czwartek, 30 maja 2013

Obozowo

Wieczór. Obóz pod skałami w miejscu, gdzie zasięg GMS jest równie deficytowy co woda. I wychodek. I knajpa z żarciem. Za to są komary. I kleszcze też są.

Rozwaleni przy ognisku kontemplujemy nicnierobienie. Płonące drewno trzaska rozkosznie, ptaki drą ryje, w namiotach chłodzi się piwo na które nie mogę patrzeć po wczorajszym wygranym starciu z sześciopakiem. I wódką jakąś. I winem. Chyba, bo nie do końca pamiętam.

Kiełbaski pieką się pachnąc rozkosznie. Wpieprzam kanapkę z mielonką turystyczną przyglądając się badawczo kromce z padliną: ciekaw jestem, czy jak znajdę trzy paznokcie w jednej puszce, to wygram jakąś nagrodę. Byle nie był nią roczny zapas mielonki.
Na lewo od puszki stoi słoik ogórków: z założenia kiszone, wg nazwy kwaszone, w rzeczywistości chujowe. Przeżuwam leniwie ogóra wspominając z łezką w oku smak maminych kiszeniaków - po tamtych to aż ryj wykręcało, takie były zacne! Zatopiony w zadumie dostrzegam nagle, że przygląda mi się pies. Siedzi na wprost mnie, a w zasadzie na wprost mojej kanapki i mnie, śliniąc się obficie. Biała suczka labradora stara się mnie zahipnotyzować maślanym wzrokiem. Domyślam się, że nie chodzi jej o moje wnętrze, charakter, czy inteligencję. Pewnie chce czegoś bardziej przyziemnego: przeczochrania dupska albo nakarmienia. Jak każda Kobieta. Bezczelnie wpycham sobie w twarz ostatni kawałek kanapki z intensywnie śmierdolącą mielonką. Pies niewzruszenie nadal gapi się na mnie. Widać ogór też jest w kręgu zainteresowań psa. Pytam więc właściciela:
- mogę dać jej kawałek ogórka?
- możesz, ale pewnie jedynie weźmie do ust i nie połknie tylko wypluje, jak każda suka.

Głębia ciszy która zapanowała wśród Obozowych Niewiast mogła się równać jedynie z tajemniczością uśmiechów, które momentalnie pojawiły się na samczych gębach...

poniedziałek, 27 maja 2013

Powroty

Powroty po trzech dniach w błocie brudzie i mają w sobie coś magicznego.
Łza się kręci Prawdziwemu Samcowi na widok prysznica, kuchenkę gazową chce się cmoknąć w palnik, a sedes to by człowiek najchętniej otoczył ramionami w czułym uścisku. I jedynie wspomnienie tego, co po ostatniej imprezie lądowało w sraczu powstrzymuje Prawdziwego Samca przed wylewnym okazaniem czułości bakelitowemu tronowi...

Nawet powrót do pracy po takim weekendzie boli jakby mniej. Parszywe Bydlę Miałkate wydrukowane na kubku po prawicy zerka jakby łaskawiej, kawa jest lepsza, monitor świeci przyjaźniej nie wypalając dziury w mózgu. Tylko użytkownicy niezmiennie starają się człowieka wykończyć swoją kreatywnością: "Panie Emilu, nie wiem czemu, ale jak zaczepiam nogą o zasilacz to mi się komputer wyłącza".

Powroty są dobre. Szczególnie gdy w domu można powiedzieć Najwspanialszej-Z-Żon: wspiąłem się, nie odpadłem, nie rozpłakałem, a po chwili wspiąłem się jeszcze raz! I ta duma, gdy na pytanie...

- a co mi przywiozłeś

...można odpowiedzieć zgodnie z prawdą:

- Najwspanialsza Żono, raduj się, albowiem Twój samiec przytargał do domu własnoręcznie odkopane skarby wykrywaczem namierzone! Oto dla Ciebie o Pani moja łuska z jakiegoś działka, kula z karabinu skałkowego, oraz złoty pitnaście co w piachu wygrzebałem!

Mina Najwspanialszej-Z-Żon mogła sygnalizować jedną z 2ch rzeczy: albo dostanie zaraz ataku sraczki, albo moje dary nie trafiły w gusta Niewiasty. Kurwa, to człowiek się stara, niewybuchy jakieś i czołgi odkopuje narażając się na wysadzenie średniowieczną, zakopaną w lesie machiną oblężniczą, a tu żadnej radości, euforii, czy nawet wdzięczności. To następnym razem z wyjazdu przywiozę chlamydię i syfilis, o!

Poniedziałek, piąta pięćdziesiąt. Prawdziwy Samiec przeciąga się leniwie, drapiąc się czule po jajach. Pora zacząć nowy tydzień. Rzut oka na telefon - prognoza pogody mówi jednoznacznie: pizga. Samcza twarz zaczyna się uśmiechać - tapeta na telefonie prezentuje ludzi zgromadzonych przy plującym iskrami ognisku. Jest jeszcze moment by na chwilę zamknąć oczy i wrócić do wspomnień: pod powiekami momentalnie pojawiają się dziury, skały, doliny, wyżyny, w uszach rozlega się echo rzygających po lesie towarzyszy obozowej niedoli, po plecach przebiega dreszcz na wspomnienie nocnego chłodu, zamarzniętych powiek, a następnie niezmiennie powraca pytanie - jakim kutfa cudem mam w boku namiotu dziurę wielkości studzienki kanalizacyjnej?!?!

Poniedziałek, godzina prawie-ósma.
Kawa wypita. Na dnie kubka została odrobina kamienia z czajnika. Minerały, psia ich mać.
Aha. A jak ktoś ma słabe kości, to musi kupić loda grubemu dziecku, które zjada kamienie i liże ściany. Tylko nie nie pamiętam, co miało z tym wspólnego ujeżdżanie brontozaura. Tak czy inaczej - niech mi nikt nie mówi, że podróże nie kształcą!

piątek, 24 maja 2013

Kącik porad 2: jak żyć z teściową?

Kącik porad - część 2. 

