wtorek, 26 marca 2013

Deser

Wieczorowa pora. Zalegamy z Najwspanialszą-Z-Żon w łożu małżeńskim leniwie trawiąc resztki kolacji. 
W tv leci kolejny program kulinarny (MC-GR), Najwspanialsza-Z-Żon z wypiekami na twarzy śledzi poczynania uczestników, ja staram się niezauważenie zdjąć okulary by przyciąć komara.
Merdaty w połowie wczołgał się do sypialni udając, że wcale nie ma zamiaru załadować nam się do wyrka.
Sielanka.

Zapadam w błogą nieświadomość. Morfeusz bierze mnie w swe ramiona, gdzieś pod powiekami rozpoczyna się sen o wielkiej krówce-mordkoklejce błagającej mnie bym wziął ją do ust i przeżuwał, przeżuwał...

Nagłe "EJ" wykrzyknięte przez Najwspanialszą-Z-Żon wyrywa mnie ze snu. Obraz megakrówki pryska, jedynie w ustach zostają ostatki do przeżucia. Cholerny katar...
Starając się nie spopielić wzrokiem mej 2giej połowy, zapytuję kulturalnie:
- no?
- nie śpij!
- nie śpię. Zamyśliłem się.
- zjadłabym coś słodkiego.
- ja jestem słodki.
- chyba byłeś jak spałeś.
- nie spałem, zamyśliłem się.

Tak czy inaczej wygląda na to, że dziś moja kolej zrobić jakąś deserową paszę. Zwlekam się z łoża. Merdaty myśląc, że jego plan wczołgania się do sypialni został wykryty, ewakuuje się szybko do pokoju obok. Ja wkraczam do kuchni.
Szybki rzut okiem na posiadane dobra, jak nie patrzeć - wychodzi głównie jajecznica studencka. Sięgam do najodleglejszych zakamarków, znajduję puszki z owocami. Ok, będzie na słodko.
W niezwykle wykwintny sposób przerzucam podziabane widelcem kawałki ananasa i brzoskwini do kufla z piwa. Z kufla wygodnie będzie wciągać frukty nawet będąc w pozycji leżącej. Miącham zawartość. Przydałby się jakiś element dekoracyjny. W lodówce znajduję odrobinę bitej śmietany w sprayu. Dwa smarknięcia - no deser prawie idealny. Szczerze powiedziawszy wszystko wygląda jak mielone ośmiornice ozdobione pianką izolacyjną, ale w sypialni i tak jest półmrok to nie będzie nic widać.
W akcie uniesienia posypuję jeszcze całość odrobiną Puchatka - no ja pierdzielę, toż to deser na widok którego nawet Gesslerowa by oniemiała.
Tak, oniemiałaby zdecydowanie.

Dumny z siebie jak bereciara z wykrycia żydokomunistycznego spisku, wkraczam do sypialni. Brzuch wciągnięty, pierś wypięta, dwa kufle w rękach. Ogólnie ociekam samozadowoleniem i zajebistością.

Najwspanialsza-Z-Żon bierze kufel do ręki, przygląda się przez szklane ścianki zawartości. Jej lewa brew skoczyła w górę, końcówka prawego ucha zagięła się w dół. To jednoznaczny sygnał, że zaraz mi czymś dowali. Kilka sekund później z Jej ust pada:

- ale jebnąłeś danie. Prawie jak Tali z MasterChefa. Widać w tym daniu Twój geniusz. Dobrze, że nie posypałeś wszystkiego maltodekstryną...

Ożesz Ty! To ja z narażeniem życia puszki otwierałem, widelcem dziabałem narażając się na utratę zdrowia i oka i na śmierć przez rozerwanie zbuntowaną puszką śmietany w spray się narażałem, a Ona będzie sobie tak bezkarnie szydzić z mojego deseru?!?! O nie, w tym domu tak nie będzie!
Wysilam szare komórki odpowiedzialne za cięte riposty i wyrzucam z siebie w kierunku Najwspanialszej-Z-Żon przeżuwającej kawałek ananasa:

- żebyś wiedziała po czym się drapałem przed nałożeniem Ci owoców, to by Ci tak humor nie dopisywał!

Najwspanialsza-Z-Żon przełknęła ananasa, zerknęła na mnie wzrokiem pełnym politowania, rzekła:

- po czymkolwiek swoim byś się nie drapał to miałam to już w ustach albo na twarzy. Tak więc wiesz...

