poniedziałek, 28 października 2013

Mateusz

Wieczorowa pora. Merdaty śpi rozwalony na podłodze, Najwspanialsza-Z-Żon bierze prysznic, ja próbuję najciszej jak się da podpełznąć do Medratego. Uwielbiam gilać go po stopach gdy drzemie.
Już prawie jestem przy jego zadniej łapie, już mam wykonać śmiercionośne gilnięcie, gdy nagle z łazienki dobiega mnie zrozpaczony głos Niewiasty:
- Przyjdziesz tu szybko? Ale tak naprawdę szybko!

Zrywam się z ziemi budząc Merdatego i pędzę do łazienki ile sił w nogach. Otwieram drzwi bez mała wyrywając je z zawiasów, wpadam do środka gdzie...
...w kłębach pary stoi Najwspanialsza-Z-Żon. Kompletnie naga. Wilgotne włosy opadają na kark i ramiona, ostatnie krople spływają po smukłym ciele.
Ehekhe... hemkeeeee... Ehehehehehe... no takie coś to ja rozumiem! Uśmiecham się jak zakonnica na widok marchewski, opieram się niedbale o framugę, obrzucając jednoznacznym spojrzeniem swoją Niewiastę. Aż chce się powiedzieć:
- a cóż to za potrzeba sprawiła, że wezwałaś mnie do siebie, o skąpana w parze i zapachu mydeł Pani, jakież to wydarzenia spowodowały, że przywołałaś do siebie mnie - swego wybrańca? Czyżbyś chciała, bym Cię teraz na ręce porwał, albo nawet i nigdzie nie porywał, tylko tutaj tak jak stoisz za ramiona złapał i...
...i już myśli me galopowały tam, gdzie zwykły się udawać procesy myślowe każdego Prawdziwego Samca mającego przed sobą nagą niewiastę, gdy galop ów przerwała Najwspanialsza-Z-Żon. Jednym gestem.
Powoli uniosła rękę prawą, dłoń za włosy skierowała, obróciła twarzyczkę w stronę uniesionej ręki, jednocześnie powoli wznosząc dłoń lewą w stronę prawego ramienia... A to świnka, tańczyć do tego będzie?!?!?!
- Bo ja to mam tu kleszcza - rzekła wskazując palcem lewej dłoni na prawe ramię.

Eeeee... kleszcza? Jak to jest na kleszcza? Że... Co??? Fuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuj!!!!
Faktycznie - z zaczerwienionego w jednym miejscu ramienia wystaje mała dupka. Bez wątpienia kleszczowa.
- No ładnie... Grzybów Ci się chciało - rzucam żegnając się z wizją łazienkowych zajęć brykanych - dasz radę go wyjąć?

Najwspanialsza-Z-Żon zerka okiem znawcy na merdający w naszą stronę kleszczowy zadek. Chwila ciszy.
- No trochę mały jest. A ty nie widziałeś go dzisiaj rano jak się bzykaliśmy, że miałem kleszcza?!?! - następuje niespodziewany atak w moją stronę.
No co jak co, ale gdzie tu ja jestem czemukolwiek winny?!?!

- Wiesz, nie mam zwyczaju i nie mam zamiaru zaznajamiać się z Twoimi pasożytami w trakcie naszego bzykania!

O! Niech wie, że Samiec swoją wolę ma i podczas czochrania będzie tam zerkał, gdzie ma chęć zerkać! I żadne poszukiwania wypełzających skądkolwiek jakichkolwiek robali nie będą ważniejsze od oglądania podskakujących... No! Wiadomo!

