czwartek, 30 czerwca 2011

Różnica wieku.

Puszczam cośtam muzycznego z YouTube. Trafiam na ALice Deejay, wspomnienia mnie przepełniają, rzucam w stronę Najwspanialszej-Z-Żon stwierdzeniem:

- Druga klasa szkoły średniej... ...Ty pewnie jeszcze wtedy byłaś w przedszkolu?

Chyba dziś kolacji nie będzie.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Niepoprawny politycznie.

Od czasu, gdy odkryłem, że kot panicznie się boi odkurzacza - lubię odkurzać ;>

***

Piątek. Wracam z pracy. Jem obiad, kładę się na chwilę rozprostować kości. 15 minut później budzę się pół metra nad łóżkiem brutalnie wybudzony waleniem do drzwi. Półnagi i półprzytomny wstaję, idę do przedpokoju, otwieram. Dwie niewiasty wpychają mi ulotkę. Ciśnie mi się na usta gdzie mogą ją sobie wepchnąć. Jednak jako osoba cywilizowana - dziękuję grzecznie i wracam do łóżka. Sam.
Kładę się, ale tylko na chwilę. Piętnaście minut później budzi mnie ryk 'I'm A Vampire, I'm A Vampire, I'm A Vampire...' otrząsam się ze snu, chwytam telefon, mama dzwoni. Noszzzzz... Najgrzeczniej jak tylko mogę informuję Ją, że właśnie uciąłem sobie popołudniową drzemkę i nie za bardzo mnie w tym momencie obchodzi, że dziś na plaży nad morzem był trochę cieplejszy piasek. Kończę rozmowę, odkładam telefon (jeb!), układam się... coś zaczyna mnie ugniatać. Otwieram oko - kot zrobił sobie ze mnie kocyk. I ma mokry nos. Nos, zimny mokry nos którym już widzę, że ma zamiar dotknąć mojego CIAŁA! KSZZZZZZZ!!!! Nie poszedł. Informuję go, że chcę być sam wypłacając mu z liścia w twarz. Ucieszył się, że się z nim bawię i ruszył z pazurami na moją stopę.
3 minuty później kot ma areszt domowy w łazience. Wracam do łóżka. Zamykam okna by było ciszej. Zamykam drzwi z przedpokoju by nie słyszeć pukania. Kota przez łazienkowe drzwi informuję, co mu zrobię maszynką do wyciskania czosnku jeśli będzie się tłuc w łazience. Wracam do łóżka. Układam się. Zasypiam.
Mija 10 minut, dzwoni Najwspanialsza-Z-Żon. W słuchawce słyszę: 'co robisz? tęsknisz? jak minął dzień?'.

Nie wiem, z jakiego powodu w tym momencie stanęła mi przed oczami kompilacja składająca się z nadzianego Azji Tuchajbeja, komina na wsi i tyłka Najwspanialszej-Z-Żon.

***

Zazdroszę ludziom, którzy mierzą czas dniami. Nie godzinami, minutami, lecz dniami. Podstawową jednostką ich czasu jest dzień. Zróbmy coś, co zajmie nam dwa dni, zrobimy to za trzy dni. Niesamowite jest, w jakim żyją spokoju nie zerkając co chwilę na zegarek. Chyba im zazdroszczę życia wg naturalnego podziału czasu pt. dzień-noc.

***

Dane mi jest ostatnio być często obserwatorem imprez pt. Ślub. Dane mi jest odrobinę wspierać otoczkę wszelakich wydarzeń związanych z obrączkowaniem się ludzi brnących do ołtarza niczym lemingi w stronę skarpy. I bawi mnie to. Cholernie bawi mnie obserwacja zdenerwowanych Młodożeńców, ich rodziców, świadków, każdego człowieka, dla którego dzień Ślubu jest dniem końca świata, w którym to dniu należy 3 razy zemdleć z nerwów, dwa razy dostać ataku paniki, przynajmniej raz wypada cierpieć z powodu nerwosraczki, a już przynajmniej 7 razy wypada się rozpłakać. Do tego wszystkiego powinna dojść panika z powodu przejazdu bryczką (konie na pewno poniosą i zabiją Młodych), dodatkowo mała obawa, że pod kościołem konie przejadą po gościach składających życzenia, a na 100%, ale to na pewno, na 100% przy wsiadaniu bryczka nagle ruszy wywracając Panią Młodą podwoziem do góry. I wszyscy zobaczą, że z takim prześwitem to ona na pewno już nie dziewica.