Opadła mi szczęka, opadły mi ręce, opadła mi nawet śmietana na deserze. Szach mat.
Tak jest, ożeniłem się z kobietą idealną.

poniedziałek, 25 marca 2013

Polityczna notka

Strajki-Srajki. Od samego rana bez przerwy bombardują mnie zewsząd informacje o planowanych strajkach, paraliżu wszystkiego co się rusza (tak, jakby się ruszało zgodnie z rozkładami jazdy), ogólnym armagedonie, sraczce i organizacyjnym PMSie.

W klimacie ogólnego wkurwienia na malkontenckie społeczeństwo, postanowiłem w ramach walki o lepsze jutro zostać prezydentem, premierem, ogólnie Panem i Władcą, wręcz autokratycznym dyktatorem.
W walce o Wasze głosy, pozwolę sobie na zaprezentowanie kilku punktów mego programu wyborczego:

  • Nauczycieli wyślemy do kopalń. Zawsze się wydzierają, że w kopalni to już w wieku bez mała 35 lat można iść na emeryturę. Niech idą - ja im szybkiej, wymarzonej emerytury nie zabronię.
  • Górników wyślemy do szkół - zawsze marudzą, że nauczyciele to pracują tylko dziesięć miesięcy w roku przez 40godzin tygodniowo. No to niech tak popracują górnicy na stanowiskach belfrów. Ja im szczęścia wzbraniać nie będę.
  • Patologię bezrobotną od trzeciego pokolenia wcielimy przymusowo do służb wojskowych/mundurowych - tam też ponoć dobrze mają. Przywileje, wczesne emerytury zrobią im dobrze, a najlepiej im zrobi solidne pałowanie w ramach tradycyjnej fali. Nie da się wpoić mądrości i szacunku do pracy przez łeb, to może uda się zrobić to siłowo przez dupę. 
  • Problem więziennictwa rozwiąże program "trzech kul":
    • kula u nogi
    • kula w jaja
    • kula w łeb
Opcja pierwsza: przymusowe prace z kulą u nogi - od razu budowa autostrad i mieszkań ruszy z miejsca. Praca oczywiście płatna, wszak kwiat polskiej grypserki musi zarobić na swoje jedzenie. Reszta wypracowanego funduszu - z racji odbywanej kary - przepada na rzecz domów dziecka i hospicjów.
Opcja druga: to dla tych, którzy w walce z opcją pierwszą będą się wykazywać zbyt dużymi jajami. Po zastosowaniu opcji #2 już nie będą.

Opcja trzecia: bo kto powiedział, że leczenie pedofilii jest drogie? W ramach uwzględnienia przywiązania do wiary przez księży-pedofili, przeznaczone dla nich kule w drodze wyjątku mogą mieć wyryty krucyfiks.

Opcjonalnie jest też przygotowany program "czwarta kula". To dla tych, którzy będą wspominać o ochronie ludzkiej godności, prawach człowieka w więzieniach itp bzdurach. Jeśli chce ktoś utrzymywać ze swoich podatków mordercę/gwałciciela swoich dzieci to jego sprawa. Ale w moim kraju tak nie będzie.

  • Ostatni element programu to plan o roboczej nazwie: wiejska weryfikacja-kontrola-kastracja. Celem akcji będzie weryfikacja kompetencji, kontrola wydajności pracy, oraz pozbycie się tych świń przy korycie, które nie wykazały się rzeczywistym wkładem poprawę sytuacji w kraju. Nie będą się tłuste fiuty kolejne dziesięciolecie wypasać na naszych podatkach.
Oczywiście by działać jako władca państwa w którym nie panują iście barbarzyńskie rządy, pozostawię każdemu całkowicie wolną rękę jeśli chodzi o akceptację (lub nie) prowadzonej przez mą skromną osobę polityki. Każdy będzie mógł albo ją zaakceptować, albo wyp... albo udać się na emigrację, by pasożytować gdzieś poza granicami naszego kraju.

Dziękuję, w komentarzach można wpisywać głosy poparcia. Głosy sprzeciwu także, ale w sumie nie wiem po co - i tak mam je w dupie.

wtorek, 19 marca 2013

...a może frytki do tego?

W życiu każdego Prawdziwego Samca nadchodzi taki moment, że ja pierdolę.