*****

...a kleszczowi daliśmy imię Mateusz.

czwartek, 24 października 2013

TE sprawy

Wieczorowa pora.
Leżymy z Najwspanialszą-Z-Żon w małżeńskim łożu, oglądając w TV nawet dość ciekawy dokument o zboczeniach sexualnych. Na ekranie jakiś starszy jegomość opowiada o tym, jak bardzo go podnieca przebieranie się za niemowlaka i latanie w pieluchach.
Zerkam jednym okiem na Najwspanialszą-Z-Żon - w zasadzie chyba jednak nie jest najgorzej, może i czasami ma jakieś dziwne pomysły, ale przynajmniej nie próbuje mnie wsadzić w pampersa. Tia, zawsze mogło być gorzej...
Z zamyślania wyrywa mnie nagle głos mej Niewiasty:
- a ty za kogo chciałbyś się przebrać w łóżku?

Że niby co?!?! JA miałbym się przebierać za KOGOŚ?!? No nie... Zgodnie z prawdą odpowiadam szeptem wprost do uszka Najwspanialszej-Z-Żon:
- wiesz maleńka, ja jestem tak zajebisty, że to inni powinni się przebierać za mnie!

Zaskoczona Niewiasta zamiast energicznie przytaknąć, coś jakby nie za bardzo łapie o co mi chodzi:
- eeee, Ty, eeeeee, że jak zajebisty, ze niby ale kto? Eeeeee, aaaaaaa, no tak!
...w końcu przytakuje. Coś mi tu zaczyna śmierdzieć. Zerkam na Nią podejrzliwie - wlepiła wzrok w ekran czerwieniąc się na czubkach uszu. No patrz, dziadyga jedna pewnie musiała oglądać urywki Gry o Srom, czy innego bezeceństwa i teraz jej jakieś świństwa po głowie chodzą! Chyba musimy porozmawiać na temat tego, jakie seriale wypada oglądać razem, a jakie w pojedynkę! Zerkam na Najwspanialszą-Z-Żon starając się wykrzesać z oczu jak największą dawkę złości, nienawiści i ogólnego potępienia.
Tymczasem Niewiasta jakby nie zauważając moich prób spopielenia Jej cielesnej powłoki morderczym wzrokiem, ciągnie temat przebieranek:
- heh, wiesz, śmiesznie byś wyglądał przebrany za niemowlaka! Chętnie bym cię zobaczyła w takiej opcji, ale byłby ubaw! Nawet mamkę mogłabym ci załatwić żeby się cię karmiła buahahahAHAHAAH!!!

...i już miałem rzucić się na Nią z poduszką, kłami i pazurami i zamiarem ukatrupienia, gdy nagle zmaterializowała mi się przed oczami scena, na której....

..leżę wyciągnięty na kanapie, głowę wspartą mam na wysportowanych udach mamki. Ta delikatnie gładzi me włosy, karmiąc jednocześnie obranymi ze skórki winogronami. Sok owoców skapuje z Jej palców na na moje usta, jej piersi, chłodne kropelki soku łaskoczą powodując u niej delikatny uśmieszek pełnych ust, osadzonych w twarzy o rysach delikatnych, okolonych burzą kręconych, rudych włosów...
...nieświadomie mamroczę pod nosem...
- tak... mamka, taka fajna mamka która by do cyca przytuliła i...
- no no no - podłapuje temat Najwspanialsza-Z-Żon - taka stara murzynka z cycami do pasa i serem z laktacji w staniku i strupami na cycach!!!


O ja pierdolę...
Obraz idealnej, rudowłosej mamki zostaje zmiażdżony obwisłym cycem starej murzynki.
Już mi się nie chce.
I jutro też nie będzie mi się chciało.
I pojutrze też nie.

czwartek, 17 października 2013

Kop-ciuszek

Godzina 7:50. Czwartkowy poranek.