Witam Mistrza gatunklu
 "jak żyć pamie premierze" kiedys ktos z takim pytaniem ktoś zwrócił sie do Tuska narzekając na swoją niedolę.
jak żyć Panie blogerze - teraz ja korzystając z wypracowanej formy zwracam sie z pytaniem. powód? teściowa przez bardzo małe "t", Podobo ma imię ale bardziej pasuje do niej po prostu"teściowa"

czego dotyczy problem??? a tego, że  ona jest, żyje, chodzi, wtrąca sie we wszystko, wszystko wie najlepiej, ma sto porad na minutę i podobno za mało zarabiam. ja za mało zarabiam...??? utrzymuje dom dwójkę dzieci, dwa samochody i kota. moze "mamusia" oczekuje że jej jakas rente bede płacił... ostatnio kupiłem spodnie do pracy, dwie pary, muszę w czymś do pracy przecież chodzić. łącznie zapłaciłem 198 złotych. czepiła się tego, że mozna było kupic taniej rzucając hasło "marnotrawisz pieniądze rodziny". ona widziała podobno gdzies sopodnie po 55 złotych za sztukę i to jak twierdzi "bardzo dobre gatunkowo" i że wystarczy poszukać a mozna oszczędzić duzo pieniędzy. zaraz bedzie mi kazała jeśc chleb z przeceny . nastepnym razem pójde do wranglera, mustanga kupie spodnie za 300 zeta i celowo połoze paragon na stole, żeby znalazła, żeby szlag ja trafił.
problem teściowych dotyczy ludzkości od milionów lat. głównie facetów. a my??? przez tyle lat sobie z tym problemem nie poradziliśmy, dalej brak złotego środka...
(...)
pytanie moje więc brzmi
Jak z nią żyć obok niej żeby nie zabić???

No niestety, każdy żonaty Prawdziwy Samiec niesie ten swój krzyż. Dzieje się tak od dawna - możliwe, że to dodatkowa kara za zeżarcie magicznego jabłka w czasach, gdy wszyscy latali goli po sadzie i tak dawali sobie w palnik, że aż gadali z wężami. Ach te niezapomniane lata sześćdziesiąte...
Metody rozwiązania problemu Mamusi można podzielić na 3 grupy:

1) rozwiązania siłowe, czyli reguła 103 metrów (mamusia 100 metrów za domem, 3 metry pod ziemią) i tym podobne:
  • Utrzymanie Mamusi w odpowiedniej odległości nie stanowi problemu: w sklepach rolniczych można kupić pastuch elektryczny. Zasilanie najlepiej ustawić pod bydło rzeźne
  • Rozwiązania typu chloroform i tabletka gwałtu mogą się nie sprawdzić - kij wie, co wdychała/połykała Stara Torba w czasach, gdy jej cycki jeszcze nie sięgały kolan.
  • Zawsze można zrzucić Starą Torbę ze schodów, ale to jest zbyt mało epickie.

2) rozwiązania podprogowe, sugestie:
  • Porozkładane wszędzie ulotki ośrodka Spokojna Jesień powinny dać do myślenia...
  • ...a jeśli nie dadzą, to należy zacząć rozkładać wizytówki zakładów pogrzebowych.
  • Sprawa wydaje się prostsza, gdy Tatuś (jako mądrzejszy) mając dość Starej Torby ewakuował się z tego świata dostając zawału w objęciach czterech skośnookich masażystek, kozy i karła. Wtedy odpowiednie będą pytania: "Taty czas nastał już dawno temu... a Mamusia jak się czuje?".
  • Dobrym sposobem jest też zaprzęgnięcie do pracy naszego... telewizora! Wybierając się do wypożyczalni DVD, wystarczy odpowiednio dobierać pozycje filmowe. Szczególnie polecam: "Starsza pani musi zniknąć", "Jak zabić starszą panią", "Dwaj zgryźliwi tetrycy", oraz "Czarownice z Eastwick".
  • Jeśli wcześniejszy podpunkt nie pomoże, warto spróbować kina XXX z aktorkami w podeszłym, BARDZO podeszłym wieku. Dodatkowe, słodkie zerknięcia na Mamusię podczas oglądania produkcji brykanych, będą robić piorunujące wrażenie!

3) rozwiązania organizacyjno-logistyczne:
  • Dobrze sprawdza się poinformowanie Mamusi, że wygrała czternastodniowy pobyt w SPA. Można pod tym pretekstem wysłać Torbę do ośrodka badań leków doświadczalnych, inwazyjnych sposobów leczenia problemów jelitowych, czy nowatorskich technik leczenia uzębienia metodą 'per rectum'.
  • Jeśli człowiek dysponuje wolną gotówką, warto zainwestować w wysłanie Mamusi na wakacje do ciepłych krajów. W wersji optymistycznej da się zamienić Pasożyta na wielbłąda albo kozę. Cięższe przypadki mogą wymagać dorzucenia do Mamusi motorynki, albo kilku sztuk trzody chlewnej.
Odpowiednio dobrane kombinacje powyższych, będą się doskonale sprawdzać w gnębieniu Mamusi:

...wieczór, Mamusia siedzi na tarasie popijając drinka w smukłej szklaneczce. Za balustradą rozciąga się widok na piramidy, pięknie oświetlone miasto sprawia, że chwila staje się magiczna, niezapomniana... Można wtedy podejść do Purchawy, przysiąść się i zacząć rozmowę:

- piękna chwila, taka rodzinna... Żona już zasnęła z dziećmi, a ja tak siedzę proszę Mamusi i zastanawiam się, jakie to piękne było gdy Mamusia dała życie mojej małżonce, jak to był cud narodzin, gdy Mamusina wagina była rozrywana na strzępy przez przeciskający się przez nią łeb mojej żony, jak personel na sali operacyjnej skąpany w Mamusinych wrzaskach oglądał Mamusine podwozie gdy Mamusia zejsrała się podczas porodu i tak przypomina mi się taka scena z filmu 'Gorące czterdziestki trzydzieści lat później', gdy jedna z bohaterek złapała Beduina na wielbłądzie i....

...a resztę już pozostawiam fantazji Czytelnika i jego pomysłowości.

wtorek, 21 maja 2013

Sonda 05-2013

W dolnej części bloga pojawiła się nowa sonda.
Jak zwykle chcę od Was wyciągnąć nieco informacji :)

Zapraszam do głosowania!

Jestę księdzę

Droga do stajni. Kilometry znikają pod kołami, w radiu smętna muzyka, Merdaty śpi z tyłu. Rozmowa z Najwspanialszą-Z-Żon schodzi na różnice w zarobkach księży.

- Z tego co czytałem - błyskam oczytaniem i znajomością problemów dzisiejszego kościoła - to potrafią być nawet 10krotne różnice w zarobkach. W Dupowie Dolnym klecha nie ma na opłacenie prądu w kościele i ma 800zł wypłaty na rękę, zaś w większych parafiach zarobki dochodzą do 8 tysięcy.
- Ładnie... Tyle, że nawet przy 800zł pewnie mają zapewniony wikt i opierunek.
- Pewnie tak... wiesz co, a może ja zostanę księdzem? Wykarmienie mnie to spory koszt, zwali się to na parafię, a zamiast brać po kątach jakąś gosposię - będę latać do Ciebie?
- Tia, już widzę te kazania które byś wygłaszał...