Tak tak, jestem złośliwy. Ale mnie to bawi no...

***

Niepoprawny politycznie dowcip na dziś:
- dlaczego lew po posiłku liże sobie tyłek?
- żeby zabić w ustach smak murzyna.

wtorek, 14 czerwca 2011

Trylobicick i grzybny glucik.

Zagadka dnia.

Co to jest: jest półpłynne, szare, jebie grzybem, ma na wierzchu jakieś twarde bobki i jest to u nas w kuchni?
.
.
.
.
.
.
.
odp...
...zupa-krem z pieczarek w wykonaniu 30latka.

*****

Uwielbiam obserwować, jak łaskawa, a zarazem niełaskawa dla człowieka potrafiła być ewolucja. Serce mi się raduje gdy mam ten jakże wielki zaszczyt obserwować rozrzut poziomu ewolucji pośród homo sapiens(?): od ęteligentnych dysputujących panów o fajkach cienkich i apaszkach pod szyją wiązanych, do wzajemnego obrzucania się gównem istot bliżej spokrewnionych z Trylobitami, niż (teoretycznymi) Adamem i Ewą. Cieszy się me oko, bowiem zaprawdę powiadam Wam - życie byłoby nudne, gdyby człekowi nie było dane słuchać dialogów pod sklepem:
- Jendrek!
- Co?
- Chujów sto! Yhyhyhyhyjhy, ale mu kur*a doje*łem!

A póki co kot mną gardzi. Tzn gardził zawsze, jednak dziś gardzi nieco wybitniej. Pewnie ma to związek z moim dzisiejszym występem, podczas którego starając się nieświadomie odtworzyć układ taneczny z jakiegoś dubstepowego klipu, wyrżnąłem kolanem w krzesło, a następnie zwaliłem torbę z biurka i zrzuciłem klucze do herbaty. Kot niestety wszystko to widział. Przesrane.

Zbliża się sądny tydzień. Tydzień poza domem, tydzień przepełniony cierpieniem, walką ze słabościami własnego organizmu i odpornością na piwo. Nadchodzi jeden z najważniejszych testów, przed którymi sam siebie postawię. Zastanawia mnie, jaki procent kosztów związanych z projektem będzie stanowić materiał do wykonania pracy, a jaki piwo, które trzeba będzie wlać w siebie, by w miarę bezboleśnie przejść przez tygodniowy okres upodlenia i jakże szlachetnej pracy przy ziemi. Nie, nie jest to żadna praca u podstaw, nie naczytałem się za dużo Lalki i nie będę kopać rowów.

...ciekawa rzecz się stała. Przestał mi smakować Lech. Moje ulubione od kilkunastu lat piwo przestało pasować do moich kubeczków smakowych. Z jednej strony to naturalne - wszak ponoć jedynie krowa nie zmienia przyzwyczajeń. Z 2giej strony rodzi to pewien problem: co mam do licha odpowiedzieć na pytanie 'jakie ma być' gdy kupuję lub zamawiam piwo? Rzec by się chciało, że jeden z fundamentów mego świata rozpadł się w pył... Nie pozostaje mi nic innego, jak testować setki marek i odmian w poszukiwaniu Tego Jedynego... Tylko co na to wątroba? ...że o Najwspanialszej Z Żon nie wspomnę...

czwartek, 9 czerwca 2011

Ciap Ciap Ciap.

Zdarza się, że czas staje. W miejscu się zatrzymuje. Aktywność świata zbliża się do zera, wszystko wytracą pęd i stara się podetrzeć sobie dupę naturalnym biegiem spraw. Dzień, w którym nawet wentylator pracuje, bo zapomniał, że tak naprawdę nie do końca musi.

Kwiaty na parapecie opuściły mordy, woda bulgoce w czajniku jakby mniej zawzięcie, klawiatura zapomniała się zacinać.

Wszystko wygląda, jakby świat zamiast się kręcić - nadal drapał się po dupie niedobudzony. W bloku naprzeciwko kot zapomniał wyjść na poranny obchód po dachu. A może z niego spadł wczoraj.

Nie wiem, czy jest naturalnym, że mając 30 lat człowiek ma odznaczone już dwie kreski - po jednej za każdego pochowanego znajmego. I trzecią za psa.

Łazi mi po łbie projekt. Snuje się gdzieś w zakamarkach czaszki morderczy tydzień, podczas którego mógłbym sprawdzić, czy faktycznie jestem w stanie realizować się w sposób, który z założenia gwarantowałby spełnienie. Gdy podejdę do próby i przeżyję - będę mógł powiedzieć sobie "dobra, stary pryku, dałeś radę, o to chodziło". Co będzie, jeśli nie przejdę testu? Chyba nie będzie sensu wracać do szkoły.