Stoimy z Najwspanialszą-Z-Żon w kolejce, czekając na otwarcie sklepu. Tak, dałem się namówić na poranne zakupy. Do tego przed pracą. Klękajcie narody.
Stoimy, czekamy. Ogonek wije się na dobre 20 metrów. Część osób grzecznie stoi w kolejce, ale kilku wywrotowców stara się jakby oskrzydlić kolejkę i zaatakować wejście od drugiej strony. Co jurniejsze babcie zaciskają dłonie na laskach i parasolkach jakby sygnalizując, że przed nie wpychać się nie warto. Bo w ryj.
Tak, stoimy w kolejce do lumpa. Dziś czwartek, a to oznacza, że wszystko za złotówkę!
Najwspanialsza-Z-Żon rozgląda się nerwowo po zebranych, jakby oceniając komu jest w stanie wypłacić z liścia w przypadku potencjalnego starcia, babcia obok świdruje mnie wzrokiem, z pogardą zerkając na kucyk, gdzieś dalej dwie niewiasty z wózkami wypełnionymi dziećmi starają się sprawiać wrażenie umęczonych i zapracowanych matek. Nie rusza to jednak pozostałych zebranych - nie z nimi te numery! Dobrze wiedzą, że wózek z dzieckiem jest tylko po to, żeby zapchać pojazd ciuchami - wszak ma większą ładowność niż koszyk! A że dziecko pod stertą oddychać nie może... cóż. Taka już cena bluzeczki za zecisze.

Czując się jakbym był z całkiem innego świata, nieśmiało zapytuję Najwspanialszą-Z-Żon:
- tu tak zawsze taki tłok w te czwartki? Taki bajzel i przepychanie?
- bajzel to będzie dopiero jak otworzą drzwi - uważaj, żeby cię nie stratowali!

E tam, zesrali a nie stratowali. 85% zebranych to niewiasty, o wiele bardziej wątłe niż ja,  w razie czego usiądę na którejś, albo docisnę dupskiem do ściany.
Wewnątrz sklepu dało się zauważyć ruch. Tłum momentalnie zamilknął, w powietrzu czuć takie napięcie, że gdyby ktoś teraz kichnął, to pozostałym puściłyby zwieracze. Jedna z posiadaczek wózka i dziecka, zmienia nieco ustawienie pojazdu, kierując go na wprost drzwi. Kruca bomba, że na to nie wpadłem - wózek ma trzy kółka, więc to trzecie - centralne przednie zadziała jak lemiesz odrzucając na boki pozostałych kupujących! Normalnie jestem pełen podziwy dla niewiasty! Do kompletu brakuje jej tylko ostrzy montowanych przy kołach i zaostrzonej, trójkątnej stalowej płyty z przodu wózka, by czynić nim większe spustoszenie pośród pozostałych kupujących.
Tymczasem atmosfera napięta jak żyły na kaczej gardzieli podczas rozmów o dupolewie i radzieckich brzozach. Najwspanialsza-Z-Żon przygarbiła się nieco, stabilniej stanęła na nogach niczym Usaj Bolt w stanowisku startowym, wbiła wzrok w drzwi i - mógłbym przysiąc - na Jej twarzy pojawiło się skupienie bez mała takie samo, jak podczas oglądania nowego, patologicznego kopytka z galaretowatą, gnijącą strzałką i zapchanymi jakimś badziewiem rowkami przystrza...

- Łotsuńta się pani bo łotwierrrrrajom!!! - wydarła się nagle jakaś starowinka i...
...się kutfa zaczęło:

Główny klin uderzenia poszedł wprost na drzwi zakręcając o 90 stopni do wejścia - część ludzi nieprzygotowana na nagły skręt zaczęła odpadać z kolejki odrzucana przez siłę odśrodkową. Nie wiadomo skąd, nagle pojawiło się kilkunastoosobowe oskrzydlenie, które wbiło się w główną kolejkę rwąc ją na dwie części. Nagle powstaje zadyma jak w młynie pod sceną w drugi dzień woodostoku - łokieć jakiś, kolano, tu ktoś górą leci, tam ktoś leży, tłum faluje i pulsuje, błyskają laski ortopedyczne, balkoniki i protezy, ktoś się drze gryziony w łydkę przez przydepniętą babulinkę, jakaś niewiasta obok wbija pazury we framugę drzwi wejściowych, nieświadomie z wysiłku nadmuchując smarkowego bąbla pod nosem, oskrzydlenie zostaje wypchnięte spod drzwi i kolejka ma już wejść do środka... I wydawać by się mogło, że losy bitwy o wejście zostały już rozstrzygnięte, gdy do akcji włączyła się posiadaczka wózka trójkołowego, który napędzony siłą rządnej ciuszka matki wbił się w pulsującą kolejkę jak samczy kieł w plaster prawie surowej, podwędzanej polędwicy i bez mała identycznie krew lać się zaczyna i jeno jęki rannych i dociśniętych do ścian i rozjeżdżanych kołami wózka słychać było...