Czas przelatuje przez palce jak sraczka przez sitko, każdy wokół coś chce od człeka, wszystkie terminy są na wczoraj, a rzeczy do wykonania 'przy okazji' układają się w stertę przerastającą już nawet stos z czaprakami konia Najwspanialszej-Z-Żon.

Najchętniej by człowiek wsiadł w samochód zaopatrzony w kierowcę i flachę białego, 40procentowego wina, ściągnął z gwinta zawartość butelczyny i ruszył w miasto z wywalonym przez okno gołym dupskiem drąc się wniebogłosy:

- pierdooooooolcie się wszyyyyscy, mam Wasze sprawy gdzieeeeeeeeś!!!

Ale niestety tak nie jest. Odrobina przyzwoitości i odpowiedzialności trzyma człeka w dybach pracy, obowiązków i norm. Ale to do czasu. Do czasu, gdy owa Odrobina znajdzie swe miejsce w wypiętym, kudłatym zadzie Prawdziwego Samca.

Czasami zastanawiam się, kiedy to wszystko weźmie i pierdolnie ja Tupolew w ziemię smoleńską. O dziwo, zamiast solidnego JEB - wszystko jakimś sposobem się dopina i układa. Być może zaprawa z krwi i potu daje możliwość scalenia spękanego harmonogramu prac, a może zwykłe szczęścia sprawia, że razem z Najwspanialszą-Z-Żon jeszcze nie pieprznęliśmy tym wszystkim  i nie wyprowadziliśmy się do Australii ruchać misie Koala. Tzn nie wiem po co by Jej było chędożenie sympatycznego miśka, ale jak już mi się tak napisało, to niech tak będzie.

Dzień po dniu walczymy o kolejne punkty napiętego do granic możliwości planu: realizować zlecenia, projektować nowe modele, szyć na zapas żeby było co w sklepie wystawić, przerzucić do firmy regały i poskręcać, zaprojektować reklamę, kontrolować kampanię, w międzyczasie chodzić do pracy, jeździć do konia, starać się o szkolenia i...

...może jeszcze kurwa frytki do tego?!?!

*****

Na szczęście jest gdzieś w tym wszystkim możliwość zlokalizowania kilku wentyli bezpieczeństwa. Stajnia dla Najwspanialszej-Z-Żon, joga dla mnie, siłownia dla nas obojga, na deser niedzielne sztolnie, jaskinie, czy inne siatkówki...

...oczywiście o ile jakaś Gorączkella czy inna dziadowska bakteria nie położy człeka do wyra dzień przed planowanym taplaniem się w błocie kilkadziesiąt metrów pod ziemią.

Jebać bakterie, bakterie to zło.

Za to joga jest dobra. Jest bolesna, męcząca, genialnie uczy w tym całym chaosie odrobiny skupienia, wyciszenia i samokontroli. Głownie kontroli nad tym, jak nie pierdnąć przez 40 minut ćwiczeń. Tak, jedzenie pieczarek przed jogą to też zło.
Ale joga jest dobra. Pomimo że zaskakuje najbardziej wyuzdanymi pozycjami i zadaniami, nieodkrytymi wcześniej pokładami bólu i cierpienia. Jest ok.

...leżymy na plecach, proszę powoli przerzucić nogi nad głową nadal opierając ręce na macie, można teraz ugiąć nogi w kolanach i dociągamy delikatnie dociągamy...

...o kurwa! Widzę własne jaja 10cm od twarzy, ciekawe czy dam radę dosięgnąć nosem - ale nie. Czujne oko prowadzące widzi wszystko. Wrócimy do tej pozy w domu, tylko dopiero wtedy, gdy Najwspanialszej-Z-Żon nie będzie. Zrobię jej później niespodziankę - powiem, że zadedykowałem Jej pozycję "złożony świecznik". Albo nie. Jeszcze wpadnie na pomysł, żeby mi świeczkę gdzieś zamontować...

Joga jest dobra, jest zaskakująca. Dziwi, gdy na zajęciach pojawiają się drewniane klocki. Skołatane myśli Prawdziwego Samca szukają uzasadnienia istnienia oderwanych od rzeczywistości kawałków drewna leżących u stóp. Co, będziemy z tym teraz z tymi klockami gadać szlifując jakąś mantrę?!?! W sumie może i lepsze gadanie do klocka na sali, niż pieprzenie do drzewa na zewnątrz przy takim mrozie...