*****

Późna, wieczorna pora gdzieś w niewiele znaczącym zakątku kraju. Strzelista świątynia zgromadziła tłumy wiernych, oczekujących na Potok Mądrości, który już za chwilę spłynie na nich z ambony.
Półmrok. Świece rozpalone wokół ołtarza nieco przygasły jakby oddając hołd wzniosłemu momentowi.
Przejmujący chłód przetacza się pomiędzy zebranymi. Szept babć mamroczących pod opadającymi na oczy beretami kolejne wersy modlitw, dopełniają atmosfery.
Nagle rozlega się odgłos kroków. Trzeszczące deski prastarych schodów skrzypią cicho, gdy na ambonę dostojnie wchodzę ja: skąpany w czerni, z powagą i skupieniem na twarzy, w prawicy ściskam kartę z notatkami, lewicą łaskawie pozdrawiam wiernych. Przepełniony uwielbieniem wzrok bereciar prześlizguje się po mej postaci. Pewnie nikt nie wie, że pod sutanną mam różowe stringi z Hello Kitty.
Staję na ambonie. Ogarniam wzrokiem tłumy zebranych. W kościele panuje prawie idealna cisza - nikt nie śmie się odezwać, jedynie przepełniona emocjami staruszka zaczyna płakać wzruszenia.
Zerkam na kartkę zapełnioną mądrościami którymi zaraz się podzielę. Niepozorne litery, niewiele znaczące razem, stanowią teraz Treść. Wartość. Równe, wyraźne pismo prezentuje się zacnie, tylko kutas narysowany z roztargnienia na marginesie psuje trochę obraz całości.
Otwieram usta - wszyscy wstrzymują oddech. Odchrząkuję, pukam w mikrofon, nie działa. Nie szkodzi.
Niczym lew na sawannie oznajmiającym swym rykiem przywództwo w stadzie, tak teraz ja swym głosem namaszczam zebranych zebranymi mądrościami.

- Gruba baba w legginsach! Pomiot piekielny! - wyrzucam z siebie nagle - widziałem grubą babę w legginsach! Niech Was nie zwiedzie jej okrągła, radosna twarz, niech Was nie zwiedzie jej uśmiech uroczy, bowiem - powiadam Wam! (tu zawieszam na chwilę głos, w tylnym rzędzie ktoś mdleje z emocji) jest to dzieło Szatana polującego na Wasze dzieci! Kiedy Szatan jest gotów uderzyć?! Wtedy, gdy człowiek jest słaby! A kto jest najsłabszy gdy jest słaby? Słabe dziecko! Wasze dziecko!
Być może to wygląda niegroźnie, lecz gdy twór baleronowy przechadza się obok placu zabaw - kruszy tę dziecinna niewinność, tę radość z młodzieńczych lat. Wyobraźcie sobie niewinne dziecię, które odwraca znad zabawek wzrok i trafia swym dziecięcym spojrzeniem na te kalafiory rysujące się pod materiałem napiętym na zadzie do granic możliwości, na te włosy wyrzynające się przez materiał legginsów, te bakterie wijące się w rozstępach i te zrogowaciałe pięty mlaskające w japonkach! I psychika takiego dziecka runie i zawali się i osłabi się dziecię i jak się tak naogląda to potem PEDAŁEM ZOSTANIE!!!

W tym momencie wybuch rozpaczliwego płaczu przerywa mi kazanie. Szloch niesie się w świątyni, sąsiedzi rozpaczającej niewiasty staraj się ją pocieszyć. Po kilkudziesięciu sekundach kobieta się uspokaja. Do kościoła wraca prawie idealna cisza, przerywana jedynie odgłosem kapania rozmoczonych łzami glutów walących z niewieściego nozdrza.
Uspokajam emocje w swoim głosie, wyrównuję oddech, kontunuuję.

- Możemy walczyć, tak! Możemy WSPÓLNIE przeciwstawić się złu przebranemu w galaretową zawartość legginsów! Lecz nie dzięki przemocy, nie dzięki potępieniu. Możemy ratować nasze dzieci pokonując jednocześnie nasze słabości, naszą główną słabość!

Zebrani wstrzymują oddech, świece zapłonęły mocniej, odbicie światła świec pobłyskuje złociście w gilowej kropli dyndającej pod czubkiem nosa szlochającej.
Biorę głębszy oddech i wyrzucam z siebie:

- EGOIZM!!! To jest nasza słabość!!! To ona niszczy nas, jako wspólnotę! Nieskromnie chowamy tylko dla siebie cud stworzenia, ukrywamy wzajemnie przed sobą to, czym wspólnie cieszyć się powinniśmy!

Tu zerkam z wyrzutem na młodszą, niewieścią cześć zebranych. Połowa z nich czerwienieje ze wstydu czując na sobie mój wzrok.

- Niewiasty. Istoty z natury grzeszne. Przyszłe matki, żony i kocha.. yyyy.. gosposie. Być może robią to nieświadomie, lecz to one odbierają nam szansę na zbawienie! Bowiem nie po to dał im Stwórca TO COŚ, by tak bezczelnie chować je miały!!! Kto jest najtrudniejszym przeciwnikiem Szatana? Człowiek szczęśliwy w życiu, człowiek szczęśliwy w wierze! A co największe szczęście człowiekowi daje??!!? - zawieszam znów głos.

Zebrani zaczynają rozumieć co mam na myśli. Kilka głów potakuje ze zrozumieniem, jakiś jegomość pilnie notuje najważniejsze myśli padające z moich ust.

- Największe szczęście daje możliwość cieszenia się z dzieła Stwórcy! A najpiękniejszym dziełem pana są CYCE!!! To one sprawiają, że człowiekowi dusza się raduje, to one przywołują uśmiech na twarz, to dzięki nim dziecię w piaskownicy się bawiące zrozumie, jaki jest cel jego życia, to właśnie one, te dwa argumenty uzasadniają porządek świata! A nawet jeśli jakaś niewiasta napatrzy się na obcy cyc dumnie sterczący i miłością do innego, niewieściego cyca zapała, niech się nie wstydzi! Kochać to rzecz ludzka, a jeśli są to dodatkowo dwie młode i niezłe du... młode niewiasty - niech się cieszą wzajemną miłością, niech tylko nie zapominają obrazem owym podzielić się z nami, by zadać naszym szczęściem cios Szatanowi! Radujmy się cycami, pokazujcie cyce, trząśnijcie cycem w imię Pana!!!!


*****

Wracam myślami do samochodu. Zaraz skręcamy w prawo, trzeba zwolnić.
Tak, zdecydowanie mógłbym zostać księdzem.

czwartek, 16 maja 2013

Niemoc.