- Dżona, gdzie jesteś?!!?!
...w przerażeniu krzyknąć chcę niesiony wbrew swej woli ludzką masą w stronę koszy z berecikami... Najwspanialsza-Z-Żon już w tym czasie jakimś magicznym sposobem na przedzie pochodu się znalazła by wyrywać, wyszarpywać wydzierać z wieszaków rzeczy, których nawet nie ogląda, a każdy jeno zagarnia, zagrabia i przed każdym innym człekiem chowa i nie jest ważne, że dziadek zgarnął babskie getry w panterkę, a kobietka dwa wieszaki dalej stara upchać w koszyku coś, co przez pomyłkę wzięła za palto, a co najprawdopodobniej jest pokrowcem na cinquecento...

8:03.
Główny szał mija, przekleństwa wydają się pojawiać jakby rzadziej, zasadnicza bójka dobiegła końca, jedynie jeszcze gdzieś przy wieszakach występują pojedyncze ogniska zapalne. Sinozielone dziecko w wózku stara się oddychać uchem - jedynym organem wystającym spod sterty przywalających je ciuchów, jedna z babć stara się wytłumaczyć innej wieszakiem, że ta druga sama jest zakłamaną kurwą babilońską co to najpierw po złotówce kupuje żeby później na targu sprzedawać, ogólnie atmosferę przepełnia miłość, wzajemny szacunek i gryzący zapach środków do dezynfekcji ciuchów.
Nagle podchodzi do mnie sterta bluzeczek i staje przede mną. Sterta posiada jedno oko i dziurkę do oddychania. Zerkam na obuwie sterty - albo to Najwspanialsza-Z-Żon, albo ktoś podpierdzielił jej buty. Zerkam jeszcze raz - na stertę - tym razem od tyłu. Zadek wydaje się znajomy, chyba jednak to jest moja Niewiasta moja.
Sterta przemówiła:
- i co, znalazłeś coś sobie?

Pffffffffffff!!!! Czy znalazłem coś dla siebie? No ja bardzo przepraszam. Ja jestem ustatkowany, szanujący się Prawdziwy Samiec! Obce mi są prymitywne przepychanki w walce o jakieś ciuchy, brzydzę się deptaniem słabszych w celu uzyskania szmatek za bezcen, jestem ponad to całe zezwierzęcenie, którego świadkiem tu byłem!
...no i mam przerzucone przez ramię cztery pary spodni, sześć koszulek, trzy bluzy, marynarkę, dwa swetry i polarową bluzę. Ale jej chyba nie weźmiemy, bo ma jakąś dziwną plamę. Coś jakby krew. No bo dziadek jej puścić nie chciał...

8:24
Wychodzimy ze sklepu. Połowa rzeczy które upolowałem dla siebie, okazała się babskimi ciuchami.
W dupie mam takie polowanie.

A następnym razem założę jaskiniowe ochraniacze na kolana, będzie można bezboleśnie taranować tych najniższych. O!

wtorek, 15 października 2013

Okologicznie

W  życiu każdego Prawdziwego Samca bywa tak, że czasami zdarza się jakiś wypadek. Ni mniej, ni więcej - złośliwy los sprawa, że człek zamiast zdobywać świat, musi się pogodzić z tymczasowym odłączeniem od nurtu wydarzeń. Niestety. Nie można zrobić nic innego, jak pogodzić się z przegraną, przyjąć do wiadomości swoją tymczasową nieudolność, zależność, oraz inne zjawiska przez które Samiec czuje się jak ostatnia ofiara losu której nikt nie chce w swojej drużynie.

