I znów wszystko przyspieszyło. Brakuje czasu na odpoczynek, brakuje czasu na sen, brakuje wszystkiego na wszystko. I tylko Merdaty leniwie przeciąga się na legowisku mając na całokształt totalnie wyjebane.
Ot, sprawiedliwość.
Lecą kolejne dwa tygodnie bez dnia wolnego. Praca, szkoła, szkoła, praca. Weterynarii nam się chciało.
Najwspanialsza-Z-Żon chcąc uatrakcyjnić nam codzienną gonitwę wpadła na pomysł, że w ramach walki z szarością codzienności wniesie coś do naszego związku. Wniosła zapalenie korzonków, czy jak to się tam zwie. Teraz mam w domu nie dość, że głupiego psa, to jeszcze powyginaną Kobitę. Gdyby obok wygłej Niewiasty postawić Merdatego z tymi jego głupimi minami i dorzucić do całości mój wyraz twarzy, gdy staram się przeczytać nazwę kolejnego mikrociulstwa powodującego unoszenie się zapachu skarpet i myszy z psich uszu, to mamy od razu kompletny zespół kabaretowy. Wystarczyłoby nas postawić na scenie i popatrzeć - rotfl murowany.
*****
- Kto z Was wie, dlaczego pies chce lizać właściciela po twarzy?
Na sali cisza. Odgłos cichego trzeszczenie trybików i zapadek sygnalizuje, że powoli uruchamiają się procesy myślowe słuchaczy. Opierając się na zebranych w życiu doświadczeniach, ryzykuję i staram się rozwiązać zagadkę lizania:
- Dlaczego pies liże mnie po twarzy? hm... Wiem! To oznacza dwie rzeczy: raz - że przed chwilą lizał sobie dupę, a dwa - że jest złośliwym skurczybykiem! Tak?
Mina prowadzącego dość wyraźnie sugeruje, że nie o to chodziło.
- Nie do końca... to jest pozostałość z wilczych czasów, gdy szczenię prowokowało dorosłego wilka do zwymiotowania pokarmu, który następnie szczenię zje.
Zajebiście. Następnym razem gdy Merdaty w ramach radosnego przywitania rzuci mi się z jęzorem na twarz, postawię mu na lico siermiężnego womita.
*****
A czas bezustannie pędzi. Za pasem urodziny Najwspanialszej-Z-Żon. Oczywiście przed wszechwidzącym okiem Niewiasty nie da się nic ukryć, więc już wypłynął na światło dzienne pomysł dotyczący prezentu. Niespodziankę szlag trafił. Następnym razem odgrodzę swój komputer drutem kolczastym, pastuchem elektrycznym i fosą pełna krokodyli. Albo nie, krokodyli nie, bo pomyśli, że dostanie coś z krokodylej skóry. Np buty. Dla konia.
*****
Zajęć ciąg dalszy:
- ...a jeśli nasz pies coś zje, tabletki, trutkę, co wtedy?
Nieśmiały głos z sali:
- Wywołujemy u psa wymioty?
- Tak, wywołujemy u psa wymioty. Kto mi powie, jak wywołać u psa wymioty?
Ja! Ja, ja ja ja! Ja wiem! Ja wiem, serce me przepełnia radość, duma mnie rozpiera albowiem ja wiem jak wywołać wymioty u psa który zeżarł tabletki albo trutkę albo inne plugastwo! Wyrywam się więc i oznajmiam z dumą:
- Należy lizać go po pysku!
Jeśli w życiu Wykładowcy zdarzają się trudne momenty, to właśnie nastał jeden z nich. Ah, ta satysfakcja, gdy swoją logiką jestem w stanie położyć o wiele bardziej wyedukowany w danej dziedzinie umysł!
- No teoretycznie można... Ale jeszcze o ile swojego psa bym po pysku mógł wylizać, tak psa sąsiadki już nie za bardzo... Jak jeszcze można wywołać u psa wymioty?
Z mózgownicy mej aż się dymi. Coś mi świta, na coś już prawie wpadłem, już jestem blisko rozwiązania tylko jednej rzeczy nie jestem pewien:
- Czy wywołanie wymiotów u psa i człowieka może wyglądać podobnie? Tzn czy może mieć taką samą zasadę działania?
Wykładowca bojąc się kolejnego z moich pomysłów, potwierdza nieśmiało:
- No, w zasadzie tak...
Ha! Teraz dopiero zabłysnę! Kurna chata, normalnie dziś bryluję na wykładzie, normalnie siła mego intelektu zaskakuje nawet mnie! Oznajmiam więc wszem i wobec:
- To wymioty u psa można też wywołać stosując zasadę dwóch kciuków?
Szach-mat! Wykładowcy opadła szczęka, nie wie o czym mówię! No teraz osiągnąłem szczyty samozadowolenia - ma wiedza życiowa przerosła wiedzę książkową Prowadzącego zajęcia!
Wspomniany zerka zza stoła pytając nieśmiało:
- Zasada dwóch kciuków?
No, teraz udzielę wyjaśnień i moja wiedza spłynie na zebranych, olśnię swym blaskiem obecnych, w tym samego Wykładowcę!
- Tak. Wymioty można wywołać stosując zasadę dwóch kciuków. Jeden kciuk wsadzamy sobie w gardło, drugi w dupę. Jeśli nie działa i nie ma rzyga - zamieniamy kciuki miejscami.
Tak! Będę zajebistym technikiem weterynarii!
Poniedziałek... poranna kawa w pracy.... ciastko na osłodę szarego dnia i nowy wpis na blogu, czego więcej trzeba żeby dobrze rozpocząć tydzień:)? No dobra jest jeszcze cos;p
OdpowiedzUsuńDobrze, że przełknąłem ciasto i kawę bo oplułbym monitor :) Dobry wpis, współczuję wykładowcom ;)
Żałuję, że nie chodzę na te zajęcia z Wami. Nie chcesz się przenieść na informatykę na Pol Śl? Przynajmniej zajęcia byłyby ciekawe :D
OdpowiedzUsuńKiedyś próbowałem się dostać na PŚ na Informę. Podczas egzaminu gdy dostałem kartkę z pytaniami, nie wiedziałem gdzie kończy się matematyka, zaczyna fizyka i dlaczego jest jeszcze coś, co wygląda jak alchemia... Jakiś czas później wyleciałem z PŚ z Inż. Produkcji, więc zaryzykuję wniosek, że PŚ mnie nie lubi ;)
UsuńAlchemii dalej uczą ;) Tak przynajmniej się czuję na zajęciach o kabelkach i prądzie.
UsuńNa psa to może nie zadziałać. Czasami w nocy tylko po woni trudno wyczuć, gdzie przód, a gdzie tył.
OdpowiedzUsuńpiszę w sprawie mysza-skarpetowego zapachu z psich uszu-drożdzaki ;/ krople do uszu Surolan załatwią sprawę ;> p.s, to dokładnie smród skarpetek i myszy ;D
OdpowiedzUsuńNiezły styl pisania. Trafiłam przypadkowo i nie żałuję. PS. Na miejscu wykładowcy, nałożyłabym Ci zakaz odzywania się na zajęciach ;)
OdpowiedzUsuńWykładowce znam....hehehe poczekaj aż się odwdzięczy też miewa cięty humorek. Tak czy siak życzę Wam powodzenia :D
OdpowiedzUsuńAnet