W życiu każdego Prawdziwego Samca jest taka chwila, gdy nadchodzi go wszechogarniająca Niemoc.
Półprzytomny wzrok zsuwa się po meblach by bezwładnie upaść na podłogę, Bączuś Jelitowy już nie brzmi jak Zeus Gromowładny, nawet po jajach człowiek nie ma siły się podrapać. Podrzuca tylko nogą z nadzieją, że moszna sama odklei się od pędzla i przestanie smyrać jakimś buntowniczym włosiem.

Czasami tak właśnie bywa. I nawet dobre chęci Najwspanialszej-Z-Żon nie są w stanie poprawić tego stanu: przyniesione przez Nią piwo nie cieszy, Prawdziwy Samiec ma wręcz ochotę powiedzieć:

- dzięki Ci za ten napitek Niewiasto, weź jeszcze tylko wypij to za mnie albowiem mój przełyk zmęczony jest i nadmiar pracy mógłby go zabić. A i siknij jeszcze za mnie po tym piwie, bym wstawać z kanapy nie musiał.

Tak to właśnie czasami bywa.
Ewidentnie nadaję się dziś do uśpienia.

*****

Jakoś początek tygodnia. Malujemy ostatnią ścianę, remont ma się ku końcowi.
Stoję w rogu pokoju, po prawej długa ściana, po lewej okna, twarz mam skierowaną w róg. I trochę w dół. Gapię się pod swoje stopy opływając samozadowoleniem: tam gdzie kiedyś rury wnikały się w podłogę z subtelnością Obcego wbijającego kły w czaszkę wojaka, dziś jest porządek, ład, oraz ogólnie pojęte piękno i estetyka. A wszystko to dzięki mnie! Prawdziwemu Samcowi! Albowiem to właśnie ja za pomocą majzla i młota rozkułem w pizdu cały ruropodłogowy koszmar, to ja wylałem pół wiadra betonu w wykuty otwór, to ja wykończyłem całość szpachlą trzymaną w prawicy swej, to ja upierdoliłem ładny cokolik na kwadratowo, żeby dobrze się panele przy tym dziadostwie układały.
Muszę, ale to MUSZĘ podzielić się samozadowoleniem z Najwspanialszą-Z-Żon. Wspomniana po 2giej stronie pokoju stara się (pod czujnym okiem Merdatego) przyjąć możliwie najdziwniejszą pozycję z wałkiem i korytkiem farby, jednocześnie malując coś co na pierwszy rzut oka przypomina wielkiego kutasa.

- Wiesz, ale fajnie mi wyszedł ten narożnik tutaj.

Najwspanialsza-Z-Żon kolorując lub zamalowując lewe jajo odpowiada nawet nie odwracając się do mnie:

- No mówiłam ci, że fajnie wyszło.
- Tak? Widocznie musiałaś za słabo mnie chwalić jeśli wyleciało mi z głowy.

Najwspanialsza-Z-Żon zamyśliła się chyba nieco bardziej, zamalowując jajo prawe. Na wymalowanej żołędzi pojawiła się cewka moczowa, albo tajemniczy, chujowy uśmieszek. A może to tak światło pada na ścianę? Tak, to chyba kwestia światła.

- No widzisz, to teraz już wiesz jak się czuję nie dostając od Ciebie komplementów.

Chyba za dużo stałem wdychając opary farby. Zanim zderzyły się dwie szare komórki odpowiedzialne za to, bym nie ładował się w bagno, z ust mych padło:

- Kotek, komplement Ci robię za każdym razem gdy na Ciebie włażę....

...w tym momencie uruchomiła się skąpana w oparach farb logika, która dorzuciła jeszcze od siebie:

- yyyyyy, nie, wróć. Komplement robię Ci za każdym razem, gdy na Ciebie włażę z otwartymi oczami.

Zanim zorientowałem się, co padło z moich ust - już było za późno. Nawet sobie nie wyobrażacie jak ciężko czyści się farbę z owłosionego, męskiego ciała...

wtorek, 14 maja 2013

Kijem w motyla, czy jakoś tak...

Nie ogarniam świata Kobiet. Zdecydowanie.
Prawdziwy Samiec mając jakiś problem, jest w stanie rozwiązać go za pomocą 5 środków (3 środki wyrazu, 2 środki działania bezpośredniego):
  1. Odpowiadając "tak"
  2. Odpowiadając "nie"
  3. Odpowiadając "spierdalaj"
  4. Jebnięcie młotkiem
  5. Cycki
Teoretycznie punkt piąty może nie mieć wiele wspólnego z rozwiązywaniem problemów, jednak trzeba pamiętać, że cycki są odpowiedzią na każde pytanie.
Świat mężczyzn jest prosty, poukładany, wyraźny jak stojące sutki nagiej nimfy wodnej myjącej swe podwozie w zimnym górskim potoku. Przegadanie jakiegokolwiek problemu w męskim gronie polega na wymianie czterech samczych spojrzeń i pokiwaniu głową ze zrozumieniem. Jedyne towarzyszące temu procesowi otwieranie ust ma na celu przyjęcie kolejnego łyka piwa.

Kobiety. Mając jakiś problem nie dążą do jego rozwiązania. One muszą ten problem PRZEGADAĆ. Nie przeanalizować, ale PRZEGADAĆ. I tym oto sposobem z najmniejszych problemików rodzą się wielkie dramaty.

- Mój mąż kupił mi jogurt z kawałkami owoców, ale małe kawałki owoców są w tym jogurcie...
- U mnie też się tak zaczynało przed rozwodem.
- ???
- A pomyślałaś o tym, że może nie szukał Twojego ulubionego jogurtu z dużymi kawałkami owoców, tylko wziął pierwszy z brzegu?
- No, możliwe, do pracy się spieszył....
- Ale gdyby mu zależało, to by poszukał.
- No w sumie....
- A z jakimi owocami ten jogurt?
- Z jabłkami, ale wolę z truskawkami...
- O widzisz! To też coś znaczy: specjalnie nie dał Ci z truskawkami, wiedząc, że je lubisz. Takie małe przykrości specjalnie robione, to specjalność facetów. A do tego jaki Ci kupił? Oczywiście, że z JABŁKAMI! A wiesz, co oznacza JABŁKO?
- Nie...?
- A pamiętasz, jak Adam podał Ewie jabłko które podał mu wąż? Twój facet dając Ci jogurt z jabłkami nazwał Cię ŻMIJĄ!!!
- Faktycznie... Tylko co może oznaczać... O rety... Później Ewa została wyrzucona z raju, on mnie już nie kocha, on chce żebym się wyprowadziła!!!! [beki, szlochy, łzawe pochrząkiwania].

Oczywiście jogurt z jabłkami wziął się stąd, że truskawkowych akurat kurwa NIE BYŁO W SKLEPIE.
Czasami wydaje mi się, że gdyby Niewiasty rządziły światem, to nieodpowiednie kawałki owoców w jogurcie mogłyby doprowadzić do wybuchu wojny nuklearnej.