No bo jestem ślepy. Nie tyle z założenia, co winy losu który kazał mi narodzić się w epoce, kiedy po godzinie 23 w tv można było oglądać co najwyżej powtórki przemówień Jaruzelskiego. O ile oczywiście o 23 jeszcze cokolwiek leciało na jednym z trzech(!) programów. No dobra, przy odrobinie szczęścia można było ewentualnie złapać jakiś pepicki kanał.
Jako, że nie było czego robić po nocach, to przeczuwając swe powołania - znaczy się rolę Prawdziwego samca który zdobędzie kiedyś władzę nad wszechświatem - czytałem. Wiedza jest potęgą, przeczuwałem to już wtedy. Czytałem pod kołdrą w świetle cholernie słabej latareczki dusząc się z braku powietrza, lecz twardo wchłaniałem kolejne stronnice wybranych ksiąg. I nawet jeśli bączuś parszywy po fasolce wymsknął się pod kołderką - nie marudziłem.
Zdobywałem wiedzę, informacje, poznawałem świat i spierdzieliłem sobie oczy od czytania przy słabym świetle. Zrobiło się do dupy.

Tym oto sposobem Prawdziwy Samiec okularnikiem się stał, który z czasem do swych patrzałek się przyzwyczaił, a nawet polubił, gdy to kto któregoś dnia Przyszła-Najwspanialsza-Z-Żon stwierdziła:

- bo mi to się podobają faceci w okularach.

...aż nadeszła TA data. Dzień, w którym los złośliwy wykonał zagranie, od którego osłabła wola samczego istnienia. Zła, podstępna piłka pięknie co i niespodziewanie przez kogoś zbita, przeleciała przez całą długość boiska, obrała sobie za cel samcze lico i przypieprzyła w nią jak rozpędzona świnia w szambo. I patrzałki z lica samczego zerwała i o ziemię nimi rzuciła i w pył się wszystko rozbiło i stanął Prawdziwy Samiec na boisku z gębą płonącą od bólu i zdziwieniem na czerwonej gębie, bo jak to? Co się stało? Ktoś zgasił światło? Nic nie widzę!

Porażka. Należy się niej przyznać przed sobą samym.
Zostałem przez los znokautowany, oślepiony na jakiś czas, pozbawiony możliwości podziwiania Niewieścich Atrybutów w te ostatnie jesienne dni, gdy Rącze Gazele nie są jeszcze całkowicie zaplątane po uszy w sweterki.
I najgorsze jest to, że na pytanie 'coś zrobił z okularami' nie mogę powiedzieć:

- wynosiłem z pożaru trzy jurne gimnazjalistki i ratując je przed śmiercią posiałem gdzieś szkła
- wspinałem się na jurze i gdy zerwało się stanowisko - wbiłem się okularami w ścianę ratując sobie życie

...albo...

- biedną staruszkę napadło sześciu bandytów, a ja nie mając żadnej broni powaliłem ich na ziemię używając jako oręż swych patrzałek, które niestety nie przetrwały walki.

Nie. Ja jedyne co mogę powiedzieć, to:

...a w ryj piłką dostałem.

Widocznie na boisku trzeba było patrzeć na piłkę zamiast na podskakujące cycki.

czwartek, 10 października 2013

Winda

W życiu każdego Prawie-Idealnego małżeństwa bywają chwile, gdy najmniejsza pierdoła może być powodem awantury porównywalnej jedynie z detonacją granatu w szambie, lub rzuceniem nagiego siedmiolatka pomiędzy sześciu pijanych księży.