Jogurt naturalny mam po prawicy. Gdybym nie wiedział, że ostatnie swoje dni spędził w chłodziarce sklepu, bałbym się go otworzyć. Napuchł jakoś tak dziwnie. Zupełnie, jakby chciał mi powiedzieć:
- ooooooo, zobacz, jakim jestem wielkim, nabrzmiałym jogurtem, ooooooooooooo, jak mnie otworzysz to wyprysnę na Twoją czarną koszulę!

Kutfa, brzmi to jak jakiś tekst jak z niemieckiego szajsen-porno...

Chyba pora na kolejną kawę.

wtorek, 7 czerwca 2011

Z życia wzięte.

Mógłbym być kierownikiem wesołego miasteczka. Zbudowałbym najbardziej przerażające połączenie rollercoastera i karuzeli jakie widział świat. Na sam widok tego potwora ludzie mdleliby ze strachu, a jedynie nielicznym udałoby się przetrwać do końca przejażdżkę tym monstrum. A nazwałbym go na cześć Najwspanialszej Z Żon "PMS".

***

Ciekawostka na dziś: przeglądałem źródła odwiedzin tego bloga. Szczególnie interesują mnie rzeczy, które ludzie wpisują w Google zanim trafią na 30latka. Nagrodę tygodnia otrzymuje fraza, która skierowała tu jakąś zbłąkaną duszę, a która to fraza brzmi: "bolący bąbel pomiedzy pośladkami"...

Szuflada cd.

Mamy w domu nową zabawkę. Tym razem jest to zabawka żony. Jest wielka, głośna, gdy pracuje - trzęsie się pół mieszkania. Nie, nie jest to wibrator.

Uwielbiam zerkać za siebie, gdy Najwspanialsza Z Żon siedzi skupiona nad maszyną, oszalałym wzrokiem wpatrując się w galopującą igłę przedziabującą nicią warstwy materiałów, gąbek, lamówek i wielu innych rzeczy, których nazwy ani zastosowania nie znam. Przebijając, kolejne warstwy materiałów dociska coraz mocniej pedał maszyny bez mała osiągając maksymalną prędkość jej szycia i gdy już Łucznik prawie ma się rozlecieć - Najwspanialsza Z Żon wybucha mrocznym śmiechem: "MUAHAHAHAHA, AJEM MASTER OF DE ŁUCZNIK!!!!"...

...cholera... Ktoś już chyba kiedyś powiedział: "...a jeśli w dłoniach żony twojej jawi się nić czerwona jak sam ogień piekielny, gdy lamówka wije się czarna jak dusza samego szatana, gdy maszyna wyje jak zastępy dusz potępionych - to wiedz, że coś się dzieje..."

Jeśli do tego dorzucimy czerwone włosy to dochodzę do wniosku, że pora ściągnąć egzorcystę o.0

Póki co - ciąg dalszy szuflady.


Chyba kwiecień 2011.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Obiektyw jest okrągły, a zdjęcia prostokątne.

Teoretycznie pierwsza sesja ślubno-plenerowo-końska za mną.
W praktyce jeszcze pracy mam przed sobą. Dużo plików jeszcze czeka na wywołanie...

Wnioski z pierwszego starcia ze ślubnym cykaniem? Nie wyobrażam sobie fotografowania ludzi bez poznania ich. Nie wyobrażam sobie jak można powiedzieć komuś 'ustawcie się jakoś'. Nie wyobrażam sobie trzepania kotletów osobie o której nie wiem nic. I gówno obchodzą mnie wypracowane pozy 'trzymających się za rączki', 'dających sobie dzióbka', oraz inne wszelakie do obrzygania oklepane. Lubię uwieczniać na zdjęciach relacje pomiędzy wszystkim co ma się składać na całe cholerne zdjęcie. Tego właśnie mi potrzeba, by wszystko miało sens.

Póki co mała próbka.


Dynd, dynd, dynd...

piątek, 3 czerwca 2011

Z szuflady.

Chyba muszę się zmierzyć w tym lesie z mniej kontrastowym materiałem... Może jakiś Kodaczek na c41? Póki co nieśmiertelny Ilford 400...


Wygrzebałem ze starego laptopa całą masę tekstów pisanych do szuflady wiele lat temu. Gdy to czytam dochodzę do wniosku, że się zestarzałem...