięcią - wąchać należało. Wąchanie pozwalało przygotować się śliniankom do wzmożonej pracy, wąchanie dawało przedsmak tego, co zaraz przyjmą usta, no i oczywiście wąchanie pozwalało wstępnie ocenić jakość przedmiotu wąchanego.
Dodatkowo wąchający zawsze mógł liczyć na uznanie i szacunek wąchaniosceptyków, którzy na samą myśl o wciąganiu nozdrzem aromatu spod kichawy mieli wyraźny odruch wymiotny. Szczególnie było to widoczne na końcowych etapach imprezy, gdy organizm wąchaniosceptyka wolał już wyrzucić z siebie ciężar przebytych starć z obiektami, które Prawdziwi Mężczyźni orzą nosem do upadłego!
Wącham więc po dziś dzień: za każdym razem, przed przyłożeniem wary górnej i wary dolnej do źródła płynów wszelakich, przesuwam nos ponad tym, z czym zetkną się zaraz moje usta. Oceniam ciężar woni, jej bukiet, staram się przywołać jakieś wspomnienia, określić pierwsze wrażenia i odnaleźć w tym wszystkim Ten Jeden Smaczek dla którego warto uruchomić ślinianki.
Dopiero wtedy można wykonać to, do czego sposobi się paszcza Prawdziwego Samca!
Męskie, solidne, zdecydowane i bezkompromisowe...

...mlask!

ej, zaraz zaraz, ale ja to pisałem teraz o wódce, czy o cipie?!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Prosiakowa niedziela

Niedzielne popołudnie. Konam odwodniony, zwisam z kanapy jak płaszcz przerzucony przez ramię. Wyeksploatowany organizm stara się ostatkami sił nie stracić przytomności.

Obok leży Najwspanialsza-Z-Żon gapiąc się z błogim uśmiechem w sufit.
Wszechogarniającą ciszę przerywają Jej słowa:

- Mmmm... cztery orgazmy... prawie idealna niedziela... Szkoda, że rosołu nie ma...

O ja pierdolę, a ta jeszcze o rosole...