O ile jeszcze jest szansa, że każde z oponentów ma kawałek miejsca dla siebie, ma możliwość strzelenia klasycznego focha i mamrania pod nosem wszelkich powiązań intelektualnych przeciwnika ze stadem upośledzonych szympansów, tak już sytuacja w której należy przebywać wspólnie w małej, zamkniętej przestrzeni, trąci dramatem. Nic tak bowiem nie deprymuje, jak dłuuuuuuuugie sekundy spędzone na wspólnej podróży windą...

...gdy atmosfera w powietrzu jest tak gorąca i sztywna, że można na niej powiesić i suszyć onuce, gdy człek nie mając gdzie wlepić oczu zaczytuje się z pełnią zaangażowania w tabliczkę informacyjną mówiącą o maksymalnym obciążeniu windy, gdy nawet znany już na pamięć nr telefonu alarmowego wydaje się tak pasjonujący, że akurat teraz w tym momencie należy nauczyć się go jeszcze raz na pamięć, a najlepiej już i teraz wpisać do komórki bo inaczej człowiek umrze i nie będzie żył gdy winda się zablokuje.
Zupełnie, jakby w windzie był zasięg.

Jedziemy więc z Najwspanialszą-Z-Żon windą. Podróż trzy piętra w dół ciągnie się jak próby puszczenia cichego, śmierdzącego bąka w zatłoczonym autobusie, emocje jeszcze kipią, nawet Merdaty czując ostatki latających w powietrzu siekier siedzi jakby bardziej markotny.
I jedziemy... piętro trzecie... półpiętro pomiędzy trzecim a drugim, już prawie drugie, o wyłania się drugie, jest drugie, znika drugie... alarmowy numer telefonu potrafię już powiedzieć od przodu, od tyłu, wyrapować, a nawet wystepować morsem, tabliczka znamionowa już prawie wyblakła od ślizgającego się po niej wzroku, tylko pudełko z resztą polędwiczek trzymane przez Najwspanialszą-Z-Żon jakoś nie pasuje do tego zestawu. Bo teraz, dziś tu w tym momencie, niepozorny kartonik z resztą drobiowego truchła może być W rękach Najwspanialszej-Z-Żon precjozem stanowiącym zagrożenie dla życia i zdrowia. Szczególnie mojego. Bo nie razyzerodwajeściaczi, tylko dzieloneprzezjedendwajeściaczi.

*****

Prawie północ.
Po wypolerowaniu - w ramach walki z nerwami - kubków, poukładaniu cebuli wg rozmiaru i ustawieniu przypraw w kolejności alfabetycznej, wlokę się w kierunku łoża. Najwspanialsza-Z-Żon z marsową miną i jednoczesnym skupieniem na twarzy, ogląda jakiś babski program w TV. Wkręcam się pod kołdrę i układam do snu słysząc, jak P. Wellman stwierdza, że mając gdzieś opinię kościoła w sprawie in vitro, sama byłaby w stanie... "przeleciałabym kurwa samego szatana" żeby mieć dzieci.
Zerkam kątem oka na Najwspanialszą-Z-Żon. Tak, zdecydowanie rozumiem Panią Wellman. Na szczęście ja tu przynajmniej nie ma rogów i ogona. Chociaż dla kitki znalazłbym kilka ciekawych zastosowań...
Trzy minuty później Najwspanialsza-Z-Żon wkręca mi się pod pachę i zasypia.
Tia...
W myślach skreślam plan wystawienia ogłoszenia "zamienię Najwspanialszą-Z-Żon na cokolwiek, może być zepsute". A co mi tam, nie pierwszy raz i nie ostatni, w końcu każdy niesie ten swój krzyż. Najwyżej po śmierci pójdę od razu do nieba.

niedziela, 6 października 2013

Nie mam pomysłu na tytuł.