Kobiety.
Wpadły na pomysł, by PRZEGADAĆ temat "jak zatrzymać przy sobie ukochaną osobę". Oczywiście w dyspucie wzięły udział same Niewiasty. Po co Samiec miałby się rozpisywać nad takim tematem? Przecież od dawien dawna wiadomo, że Prawdziwy Samiec czując motyle w brzuchu obstawia głód albo sraczkę.

Nie ogarniam świata Kobiet. Tyle przelanych słów o tym jak zatrzymać przy sobie 2gą połowę. Zupełnie jakby nie wystarczał chloroform, tabletka gwałtu, albo stare dobre przykucie kajdankami do kaloryfera.

poniedziałek, 13 maja 2013

Pół żartem, pół serio: ciach!

Rok 2011. Chyba.
Letni wieczór. Wyciągamy ze stajni gigantycznego ogiera, czarnego jak dupa szatana, silniejszego od Baby Z Radomia wyrywającej Trzy Cytryny. Ciemne chmury na niebie zapowiadają nachodzącą burzę, pomruki nawałnicy grożą całemu światu ogromną ulewą. Weterynarz podchodzi do ogiera, wstrzykuje mu tajemny wywar mający zwalić ko... mający powalić konia, gdzieś w tle pod prawie bordowymi chmurami pojawiają się błyskawice. Zrywa się wiatr - niespokojny koń rozgląda się zdezorientowany, podmuchy nadchodzącej wichury szarpią końską grzywą. Kolejna błyskawica rozświetla przerażone twarze Stajennych Niewiast, w dłoni weterynarza błyska igła następnej strzykawki pełnej mocy Morfeusza.
Ogier rży niespokojnie gdy nowa dawka leku trafia do jego krwiobiegu. Koński Szaman zdziwiony odpornością konia dziwi się, jakim sposobem bydlę jeszcze nie legło na ziemię. Najwspanialsza-Z-Żon zielona na twarzy stara się uspokoić właścicielkę ogra, której twarz przyjęła barwę szaroniebieską.
Ogier delikatnie się zatacza, lecz już po chwili ostatecznie przegrywa walkę z trzecią działką narkotyku. Obala się na ziemię, lecz jakby przeczuwając nachodzący ku niemu mrok - walczy o przytomność starając się podnieść, zerwać na cztery kopyta, wyszarpuje się spod rąk dociskających go do ziemi.
Weterynarz rozgląda się po zebranych: trzy niewiasty - jedna zaraz zwymiotuje, druga zemdleje, trzecia już beczy. Z nich pożytku nie będzie. Jego wzrok pada na mnie:
- panie, jesteś pan najcięższy, siadaj pan mu na głowie i pilnuj żeby nie wstał!
Posłusznie przyszpilam szamocącego się ogiera do ziemi swym (wtedy jeszcze) wysportowanym dupskiem. Wtedy też właśnie zaczynam pojmować, w jak niewygodnym znalazłem się położeniu: łeb jest z przodu konia, jaja są z tyłu. Jeśli mam zostać na końskim łbie, nie zobaczę jak wygląda rżnięcie końskich jaj!
Kolejne uderzenie błyskawicy oświetla weterynarza przyglądającemu się z uwagą skalpelowi trzymanemu w dłoni. Gdzieś obok w wiadrze moczą się narzędzia wyglądające na kowalskie. Kilka ruchów skalpelem, weterynarz sięga po gigantyczne szczypce i wprowadza je tam, gdzie mój wzrok nie sięga. Nie pozostaje mi nic innego jak obserwować twarze Niewiast Stajennych. Te jednocześnie płaczą, mdleją i starają się nie zwymiotować. Metaliczne 'ciach!' i drgnięcie konia pod mym dupskiem oznajmiły, że ogier... już nie jest ogierem.
A ja tego nie widziałem....

*****

W życiu każdego Prawdziwego Mężczyzny nadchodzi taki moment, gdy w imię wyższego dobra należy nieco nagiąć, a wręcz zdradzić męską solidarność. Odstawić na bok ideały, wyższe cele zamieść pod dywan, zagryźć zęby i ku chwale zdrowia urżnąć jaja przy samym pędzlu.
Dosłownie.

Po kilku latach przemyśleń, dyskusji i rozterek, doszliśmy z Najwspanialszą-Z-Żon do wniosku, że Rudy Ciul nam się starzeje, ogierzenie (znaczy się próba włażenia na wszystko co ma 4 kopyta i jakikolwiek otwór) zaczyna być dla niego niebezpieczne, a ogólnie biedak to przez te swoje jaja nie może sobie z innymi konikami biegać i zawsze taki sam jest i ogólnie ma ciężki żywot. O ile jeszcze powyższa argumentacja Najwspanialszej-Z-Żon nie do końca mnie ruszała, tak prosta, męska logika mówiła: jeśli nie może się po nich podrapać, ani moczenie kija też nie jest już przewidziane w jego przypadku, to po cholerę mu te wory pod podwoziem?