...wsadzamy sobie lewy kciuk do ust, jesteśmy szczęśliwym dzieckiem, wsadzamy sobie prawy kciuk w dupę, by była równowaga. Joga dąży do równowagi. By równowaga była naprawdę równą równowagą, zamieniamy teraz kciuki miejscami...

Joga jest dobra, uczy pokory, uczy poznawać ograniczenia własnego ciała i pokazuje, jak je pokonywać...

...podnosimy się na rękach, jesteśmy w pozycji wyprostowanego psa, przenosimy ciężar do tyłu unosząc biodra, odpychamy się na rękach, jesteśmy w pozycji psa z głową w dół...

...zerkam kątem oka w lustro. Ewidentnie wyszła mi pozycja psa srającego, ale to dopiero 2gi miesiąc zajęć, powiedzmy, że i tak nie jest źle. Wszak tym razem nie rozpłakałem się w połowie ćwiczeń.

Joga jest dobra. Pozwala zapomnieć o napiętych grafikach. I wyzwala prawdziwie Samcze Instynkty.

*****

Piątek, późny wieczór. Wypełzamy z siłowni: Najwspanialsza-Z-Żon po godzinie pocenia się na jakiejś dziwnej maszynie kształtującej pośladki (bojng bojng bojng, hue hue hue hue), ja mając za sobą zajęcia z dociągania jajec w stronę twarzy. Z ust Najwspanialszej-Z-Żon pada zaciekawione:
- co dziś mieliście na jodze?
W tym momencie ja - Prawdziwy Samiec - zniżam nieco głos, przyciągam Ją do siebie władczym ramieniem i szepcę namiętnie do ucha:
- maleńka, jak Ci pokażę w łóżku czego się dziś nauczyłem, to uciekniesz z krzykiem!

*****

...i co z tego, że plany i zamiary prokreacyjne były zacne i bluźniercze, jeśli człek wchodząc do domu jest w stanie jedynie jebnąć twarzą w wyro?


Na szczęście czasami, gdy moce witalne wracają, gdy nawet sąsiedzi w trakcie naszego PO muszą wyjść na balkon zapalić i złapać oddech, czasami w takich chwilach wszystko wraca do normy.

*****


Leżymy w małżeńskim łożu. Na ekranie leci jakiś durny program kulinarny, w pokoju obok Merdaty wychodzi niepewnie spod stołu nie będąc jeszcze pewnym, czy na sto procent już się skończyły te wszystkie wrzaski i tarzania. Tymczasem w tv ludzie zapraszają gości, goście oceniają gospodarzy, później zamieniają się miejscami gospodarze z gośćmy by się ocenić i znów zamienić miejscami. Zderzenie różnych kuchni, spojrzenia na temat paszy, czasami nawet można się uśmiać. Leniwie śledzimy poczynania bohaterów programu - dwie sympatyczne lesbijki dogadzają kulinarnie gościom.
Najwspanialsza-Z-Żon w uniesieniu gastronomiczno-telewizyjnym wypala nagle z pytaniem:

- a gdybyśmy my zaprosili do siebie na obiad dwie lesbijki...
(momentalnie moja lewa brew mimowolnie podskakuje w górę, widząc to Najwspanialsza-Z-Żon dokańcza)
- ...i dwóch orientalnych gości, to co byśmy im dali?


 Jako Prawdziwy Samiec od razu udzielam jedynej poprawnej odpowiedzi:

- oni by dostali po ryju, a one po tabletce gwałtu.

*****

...tia, i frytki do tego. A tymczasem wracając do szarej codzienności pakuję aparaty do plecaka. Wszak czapraki same się nie sfocą.

środa, 6 marca 2013

Cicik

Kobieta. Równie niezbadana, co i nielogiczna. Nie do ogarnięcia są ścieżki, którymi podążają niewieście myśli. I nigdy, ale to nigdy nie wiesz, kiedy Niewiasta Twoja nagle stwierdzi, że coś NAGLE zaczęło Jej przeszkadzać. Ale tak BARDZO przeszkadzać.