Popołudnie. Leżymy skupiając się na trawieniu. W TV pani D. przeprowadza wywiad m.in. z małoletniemi, ‘popularnymi’ niewiastami. Ubolewając nad dzisiejszą młodzieżą, zastanawiam się jednocześnie jakiej rzeczywiście wielkości są cycki jednej z zaproszonych.
- Bo Ty to mnie chyba nie kochasz - wypala Najwspanialsza-Z-Żon

W mózgu Samca włącza się lampka ostrzegawcza.
 - Kocham.

 Ufffffffff, sprawa wydaje się Samcowi rozwiązana.
 - Nie kochasz bo nie okazujesz mi tego.

 Zaczyna się… Wiem! Wykonam zagranie szachowe - jednocześnie zakończę drażliwy temat równocześnie błyskając inteligencją. A i znajomością gimnazjalnego humoru się wykażę.
 - Kocham Cię, przecież kupiłem Ci ziemniaki.
- Ale to było dwa dni temu!
- No wiem, dlatego też właśnie kupiłem 6kg żeby wystarczyło na dwa dni.

 NzŻ załamuje ręce mamrocze pod nosem: 
- 6 kg ziemniaków... No nie no, normalnie nie wiem co zrobić z taką ilością miłości.
- Frytki.

Mija 30 minut. Frytek brak, ale za to jest spokój. Przed nami reklama kolejnego odcinka - tym razem ludzie mają zamiar publicznie prać brudy, poddając się przed kamerami badaniom DNA. Genialne, poziom TV schodzi na psy, jeśli trzeba zajmować się już takimi tematami, jak "nie pamiętam komu dałam dupy, trzeba przebadać pół wsi i dwa gimnazja". Jestem tak zbulwersowany, że aż normalnie muszę się podzielić przemyśleniami z Najwspanialszą-Z-Żon:

- Zobacz Dżona, jaka papka dla mózgu będzie lecieć. Kiedyś jeszcze jakieś w miarę tematy były, a teraz? Normalnie... Prawie jak w USA, niedługo będą same programy typu Jerry Springer, a my zamiast dowiedzieć się czego ciekawego, będziemy obserwować patologię wyszarpującą sobie kłaki. Tia... A do tego wszystkiego widownia rycząca jak małpy w klatce czekające na to, by zacząć obrzucać się gównem...

- Mhm.. - przytakuje Najwspanialsza-Z-Żon - będziemy siadać przed TV, brać popcorn i gapić się bezmyślnie obserwując idiotów w towarzystwie innych idiotów... I będziemy tak żreć bezmyślnie ten popcorn z bezmyślnym wyrazem twarzy i pewnie taka pacynka śliny będzie nam nieświadomie spływać z ust... Albo taka gila z nosa będzie tak sobie dyndać nad tym popcornem, ej, a najlepiej by było, jakby tak tą gilą łapać popcorn i śśśśśśślurp! sobie do ust ta wciągać jak kameleon łapie językiem muchy!

O ja pierdolę...


wtorek, 1 października 2013

Chwalipost, czyli krowa.

Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że będziemy z Najwspanialszą-Z-Żon tyle wiedzieć o krowach. Teraz w knajpie, sącząc leniwie piwo, mamy okazję dysputować o wpływie paszy na ilość mleka, a na imprezach rodzinnych dzielimy się wrażeniami na temat związku podłoża na którym stoi krowa, z prawdopodobieństwem przypadkowej amputacji strzyku. Strzyka. No, tego dzyndzla przy cycach. Znaczy się wymionach.
Tak. Poszliśmy na weterynarię, tam nas jeszcze nie było.


Nadchodzą dni radosne i odkrywcze. Dane nam będzie poznawać tajemnice zwierza wszelakiego, zwyczaje, choroby, gusta i guściki. I bez względu na to, jak światłe idee przyświecają naszemu pędowi do wiedzy, jak szczera jest chęć pomocy zwierzakom, tak komentarz zawsze usłyszę tylko jeden:

- Weź nie pitol o leczeniu zwierząt, zawsze chciałeś na legalu wsadzić krowie rękę w dupę.

Tak. Na przyjaciół zawsze można liczyć.