Poniedziałkowe popołudnie. Stajenna hala. Na hali Najwspanialsza-Z-Żon, Rudy Ciul, ja, Weterynarz, pies.
Merdaty jakby przeczuwając co się święci, oblizuje się tajemniczo. Moja Druga Połowa głownie zmienia kolory na twarzy starając się nie rozbeczeć, ja ustawiam sprzęt do nagrywania udając, że nie mam sraczki z nerwów. Jedynie Weterynarz ze stoickim spokojem podaje Rudemu dożylnie jakieś magiczne wywary. Widząc to, co się dzieje z Ogrem, zastanawiam się czy nie poprosić o działkę dla siebie - na imprezę będzie jak znalazł.
Chemia w krwiobiegu Jeszcze-Ogiera chyba już działa: pół tony mięsa chwieje się na kopytach i  zatacza. Nie wiem czy Najwspanialsza-Z-Żon też czegoś nie wzięła - teraz udaje chyba bobra przegryzając z nerwów deski w bandach. Pies nadal się oblizuje.
Koń w końcu poddaje się i postanawia zaliczyć glebę. Oczywiście nie może tego uczynić w jakkolwiek cywilizowany, dostojny sposób: pomimo, że początkowo skład się ładnie jak trasformer, tak pod koniec traci jakimś sposobem równowagę i zwala się mordą do przodu ryjąc licem w halowym gruncie. Kurwa, przez jego opcję 'glebogryzarka' mamy teraz piękny ubytek w uzębieniu - konisko ukruszyło sobie kawałek zęba. Jak znam życie - Najwspanialsza-Z-Żon będzie chciała wprawić mu licówki.
Póki co bierzemy się do roboty: Merdaty siada bliżej końskiej dupy, Weterynarz pęta kopyta, Najwspanialsza-Z-Żon głaszcze nieprzytomnego konia, ja staram się nie rozbeczeć, a Rudy Ciul postanawia zaskoczyć nas wszystkich:
HARLEM SHAKE!!!!
Na wszystko byłem gotowy, ale na drgawki u konia! Rudy leżąc drży i podskakuje jak ja na klopie dzień po zjedzeniu ostrego kebaba, weterynarz dopytuje przerażoną Najwspanialszą-Z-Żon o jakieś piloty, koń wgryza się ryjem w grunt, pies liże sobie jaja, ja trzymam konia, koń nadal skacze, Najwspanialsza-Z-Żon skacze razem z jego głową, pies zjada końską kupę, Weterynarz chyba coś podaje, ja nie wiem co robić, koń charczy, Niewiasta moja prawie beczy, pies wącha sobie dupę, a Koński Szaman ze stoickim spokojem stwierdza: bo wszystkie konie po Pilocie tak reagują.
Zajebiście. Przez dziadka Rudego Ciula chyba będę musiał wyprać spodnie.
Jeszcze-Ogier uspokaja się nieco. Weterynarz przysuwa narzędzia, w dłoni błyska skalpel. Po końskim licu spływa łza. Najwspanialsza-Z-Zon solidarnie łzawi razem z koniem. Skalpel zagłębia się w mosznie, przecina tkankę, odwracam wzrok, Merdaty ślini się jak ja na widok mielonego z ziemniakami i buraczkami.
No nie no. Ostatnio nie widziałem kastracji, miękkim nie byłem robiony, trzeba zobaczyć jak to wygląda! Spoglądam na końskie krocze nadal przytrzymując konia: Szamańskie dłonie wyciągają jądra, chwytają szczypce i zaciskają je na takich sinoczerwonych żyłkach... o kurwa, chyba będę rzygał!
Ciach! Ciach! Koń drgnął jeno.



Uwolniony z pętów Już-Nie-Ogier nadal leży dochodząc powoli do siebie. Najwspanialsza-Z-Żon odzyskuje naturalne kolory. Pies przygląda się jądrom nie będąc pewnym czy jeść, czy wymiotować. Ostatecznie w ramach męskiej solidarności nie zjada jajec.
Mija 10 minut. Koń próbuje powoli podnieść się na kopyta. Zataczając się, nieprzytomnym wzrokiem próbuje ogarnąć otoczenie, krwawiąc nieco z mordy. Obwisła warga mlaszcząco kłapie puszczając bokiem ślinę, ciężkie sapanie niesie się po hali. Nagła myśl pojawia się w mojej głowie:

- ej, on wygląda jak ja po ostatniej Barbórce!

Koń jakby rozumiejąc do jakiego zjawiska został porównany, decyduje się z pomocą Weterynarza wstać.
Po chwili zaczynamy z nim powoli spacerować.
Tak, teraz mamy wałacha.

*****

Grubo po północy, tego samego dnia.
Wykończeni nadmiarem wrażeń próbujemy zasnąć z Najwspanialszą-Z-Żon.
Zanim całkiem padnę w objęcia Morfeusza, jeszcze jedna myśl pojawia się w mojej głowie: pozwoliłem na to, by obcy facet na oczach Najwspanialszej-Z-Żon zwalił mi konia na środku hali.
Ojapierdolę. Dobranoc.

środa, 8 maja 2013

Seksistowska notka: gra wstępna

Ostrzegam, będzie ostro.
Niewiasty pozbawione dystansu do samych siebie proszone są o pominięcie tego wpisu.

Całej reszcie życzę miłej zabawy ;)

*****

Młode Samce: burza hormonów, wieczny pytostój, ciągle poszukują okazji by wejść na coś, co na drzewo nie zwieje i jednocześnie posiada otwory w których zwykło się składować to, czego nad ranem Prawdziwy Młody Samiec zgiąć nie może.
Jest to trudny czas, okres wiecznych polowań, niespokojnych myśli i ciągłego poszukiwania okazji do spełnienia swych młodzieńczych ambicji, lecz jest to też okres pełen beztroski, radosnego skakania z kwiatuszka na kwiatuszek, z tylko jedną myślą przewodnią:
- ha! kolejny punkt zaliczony!

Kres tej idylli może położyć jedno zdanie. Zbitek słów okrutniejszy niż strzał w twarz oślizgłą, martwą od tygodnia ośmiornicą. Bowiem gdy człowiek już się wdrapuje na swa kolejną ofiarę z godnością i subtelnością hipopotama zwalającego się do jeziora, może paść z ust niewiasty upolowanej pytanie równie zaskakujące, co brutalne:
- a gra wstępna?
Mózg każdego Młodzieńca odruchowo zapyta:
- ale że co kurwa, w karty teraz grać będziemy?!?!?

Oczywiście, żeby powyższa sytuacja mogła zaistnieć, musi zostać spełnione kilka warunków, m.in.
  • Niewiasta nie może być opłacona
  • Niewiasta musi być przytomna
  • Niewiasta musi być na tyle trzeźwa, by wyraźnie wyartykułować pytanie
  • Młodzieniec musi w tym potencjalnym stosunku uczestniczyć jako strona czynna, a nie strona bierna gwałtu
 Jeśli powyższe zostały spełnione - Młodzieniec właśnie wszedł w dorosłość. Witamy w Piekle!



Gra wstępna.
Nikt nie wie, kiedy pojawił się ten dziwny... zwyczaj? Nie wiadomo także dlaczego nie został on wyrwany z korzeniami, spalony w średniowieczu razem z czarownicami, lub wpisany do jakiegoś rejestru czynności zakazanych. Plugawy, barbarzyński ceremoniał wykonywania czynności i ruchów równie zbędnych co i absurdalnych zwala się nam - Prawdziwym Samcom na łeb i jakkolwiek by kombinować - trzeba nauczyć się z tym żyć. Wszak każdy musi nieść ten swój krzyż.
Więc orzemy to pole, odwalamy pańszczyznę miziając, gilając i ciamkając, zastanawiając się jednocześnie dlaczego do Chuja Wacława nie można jak za starych dobrych czasów ogłuszyć samicy maczugą, przełożyć przez pobliski kamień czy zwalony pień i wychędożyć bez zbędnych ceregieli?!?!?
Cywilizacji nam się chciało. No to i mamy efekty uboczne: skoliozy, lordozy, wady wzroku, AIDS, Bibera, One Republic i grę wstępną.
Najgorsze jest udawanie nawet minimalnego, Samczego zainteresowania grą wstępną. Jeszcze bardziej zbędne zjawisko to Niewieście rozpływanie się nad tym jaka była ta gra wstępna. Przecież można to zjawisko postawić na jednej półeczce z kobiecym orgazmem i oznaczyć wspomnianą półeczkę tabliczką z napisem: a kogo to kurwa obchodzi?!?!