Kobiety mają swoje dziwne maskotki: yorki, rybki, pluszowe misie, kapcie z futerkiem, patelnie z różową rączką, nie wiem co tam jeszcze. Paskudztwa owe (znaczy się maskotki, nie kobiety) niby w oczy trochę kolą, jednak Prawdziwy Samiec wie, że trzeba zostawić w spokoju te artefakty by nie sprowadzać sobie na łeb problemów. Omijamy więc szerokim łukiem futrzate relikwie, czasami tylko (gdy nikt nie widzi) przydeptujemy niby to przypadkiem jazgoczącą karykaturę psa, zdarza się rybkom wrzucić do akwarium jakąś niespodziankę (zobaczmy, czy zjedzą śledzia w śmietanie), ewentualnie w trudniejszych momentach po barwniejszej dyspucie z Niewiastą, zdarzy się nam w ramach zemsty napierdzieć na ulubioną maskotkę naszej damy.
Ale poza tym wszystkim szanujemy to całe dziadostwo walające się po mieszkaniu.
Oczywiście w drugą stronę to nie działa.
Bo nie.

Prawdziwy samiec nie ma misiów, yorka, jedyne ryby jakie akceptuje to wędzony pstrąg, śledź pod setę, ewentualnie w ostateczności niedomyta nastka na woodstocku.
Prawdziwy samiec ma coś innego, coś głębszego, coś bliższego ciału niż koszula i gacie razem wzięte.
My mamy swoje ciciki w pępku!

Nadajemy swoim cicikom imiona, kolekcjonujemy je, niepozorne ciciki dają nam tyle możliwości w temacie rozrywki! Można przy piwie robić zawody w kulaniu cicików na odległość, można nimi w kogoś rzucić, porównujemy swoje ciciki, a po naślinieniu palców da się wymodelować cicik na podobieństwo facjaty nielubianego kolegi z pracy.
Mamy dwa ciciki? Jeszcze lepiej! Można z nich zrobić pół bałwanka, albo cycki, możemy zderzać ciciki symulując katastrofę drogową, zaś gdy dojdzie cicik trzeci - można już takim zbiorem żonglować!

Ciciki TO JEST TO!

Oczywiście największym problemem w temacie cikików jest Kobieta.
Czasami gdy Prawdziwy Samiec stoi przed lutrem w łazience podziwiając swe boskie ciało, wpadnie do łazienki Niewiasta. Przylezie by zakłócić nasz spokój, przerwać chwile samczego samouwielbienia i co gorsze, wskazując palcem na samczy pępek zacznie robić raban:


- fuuuuuuuuuuj!!!! CO TO JEST!?!?!?
- no, cicik.
- weź to wyjmij, zrób z tym coś!!!

...i nie pomagają tłumaczenia, prośby, powoływania się na sprawiedliwość, równość i braterstwo...

- to ma mi natychmiast stąd zniknąć!!! Wywal to paskudztwo!!!
"Sama jesteś paskudztwo" - pozostaje nam pomyśleć i posłusznie wymontować z pępka naszego cicikowego pieszczocha.

*****

Późny wieczór. Leżę na kanapie opłakując utracony cicik. Najwspanialsza-Z-Żon od trzydziestu minut nawija do telefonu o tym, jak to ostatnio czapraczek pasował kolorem do owijek i jak konik ładnie się prezentował z nauszniczkami.
Chujnia z grzybnią, wyć się chce, cicik poszedł do kibla, jestem sam na świcie i nikt mnie nie rozumie i nie kocha. Smutnym wzrokiem sunę po półce z książkami. Nagle mój wzrok zatrzymuje się na... golarce do ubrań. Bo... golarka do ubrań ma taki przezroczysty pojemniczek, gdzie wpadają kłaczki i tam się rolują i powstaje... PRAWDZIWY CICIKOZAUR!


Cichutko otwieram golarkę, biorę na dłoń kulkę śmiecia wszelakiego. Na mej samczej mordzie pojawia się uśmiech. Cicho szepcę do znaleziska spoczywające na dłoni:



- witaj, jestem Emil, a Ty jesteś moim nowym cicikiem. Od dziś będziemy przyjaciółmi.

Późny wieczór. Najwspanialsza-Z-Żon nadal telefonicznie analizuje różnice pomiędzy fioletem biskupim a fioletem śliwkowym, ale śliwkowym ze śliwki hiszpańskiej.
Leżę na kanapie. Mój nowy cicik już ładnie ułożył się w pępku. Teraz moje samcze Ja jest kompletne.

piątek, 1 marca 2013

Sonda

Jeśli ktoś nie zauważył - na dole strony jest nowa sonda.

Czekam niecierpliwie na Wasze odpowiedzi.