Ale nic nie poradzimy, trzeba i już.
Z rozmów przy piwie wywnioskować można, że najłatwiej z tym radzić sobie Samcom posiadającym zwinne palce. W końcu trzeba głaskać, miziać i czochrać. Wary sprawne też się przydadzą. Najlepiej na tyle wyćwiczone, by śliny bokiem nie puszczały podczas wargowych wycieczek po niewieścim karku - wiadomo, źle się śpi na zaślinionym łóżku. No i ten język.
Niby język znaczenia nie ma. Ani jego długość. Oczywiście, że nie ma, rozmiar się nie liczy - tak twierdzą Niewiasty. Taka sama to prawda jak Samcze gadanie w towarzystwie Niewiast, że rozmiar piersi to rzecz mało ważna.
Szczerze: która z Niewiast nie zmięknie w kolanach na widok Prawdziwego Samca, który jest w stanie oblizać sobie brwi?


Gra wstępna.
Niczym grzech pierworodny ciąży na naszych głowach. Oczywiście można w ramach strajku przeciw uciskowi ze strony Niewygilanej Samicy oblać się benzyną i podpalić, palce sobie połamać, język odgryźć i milion innych cierpień uskuteczniać, ale... po co?
Wszak otrzymaliśmy od Matki Natury przepotężną broń! Umysł! Przy odrobinie starań, można przekuć brzemię na coś, co przyniesie nam odczuwalne korzyści!
W końcu wiadomo od dawna:
  • solidnie wytarmoszona niewiasta jest nie gada tyle co zwykle, więc mamy spokój
  • solidne tarmoszenie może poskutkować dobrą kolacją, a BARDZO solidne tarmoszenie nawet zacnym śniadaniem
  • szacunek u sąsiadów też rośnie wraz z głośnością wrzasków Niewiasty
  • ...a poza tym to zazdrosne, a jednocześnie pełne podziwu spojrzenie sąsiadek w windzie... szczególnie tej rudej studentki z siódmego piętra...
Żeby w życiu nie było zbyt łatwo, można się oczywiście wpierdzielić w jakieś bagno. Wszak gra wstępna nie jest tak prosta jak jazda na rowerze i należy uważać, by nie zrobić kilku podstawowych błędów:
  • odwalanie gry wstępnej w słuchawkach to zły pomysł
  • uwagi o sarnach podczas smyrania nóg to zły pomysł
  • rozmowy o filmie "Mucha" podczas smyrania karku to zły pomysł
  • wspominki o morskiej bryzie podczas prac językoznawczych to zły pomysł
  • dopytywanie czy to hemoroid czy łechtaczka to zły pomysł
  • udawanie echa poniżej linii pasa to też zły pomysł
Na minę wdepnął łatwo. Całość przypomina pokrywanie samicy modliszki - jeden nieuważny ruch i głowa odgryziona. Na szczęście jest kilka rzeczy które potrafią uratować sytuację:
  • śmierdolące olejki do macarzu
  • świeczki (do palenia, a nie penetracji!)
  • romantyczna muzyka (ballady KATa odpadają!)
  • podobno jedzenie, ale to już jest ryzykowna sprawa: raz, że może przyjść Merdaty i dziwnie się gapić licząc na resztki, a dwa - w momencie gdy ktoś ma predyspozycje do wzdęć po wszystkim co je, atmosfera może zrobić się nieco... ciężka. Albo wręcz wybuchowa jeśli zostaną wykorzystane płonące świeczki.
Najlepsze w tym wszystkim jest jedno: jakkolwiek by się Prawdziwy Samiec nie starał budować natchnionej, romantycznej atmosfery przesyconej miłością, wonią duszących waniliowych świeczek, czegokolwiek by w uniesieniu nie szeptał niewieściego uszka po francusku czy włosku, to zawsze całość tej wysublimowanej, wzniosłej atmosfery zostanie ostatecznie zdemolowana przez bulgocąco-mruczący głos rozpalonej Niewiasty:

- a teraz mnie rżnij jak swoją brudną sukę, daj mi klapsa, niech moja dupa zapłonie!!!!

I że niby co to kutfa jest? Dr Jekylla i Ms Hyda?

sobota, 4 maja 2013

Pół żartem, pół serio: załadunek

Parking przed marketem budowlanym.
W cieniu przeładowanego wózka sklepowego stoi Srebrna Strzała. Obok stoimy my. Zastanawiamy się z Najwspanialszą-Z-Żon, jak upchać do Srebrnej strzały dwanaście paczek paneli, rolkę gąbki, wiadro, wór gipsu, wór gładzi, pace, worki i sryliard innych dupereli które nie wiadomo po co kupiliśmy.
Oceniając na pierwszy rzut oka - paczka paneli jest dłuższa niż szerokości Strzały, zaś ilość paczek z panelami w sumie stanowi większą kubaturę niż bagażnik i siedzenia z tyłu razem wzięte.
Cicho wycofuję się poza stertę zakupów próbując zwalić problem na Najwspanialszą-Z-Żon. Wszak widziałem na własne oczy, jak z torebki wielkości koperty wyciągnęła kiedyś worek marchewki dla konia, kosmetyczkę, dwie parasolki, telefon, szczotkę i coś co przypominało połączenie blendera z paralizatorem.
Najwspanialsza-Z-Żon przeczuwając moje zamiary, uprzedziła me plany stwierdzając stanowczo:
- Ty ładuj od tyłu, a jak nie będzie chciało wejść, to ja klęknę i będę ciągnąć.
Przechodzący obok jegomość zachłysnął się popijaną colą. Jego żona podejrzliwie zerknęła na nas miotając wzrokiem błyskawice. Uśmiechnąłem się kaprawo w stronę kobiety, po czym ująłem w dłoń pierwszą paczkę paneli. Stanąłem przed zadkiem Srebrnej Strzały oceniając rozmiar paczki i ilość miejsca w prześwicie pomiędzy tylnym siedzeniem a bagażnikiem.
- Od tyłu nie wejdzie, jest za mało miejsca.
- A gdzie tam nie wejdzie, wpychałeś już większe rzeczy w dziursko, weźmiemy kocyk, będzie poślizg to i cały sprzęt Ci się zmieści i wejdzie w tył do samego końca.
Gdzieś z oddali dotarły do naszych uszu kolejne pokasływania krztuszącego się jegomościa. Tym razem pokasływaniom towarzyszyło donośne plask! sugerujące, że dostał strzał z liścia w łysinkę.
Ja tymczasem przymierzam paczkę paneli. O ile jedna jeszcze jakoś wejdzie, nawet trzy albo i cztery dam radę wepchnąć do bagażnika, tak dwunastu nijak nie damy rady załadować. Podejmujemy decyzję: pchamy wszystko na tylne siedzenie, a drobnicę wsadzimy do bagażnika.
- Dobra, Dżona, ja wkładam, Ty w razie czego ciągniesz - stwierdziłem wpychając pakunki do samochodu.
Rozbujana zwiększającym się obciążeniem Srebrna Strzała popiskuje cicho, gdzieś ponad piskami zawieszenia niosą się nasze głosy:
- nie wsadzaj mi tu tego!
- o gdzie mam wsadzić?
- tu bardziej w górę! no, teraz lepiej, pchaj mocniej!
- przecież pcham!
- to pchaj jeszcze mocniej, już czuję że weszło prawie do końca!
Przechodzącej obok kobiecie spadły z wafla dwie kulki lodów.
- czuję że weszło - wysyczała Najwspanialsza-Z-Żon - ale jest jeszcze wolna szpara, wsadź mi w nią coś grubego i krótkiego!
Więc pcham. Niewiasta moja wypięta asekuruje mnie rękoma, pot perli się na moich skroniach, rozchylone usta Najwspanialszej-Z-Żon rwącym oddechem łapią powietrze. Samochód bezustannie buja się i trzeszczy.
- złap z drugiej strony i ciągnij, ja będę popychać lędźwiami!
Starowinka na pobliskim przystanku autobusowym uczyniła znak krzyża spluwając przez lewe ramię.
- to wciskaj jeszcze jeden pakiet, czuję że teraz wejdzie!
Posłusznie odwracam się po kolejną paczkę paneli. Odnoszę wrażenie, że połowa parkingu nam się przygląda. Do porządku przywołuje mnie głos Najwspanialszej-Z-Żon:
- no wsadzaj mi bo czekam tu gotowa!
Przejeżdżający na rowerze ochroniarz zaczepia kierownicą o śmietnik i prawie spada z roweru.
- już idę - odpowiedziałem - nie zmieniaj pozycji!
Do trzeszczącego zawieszenia dochodzi trzeszczenia naszych kręgosłupów i stawów. Najwspanialsza-Z-Żon dając odpocząć plecom, zaczęła podtrzymywać paczki udami:
- daj uda wyżej bo nie mogę wepchnąć do końca!
- ale już wszystko mnie boli!
- to wypnij się i unieś wyżej biodra, będzie mi wygodniej wkładać!
Właściciel samochodu stojącego obok chcąc wejść do swojego pojazdu, nie trafia kluczykiem w zamek. Drżąca dłoń trzymająca kluczyk ześlizguje się z zamka i zarysowuje drzwi na połowie ich długości.
Ja tymczasem dopycham ostatnią paczkę panelami i biorę worki z gładzią i gipsem. Najwspanialsza-Z-Żon zdziwiona kształtem i wagą zbliżających się obiektów, nie wie co zrobić.
- wory, teraz ciągnij za wory!
- nie wiem jak złapać, nie mieszczą się w dłoni!
Przechodzący obok młodzieniec bez mała wjeżdża wózkiem w tyłek kolesia stojącego z rozdziawioną japą na środku jezdni.
- ja już sama nie wiem co mam robić!
- ciągnij!
- ale co?!?!
- gówno, ciągnij obiema rękami za wory!!!
- ale nie chcą już wejść!!!
- to dopychaj, wal  kolanem albo pięścią po worach!!!
Weszły.
Weszły wszystko. Zmieściło się. Stoimy z Najwspanialszą-Z-Żon przy srebrnej strzale. Wokół nas cisza. Cały parking milczy. Kilka osób czerwieni się na twarzy, kilka chce chyba bić brawo, ze dwie wyglądają jakby miały zaraz dostać ataku serca. Szepcę do swojej Drugiej Połowy:
- nie wiem o co chodzi, ale oddajemy wózek i spierdalamy stąd, jakość dziwnie na nas patrzą.

*****

Minęło trochę czasu. Za nami srylionowy dzień remontu. Siedzimy z Najwspanialszą-Z-Żon w ikeowskiej rzygodajni, zagryzając kawę najdroższym na świecie kawałkiem ciasta. Podkrążone ze zmęczenia oczy śledzą leniwie ruch samochodów na parkingu, drżące z przemęczenia ręce niepewnie kierują widelec z ciastkiem w stronę otworów gębowych. Ogólnie nastrój rodem z nocy żywych trupów.
Na parkingu spory ruch. To podjeżdżają kolejne samochody, to znów inne odjeżdżają... Pośród nich gdzieś na dole stoi nasza Srebrna Strzała. Niewielka, niepozorna, średnio nadająca się do przewożenia czegokolwiek poza naszymi dupskami. Do tego bagażnik wielkości parszywej, linia nadwozia też już niezbyt futurystyczna... Pod gimnazjum to człowiek już by nic na ten samochód nie wyrwał.
Obok stoi Navarra. Wielka, lśniąca, z gigantyczną przestrzenią ładunkową, z wysokim zawieszeniem, wielkim, mocnym silnikiem i olbrzymimi kołami które poradzą sobie tam, gdzie Srebrna Strzała nie dałaby rady podjechać. Zerkam z zazdrością na sąsiada Srebrnej Strzały: z takim kufrem mógłbym zawsze mieć przy sobie narzędzia, sprzęt do focenia, śpiwór, namiot, nawet siodło i worek owsa dla Rudego Ciula! Gorzki smak zazdrości odbija mi się w ustach. Dojadamy ciastko, dopijamy kawę, idziemy polować na wieszaki.
Mija kilkanaście minut. Idziemy do samochodu. Właścicielka Navarry ciężko walczy z upchaniem czegoś w przestrzeni bagażowej. Zerkając na samochód - szacuję że musi próbować wepchnąć jednocześnie komplet mebli kuchennych, dwie kanapy i ze trzy biurka, jeśli ma problemy ze zmieszczeniem wszystkiego w swoim samochodzie. Navarrowa niewiasta odchodzi na chwilę od bagażnika odsłaniając to, co nie chce się zmieścić w jej gigantycznym pojeździe. Z bagażnika wystaje kawałek deski do prasowania.
Stajemy z Najwspanialszą-Z-Żon jak wryci. Niewiasta moja szepce mi do ucha:
- ty patrz, laska nie potrafi zmieścić w Nawarze deski do prasowania! A my przewieźliśmy Srebrną Strzałą pół mieszkania!
Radosne...
- Bruahahaahaha
...wyrwało się z mojej piersi. Zdziwiona wybuchem radości właścicielka Nissana zerknęła na mnie podejrzliwie. Krztusząc się ze śmiechu poczłapałem w stronę swojego auta... Deska do prasowania... do Navarry nie weszła... O ja pierdolę...